Jak odzyskać „Tęczę”. Sztuka i prawo autorskie (cz. 2)
Bum!!! Tęcza wróci na plac Zbawiciela w Warszawie – a przynajmniej tak twierdzą inicjatorzy pomysłu, czyli aktywiści z Homokomanda. Też jestem za, na razie jednak projekt utknął, gdyż prawa autorskie do Tęczy ze Zbawiksa należą do Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Dyrektor Piotr Bernatowicz wraz z mecenasem Jerzym Kwaśniewskim (tak, tym Kwaśniewskim – CSW ma umowę z szefem Ordo Iuris na stałą obsługę prawną) na pewno skorzystają z przysługującego instytucji monopolu autorskiego i będą próbowali zablokować pomysł Homokomanda. Ale czy w ogóle da się sprywatyzować tęczę? Jeśli tak, do jakiego stopnia i czy można coś zrobić, aby ponownie rozpięła się nad placem Zbawiciela? Tym, których przeraża wizja „ordojuryfikacji” kolorowego łuku od razu powiedzmy: nie lękajcie się!
Tęcza jako abstrakcyjny motyw wizualny nie podlega ochronie prawa autorskiego, gdyż należy do tzw. domeny publicznej, czyli zbioru takich wytworów, które albo nigdy nie były, bo nie mogły być przedmiotem prawa autorskiego, albo też wygasły do nich majątkowe prawa autorskie.
Stan faktyczny
W 2022 roku Linus Lewandowski, członek grupy Homokomando, zgłosił do budżetu obywatelskiego projekt Roztęczamy Warszawę!, w ramach którego zaproponował wzniesienie na placu Zbawiciela instalacji nawiązującej do Tęczy autorstwa Julity Wójcik. Instalacja – jak pamiętamy – nie miała szczęścia: ustawiona na placu w 2012 roku, regularnie padała ofiarą patriotyczno-religijnych wzmożeń. Ostatecznie w 2015 roku umowa z miastem na prezentację dzieła wygasła. Tęcza została zdemontowana, a Instytut Adama Mickiewicza, czyli ówczesny pomiot majątkowych praw autorskich do instalacji, miał je przenieść na warszawskie CSW. Wówczas wydawało się to bardzo dobrym ruchem, dziś jednak ratusz odrzuca projekt Lewandowskiego, tłumacząc swoją decyzję obawą pozwów ze strony CSW o naruszenie praw autorskich do dzieła Wójcik.
Tęcza (a nie Tęcza) jako utwór
Tęcza jako abstrakcyjny motyw wizualny nie podlega ochronie prawa autorskiego, gdyż należy do tzw. domeny publicznej, czyli zbioru takich wytworów, które albo nigdy nie były, bo nie mogły być przedmiotem prawa autorskiego, albo też wygasły do nich majątkowe prawa autorskie. Podobnie jak np. przedstawienie piety, kształt amfiteatru, kopuły czy różnorakie wzory folklorystyczne – motyw tęczy może być przez każdego swobodnie wykorzystywany. Tak też zrobiła Julita Wójcik nadając jednocześnie swojemu dziełu specyficzny charakter: zostało wykonane z kilkunastu tysięcy różnokolorowych, sztucznych kwiatów, miało formę wielokątnego łuku o określonych proporcjach i było w przemyślany sposób osadzone w konkretnym otoczeniu. Cechy te ujmowane łącznie nadawały artefaktowi indywidualny i twórczy charakter, a tym samym odróżniały go od wszystkich innych tęcz. Dzięki temu spełniał on wymogi przewidziane dla utworu w art. 1 ust. 1 Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (dalej jako Ustawa) i automatycznie podlegał prawnoautorskiej ochronie.
Co może CSW
Jak podała „Gazeta Stołeczna”, miasto twierdzi, że CSW „posiada wszelkie majątkowe prawa autorskie do nieograniczonego w czasie i przestrzeni rozporządzania koncepcją aranżacji rzeźby Tęcza na pl. Zbawiciela w Warszawie”. Prawa autorskie mają obejmować „nie tylko odtworzenie instalacji Tęcza w jej oryginalnym kształcie, ale również podobne projekty nawiązujące do tęczy na tym placu”. Niestety nie mamy wglądu do umowy. Jeśli urzędnicy przytaczali dosłownie jej zapisy, to brzmią one nieco egzotycznie, ale spróbujemy rozwikłać ten prawniczy kalambur. Gwoli porządku, przypomnijmy najpierw, że utwór, czyli każdy przejaw działalności twórczej ustalony w jakiejkolwiek postaci, jest dobrem niematerialnym. Należy więc go odróżnić od materialnych nośników, na których jest utrwalany. Oznacza to, że np. kupując obraz na aukcji nie nabywamy praw do utworu, a jedynie własność rzeczy: blejtram, na którym naciągnięte jest płótno pokryte farbami w określonym porządku. I vice versa, nabywając majątkowe prawa autorskie do utworu, nie nabywamy rzeczy – konkretnego obrazu (art. 52 ust. 1 i 2 Ustawy).
Urzędnicy podają, że monopol CSW obejmuje nie tylko powielanie oryginalnego utworu, ale także „podobne projekty nawiązujące do tęczy na tym placu”.
Po pierwsze więc, CSW na pewno nabyło prawa majątkowe do utworu Tęcza, nie wiemy natomiast czy stało się właścicielem fizycznego nośnika (rusztowania z resztkami nadpalonych kwiatków) – nie jest to jednak dla nas takie istotne. Po drugie, przedmiotem umowy był utwór ujmowany nie jako sama tęcza (w znaczeniu: łuk z kwiatów), ale jako Tęcza, czyli dzieło sztuki o charakterze site specific, osadzone w konkretny sposób w konkretnej przestrzeni. Po trzecie, doświadczenie podpowiada nam, że CSW, najprawdopodobniej na mocy umowy sprzedaży lub darowizny, nabyło od IAM prawo do korzystania z Tęczy na wszystkich lub prawie wszystkich polach eksploatacji. Te ostatnie zawsze trzeba wskazywać w kontraktach autorskich (art. 41 ust. 2 Ustawy) i można je zdefiniować jako techniczne sposoby korzystania z utworu mające samodzielne znaczenie ekonomiczne. Jestem pewien, że wśród pól eksploatacji umowa wymieniała wykonywanie kolejnych egzemplarzy utworu (kolejnych instalacji) oraz ich publiczne wystawianie (umieszczanie w rzeczywistej, konkretnej przestrzeni). Innymi słowy, CSW na zasadzie wyłączności może sobie zrobić nową-starą Tęczę i – jeśli uzyska stosowne zezwolenia administracyjne – ustawić ją dokładnie w tym miejscu, w którym stała przed siedmiu laty. Po czwarte, nabycie majątkowych praw autorskich, co do zasady, wiąże się z uzyskaniem możliwości rozporządzania nimi, a więc CSW może te prawa przenosić dalej na inne podmioty albo udzielić im licencji na korzystanie z utworu. Przejście takich praw nie wymaga precyzowania w umowie, że są „nieograniczone w czasie i przestrzeni”, tak jak kupując rower (stając się jego właścicielem) nie zastrzegamy, że będziemy mogli nim jeździć gdzie chcemy i kiedy chcemy oraz sprzedać go lub użyczać komu chcemy. Nabycie praw majątkowych autorskich ma charakter rzeczowy, co po prostu oznacza, że stajemy się ich „właścicielami”. Jednak prawnicy z niewiedzy (bądź dla szpanu) podkręcają czasami umowy autorskie różnymi „intergalaktycznymi” ozdobnikami, co zwykle wzbudza entuzjazm klientów: „nabywam prawa nieograniczone w czasie i przestrzeni – wow!”. Warto więc podkreślić, że na mocy art. 41 ust. 1 pkt Ustawy istnieje możliwość limitacji dalszego przenoszenia autorskich praw majątkowych, ale musimy wyraźnie to postanowić w umowie. Takie zapisy w kontraktach autorskich należą jednak do rzadkości.
Jednocześnie urzędnicy podają, że monopol CSW obejmuje nie tylko powielanie oryginalnego utworu, ale także „podobne projekty nawiązujące do tęczy na tym placu”. Możemy więc przypuszczać – to po szóste – że najpierw IAM nabył od Wójcik tzw. wyłączne prawo zezwalania na wykonywanie zależnego prawa autorskiego (art. 46 Ustawy), a następnie zostało ono przeniesione przez IAM na CSW. By wytłumaczyć tę kwestię i jej konsekwencje musimy zrobić dygresję i wprowadzić pojęcie opracowania, zwanego też utworem zależnym.
Ze względu na podobieństwo między utworami w prawie autorskim wyróżnia się trzy typy dzieł:
– w pełni samoistne, czyli takie, które nie zawierają żądnych nawiązań do już istniejących cudzych utworów,
– samoistne inspirowane, czyli takie, które nawiązują do cudzych dzieł, ale w sposób luźny, czerpiąc z ich stylu, maniery etc.,
– opracowania, czyli takie, które zwierają konkretne rozwiązania formalne zaczerpnięte z dzieł innych autorów.
Kluczowe jest rozróżnienie między dwoma ostatnimi kategoriami, gdyż autor utworu inspirowanego może z niego swobodnie korzystać, natomiast autor opracowania musi uzyskać zezwolenie (swoistą licencję) na jego eksploatację od twórcy utworu pierwotnego, czyli tego, z którego zaczerpnął twórcze elementy (art. 2 Ustawy). Właśnie to prawo do udzielania zezwoleń, na mocy art. 46 Ustawy może być – podobnie jak majątkowe prawa autorskie – przenoszone na inne podmioty.
Przełóżmy teraz te ustalenia na omawianą sytuację: A) Wójcik przeniosła majątkowe prawa autorskie do Tęczy na IAM bez prawa do zezwalania na wykonywanie zależnego prawa autorskiego. Homokomando tworzy tęczę, która wykorzystuje elementy twórcze z dzieła Wójcik, np. identyczny motyw kwiatków, powstaje więc opracowanie. By móc korzystać z tego opracowania Homokomando musi uzyskać zezwolenie artystki. B) Wójcik oprócz majątkowych praw autorskich przeniosła na IAM także prawo do zezwalania na wykonywanie prawa zależnego, z kolei od IAM prawa te nabyło CSW. W takiej sytuacji Homokomando musi uzyskać zezwolenie na eksploatację opracowania od CSW. Zakładam, że w przypadku Tęczy mamy do czynienia z wariantem B, choć ze względu na terminologię użytą przez miejskich urzędników nie można tego stwierdzić z całą pewnością. Oczywiście, na licencję od CSW nie ma co liczyć (już widzę oczyma wyobraźni jak Kwaśniewski przygotowuje, a Bernatowicz podpisuje stosowną umowę), ale istnieją sposoby na bezpieczne obejście tego problemu.
Jak odzyskać „Tęczę”
Wbrew pozorom ochrona prawnoautorska nie obejmuje całego utworu. Wynika to z faktu, że zgodnie z art. 1 ust. 21 Ustawy ochroną nie są obejmowane pomysły (idee), a jedynie sposób ich wyrażenia. Oznacza to, że można bez obaw wracać do pomysłów postawienia tęczy na Zbawiksie, bowiem prawnie relewantna dla sprawy jest wyłącznie forma, jaką im nadamy. Dodatkowo, generalna zasada prawa autorskiego głosi, że utwór podlega ochronie tylko w takim zakresie, w jakim jest twórczy. Z tego wynika, że nie trzeba obawiać się roszczeń CSW, jeśli nowa instalacja nie będzie powielała żadnej z wskazanych powyżej cech indywidualizujących Tęczę Wójcik. Nowy projekt musiałby więc różnić się od pierwotnej instalacji proporcjami, ustawieniem przestrzennym oraz nośnikiem kolorów – na Placu Zbawiciela może stanąć tęcza, ale inna niż ta, która stała tam przed siedmiu laty.
Oczywiście nikt nie zabroni Centrum Sztuki Współczesnej wznieść do sądu pozwu z tytułu naruszenia majątkowych praw autorskich albo korzystania bez zezwolenia z opracowania, jednak prawdopodobieństwo wygrania przez nie sprawy byłoby bliskie zeru. Z tego wynika, że władze Warszawy w rzeczywistości nie obawiają się roszczeń CSW, a raczej potencjalnych, polityczno-wizerunkowych kłopotów związanych z realizacją kontrowersyjnego projektu. Zawołajmy więc również do nich – nie lękajcie się!
Jakub Dąbrowski — z wykształcenia prawnik i historyk sztuki. Pracuje na stanowisku adiunkta na Wydziale Badań Artystycznych i Studiów Kuratorskich w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie wykłada historię sztuki nowoczesnej i prawo autorskie.
Więcej