Gospodarowanie pustką i ciszą. Rozmowa z Emilią Orzechowską
Jakub Knera: Od połowy października 2021 roku jesteś dyrektorką Galerii EL. Jaka była twoja motywacja do udziału w konkursie?
Emilia Orzechowska: Start w konkursie na Dyrektora Galerii EL potraktowałam jako wyzwanie, jako możliwość sprawdzenia się w innej, dotychczas nieznanej dla mnie funkcji. Kiedy przyszłam do Galerii dwa miesiące temu na stanowisko p.o. dyrektora, program merytoryczny na 2022 był praktycznie gotowy. Cieszę się jednak, że pierwszą wystawą, jaką otworzę, 13 stycznia przyszłego roku, będzie kolejny projekt podsumowujący moją ponad dziesięcioletnią współpracę kuratorską z Elżbietą Jabłońską. Mam nadzieję, że jej praca Nowe życie symbolicznie zainicjuje nowy rozdział w Galerii EL.
Znałaś wcześniej Galerię?
Znałam ją, ale na pewno nie było to miejsce, które często odwiedzałam. W mojej wyobraźni Galeria EL funkcjonowała raczej jako ważne miejsce dla sztuki, związane z historią i jej spuścizną, m.in. Biennale Form Przestrzennych, postacią Gerarda Blum-Kwiatkowskiego czy kolekcją Otwartej Galerii, niż jako ośrodkiem, w którego działalności odzwierciedlają się aktualne trendy artystyczne. Ostatecznie była to jednak przestrzeń nieznana – może dlatego, że nie wpisywała się w moje poszukiwania kuratorskie, zarówno jeśli chodzi o artystów i artystki, jak i poruszane w programie tematy.
W Galerii EL pełnisz funkcję p.o. dyrektora. Co to znaczy?
Konkurs nie został rozstrzygnięty – rozmawiałam z komisją, ale nie otrzymałam jej rekomendacji, bo wymagana była bezwzględna większość głosów, a w moim przypadku rozłożyły się one inaczej: 4 osoby zagłosowały za moją kandydaturą, 1 na nie, a 4 się wstrzymały. Konkurs był rozpisany na pięcioletnią kadencję i po zakończeniu procedury konkursowej przedstawiciele organizatora Galerii, czyli Miasta Elbląg zwrócili się do mnie z zapytaniem czy nie chciałabym podjąć się jednak zadania i podpisać kontrakt na „p.o. dyrektora” na 12 miesięcy. W tym czasie pan prezydent musi ponownie zorganizować konkurs na to stanowisko. Umowa obowiązuje mnie do 16 października 2022 roku.
Traktujesz to jako czas na próbę i rozruch?
Przejęłam instytucję z zaplanowanym prawie całym programem na przyszły rok, biorę odpowiedzialność za zobowiązania, które zostały zawarte, ale nie mogę za wiele projektować na przyszłość, która nie wiadomo jaka będzie. Na razie swoją uwagę kieruję w stronę pracowników, zapoznania się z całą strukturą instytucji, schematami jej dotychczasowego funkcjonowania. Można powiedzieć, że uczę się Galerii EL.
Nigdy nie było dla mnie ważne czy dany projekt realizuję w ramach współpracy z NGOsem czy z instytucją publiczną, może dlatego, że zawsze były to moje pomysły i nikt nie próbował ich ze mną negocjować. Zawsze miałam wolność i swobodę działania. W obu przypadkach widzę duży potencjał, ale też inne i różnorodne perspektywy dla samorozwoju.
Jak zaczęłaś działać w kulturze?
Do zajęcia się kulturą musiałam dorosnąć i dojrzeć. Najpierw chciałam zbawiać świat, zająć się ochroną środowiska, dlatego w liceum poszłam do klasy biologiczno-chemicznej, chciałam zostać ekolożką i uratować naszą planetę. Szybko się jednak okazało, że moi koledzy i koleżanki – olimpijczycy i olimpijki – byli lepsi, ostatecznie poległam na chemii, co skutecznie zniechęciło mnie od kontynuowania kariery naukowej. Pod koniec szkoły średniej, pojawiła się fascynacja filmem i wideo-artem – jeździłam po Polsce na festiwale i przeglądy filmowe, sama zaczęłam robić filmy, co ostatecznie doprowadziło mnie na Uniwersytet Jagielloński, gdzie studiowałam filmoznawstwo. Potem przez kilka lat współprowadziłam DKF Żyrafa w Gdyni, organizowałam imprezy towarzyszące przy Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, ale wciąż czułam niedosyt i potrzebę większej kreacji. Rosła we mnie potrzeba pracy z artystkami i artystami, budowania nowych opowieści wizualnych, nowych narracji. Realizując pokazy, festiwale filmowe pracowałam na gotowych artefaktach, a dzięki mojej siostrze Patrycji, która jest artystką, poznałam i ostatecznie zanurzyłam się w świat sztuk wizualnych.
Poznałem cię przy okazji imprez na FPFF w Gdyni, potem przede wszystkim z projektu Parkowanie, wydarzenia, które organizowałaś ze Stowarzyszeniem A KuKu Sztuka. W pewnym momencie jednak zakończyłaś swoją działalność w stowarzyszeniu. Dlaczego?
Faktycznie, po 10. edycjach Parkowania, kiedy świadomie podjęłam decyzję o zakończeniu tego projektu, dałam sobie przyzwolenie na szukanie innej ścieżki. Czułam, że zaczynam powtarzać pewne schematy funkcjonowania, te same scenariusze i metody działania. Cykliczność i powtarzalność Parkowania w Gdańsku-Oliwie, ale też Festiwalu ARTLOOP w Sopocie – bo oba projekty bazowały na sztuce w przestrzeni publicznej – sprawiły, że poczułam, że stanęłam w miejscu, przestałam się rozwijać, tak jak moje wydarzenia. W A KuKu Sztuka z roku na rok odchodziły kolejne osoby, brakowało nowych, świeżych pomysłów na prowadzenie stowarzyszenia, następowało powolne wymieranie, aż finalnie została Lena Dula i ja. Postanowiłam więc zadziałać radykalnie, zamknęłam wszystkie projekty, które można było zamknąć, aby móc wygenerować brak, rodzaj pustki, którą powoli zaczęłam wypełniać czymś innym.
Czym?
Pochłonęła mnie działalność instytucjonalna. Zaczęłam robić wystawy w galeriach, współpracować z różnymi instytucjami jako kuratorka zewnętrzna z konkretnym projektem. Związałam się mocniej z niektórymi artystkami: Elżbietą Jabłońską, Anną Królikiewicz, Honoratą Martin, czy Joanną Rajkowską. W 2019 roku współzałożyłam ponadto dwie organizacje pozarządowe: Fundację W788 z Elżbietą Jabłońską i Wojtkiem Kotwickim, z którymi realizujemy rezydencje artystyczne w miejscowości Kozielec na 788 kilometrze Wisły, oraz Stowarzyszenie Arbuz m.in. z Honoratą Martin, Aurorą Lubos, Piotrem Pawlakiem, wspierające osoby w kryzysie uchodźczym i obcokrajowców przebywających w Polsce.
Z jednej strony organizacje pozarządowe, z drugiej instytucje publiczne – co dają ci te dwie formuły działania?
Nigdy nie było dla mnie ważne czy dany projekt realizuję w ramach współpracy z NGO-sem czy z instytucją publiczną, może dlatego, że zawsze były to moje pomysły i nikt nie próbował ich ze mną negocjować. Zawsze miałam wolność i swobodę działania. W obu przypadkach widzę duży potencjał, ale też inne i różnorodne perspektywy dla samorozwoju. Moje projekty wyrastają z głębokiej potrzeby eksploracji własnych zainteresowań, tak jest chociażby z cyklicznym projektem The Dark Side of The Sun, który realizuję od 2018 roku i każda jego odsłona jest realizowana w innym partnerstwie, z innymi artystami i artystkami, inaczej finansowana, w innej skali, w innych przestrzeniach (a nawet miastach) i z różnymi efektami końcowymi.
Ciągle jednak bardzo cenię sobie pracę w kolektywach kuratorskich, jak w przypadku All Inclusive, który realizował projekt Znajomi znad morza – prezentację Gdańska w ramach Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016 czy duetach kuratorskich, na przykład ze Stachem Szabłowskim czy Stanisławem Rukszą. Dzięki temu drugiemu nauczyłam się pracy w galerii, długofalowego planowania oraz realizowania wystaw w instytucji, bo przez dwa lata byłam związana z TRAFO Trafostacją Sztuki w Szczecinie.
Co znalazło się w twojej koncepcji prowadzenia Galerii EL, rozpisanej na 5 lat?
Swoją koncepcję konkursową rozpoczęłam manifestem Komunikat stacjonizmu Gerarda Jurgena Blum-Kwiatkowskiego z 1975 roku:
Nic bez artysty
Nic bez jego zdolności oddziaływania
Nic bez zrozumienia
Nic bez energii stworzenia
Nic bez sytuacji
Nic bez ludzi
Wszystko dla sztuki
Wszystko jest sztuką
Wszystko może prowadzić do sztuki
Wszystko do wzbogacenia człowieka
Stacjonującego artystę odnajdziemy tam,
gdzie korzeń jego działaności (tzn. sytuacja)
prowadzi do działania.
Są one dla mnie zarówno inspiracją, jak i celem, jakim chciałabym osiągnąć, współtworząc Galerię EL. Ma być to więc przede wszystkim przestrzeń dla artystów i miejsce, w którym pomieszczą się różne poglądy i perspektywy, strefą wolną od uprzedzeń, laboratorium dla badań i eksperymentów. Chciałabym zbudować instytucję opartą na współpracy, zaufaniu, dobrej komunikacji, traktującą swojego odbiorcę jako partnera. Jeśli zaś chodzi o konkrety, dużo miejsca poświęciłam na przykład samej przestrzeni Galerii, która jest bardzo urokliwym, ale wymagającym miejscem. Jej materia i wizualność, ograniczenia architektoniczne, ale też warunki atmosferyczne – zimą nie wszystko można tam pokazać, bo jest niska temperatura – są ogromnym wyzwaniem w planowaniu programu galerii. Z jednej strony są ograniczeniem, ale mogą stać się też wdzięcznym punktem wyjścia do pracy in situ. Z drugiej strony przestrzeń dawnego średniowiecznego kościoła, w której mieści się Galeria, jest unikatowa, można by w niej organizować duże i spektakularne projekty. Ma potencjał na polską Halę Turbin londyńskiej Tate Modern z dużymi wystawami jednoprojektowymi, realizowanymi z rozmachem. Rozmarzyłam się…
Opowiedz więcej o planach.
W przyszłym roku chciałabym uspokoić program galerii – przez ostatnie trzy lata działań i wystaw było bardzo dużo i bardzo różnych. Mnie jest bliższa filozofia post-wzrostu, umiaru i przeciwstawianiu się nadprodukcji. Wolałabym, żeby było mniej wystaw, za to trwających dłużej, nie mam też ambicji, żeby w każdej przestrzeni – nawie głównej i prezbiterium, dwóch emporach, w Galerii Laboratorium i krużganku – realizować jednocześnie oddzielne wystawy. Nie da się tego zrobić ze względu na budżet, ale dostrzegam też silną potrzebę wygospodarowania pustki i ciszy, z której, mam nadzieję, zrodzi się nowe.
Co myślisz o publiczności Galerii i mieszkańcach miasta?
Zależy mi bardzo na uruchomieniu programu edukacyjnego towarzyszącego wystawom i bieżącej działalności Galerii, w związku z tym zatrudniłam nową osobę do zespołu na stanowisko edukatorki i animatorki kultury, mając nadzieję, że uda nam się w dość krótkim czasie stworzyć bardzo zróżnicowaną i obszerną ofertę edukacyjną dla wszystkich chcących się czegoś dowiedzieć i nauczyć.
Ważnym aspektem jest też dla mnie rozwój publiczności, dlatego cieszą mnie zaplanowane na przyszły rok wystawy młodych artystów i artystek, które, mam nadzieję, zdołają przyciągnąć do galerii również młode pokolenie widzów. Wierzę w społeczny potencjał sztuki – pomimo tego, że jest wymagająca dla swoich odbiorców i odbiorczyń, często oczekuje od nich konkretnych umiejętności poznawczych, budowania szerszego kontekstu, dostrzegam w niej duży potencjał uniwersalności i bezpośredniości. Sztuka może kreować przestrzeń ponad podziałami i prowadzić do wspólnotowego i za każdym razem nowego doświadczenia.
Ostatni aspekt to Otwarta Galeria Form Przestrzennych w przestrzeni miasta. Oprócz zagadnień formalnych i uporządkowania związanych z funkcjonowaniem galerii kwestii administracyjnych, bardzo interesuje mnie działanie poza murami galerii. 55 prac i świetnych realizacji rozsianych po całym mieście jest wystarczającym pretekstem, żeby realizować program edukacyjny i proponować publiczności działania w przestrzeni publicznej.
Jak Galeria EL odnajduje się w Elblągu? To dawne miasto wojewódzkie, ale niepozbawione uwagi: co roku odbywają się tam Ogrody „Polityki”, niedawno otworzył się kolejny regionalny oddział „Gazety Wyborczej”.
Potrzebuję czasu, żeby to zbadać. Galeria jest silnym punktem na mapie miasta z wierną publicznością. Niesamowite jest, że formy przestrzenne znajdują się tam od lat 60. Oczywiście ulegają degradacji, wymagają renowacji i nieustającej troski i opieki, ale od ponad pół wieku zdążyły już wrosnąć w tkankę miasta, przez co są oswojone i kojarzone. To unikalna sytuacja. Jest jeszcze kolekcja ponad 200 prac przekazana przez Gerarda Blum-Kwiatkowskiego i zbiory samej galerii z ponad 500 dziełami – to wszystko niesie ze sobą ogromny potencjał, z którym można i warto pracować. Chcę go badać, poznać środowisko artystyczne, miasto i naszą publiczność.
A co z 60-leciem Galerii EL? W tym roku się nie odbyło, uda się za rok?
Mam nadzieję, że tak. Mamy niepowtarzalną okazję po raz drugi spróbować celebrować 60-lecie Galerii i zrealizować dodatkowy program, który podkreśli rangę tej rocznicy. W 1961 roku Gerard Blum-Kwiatkowski dostał od miasta kościół na pracownię, więc faktycznie od tego momentu minęło 60 lat, natomiast dopiero w 1962 to miejsce stało się przestrzenią publiczną, w której odbyła się pierwsza wystawa z udziałem widzów. To daje nam szansę na przymierzenie się do 60-lecia, „po raz drugi”, bo datujemy to jako pierwsze publiczne wydarzenie. Mamy w planach organizację obchodów we współpracy z Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, ale ma to szansę tylko przy dofinansowaniu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, o co teraz się staramy. Chcemy również przygotować wystawę z kolekcji galerii, zbudowaną na spuściźnie artystów i artystek związanych z galerią przez ostatnie 60 lat, którą potem będziemy mogli zaprezentować w kilku miejscach w Polsce i za granicą.
Jakub Knera – dziennikarz i kurator; od 2012 prowadzi stronę noweidzieodmorza.com. Publikuje w „The Quietus”, „Tygodniku Polityka”, „Dwutygodniku” i „Radiowym Centrum Kultury Ludowej”. Współzałożyciel Fundacji Palma.
Więcej