Krytyczne wymiary polskiego monumentalizmu. „Powstanie i upadek powietrza” Katarzyny Krakowiak
Trudno tego nie zauważyć: polska sztuka wyhodowała na swoim łonie coś, co można określić jako instytucjonalny monumentalizm. Podczas gdy w Wenecji ciągle brzmią uderzenia dzwonów Konrada Smoleńskiego, w warszawskiej Zachęcie otwarto wystawę naszej kolejnej eksportowej „monumentalistki”, Katarzyny Krakowiak. W przeciwności jednak do Smoleńskiego, który specjalizuje się w ogłuszaniu widzów decybelami, Krakowiak stara się wydobyć dźwięki z przestrzeni niedostępnych dla naszych oczu, by wycisnąć z nich ukryte znaczenie. W zeszłym roku, podczas 13. Biennale Architektury w Wenecji, udało się jej zrealizować instalację umożliwiającą podsłuchiwanie dźwięków z innych pawilonów; tym razem artystka każe wsłuchać nam się w dźwięki, które dobywają się z samego budynku Zachęty. I o ile krytyczny wydźwięk tej pierwszej pracy był dosyć oczywisty, o tyle kolejna część „trylogii architektonicznej” artystki wydaje się dosyć problematyczna i może rodzić dwuznaczne wrażenia.
Na początek warto jednak zaakcentować, że wystawa Powstanie i upadek powietrza to projekt architektoniczny, a nie dźwiękowy. Jeśli więc ktoś przyjdzie do Zachęty, oczekując niezwykłych muzycznych wrażeń, może się mocno zawieść. Sam dźwięk generowany przez instalację w Zachęcie jest dosyć nieatrakcyjny. Dużo bardziej znaczący jest fakt, skąd się dobywa i jakie znaczenia generuje sama jego obecność. Artystka, pracując nad wystawą w Zachęcie, zainteresowała się przede wszystkim historią budynku i jego architektonicznymi przekształceniami. Główna część wystawy rozgrywa się w tzw. „sali betonów”, która przynależy do postmodernistycznej części budynku – jest to przestrzeń biurowa, a sale wystawiennicze, jakie znajdują się w tej części, są typowo galeryjnymi pomieszczeniami. Można więc powiedzieć, że przestrzeń, którą wybrała Krakowiak do swojego eksperymentu, reprezentuje określony porządek ideologiczny, charakteryzujący współczesne instytucje sztuki.
Katarzyna Krakowiak jest znana z tego, że lubi podważać instytucjonalny status quo: taki wydźwięk miała praca w Wenecji, warto także przypomnieć z tej okazji jej Panoramę w krakowskim Bunkrze Sztuki. Tym razem gest krytyczny artystki sprowadził się do odgrodzenia przestrzeni wyremontowanej galerii od przestrzeni starszej. Przejścia, którymi zwykle wchodzi się do nowej Zachęty zostały zamurowane; ta negacja została także wyrażona poprzez dekonstrukcję „sali betonów”: zdemontowana tu została rampa oświetleniowa, odsłonięto świetliki i kartonowo-regipsowe ściany, a także zamurowano wejścia do dwóch pozostałych sal wystawienniczych. Ściany i podłoga zostały ponadto pokryte warstewką betonu, co ma dodatkowo wzmocnić gest „przekreślania” dotychczasowej funkcji tej architektury i skierować wzrok widza ku górze, w kierunku szklanych sufitów.
Dodatkowo, artystkę zainteresowały architektoniczne nieużytki istniejące w tej przestrzeni, czyli tak zwane „pustki” – szczeliny pomiędzy ścianami, nieużywane szyby dźwigowe, klatki schodowe i piętro świetlików. Jak wynika z obliczeń artystki, łączna powierzchnia nieużytków wynosi około 5 tysięcy metrów sześciennych i przestrzeń tą można porównać do wielkości sali koncertowej. Te miejsca, schowane przed wzrokiem gości Zachęty, można także potraktować jako miejsca „wstydliwe”, wymykające się logice instytucji wystawiającej sztukę. Ponieważ są to przestrzenie niedostępne i niemożliwe do zwiedzania, artystka postanowiła zaakcentować ich istnienie poprzez dźwięk, mający co najmniej kilka źródeł. Jednym z nich są elektryczne ostukiwaczki, zainstalowane przy świetlikach; ich zadaniem jest właśnie „ostukiwanie” konstrukcji, która trzyma cały sufit, tym samym jakby „penetrując” tą przestrzeń i podważając jej stabilność. W zrozumieniu funkcjonowania tego elementu nie bez znaczenia jest także akustyka sali, w której każdy dźwięk błyskawiczne opada, by równie natychmiastowo odbić się od podłogi i „rozbić” się na wszystkie strony. Badania akustyczne Zachęty były jednym z kluczowych zadań, jakich podjęła się Krakowiak przed realizacją wystawy. Jej analiza rozchodzenia się fal dźwiękowych i powietrza w budynku jest ściśle powiązana z teorią architektury, której głównym zagadnieniem, od czasów starożytnych, jest walka z grawitacją i budowanie iluzji. Unaocznienie upadku powietrza, uwypuklenie istniejących w budynku dysharmonii i niedoskonałości można więc zrozumieć jako gest polemiczny wobec dawnych teorii architektonicznych, premiujących ład, logiczność i iluzjonizm. Katarzyna Krakowiak działa im na przekór, starając się budynek Zachęty z tej iluzji odrzeć.
Podczas wernisażu światła w galerii zostały przyciemnione i goście Zachęty mogli podziwiać wnętrza przy bardziej naturalnym oświetleniu. Później niestety nie było to możliwe, więc efekt estetyczny jest słabszy; dodatkowo, może to utrudnić odczytanie intencji projektu Krakowiak, który wcale nie jest łatwy do zrozumienia. Ja sama, błąkając się za dnia po wnętrzach Zachęty, czułam się raczej zagubiona: sala betonów wywarła na mnie co prawda duże wrażenie, ale niekoniecznie odczytałam to jako gest „odarcia z iluzji”: bardziej widziałam w nim chęć wykreowania przestrzeni monumentalnej i naznaczonej atmosferą na poły sakralną. Zaś sam dźwięk generowany przez instalację Krakowiak przywodził na myśl… odgłosy remontu, jaki właśnie ma miejsce na fasadzie galerii. Zamiast więc poczuć, że dzięki instalacji Krakowiak odsłania się przede mną „niedostępna Zachęta”, miałam wrażenie, że znów spotkam się tutaj z instytucją-fortecą, niezdobytą świątynią sztuki. Więc krytycyzm krytycyzmem, ale wizualność wystawy zrobiła swoje, może nawet trochę na przekór intencjom artystki. Dodatkowym problemem jest tu także dosyć kiepski tekst kuratorski, który w zasadzie pomija problem historii budynku i teorii architektonicznych, do których odwołuje się artystka. Określanie pracy Krakowiak jako rzeźby stworzonej z dźwięków może być bardzo mylące i w zasadzie nie wyjaśnia znaczenia wystawy.
Analizując subersywność wystawy Krakowiak nie sposób nie zauważyć także, że jest to w zasadzie „miękka krytyka”, raczej miła, przyjemna i w zasadzie nie kalająca wizerunku instytucji. Nawet jeśli budynek Zachęty został pozbawiony swojej galeryjnej czystości, to przecież tak czy siak jest to miejsce wyjątkowe, przynależące do innego niż codzienny porządku. Może już nie jest to white cube, ale ciągle świątynia sztuki. Świątynia, która – nie sposób tego nie zauważyć – ma się świetnie, zaprasza topowych artystów i sukcesywnie remontuje swoje wnętrza. W tym kontekście bardziej krytyczna wydaje się już odbywająca się za ścianą wystawa Wolny strzelec, poruszająca problematykę pracy freelancera i wynikających z tego ekonomicznych niedogodności, których doświadcza na swojej skórze zdecydowana większość polskich artystów. Jedna z prezentowanych tam prac jest szczególnie wymowna – praca Julity Wójcik, złożona z podań do państwowych galerii o przyjęcie na etat. Wszystkie podania, oczywiście, pozostały bez odpowiedzi.
Karolina Plinta – krytyczka sztuki, redaktorka naczelna magazynu „Szum” (razem z Jakubem Banasiakiem). Członkini Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Autorka licznych tekstów o sztuce, od 2020 roku prowadzi podcast „Godzina Szumu”. Laureatka Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy (za magazyn „Szum”, razem z Adamem Mazurem i Jakubem Banasiakiem).
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Katarzyna Krakowiak
- Tytuł
- Powstanie i upadek powietrza
- Miejsce
- Narodowa Galeria Sztuki Zachęta
- Czas trwania
- 02.07-18.08.2013
- Osoba kuratorska
- Michał Libera
- Strona internetowa
- www.zacheta.art.pl