Kapitalizm jako niedorobiony escape room. „Mamidła” Grażyny M. Olszewskiej w Kronice
Wejściu na wystawę Grażyny Moniki Olszewskiej w bytomskiej Kronice towarzyszą dwuznaczne wrażenia. Przestrzeń wydaje się ożywiona, pełna dźwięków i ludzkich głosów dobiegających zza wystawienniczej mikroachitektury, jednak szybka przechadzka po galerii uświadamia, że mamy tu do czynienia nie tyle z wystawą, co jej atrapą czy też może raczej – tłem, na którym dopiero coś się wydarzy. Zamiast na spodziewanych dziełach sztuki, wzrok patrzącej zatrzymuje się tu na zielonych ścianach i ustawionych na statywach kulach HDRI. Głosy, na początku sugerujące obecność przechadzającego się po galerii tłumu, okazują się być nagraniem sączącym się ukradkiem z głośników. Na tym właściwie kończą się początkowe efekty specjalne, ale i tak można się tutaj poczuć jak Neo budzący się w białej przestrzeni Konstruktu. Brakuje tylko kamer, które dyskretnie śledziłby ruch zwiedzających i dopełniłby się efekt zamknięcia w doświadczalnym pudełku. Nie są to wcale porównania przesadzone – jak pisze kurator wystawy Jakub Gawkowski, artystka „testuje sposoby konstruowania wrażeń” i bada, co się dzieje ze sztuką i odbiorcami pomiędzy fizyczną wystawą i jej dokumentacją cyfrową. Zadanie ambitne, ale co to w praktyce oznacza?
Wealthy Woman przypomina trochę niedorobiony escape room, w którym można trochę pomyszkować, bawiąc się w odnajdywanie zdjęć matki artystki lub nagrań z jej opowieściami o pracy w Stanach. Do znalezienia jest także klucz, ale jego odnalezienie nie wiąże się z niczym szczególnym – możemy nim otworzyć szafę, która okazuje się pusta.
Z twórczością Olszewskiej – absolwentki Akademii Sztuki w Szczecinie, kreatorki rzeczywistości cyfrowych, a nawet przygodnej performerki, której działalność w ramach kolektywu Młode Suki można by pewnie analizować w kontekście trawiącego ludzką kulturę psizmu – miałam sposobność skonfrontować się po raz pierwszy mniej więcej dwa lata temu, kiedy będąc w Szczecinie, udało mi się trafić na wystawę o rozczulającym tytule Zamiast serca noszę chyba zapleśniały piernik. Przygotowana przez Grażynę Olszewską i Igę Świeściak wystawa ulokowana była w piwnicznej przestrzeni starego lokalu usługowego, który czasy swojej świetności przeżywał zapewne w latach 90. ubiegłego wieku. Pasowało to do charakteru samej wystawy, poświęconej tematowi nostalgii. Trudno o bardziej popularny problem w sztuce pokolenia urodzonego w czasach transformacyjnych, dla którego lata 90. (czy już 2000.?) to okres beztroskiego dzieciństwa, raj utracony, który odczuwało się poprzez buzujące w dziecięcym organizmie endorfiny. Jednak o ile znajdziemy sporo artystek i artystów oddających się tego rodzaju sentymentom, nie każde z nich potrafi rozpracować ten temat krytycznie. Na szczecińskiej wystawie melancholijna podróż do przeszłości przypominała bardziej wycieczkę po zdemolowanym domu strachów lub porzuconej scenografii horroru. Pokazaną tam pracę Olszewskiej Horror architektoniczny można było potraktować jako metakomentarz do całego wydarzenia – artystka oferowała publiczności wycieczkę po opuszczonych przestrzeniach zbudowanych w VR, których poszczególne elementy odsyłały do przaśnej estetyki wczesnego kapitalizmu w Polsce. Za inspirację posłużyły wówczas Olszewskiej przestrzenie jej domu rodzinnego – odzwierciedlającego skromne możliwości i duże aspiracje najtisowej klasy średniej – oraz zdjęcia mieszkań na wynajem, publikowanych na OLX.
Na wystawie w Kronice artystka znów powróciła do tematu wnętrz generowanych w VR, pokazując ten problem z dwóch ujęć – możemy się tu skonfrontować z widmową materialnością green boxu, jak również zanurzyć się w nowej „grze”, w której przenosimy się do pomieszczeń inspirowanych wnętrzami amerykańskich rezydencji. Oprowadza nas po nich matka artystki, Małgorzata, która na początku lat 2000. wyjechała, by sprzątać w posiadłościach bogaczy na przedmieściach Chicago. Sama nie znała angielskiego, a do pracy musiała dojeżdżać 80 mil. Gdy właścicieli nie było w domu, Małgorzata bawiła się w modelkę pozującą na tle luksusowych wnętrz. Zdjęcia z tych sesji można oglądać w różnych zakamarkach gry, wymownie zatytułowanej Wealthy Woman.
W grze łatwo przegrać, jeśli jedziesz zbyt wolno lub za często zderzasz się z krowami, a jeśli dajesz radę – cóż, zbierasz jakąś pulę euro i nic z tego nie wynika. Wielkiego finału ani fanfarów nigdy nie ma.
Pod kątem zainteresowania milenijnym dizajnem i wizualnością Olszewska nie wyróżnia się szczególnie na tle swojego pokolenia. Na lokalnej scenie temat wnętrzarskości został wyraziście podjęty choćby przez Dominikę Olszowy, specjalistkę w kreowaniu surrealistycznych scenerii, w których meble opowiadają smutne historie o ludziach. W przypadku Olszewskiej wyjątkowe jest przedstawienie tego tematu w formie gry (wyjątkowe także dlatego, że jak nie tak dawno temu utyskiwał Janek Owczarek, gry ciągle nie są popularnym tematem w sztuce); gra ta wydaje się być stworzona tak, by nie dać graczowi/graczce nadmiernej satysfakcji. Gry Olszewskiej nigdy nie mają konkretnego początku i końca, nie oferują także rozwiązań, dzięki którym można wygrać lub przejść do następnego levelu. Wealthy Woman przypomina trochę niedorobiony escape room, w którym można trochę pomyszkować, bawiąc się w odnajdywanie zdjęć matki artystki lub nagrań z jej opowieściami o pracy w Stanach. Do znalezienia jest także klucz, ale jego odnalezienie nie wiąże się z niczym szczególnym – możemy nim otworzyć szafę, która okazuje się pusta.
Poczucia spełnienia nie przyniesie publiczności także druga gra prezentowana w Kronice – Totem/Rajd przez Polskę, przygotowana przez artystkę razem z Rufusem. Pierwszy raz praca ta zafunkcjonowała na wystawie Die Sonne nie świeci jak słońce w Trafostacji Sztuki – bardzo interesującej ekspozycji poświęconej momentowi wejścia Polski do UE, przygotowanej przez Jakuba Gawkowskiego, która niestety trochę przepadła w pandemicznym zamknięciu instytucji. Rajd przez Polskę funkcjonuje jako totem informacyjny – odsyłający do infrastruktury pierwszych inwestycji unijnych w kraju – na którym można pograć we wczesnokapitalistyczny rajd samochodowy. Pędząc przez szosę, musimy zbierać wirujące w powietrzu monety, uważać na inne rozpędzone auta i pojawiające się znienacka krowy. Ten pejzaż wczesnej, unijnej modernizacji dopełniają jeszcze atrapy budynków, wzorowane na obiektach architektonicznych z banknotów Euro. W grze łatwo przegrać, jeśli jedziesz zbyt wolno lub za często zderzasz się z krowami, a jeśli dajesz radę – cóż, zbierasz jakąś pulę euro i nic z tego nie wynika. Wielkiego finału ani fanfarów nigdy nie ma.
Ostatnim elementem wystawy Olszewskiej, który dopowiada także sytuację green boxu, jest trzykanałowa instalacja Wolność jest najważniejsza. Zwizualizowane na niej są trzy zagadkowe obiekty-narzędzia, umożliwiające kreację medialnego spektaklu, który możemy sami wyreżyserować w zielonych przestrzeniach Kroniki. Jest to zaproszenie oczywiście umowne i ironiczne, bo ów medialny spektakl może powstać tylko w naszej głowie, jeśli wyobrazimy sobie, że ustawione w kątach galerii kule HDRI to pokazane na wideo obiekty – budujący wiarygodność Wypełniacz, odpowiadający na wszelkie potrzeby obiekt Na zawołanie albo niezbędny przy okazji politycznego show Klakier. Tytuł instalacji można rozumieć na wielu poziomach – przywodzi na myśl populistyczne hasła liberalno-prawicowych polityków, ale może też odsyłać do wolności w kreacji rzeczywistości, jaką dają nam cyfrowe technologie. Kreacji, która, wypada to dodać, odbywa się także w galeriach sztuki, domagających się swoich Wypełniaczy, Klakierów oraz innych mamideł, legitymizujących ich działania. Takie spojrzenie na sztukę, choć trąci cynizmem, nie wydaje się bezpodstawne. Czyż dzieło sztuki, ze swoim niejednoznacznym statusem i intencjami, nie bywa właśnie takim mamidłem? Prace Olszewskiej, zaprojektowane tak, by uwodzić nostalgicznymi powidokami wczesnego kapitalizmu, wydają się ową strategię mamidła doskonale realizować; ustawione na statywach kule HDRI i zielona tapeta galerii ostrzegają zaś, że wierząc w mamidło, sami wiążemy sobie powróz na szyi. Wpadamy do escape roomu, w którym może i jest klucz, ale nie ma drzwi.
Karolina Plinta – krytyczka sztuki, redaktorka naczelna magazynu „Szum” (razem z Jakubem Banasiakiem). Członkini Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Autorka licznych tekstów o sztuce, od 2020 roku prowadzi podcast „Godzina Szumu”. Laureatka Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy (za magazyn „Szum”, razem z Adamem Mazurem i Jakubem Banasiakiem).
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Grażyna Monika Olszewska
- Wystawa
- Mamidła
- Miejsce
- Centrum Sztuki Współczesnej Kronika, Bytom
- Czas trwania
- 19.06–6.08.2021
- Osoba kuratorska
- Jakub Gawkowski
- Fotografie
- dzięki uprzejmości CSW Kronika
- Strona internetowa
- kronika.org.pl