Kreacja i naturalizm. Strategie i cele realizacji wydarzeń typu „gallery weekend” na przykładzie Berlina, Warszawy i Krakowa
Wydarzenia zwane gallery weekend, czyli po prostu weekendy galeryjne, są w w ostatnich latach coraz bardziej rozpowszechnionym zwyczajem w miastach postrzeganych jako ważne ośrodki sztuki współczesnej. W swoim założeniu jest to wydarzenie cykliczne, związane ze sztuką współczesną i realizowane w oparciu o współdziałanie galerii aktywnych w danym mieście. Ten podstawowy szkielet operacyjny jest wspólny dla wszystkich wydarzeń przyjmujących międzynarodową nazwę „gallery weekend”. Ciekawe jest jednak nie to, co łączy, a co wyróżnia poszczególne odsłony tego międzynarodowego schematu. Charakter poszczególnych imprez pozwala bowiem stworzyć obraz środowisk w którym są realizowane, ich aspiracje, uwarunkowania i zakładany kierunek rozwoju. Interesujące pod tym względem jest porównanie trzech miast, o odmiennych tradycjach i charakterze, położonych w stosunkowo niewielkim dystansie geograficznym względem siebie: Berlina, Warszawy i Krakowa.
W Berlinie, w 2015 roku, gallery weekend odbył się już po raz jedenasty. Jest to miasto, które w ciągu ostatnich piętnastu lat intensywnie inwestowało w kulturę i sztukę współczesną, aspirując do miana jednego z najważniejszych ośrodków sztuki w Europie. Od 1998 roku odbywa się tam Biennale Sztuki Współczesnej, którego kuratorami były w poszczególnych edycjach gwiazdy międzynarodowego świata sztuki jak Hans-Ulrich Obrist, Ute Meta Bauer, Maurizio Cattelan czy Adam Szymczyk. Berlin słynie ze sprzyjającej artystom atmosfery, instytucji wystawienniczych realizujących ambitne i ciekawe programy, systemów stypendialnych i rezydencji dla artystów obcokrajowców. Nic więc dziwnego, że ogromne rzecze twórców, w ciągu tych kilkunastu lat, zdecydowały się w nim właśnie pracować i mieszkać. Jednak próba organizacji targów sztuki w tym mieście nie odniosła oczekiwanych rezultatów i organizowane w Berlinie Art Forum czy Preview nie cieszyły się powodzeniem w międzynarodowym środowisku kolekcjonerów czy profesjonalistów. Wkrótce też zaprzestano ich organizacji, zamieniając to branżowe i komercyjne z założenia wydarzenie, w imprezę o znacznie bardziej otwartej formule, jaką ma Berlin Art Week. Organizowany jesienią tydzień sztuki ma charakter festiwalowy. Jest serią wydarzeń, spotkań, dyskusji i wystaw, organizowanych wspólnie przez stowarzyszone prywatne galerie, instytucje publiczne, firmy promujące swój wizerunek poprzez inwestycje w sztukę współczesną i berlińską uczelnię artystyczną. W ramach Berlin Art Week berlińscy kolekcjonerzy udostępniają publiczności swoje kolekcje. Odbywają się również targi sztuki, ale tym razem, traktowane jako jedno z wydarzeń w programie „festiwalu”.
Berlin jest miastem o bardzo szerokiej ofercie kulturalnej, będącym jednak przede wszystkim miejscem produkcji sztuki – nie sprzedaży. Mimo to, w Berlinie działa ogromna ilość galerii prywatnych – od niewielkich po renomowane i uznane w międzynarodowym gronie, jak chociażby Johnen Gallery. Inicjatywa organizacji Gallery Weekend Berlin z tego środowiska właśnie się wywodzi i to prywatne galerie dyktują jego profil i charakter. Wydarzenie realizowane jest przez stowarzyszenie berlińskich galerzystów, skupiających obecnie około 50 właścicieli galerii. Ich głównym celem jest promocja Berlina właśnie jako ważnego na mapie miejsca handlu sztuką i skupienie uczestników rynku sztuki, przez kilka dni, właśnie w tym mieście. Jest to weekend otwartych drzwi i wernisaży w blisko 50 galeriach, zrzeszonych, aby wspólnie działać i wspólnie dążyć do wyznaczonego sobie celu. Jasno określone intencje i międzynarodowe aspiracje galerzystów berlińskich determinują atmosferę i formułę wydarzenia. Liczy się profesjonalizm, marka i hierarchia. Członkiem stowarzyszenia można stać się tylko w wyniku zaproszenia. Obserwując tegoroczną edycję Gallery Weekend Berlin to skupienie na aspekcie biznesowym z łatwością dało się zauważyć. Dominowały wystawy prezentujące sztukę o dużym potencjale sprzedażowym – malarstwo, formalistyczne obiekty, rzadziej fotografia. Do tego stopnia, że miałam wrażenie uczestnictwa w rozprzestrzenionych w różnych dzielnicach Berlina targach wysokogatunkowych dekoracji wnętrz. Obrazu dopełniały oklejone logotypem imprezy czarne BMW, wożące co ważniejszych klientów między poszczególnymi galeriami czy osobne sale do prywatnych prezentacji.
Wystawy i przestrzenie galerii naśladowały, estetyką bądź nazwiskami prezentowanych artystów, publiczne instytucje. Znani z muzealnych ekspozycji artyści, jak Mirosław Bałka, Günter Uecker, Isa Genzken czy Tino Sehgal, reprezentowani byli poprzez zgrabne obiekty lub ich obecność podkreślała markę galerii. Wystawy zazwyczaj sprowadzały się do zwykłej prezentacji zasobów galerii, bez silenia się na kuratorskie koncepty czy szczegółowe opisanie poszczególnych zjawisk w sztuce. Urzekały wnętrza – starannie zaprojektowane, często ogromne, wyposażone w dizajnerskie meble. Naśladowanie estetyki publicznych instytucji, obok oczywistej funkcji uwierzytelniania prezentowanej w niej sztuki, wskazywało na zamożność galerii, podnosząc jej biznesową wiarygodność. Sztab pracowników wypatrywał potencjalnych klientów i znanych w środowisku gości. Było to niewątpliwie wydarzenie branżowe, otwierające się częściowo dla publiczności, ale jakby mimochodem. Wrażenie, że nie „zwykły” widz jest tu głównym odbiorcą i nie on jest w centrum zainteresowania, było dominujące. To, co można było wynieść z wizyty w Berlinie podczas Gallery Weekend Berlin, nie będąc kolekcjonerem, to poczucie zmapowania części galerii (nie wszystkie bowiem biorą udział w wydarzeniu) i wizyta przy okazji w kilku berlińskich instytucjach np. Hamburger Bahnhof, ze świetnymi, choć niezwiązanymi w żaden sposób z opisywanym wydarzeniem, wystawami.
Podobne aspiracje, przy innych jednak uwarunkowaniach obserwować można w Warszawie. Wydarzenie również organizowane jest przez stowarzyszenie galerzystów i podobnie jak w Berlinie uczestnictwo poszczególnych miejsc, podlega ścisłej selekcji. Stawia się na profesjonalizm i rozwój rynku, ale nie tylko. Ze względu na słabo rozwiniętą branżę handlu sztuką współczesną w Polsce, impreza warszawska, obok wymiaru rynkowego, koncentruje się na współpracy z instytucjami publicznymi. Bardzo aktywne na tym polu jest Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, które nie tylko wspomaga rodzime galerie, organizując firmowane przez instytucję oprowadzania po wystawach, ale nawet organizuje prezentację biorących udział w wydarzeniu galerii w swojej siedzibie.
Warszawskie galerie, poprzez prezentowane wystawy, angażują się w dyskusję o aktualnej sztuce, czego przykładem była np. wystawa Zombie Formalizm w galerii Piktogram. Ciekawą realizacją o badawczych aspiracjach była też wystawa W tobie jest moje szczęście, że mnie jeszcze nie znasz w galerii Monopol. Wypracowana przez artystę, Romana Dziadkiewicza, formuła wystawy opierała się na śledzeniu relacji między ikonicznymi już postaciami polskiej sztuki współczesnej: Andrzejem Partumem i Zbigniewem Warpechowskim. Archiwalne materiały i prywatne notatki stały się śladami współistnienia dwóch silnych osobowości i koncepcji. Sposób ich prezentacji był propozycją nowego sposobu czytania twórczości tych artystów. Naśladowanie, czy wręcz współtworzenie strategii prezentacji i reinterpretacji sztuki, typowych dla instytucji, przypomina berlińską strategię uwierzytelniania sztuki instytucjonalną estetyką. W Warszawie jednak, nie tylko sztuka wymaga uwierzytelnienia, ale również same galerie i ich rola. Podstawowym celem imprezy staje się więc promocja obejmująca nie tylko artystów, ale również galerie, czy szerzej upowszechnienie wiedzy na temat aktualnej sztuki i związanych z nią miejsc.
Ścisłe współdziałanie prywatnych galerii z instytucjami publicznymi podnosi rangę tego wydarzenia, ujawniając jednocześnie dysproporcje w systemie funkcjonowania sztuki w Polsce, czyli brak równowagi sił działających w jej polu. W Polsce to wciąż instytucje są głównymi ośrodkami weryfikacji sztuki i decydują o sukcesie artysty czy obecności całych nurtów w sztuce. Równowaga w systemie funkcjonowania sztuki i ciągła wzajemna weryfikacja dokonująca się między jej poszczególnymi podmiotami: artystami, krytykami, galeriami, instytucjami i odbiorcami, również kolekcjonerami, jest podstawowym warunkiem wiarygodności sztuki współczesnej i jej stabilnego rozwoju. Konieczność angażowania instytucji publicznych w gallery weekend, podobnie jak to miało miejsce w Berlinie w przypadku targów sztuki, wskazuje na słabe wciąż podstawy funkcjonowania galerii w Warszawie. Brak wsparcia ze strony instytucji obniżyłby znacząco rangę imprezy i pozbawił ją znacznej części odbiorców.
W odróżnieniu od Berlina, w którym wystawy nie są dyktowane kluczem narodowości, w Warszawie dominują prezentacje polskiej sztuki. Warszawa jest więc wciąż, mimo aspiracji do bycia międzynarodowym centrum, ośrodkiem o znaczeniu przede wszystkim lokalnym. Nie musi też udowadniać swojego potencjału w dziedzinie sprzedaży, ponieważ w zasięgu swojego oddziaływania jest jedynym miejscem gdzie rynek, choćby skromny, istnieje. Dlatego też podstawowym odbiorcą Warsaw Gallery Weekend, obok nielicznego grona międzynarodowych specjalistów, przyjeżdżających z tej okazji do Warszawy, jest szeroko pojmowane środowisko. Podstawową zaś funkcją wydarzenia staje się usankcjonowanie roli galerii prywatnych i wskazanie ich istotnej funkcji w obrębie systemu sztuki. Współczesne galerie nie są bowiem jedynie sklepami z malarstwem, a miejscami promującymi i wspierającymi artystów, opracowującymi ich dorobek i archiwa oraz pełniącymi ważne funkcje społeczne w dziedzinie upowszechniania sztuki. Prywatne galerie są ważnym partnerem dla instytucji w procesach badania i opisywania poszczególnych zjawisk oraz ważnym elementem promocji polskiej kultury za granicą. Są też źródłem utrzymania dla artystów. Wydają istotne dla historii sztuki publikacje oraz finansują powstawanie dzieł sztuki. Bez sprawnie działającej sieci galerii, system sztuki nie będzie działał. Berlińskie galerie udowadniać tego nie muszą. Warszawskie wciąż borykają się z postkomunistycznymi mitami, w których sprzedawanie sztuki jest działalnością drugiej kategorii, a pisanie recenzji z prywatnych galerii jest wspieraniem komercji w sztuce.
W Krakowie nie ma stowarzyszenia galerzystów. Znacznie trudniej więc określić cel, który poprzez takie wydarzenie byłby realizowany. W tym mieście nie rozwinął się znacząco sektor galerii prywatnych i komercyjnych specjalizujących się w sztuce aktualnej. Ten fakt silnie wpływa na charakter krakowskiego środowiska artystycznego. Podobnie jak Berlin, Kraków nie jest ośrodkiem handlu sztuką, a miejscem jej produkcji. Do udziału w krakowskim wydarzeniu zaproszone zostały właściwie wszystkie miejsca i grupy związane z wystawianiem bądź produkcją sztuki: galerie o bardzo odmiennych profilach, organizacje pozarządowe i inicjatywy studenckie. Teoretycznie grupie tej powinno zależeć na organizacji wydarzenia, które zachęciłoby profesjonalistów, kolekcjonerów i krytyków do przyjazdu i zapoznania się z lokalnym środowiskiem, jego inicjatywami i ofertą. Jednak, przy aktualnych założeniach programowych i wyborze uczestników ciężko jest określić grupę, do której to wydarzenie byłoby adresowane. Z kolei galerii czy miejsc zajmujących się stricte sztuką aktualną, nie jest na tyle dużo, aby można było stworzyć atrakcyjną ofertę adresowaną do tych samych odbiorców co np. Warsaw Gallery Weekend.
Krakers, czyli Cracow Gallery Weekend, w przeciwieństwie do imprez z Berlina czy Warszawy, finansowany jest ze środków publicznych, w tym w znacznej części miejskich. Odpowiada też miejskiej polityce kulturalnej, opartej na organizacji festiwali, skierowanych do masowego odbiorcy, będących jednocześnie ofertą kulturalną i promocją miasta. Egalitarny charakter Cracow Gallery Weekend przywołujący swą formą piknik lub festyn miejski, zdawał się być skierowany, podobnie jak pozostałe miejskie festiwale, do szerokiej publiczności. Organizowane były miejskie spacery, warsztaty, spotkania w księgarniach i dyskusje. Koncepcja organizowania wydarzenia, którego celem jest oswajanie tzw. „zwykłego odbiorcy” ze sztuką rozumianą i definiowaną bardzo szeroko, może się wydawać zaskakująca w Krakowie. W końcu wizerunek tego miasta bardzo silnie związany jest z kulturą. Z ankiety przeprowadzonej przez radio RMF na ulicach Krakowa wynika jednak, że istotnie z pojęciem galeria w Krakowie jest kłopot. Przeważająca większość pytanych osób utożsamia słowo galeria z instytucjami publicznymi jak muzea czy nawet uczelnie, nie wspominając wypowiedzi wskazujących na „galerie handlowe” jako jedyne skojarzenia. Świadomość istnienia w Krakowie miejsc związanych ze sztuką poza kontekstem instytucji publicznych jest znikoma, żeby nie powiedzieć żadna.
W tym roku po raz pierwszy, mimo iż była to czwarta edycja galeryjnego weekendu, zaangażowały się w niego w większym wyborze niż dotychczas, instytucje publiczne, ograniczając się jednak do oprowadzania po własnych, nie związanych z gallery weekendem, ekspozycjach. Nie jest to stopień zaangażowania, który realnie mógłby wpłynąć na atrakcyjność całego wydarzenia i sformułować nadrzędny cel czy profil imprezy. Istnienie instytucji, bez zaplecza w postaci prywatnych galerii, nie tworzy jeszcze podstaw dla istnienie aktywnego i dynamicznego środowiska. Kraków słynie głównie ze stawiania coraz to nowych budynków dla publicznych instytucji kultury, jednak przy braku pozostałych elementów infrastruktury, ich działania zawieszone są w próżni i pozbawione są lokalnego kontekstu czy odniesień. Sięgająca kilku dekad luka w historii artystycznej tego miasta, wynikająca z braku wystaw, publikacji i opracowań sztuki, która w Krakowie powstawała jest istotną przyczyną marginalizacji środowiska. Skutkuje brakiem lokalnej tożsamości opartej na nowoczesności i wzorców, będących podstawą dla jej określenia. Wiele zjawisk, artystów i procesów zachodzących w obrębie sztuki zostało w wyniku kulejącego systemu wypartych z historii kultury polskiej i zapomnianych. Jest to jednym z powodów, dla których przymiotnik „krakowski”, w świecie sztuki, funkcjonuje raczej jako obelga i wyraz zaściankowości. Cracow Gallery Weekend nie zmieni jednak tego stanu rzeczy. Decydując się na brak selekcji w wyborze uczestników wydarzenia, tak charakterystycznej dla Berlina czy Warszawy, nie tworzy pozytywnego wizerunku i nie promuje wybranego aspektu – komercyjnego, czy artystycznego – w obrębie zjawiska jakim jest sztuka współczesna. Profesjonalny wizerunek białych przestrzeni ustępuje brutalnej realności piwnic, strychów, składów i komunalnych mieszkań. Krakers ujawnia z siłą XIX-wiecznej powieści naturalistycznej niedomagania i braki systemowe, będące jego podstawowym kontekstem i w gruncie rzeczy głównym tematem. Dlatego też celem tego wydarzenia wydaje się być bardziej obnażenie braku i próba reakcji na ów brak, a głównym odbiorcą samo lokalne środowisko, które musi w końcu określić swoje miejsce i stanowisko względem otaczającej go rzeczywistości.
Kraków jest miastem zdeterminowanym silną tradycją historyczną oraz zabytkową architekturą, które wpływają na postrzeganie tego miasta bardziej jako ośrodka turystyki, niż współczesnej kultury. Oparcie polityki kulturalnej na zabytkowej tkance architektonicznej i tradycji artystycznej rzadko wykraczającej poza przełom XIX i XX wieku, czyni zeń żywy skansen. Ogromna ilość festiwali zamienia go z kolei w park rozrywki. Tak budowana identyfikacja miasta nie pozwala na stworzenie jego współczesnego wizerunku i tożsamości. Nie stworzy tego również Cracow Gallery Weekend, jeżeli nie zostaną wprowadzone strukturalne zmiany w politykę jego rozwoju, uwzględniające lokalne środowisko artystyczne i wspierające infrastrukturę galerii prywatnych. Nie poprzez jednorazowe granty i dotację, ale stworzenie sprzyjających warunków rozwoju, które wynikać muszą ze zrozumienia funkcjonowania sztuki współczesnej i jej roli w budowaniu kultury i tożsamości miasta. Nie chodzi o to, żeby kopiować wzorce, czy tworzyć pozory dobrobytu i obfitości. Cracow Gallery Weekend niewątpliwie wyrasta z lokalnej specyfiki i odpowiada na realne potrzeby środowiska, którymi są: konsolidacja środowiska i wspólne znalezienie formuły dla funkcjonowania prywatnych galerii. Bez tych ostatnich, infrastruktura związana ze sztuką współczesną w Krakowie nie ma realnych możliwości rozwoju.
Magdalena Kownacka jest współzałożycielką Fundacji i Galerii F.A.I.T.
Więcej zdjęć z Cracow Gallery Weekend 2015 znajdziecie tutaj.