Kronika nas wszystkich. Co dalej z bytomskim CSW?
Z początkiem kwietnia, za sprawą Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej, dowiedzieliśmy się wszyscy o problemach, które spadły na bytomską Kronikę, zaledwie kilka dni po ogłoszeniu w Polsce społecznej izolacji. Trudno się dziwić, że po informacji o planowanych rozwiązaniach umów cywilno-prawnych z pracownikami Kroniki w środowisku podniósł się ferment. Niestety, sytuacja ta była do przewidzenia, bo mimo zapewnień o wsparciu dla sektora kultury, wszyscy wiemy jak to wsparcie wygląda – piękne słowa, fantazmatyczne programy, a w efekcie cięcia, bo od kultury i edukacji zacząć najłatwiej.
W działalność bytomskiej Kroniki niejako od samego początku wpisane jest mierzenie się z różnymi „wyzwaniami”. Po roku pełnienia funkcji kuratora galerii, w 2002 roku odszedł z pracy Roman Lewandowski. W 2006 roku, podczas wystawy Bad News (przygotowanej przez zewnętrzny duet Exgirls: Joannę Zielińską i Magdę Ujmę), oburzenie konserwatywnych środowisk wywołał plakat czeskiego kolektywu Guma Guar. Ówczesnym dyrektorem Kroniki był Sebastian Cichocki. W swoich działaniach stawiał on na eksperymenty wystawiennicze, czerpanie z lokalnych kontekstów, ale także łączenie sztuki z innymi dziedzinami współczesnej kultury i odwoływanie się do konceptualnego dziedzictwa sztuki. Warto tu wspomnieć o takich projektach jak Polska część Śląska, Electro Pop Club, Architektura intymna, architektura porzucona (powstała we współpracy ze studiami kuratorskimi na Uniwersytecie Jagiellońskim) czy Muzeum Historii Nienaturalnej. Cichockiego zastąpił w 2008 roku Stanisław Ruksza.
Brak prognozowego myślenia utrudnia odpowiedź na pytania „jaki będzie świat po powrocie do normalności?” i zwłaszcza „kto ma tę normalność budować?”. Ludzie pozbawieni środków do życia, zapewniających normalne funkcjonowanie? A może urzędnicy wymyślający kolejne programy „ratowania kultury”?
Kontynuował on wizję swojego poprzednika, ale wzbogacił ją o własny, indywidualny styl. To za jego sprawą Kronika stała się ważnym ośrodkiem krytycznej refleksji na temat miejsca, w którym się znajduje. Zarówno Cichocki jak i Ruksza, tworząc Kronikę, nie działali w próżni. Stworzyli galerię, która nie tylko była mocno osadzona lokalnie (za sprawą chociażby ALTERNATIF TURISTIK – przedsięwzięcia odkrywającego zapomnianą historię Śląska), ale działającą we współpracy z ogólnopolskim i międzynarodowym środowiskiem sztuki (czego ukoronowaniem był gigantyczny Projekt Metropolis), ale także podejmującą temat pracy w kulturze (jak chociażby projekt Workers of the Artworld Unite). Jednak i tu pojawiły się wyzwania. Jak chociażby kontrowersje wywołane przez lokalnych konserwatystów w 2010 roku przy okazji wystawy Katolicy w Kronice.
Mimo tych perturbacji – niestety będących trochę chlebem powszednim znacznej części polskich instytucji – Kronice udało się przetrwać. Kryzys, załamania systemu, mają jedną optymistyczną cechę – uruchamiają nie tylko wyobraźnię, ale także potrzebę zaadaptowania się do zmian i poszukiwanie alternatywnych sposobów funkcjonowania. Zespół Kroniki od samego początku działał na trudnym terenie. Górny Śląsk jak w soczewce skupia w sobie problemy, które mimo upływu ponad 30 lat od transformacji ustrojowej, wciąż odbijają się czkawką. Zresztą sam Bytom, będący jednym z najstarszych miast tego regionu, okazał się poligonem doświadczalnym dla kolejnych partii rządzących. By tego doświadczyć nie trzeba szukać daleko, wystarczy przejść się uliczkami odchodzącymi od bytomskiego rynku, a zobaczymy rozpad nie tylko fizyczny, ale i mentalny. Bytom to miasto, którego, jak donosiła lokalna „Gazeta Wyborcza”, długi w 2006 roku wynosiły 10,5 mln, a w 2017 roku aż… 165 mln złotych! Bytom, który przed wojną zachwycał przepychem architektury, stał się obecnie miastem uznawanym za najbardziej zaniedbane na Górnym Śląsku. Z dawnej świetności pozostały tu obdrapane mury, rozpadające się kamienice, odpadające gzymsy. Cegiełki do destrukcji miasta dołożył także przemysł węglowy, a fedrowanie przez wiele lat w celu pozyskania „czarnego złota” doprowadziło do tego, że miasto dosłownie się zapada. Wszystko to sprawia, że mimo usilnych starań Bytom niszczeje, przypominając scenerię z filmów postapokaliptycznych, która wzbudzając trwogę i strach daje jednak nadzieję, że może uda się ocalić choć szczątki dzisiejszego świata.
W tym trudnym terenie przyszło działać wszystkim dyrektorom Kroniki, m.in. Wojciechowi Jaźwieckiemu, Romanowi Lewandowskiemu, Katarzynie Bochenek, Sebastianowi Cichockiemu, Stanisławowi Ruszy i teraz Agacie Cukierskiej. Tworząc instytucję sztuki w takim miejscu, trudno było stworzyć miejsce, które utrwalałoby fantazmaty modernizacji i gospodarki kapitalistycznej – wszystko to pękałoby w momencie wyjrzenia przez okno. Co ważne, wszyscy oni i one postawili na szczerość instytucjonalną, a nie budowanie kulturowych baniek. Kronika od samego początku dużą wagę przywiązywała do edukacji. W myśl autentycznego przekonania, że za jej pomocą można wpływać i zmieniać świat. Działająca tu przez wiele lat Świetlica Sztuki, animowana na początku przez Agatę Tecl-Szubert i Martynę Tecl-Reibel, a następnie przez Katarzynę Kalinę i Katarzynę Łaciak, stała się miejscem, gdzie lokalne dzieciaki mogły poznawać nie tylko sztukę, ale przede wszystkim siebie i swoje możliwości.
Dziś zwiększa się jedynie skala problemów. Obecna sytuacja związana z pandemią wywołała u decydentów szok, ale także pokazała, co jest bolączką obecnego instytucjonalnego systemu kultury i sztuki. W Kronice, podobnie jak w wielu innych instytucjach kultury, część pracowników wykonywała swoją pracę na tzw. śmieciówkach.
Działalność bytomskiej Kroniki dla wielu osób była fenomenem. Usytuowana na peryferiach instytucja, w mieście dotkniętym gigantycznym bezrobociem, stała się miejscem przyciągającym ludzi z całej Polski jak magnes. Jej niewielki zespół przez wiele lat potrafił odnaleźć się w trudnej sytuacji i przekuwać ją na swoją korzyść.
Problematyczna i budząca obecnie emocję kwestia osób „pracujących” na takich umowach jest obiciem nie tylko problemu sektora kultury, ale całej gospodarki. Pojawia się tutaj bardzo ważne pytanie. Wszyscy wiemy, ile zarabia się w kulturze. Czy ratowanie sytuacji finansowej miasta może odbywać się kosztem żyjących w nim i de facto pracujących na nie ludzi? Okazuje się, że w sytuacji faktycznego sprawdzianu władza nie ma dylematów, a ich działanie nie jest realnie oznaką siły, ale niczego innego jak słabości i bezradności. Warto tu też zadać inne pytanie. Czym zatem jest owo „miasto”? Czy ukrywa się tutaj autopojetyczny system zbiurokratyzowanej sieci, która swoimi działaniami musi potwierdzać swoją zasadność i ratować sama siebie? Czy może jest przestrzenią dającą bezpieczeństwo, szanse na rozwój, ale także tworem wynikającym z działających w nim realnie ludzi?
Brak prognozowego myślenia utrudnia odpowiedź na pytania „jaki będzie świat po powrocie do normalności?” i zwłaszcza „kto ma tę normalność budować?”. Ludzie pozbawieni środków do życia, zapewniających normalne funkcjonowanie? A może urzędnicy wymyślający kolejne programy „ratowania kultury”? Tylko kto będzie realizować te programy, gdy zwyczajnie braknie ludzi do pracy? W artykule o sytuacji w Kronice opublikowanym na portalu bytomski.pl można znaleźć wypowiedź dyrekcji Bytomskiego Centrum Kultury. Wyraża ona nadzieję, że po zakończeniu trudnego okresu osoby związane z Kroniką będą mogły wrócić do pracy; poszukiwane są też środki z MKiDN, które można by przekazać pracownikom nieposiadających tam etatów. Również wyrażam taką nadzieję, zastanawiam się tylko, na ile jest to kolejna pusta obietnica. Czy, mówiąc trywialnie, naprawdę nie było możliwości „znalezienia im pracy”, zwłaszcza w momencie, gdy znaczna część działalności instytucji kultury odbywa się w sieci? Co z takim pracownikiem, który zostaje pozbawiony źródła dochodu? Co ze zwyczajnym poczuciem godności takiej osoby, która w sytuacji kryzysowej jest pozostawiona sama sobie, a w momencie „stabilizacji” wyciąga się do niej rękę?
Świat, który zastaniemy po tym wszystkim, może być inny od sytuacji po przełomie 1989 roku. Dziś wiemy, jak pojęcie wolności i niezależności mogło zostać łatwo przemodelowane na inny system represji. Obecna sytuacja nadwyręża dotychczasowe zależności, dokonuje zmian w warstwie społecznej. Widmo nowego świata krąży nad nami, ale jeszcze jest zbyt niewyraźne byśmy byli w stanie określić choć jego zarys i kontur.
Działalność bytomskiej Kroniki dla wielu osób była fenomenem. Usytuowana na peryferiach instytucja, w mieście dotkniętym gigantycznym bezrobociem, stała się miejscem przyciągającym ludzi z całej Polski jak magnes. Jej niewielki zespół przez wiele lat potrafił odnaleźć się w trudnej sytuacji i przekuwać ją na swoją korzyść. Kronika ma bogatą tradycję działań eksperymentalnych: nie tylko na polu organizacji wystaw, ale także edukacji czy refleksji na temat kształtu współczesnej sztuki i funkcjonujących w niej artystów. To wydeptywanie wciąż i wciąż nowych ścieżek jest trochę jej „piętnem”, jednak rozumianym nie jako coś negatywnego, ale coś, co może być drogowskazem na przyszłość. W obecnej sytuacji – trudnej, niejasnej, poplątanej jak górnicze korytarze pod Bytomiem – rozwiązaniem nie jest czarnowidztwo, ale coraz silniejsza solidarność środowiskowa. W momencie gdy oficjalny system staje się kolosem na glinianych nogach, ratunkiem stają się małe, drobne procesy…
Oczywiście mamy prawo i powinniśmy nie zgadzać się z tą przedwczesną kapitulacją osób decydujących o losie Kroniki. I ten głos dotyczący zarówno tego miejsca, zatrudnionych tu osób, ale także innych pracowników kultury powinien być powtarzany bez końca. Bytom, chroniąc się przed ekonomiczną zapaścią, nie powinien zagalopować się w przekonaniu, że bez kultury i sztuki można żyć. Owszem można, bo w naszym kraju żyje cała masa osób, która nie korzysta z tej możliwości. Jednak kto będzie miał się zająć odbudowywaniem świata po tym wszystkim? Może się wydawać, że potencjał Kroniki jest odgórnie wyhamowywany, a środowiskowe postulaty są wytrącone i wrzucone do kosza. A energia społeczna wyzwolona przez arogancję urzędniczą może być łatwo zaprzepaszczona. Dziś, chyba po raz pierwszy w swojej historii, Kronika staje się synonimem wyalienowanej pracy ludzi kultury. Na koniec powtórzę za Agatą Cukierską, która swoją wypowiedź na łamach dwutygodnika zakończyła zdaniem w myśl pracy Rafała Jakubowicza: Workers of the artworld, unite!
Marta Kudelska – kuratorka, krytyczka sztuki. Członkini Sekcji Polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Na co dzień pracuje w Katedrze Kultury Współczesnej w Instytucie Kultury Uniwersytetu Jagiellońskiego. W praktyce kuratorskiej i badawczej interesuje się zagadnieniami związanymi przede wszystkim relacjami sztuki współczesnej z magią, grozą, okultyzmem i ezoteryką, ale także strategiami kuratorskimi, młodą sztuką i refleksją wokół instytucji sztuki.
Więcej