Jak w życiu. „Medycyna w sztuce” w MOCAK-u
Co roku największa wystawa w krakowskim muzeum pokazuje różne dziedziny życia, jak to się mówi, oczyma artystów. Dla MOCAKu to cykl ważny, flagowy i poniekąd założycielski; na otwarcie instytucji pokazana została Historia w sztuce. Po historii przyszedł czas na sport, ekonomię, zbrodnię i gender. Teraz jest Medycyna w sztuce.
Medycyna… zrobiona jest według identycznego przepisu co poprzednie wystawy z serii. Pierwszy podstawowy parametr tych projektów to jak najszersze – ktoś powiedziałby nieostre – rozumienie tytułowego pojęcia. Czy będzie to historia, ekonomia czy medycyna, pojęcie pojawia się bez przymiotników i doprecyzowań. Mamy więc „zobaczyć oczyma artystów”, niezwykle obszerne, wewnętrznie zróżnicowane dziedziny życia, które kryją w sobie całe gałęzie wiedzy, teorii, rozmaitość praktyk i relacji społecznych.
Drugim parametrem jest monumentalna skala pokazów; w każdym bierze udział międzynarodowa armia artystów. Medycynę… przedstawia blisko sześćdziesięcioro twórców, działa liczone są w setkach, a czas potrzebny na rzetelne obejrzenie tego wszystkiego – wliczając filmy wideo – odmierza się długimi godzinami.
Trzecim parametrem wynikającym z dwóch poprzednich, jest encyklopedyczno-indeksowy paradygmat rządzący wystawami, które mogłoby się nazywać równie dobrze „Sztuka na literę H, E, S lub M”. MOCAK ostentacyjnie unika stawiania przy okazji tych pokazów pytań, nie uzyskuje zatem żadnych odpowiedzi, z wyjątkiem najbardziej ogólnej, ale znanej przecież i przed wejściem na wystawę: w praktykach różnych artystów można znaleźć różne odwoływania do sportu, ekonomii czy medycyny, a przynajmniej motywy kojarzące się z tymi dziedzinami.
Operacja „… w sztuce” prowadzona jest na tyle długo, aby zdążyły wyjść na jaw jej wszystkie ograniczenia. Wystawy z tego cyklu mają w środowisku złą prasę. Recenzje krakowskich flagowców stały się czymś w rodzaju rytuału polskiego dyskursu krytycznego; co roku ktoś odwiedza muzeum na Zabłociu, ogląda kolejne „… w sztuce” i wraca, by donieść, że znów się nie udało zrobić w tej formule interesującej wystawy. A jednak muzeum nie wycofuje się z wystaw „w sztuce…”. „Wręcz przeciwnie – pisał Karola Sienkiewicz, recenzując na łamach Dwutygodnika Zbrodnię z w sztuce – powtarza je z uporem, napierając na mur ślepego zaułka.”
Jadąc do Krakowa na Medycynę…, byłem ciekaw wystawy, ale jeszcze bardziej rozwiązania zagadki: skąd ten upór?
„Żadna z dotychczasowych wystaw „… w sztuce” nie była sukcesem. Pomysł na szeroko zakrojone, nieskomplikowane pokazy tematyczne, wielokrotnie już krytykowany, miał przybliżać sztukę szerokiej publiczności. (…). Efekt jest jednak odwrotny od zamierzonego. MOCAK, na czele z dyrektorką Marią Anną Potocką, nie potrafi znaleźć równowagi między popularyzacją po linii najmniejszego oporu i zgłębianiem dzieła sztuki. Muzeum mimowolnie sztukę karykaturyzuje i upupia. I, co gorsza, zdaje się tego wcale nie zauważać. Jedyny ratunek dla widza to zapomnieć, na jakiej znajduje się wystawie, wyobrazić sobie, że oglądane prace dryfują w próżni, i pod żadnym pozorem niczego nie czytać. Chyba że chcemy dać się ponieść przez ten cieniutki kabareton.”
– tak Karol Sienkiewicz chłostał powyższymi, bezlitosnymi słowy Zbrodnię w sztuce, czyli czwartą odsłonę cyklu. Medycyna… jest szósta, ale całe akapity krytycznej recenzji sprzed dwóch lat pasują jak ulał również do aktualnej odsłony. Ale czy tylko do niej? Jeżeli Medycyna… i w ogóle cały cykl … w sztuce są jednak zdarzeniami ciekawymi, to dlatego, że (najprawdopodobniej nie intencjonalnie), problematyzują problem tak zwanej „wystawy problemowej”. MOCAK produkuje znakomite case studies tego zagadnienia.
Istnieje rozpowszechnione przekonanie, że sztuka, rozumiana jako pewna hipostaza, zbiorowy byt nadający formy społecznym wyobrażeniom, jest ekspertem gotowym kompetentnie wypowiedzieć się na każdy temat, nieważne czy będzie to globalizacja, konflikt izrealsko-palestyński, ekologia czy medycyna. Przekonanie to podsyca ponowoczesna nadprodukcja sztuki i niepoliczalna liczba artystów. Rachunek prawdopodobieństwa podpowiada, że w tej masie musi znaleźć się zbiór sensowych wypowiedzi o czymkolwiek; wystarczy wpisać w wyszukiwarkę artystycznych projektów hasło. Na tym przekonaniu zdają się zasadzają doroczne wystawy w MOCAKu. Instytucja wierzy, że jeżeli zgromadzi w salach wystawowych pół setki artystów, którzy zrobili coś kojarzącego się z pojęciem medycyny, to powstanie rodzaj masy krytycznej i dojdzie do jakiejś interesującej eksplozji. Jak wiedzą bywalcy zbiorowych wystaw, do takiego wybuchu często nie dochodzi; paradoksalnie, im więcej materiału wybuchowego, tym większe ryzyko niewypału. W krakowskich projektach figura niewypału ujawnia się szczególnie wyraźnie, ponieważ cykl „… w sztuce” można wziąć niemal za metanarrację na temat instytucjonalnych konwencji, za ironiczny pastisz formatu wystawy zbiorowej: oto pokaz „problemowy”, w którym nie zostaje postawiony żaden „problem”. Flagowe projekty MOCAKu wyglądają jak przerysowana, karykaturalna wersja tych wszystkich wystaw – skonstruowanych może w nieco bardziej finezyjny sposób i opatrzonych tytułami, których brzemienne nie przypomina aż tak bardzo przedmiotu szkolnego wypracowania – w których zadany „temat” gubi się gdzieś w dygresjach indywidualnych praktyk uczestników, niekompatybilności języków artystycznych i braku jasnego zdefiniowania samego przedmiotu dyskursu. Rachunek prawdopodobieństwa potrafi być bowiem złym doradcą. Sztuka to jednak nie Google. Z samej mnogości praktyk artystycznych, nie wynika jeszcze, że sztuka potrafi udzielić ciekawej odpowiedzi na dowolne pytanie. Nie jest tak, że nie ma nic do powiedzenia. Żeby jednak wyciągnąć od niej coś sensownego, trzeba zadawać precyzyjne pytania sformułowane w języku, który rezonuje z brzmieniem mowy sztuki. W przeciwnym wypadku dowiemy się jak wygląda na przykład medycyna widziana oczyma artystów i okaże się, że nie wnosi to wiele ani do wiedzy o medycynie ani o sztuce….
Wystawy …w sztuce mogą się komuś zlać w jeden ciąg (ambiwalentnych) doświadczeń, ale wbrew pozorom, istnieją między nimi jakościowe różnice, warunkowane nie tyle jakością samej pracy kuratorskiej, co podatnością wybranych tematów na artystyczną reprezentację. Były wśród nich takie dziedziny, które jak „historia” czy „gender”, ową podatność mają na relatywnie wysokim poziomie. Na przykład dyskurs historyczny w naturalny sposób szuka swojej artystycznej reprezentacji; istnieją rozległe obszary pola symbolicznego, które historia i sztuka ze sobą dzielą; artyści są w historię uwikłani. Oczywiście, pozostają uwikłani również w ekonomię, a na stadionach sportowych mogą odnaleźć sporo ciekawych metafor i analogii, ale testowanie sztuki w wypowiadaniu się na każdy temat to ryzykowana gra, która może raczej ujawnić ograniczenia dyskursu artystycznego niż jego elokwentny charakter.
Wystawa o medycynie w sztuce jest zatem doskonałą okazją, żeby wykoleić format zbiorowej wystawy „na każdy temat” – i team MOCAKu skwapliwie z tej okazji korzysta. Nie znaczy to, że brakuje tu dobrej sztuki. Na scenie jest pięćdziesięcioro ośmioro artystów, wśród tacy jak Marina Abramović, Valie Export, Man Ray czy Alina Szapocznikow więc świetnych prac jest dość, by wyprawa do MOCAKu mogła zostać uznana za opłacalną. Problem w tym, że wystawa tych rzeczy nie niesie; prace i ich znaczenia raczej w niej toną niż wypływają na powierzchnię by ukazać się w nowych, interesujących kontekstach. Jest ich za dużo – w tym sensie, że mnożenie bytów nie prowadzi tu pogłębianiu czegokolwiek, lecz raczej potęgowaniu pojęciowego chaosu.
Wystawa zaczyna się nawet obiecująco, od przedstawienia owoców współpracy lekarza i artysty; obaj, choć każdy na swój sposób pracują jednocześnie z chorobą i wizerunkiem chorych. Dr Iain Hutschinson, brytyjski chirurg plastyczny specjalizujący się w rekonstrukcji twarzy zmasakrowanych w wypadkach lub zdeformowanych przez złośliwe nowotwory, zaprasza do portretowania swoich pacjentów (przed i po terapii) malarza Marka Gliberta. Poruszający jest też wątek artystów i artystek zmagających się z chorobą, zwykle z nowotworami. Jo Spenc, Hannah Wilke czy Alina Szapocznikow cierpią, są poddawane medycznym procedurom, ale równolegle z leczeniem, którego są przedmiotem, uruchamiają swoje własne, artystyczne procedury – nadają formę dramatycznemu doświadczeniu, przedstawiają swoje walczące, faszerowane lekami i operowane ciała, dzięki sztuce odzyskują podmiotowość na polu walki o zdrowie i życie. Valie Export czy ORLAN wykorzystują z kolei technologie medyczne jako techniki artystyczne. Nie ma dyskusji; na styku medycyny i sztuki mogą zdarzyć się ciekawe rzeczy. Niestety szybko okazuje się, że w MOCAKu medycyną jest wszystko, co z medycyną się kojarzy, a ze względu na brak dyscypliny i precyzji w kojarzeniu tytułowe pojęcie dewaluuje się i traci znaczenie. Te skojarzenia mogą rozgrywać się na poziomie formalnym jak u Bartosza Kokosińskiego, który kreśli analogię miedzy anatomią „chorego” obrazu (skrzywione lub połamane blejtramy i przypominające przypadłości dermatologiczne, „patologie” powierzchni malarskiej), i chorego ciała. Medycyną w sztuce jest praca Joanny Pawlik Schody, wideo-performance, w którym jednonoga artystka wchodzi po schodach, testując granice fizycznych możliwości swojego okaleczonego ciała („artystka w dzieciństwie straciła prawą nogę. Było to bardzo trudne doświadczenie, które zaciążyło na jej życiu” – czytamy w opisie; słynące z barwnej frazy MOCAKowskie wall texty nie zawodzą i tym razem, wprowadzając w narrację wystawy wątki nieintencjonalnego humoru, który raz bywa abstrakcyjny, tu znów czarny jak noc). „Medycyną” jest dywanik ze wzorem w kontury ludzkich organów wewnętrznych (praca Julii Neuenhausen). „Medycyną” jest farmakologia, więc MOCAK pokazuje Tranxene, egzystencjalną instalację Oskara Dawickiego, w której artysta sadzi pęd fasoli w opakowaniu po tytułowym leku psychotropowym. „Medycyną w sztuce” jest w perspektywie krakowskiej instytucji Akt ze szkieletem Mariny Abramović, zapis performansu, w którym artystka, leżąc na placach i oddychając głęboko animuje ułożony na jej nagim ciele ludzki szkielet. „Medycyną” są nawet satyryczne rysunki Andrzeja Mleczki, w duchu kawałów z serii „przychodzi baba do lekarza”.
Ciekawe jest uzasadnienie umieszczenia na wystawie faksymiluSkrzypców Ingresa Man Raya, jednej z wielu prac, których obecność w kontekście medycyny wydaje się na pierwszy rzut oka nieoczywista. Rozwiązanie zagadki ukryte jest w kuratorskim opisie, w którym czytamy: „przyrównując kobiecy tors do skrzypiec [Man Ray], dokonał operacji (podkreślenie moje – SS.) na nośniku artystycznym.”
I tak okazuje się, że pretekstem do umieszczenia czegoś na wystawie o medycynie może być już nie tylko szkielet (anatomia, a więc medycyna!), pudełko po tabletkach (farmacja a więc medycyna!), ale nawet retoryka własnych opisów. Podobna nonszalancja dotyczy poziomu wystawianych prac. Raz natykamy się na złożone i niezwykle konceptualnie wyrafinowane przedsięwzięcia jak instalacja Michy Brendela Park dla w końcu leżącego, by parę kroków dalej zderzyć się z konceptami prostymi jak cep. Małgorzata Blamowska na przykład znalazła w internecie zdjęcie dwóch Brytyjek, które zafascynowane wizerunkiem Katie Price, poddały się serii operacji plastycznych, aby możliwie najbardziej upodobnić się do swojej idolki. Artystka na podstawie zdjęcia namalowała olejny obraz przedstawiający obie delikwentki. Po co to zrobiła? Zresztą to sprawa autorki, ma dobre prawo namalować co zechce. Bez odpowiedzi pozostaje ważniejsze pytanie: co wnosi takie malowidło do pejzażu sztuki z medycyną w tle?
Niewykluczone, że właśnie w odpowiedzi na to pytanie kryje się klucz do zagadki Medycyny w sztuce i w ogóle całego mocakowskiego cyklu – bo tytułowe pojęcia-klucze, raczej tym kluczem nie są. Zwiedzając wystawę trudno oprzeć się wrażeniu, że zespół kuratorski medycyną zbytnio się w gruncie rzeczy nie interesuje. Praktykami wystawianych artystów też zresztą niespecjalnie, bo te cenne są dla wystawy tylko o tyle, o ile obecny jest w nich jakiś medyczny motyw.
„Celem wystawy – podobnie jak całego cyklu – było pokazanie ścisłego związku pomiędzy życiem a sztuką, udowodnienie, że sztuka wspiera zrozumienie kondycji ludzkiej.” – tłumaczył MOCAK, przy okazji jednej z poprzednich edycji projektu … w sztuce. Swoją drogą ciekawe, co by się stało, gdyby nie udało się przeprowadzić takiego dowodu i okazałaby się, że sztuka jest dziedziną, która w ogóle z niczym nie ma nic wspólnego? W takim wypadku muzeum chyba wypadałby zburzyć. Na szczęście w pracach artystów odnaleźć można wizerunki ludzi, zwierząt, motywy sportowe, historyczne, nawet medyczne. Muzeum więc trwa – a zatem trzeba je wypełnić pracami. W tym świetle, taki obraz wspomnianej Małgorzaty Blamowskiej okazuje się jednak dla instytucji przydatny, spełnia swoją rolę, wypełnia, składa się na wystawę…
Gdzieś w połowie przedzierania się przez Medycynę…, ogarnął mnie paranoiczny lęk, że ta wystawa nigdy się nie skończy i już z muzeum nie wyjdę. Jeżeli nie zmierza się do żadnego celu, można przecież tak brnąć donikąd całą wieczność! Preteksty do umieszczenia dzieł sztuki w kontekście medycyny są w gruncie rzeczy niewyczerpane, zwłaszcza jeżeli zamiast ramy kuratorskiego konceptu, stosuje się raczej figurę worka uszytego z niepokojąco rozciągliwej tkaniny. W takim worze zmieszczą się i kapryśne skoki do międzywojennego modernizmu (Man Ray, Meret Oppenheim) i young polish artists, rysunki Mleczki, jakiś pojedynczy obraz Maciejowskiego sprzed kilkunastu lat…
Na szczęście na długo zanim wyczerpały się medyczne preteksty do pokazywania sztuki na wystawie Medycyna w sztuce, i zanim zupełnie opadłem z sił, skończyły się przestrzenie ekspozycyjne MOCAKu. Kolejny dowód na związki życia i sztuki (na przykładzie medycyny) został z powodzeniem przeprowadzony. Opuszczałem jednak muzeum z podejrzeniem graniczącym z pewnością, że choć deklarowany cel projektu nie jest skomplikowany, to ten prawdziwy jest jeszcze prostszy i o wiele głębiej zakorzeniony w samej naturze instytucji. Medycynie… można by zarzucić brak solidnego spoiwa, które łączyłoby akurat te, a nie inne prace pokazane w galeriach MOCAK, ale takie spoiwo istnieje. Jest nim swoisty horror vacui, instytucjonalne podciśnienie, które zasysa na ściany i podłogi muzeum prace; świetne i przeciętne, stare i zupełnie nowe, mieszczące się w temacie i te upchnięte w jego ramach kolanem, zupełnie niezbędne i całkiem niekonieczne. Podmiotem Medycyny w sztuce nie okazuje się ani medycyna, ani sztuka, ani nawet medycyna w sztuce, lecz samo wystawianie.
Nie jest też tak, że z MOCAKowskiej serii nie płynie żadna wiedza. Dzięki konsekwencji w realizacji cyklu, krakowskiej instytucji udało się pokazać, że choć życie dzieli się na szereg dziedzin, takich jak ekonomia, sport, czy medycyna, to … w sztuce wyglądają one zupełnie tak samo! Jak jawi się Medycyna widziana oczyma artystów? Z pewnej perspektywy jawi się identycznie jak Zbrodnia czy Gender – jako zbiór kilkudziesięciu olejnych i arylowych obrazów, kilku paradokumentalnych filmów, dokamerowych performansów, obiektów podniesionych do rangi sztuki, postkonceptualnych instalacji. … w sztuce wszystko wygląda jak … sztuka w muzeum, jak „problemowa wystawa zbiorowa”, bez wyraźnego początku, końca i morału. Czyli zgodnie, z tezą MOCAKu, zupełnie jak w życiu.
Stach Szabłowski – krytyk sztuki, kurator i publicysta. Autor koncepcji kuratorskich kilkudziesięciu wystaw i projektów artystycznych. Publikuje w prasie głównego nurtu, w wydawnictwach branżowych i katalogach wystaw. Współpracuje m.in. z magazynem SZUM, Przekrojem, dwutygodnik.com. i miesięcznikiem Zwierciadło.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Marina Abramović, Eleanor Antin, Marta Antoniak, Kader Attia, Małgorzata Blamowska, Piotr Blamowski, Micha Brendel, Daniele Buetti, Beatriz da Costa, Oskar Dawicki, Ugo Dossi, Marian Eile, Iaia Filiberti / Debora Hirsch, Mark Gilbert, Zbigniew Herbert, Markus Käch, Fritz Kahn, Tadeusz Kantor, Krištof Kintera, Jürgen Klauke, Bartosz Kokosiński, Robert Kuśmirowski, Konrad Kuzyszyn, Milja Laurila, Dominik Lejman, Zoe Leonard, Zbigniew Libera, Marcin Maciejowski, Man Ray, Shahar Marcus, Bjørn Melhus / Yves Netzhammer, Edith Micansky, Aurelia Mihai, Andrzej Mleczko, Yasumasa Morimura, Sofie Muller, Julia Neuenhausen, Meret Oppenheim, ORLAN, Ben Patterson, Joanna Pawlik, Joanna Rajkowska, Sophie Ristelhueber, Wilhelm Sasnal, Nikita Shalennyi, Heather Sheehan, Kiki Smith, Annegret Soltau, Jo Spence, Daniel Spoerri, Alina Szapocznikow, Grzegorz Sztwiertnia, Nicole Tran Ba Vang, VALIE EXPORT, Hannah Wilke, Joel-Peter Witkin
- Wystawa
- Medycyna w sztuce
- Miejsce
- Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie MOCAK
- Czas trwania
- 22.04-02.10.2016
- Osoba kuratorska
- Delfina Jałowik, Jürgen Kaumkötter, Monika Kozioł, Maria Anna Potocka
- Strona internetowa
- www.mocak.pl
- Indeks
- Alina Szapocznikow Andrzej Mleczko Annegret Soltau Aurelia Mihai Bartosz Kokosiński Beatriz da Costa Ben Patterson Bjørn Melhus Daniel Spoerri Daniele Buetti Debora Hirsch Delfina Jałowik Dominik Lejman Edith Micansky Eleanor Antin Fritz Kahn Grzegorz Sztwiertnia Hannah Wilke Heather Sheehan Iaia Filiberti Jo Spence Joanna Pawlik Joanna Rajkowska Joel-Peter Witkin Julia Neuenhausen Jürgen Kaumkötter Jürgen Klauke Kader Attia Kiki Smith Konrad Kuzyszyn Krištof Kintera Małgorzata Blamowska Man Ray Marcin Maciejowski Maria Anna Potocka Marian Eile Marina Abramović Mark Gilbert Markus Käch Marta Antoniak Meret Oppenheim Micha Brendel Milja Laurila Monika Kozioł Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie MOCAK Nicole Tran Ba Vang Nikita Shalennyi ORLAN Oskar Dawicki Piotr Blamowski Robert Kuśmirowski Shahar Marcus Sofie Müller Sophie Ristelhueber Stach Szabłowski Tadeusz Kantor Ugo Dossi Valie Export Wilhelm Sasnal Yasumasa Morimura Yves Netzhammer Zbigniew Herbert Zbigniew Libera Zoe Leonard