Malarskie Baiao Bongo. Karolina Jabłońska w Rastrze
Kraków żyje ostatnio kontrowersjami: środowisko artystyczne burzy się na zaproponowane przez prezydenta Majchrowskiego połączenie Bunkra Sztuki z MOCAK-iem, krakowska hipsterka opłakuje zbliżające się zamknięcie Bomby i kolejny rozbiór Psa, a najbardziej rokująca młoda galeria komercyjna w Krakowie, jeszcze do niedawna prężnie działający Henryk, zaliczyła spektakularny exodus artystów i obecnie funkcjonuje jako byt efemeryczny. Pozorny spokój panuje tylko w Muzeum Narodowym w Krakowie, które w tym roku odgrzewa Wyspiańskiego (może dyrekcja uznała, że w obliczu spodziewanych zmian kadrowych nie warto się zbytnio wysilać).
To, co najciekawsze w Krakowie, najchętniej pokazuje się poza nim. Skuteczność takiej strategii potwierdza przypadek Potencji (Karolina Jabłońska, Tomasz Kręcicki, Cyryl Polaczek), która raz za razem przyjeżdża z odwiedzinami do Warszawy – pokazuje tu swojego zina „Łałok” (12 stycznia na Groszowych sprawach była premiera trzeciego numeru), urządza bazarek podczas WGW lub wizytuje w Rastrze. Gdy właściciele tej galerii dwa lata temu postanowili urządzić pierwszą wystawę Potencji, spotkała się ona z mieszanymi reakcjami – młode pokolenie patrzyło na ten sukces z ukłuciem zazdrości, a „starzy” krytycy kręcili nosem na malarską łatwiznę lub snuli belferskie dywagacje o zaprzepaszczaniu kapitału symbolicznego przez młodych twórców, którzy zamiast siedzieć w krakowskich piwnicach, woleli brylować na warszawskich salonach. Co do samych artystów, to z tego co wiem, do dzisiaj są z tego występu zadowoleni.
Z przytulonego sprytnie kapitału symbolicznego (i ekonomicznego) Raster czerpie rzecz jasna z rozmysłem i jak na razie galeria wydaje się być najbardziej zainteresowana współpracą z Karoliną Jabłońską, jedyną dziewczyną z potencjowego trio, za to osobowością być może najbardziej energiczną i charyzmatyczną. W 2017 roku Raster pokazywał prace Jabłońskiej na Liste, a razem z gorzowskim MOS-em i tarnowskim BWA wydał niewielką książeczkę poświęconą artystce – Dziewczyna i tygrys. Otwarta pod koniec minionego roku wystawa indywidualna Jabłońskiej w Rastrze nie jest więc zaskoczeniem; raczej potwierdzeniem rosnącej powoli pozycji artystki.
Na wystawie Ślisko zobaczyć można niegrzeczną twarz artystki – jako ukrytą za pończochą złodziejki, której zniekształcone oblicze wyłania się z ciemności.
Sukces Jabłońskiej nie jest przypadkiem, choć nie obyło się bez małych przeszkód. Na początku o jej malarstwie mówiło się po prostu jako popkulturowym czy dziewczyńskim, naiwnym w manierze i tematyce. Jabłońska była chyba po prostu za bardzo postrzegana poprzez pryzmat swojej płci, niechętni krytycy nie zauważali więc, że jej malarstwo podejmowało dość ambitną grę z historią gatunku – odnaleźć można było w nim sceny z XIX-wiecznych mistrzów, malarstwa holenderskiego czy własne interpretacje ikonicznych tematów mitologicznych. Jako artystka samoświadoma, w swoich obrazach mówiła też o kobiecości i jej uwikłaniu w historię malarstwa. Samą siebie przedstawiała w futrze, jako spadkobierczynię Dürera. Choć młoda, była ambitna i pewna siebie.
Na wystawie Ślisko zobaczyć można inną twarz artystki, bardziej niegrzeczną – jako ukrytą za pończochą złodziejki, której zniekształcone oblicze wyłania się z ciemności. Wizerunek bandziorki dobrze pasuje do ogólnej atmosfery pokazywanych w Rastrze chuligańskich prac, w których dominują motywy kłótni, klubowej bójki, ale i zabawy. Nie jest to oczywiście pierwszy raz, gdy Jabłońska podejmuje ten temat – przemoc pojawiała się w jej obrazach już wcześniej, głównie pod postacią damsko-męskich pojedynków i utarczek słownych przedstawianych w dużym zbliżeniu, z perspektywy uczestnika – widz patrzył więc niejako na własne ofiary, którym centralnie walił pięścią w oko. Na Ślisko także jesteśmy zaproszeni w sam środek akcji – rozgrzanego młodymi ciałami klubu, w którym impreza zamieniła się w walkę wszystkich ze wszystkimi. Faceci wymierzają tu kopniaki dziewczynom, te zaś nie pozostają dłużne. Kobiety-tipsiary biją się na pięści także same ze sobą, biorąc zamachy tak gwałtowne, że spod sukienek wyskakują im cycki. Niektórzy patrzą przerażeni, inni z zapałem zabierają się do grillowania – ludzi, kiełbasek? – i zbliżają widelec tuż do naszego nosa. Jest tu głośno, paszcze ludzkie krzyczą na siebie, ale na dobrą sprawę w pracach Jabłońskiej jest więcej humoru niż faktycznej brutalności. Postaci mają tu groteskowe gęby, ich sylwetki malowane są w komiksowym uproszczeniu. W swojej giętkości i schematyczności przypominają one ciała bohaterów kreskówek, które mogą dowolnie rozpłaszczać się i deformować. Dziwne skróty perspektywiczne uwydatnia jeszcze skala płócien, które dominują nad patrzącym, przez co można odnieść wrażenie, że wszystkie te kopniaki i wirujące pięści skierowane są w naszą stronę. Ale spokojnie, przemoc jest tutaj zabawą, nikt w jej wyniku nie płacze, nie ma rannych. Tylko na obrazie Grill widać skapującą z palca krew – ale czy przypadkiem nie jest to keczup?
W malarstwo Jabłońskiej akt przemocy wydaje się być wpisany – artystka jest łobuzicą, która próbuje wymierzyć nam cios w szczękę. Czy jest to cios trafiony, od którego faktycznie się pada?
Czy Jabłońska trywializuje i estetyzuje przemoc? Pewnie trochę tak, dołączając w ten sposób do plejady podobnych sobie artystek i artystów, którzy zamiast zajmować się czymś poważnym, zamieniają sztukę w lifestyle – jak narzekała niedawno Agata Pyzik. Z drugiej strony przerysowana nierealność scen z obrazów Jabłońskiej wydaje się czymś charakterystycznym dla współczesnej wrażliwości – nasuwać może skojarzenia z kreskówkowymi bohaterami prac Martyny Kielesińskiej, których ciała także są niezniszczalne, czy z zanurzonym w świecie gier Klocuchem, radośnie zabijającym denerwujące go „baby”. Można też powiedzieć, że zabawowa, śmieszna przemoc jest tak samo realna jak ta budząca grozę – smarujemy się nią równie obficie co kanapki keczupem.
W gęstej zawiesinie złych emocji jest też miejsce na te milsze – w mniejszej salce galerii, podświetlonej buduarowo niebieskim i różowym światłem, pokazano obrazy bardziej intymne. Na jednym chłopak obejmuje dziewczynę, na innym wyrośnięty osiłek daje sobie wróżyć z ręki, najwyraźniej w oczekiwaniu, że tego wieczora będzie miał szczęście. W końcu, jest też scena po imprezie, przedstawiające uśpione, leżące na sobie dwie pary. Jeden z mężczyzn ma rozpięty rozporek, na kobiecych rajstopach piętrzą się oczka. Na miłość nieheteronormatywną chyba nie ma tu miejsca – dominuje klimat dresiarstwa, więc prawilnym chłopakom z tłuszczykiem wylewającym się zza pasków towarzyszą ich laski ubrane w tanie sukienki i mało wykwintną biżuterię. Jabłońska zachwyca się tym światem – prostych emocji, tanich wzruszeń, małomiasteczkowego kiczu. Historie, które opowiadane są w tych obrazach, są stosunkowo proste. Można nawet powiedzieć, że w stosunku do swoich poprzednich prac Jabłońska jakby odpuszcza – nie wysila się już na ambitniejsze kulturowe nawiązania, cieszy ją raczej to, co łatwe i przyjemne. Ot, malarska imprezka z tanim winem i Shazzą przygrywającą do pędzla – „like art” w wersji nadwiślańskiej. To, co może podobać się w tym malarstwie, to rodzaj młodzieńczej beztroski, emocjonalna pierwotność i podszyta brutalnością czułość.
Pełne witalności i seksapilu prace Jabłońskiej można jednak potraktować też bardziej metaforycznie, jako wyraz jej stosunku do malarstwa. W to malarstwo akt przemocy wydaje się być wpisany – artystka jest łobuzicą, która próbuje wymierzyć nam cios w szczękę. Czy jest to cios trafiony, od którego faktycznie się pada? Trudno powiedzieć. Wystawa w Rastrze nie jest w końcu zaskoczeniem, artystka po prostu rozwija podjęte wcześniej wątki, podlewając je brokatowym sosem. Atrakcyjne, duże obrazy najlepiej ogląda się z daleka, bo gdy podejdzie się bliżej, poziom warsztatu – w tym wypadku istotnego – trochę rozczarowuje. Niby to wszystko zamierzone, niby wiem, że tak ma być, ale z bliska oglądane drobiażdżki – biżuteria, tipsy, światłocienie – uwodzi jakby mniej. Pod tym kątem dużo lepiej prezentują się rysunki wykonane sprejem – kameralne i proste, ale może dzięki temu właśnie piękniejsze, celnie pokazujące prosty świat pierwotnych emocji bez malarskiej krzywizny. Rysunek płaczącego osiłka, który zakrywa twarz dłońmi – sama z chęcią bym sobie kupiła. Zapomniałam jednak spytać o cenę, ale w Rastrze już chyba nie będzie tak tanio jak na Interesie Potencji pod Pałacem Kultury. Komercyjne reality show zaczyna być powoli rzeczywistością Karoliny Jabłońskiej, ale żeby nie zostać drugą Agatą Kleczkowską, będzie musiała jeszcze trochę popracować.
Karolina Plinta – krytyczka sztuki, redaktorka naczelna magazynu „Szum” (razem z Jakubem Banasiakiem). Członkini Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Autorka licznych tekstów o sztuce, od 2020 roku prowadzi podcast „Godzina Szumu”. Laureatka Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy (za magazyn „Szum”, razem z Adamem Mazurem i Jakubem Banasiakiem).
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Karolina Jabłońska
- Wystawa
- Ślisko
- Miejsce
- Galeria Raster, Warszawa
- Czas trwania
- 24.11.2018–09.02.2019
- Strona internetowa
- rastergallery.com