„Dziury w ziemi” Witka Orskiego w Galerii Arsenał w Białymstoku
1.
Gdyby tylko z przyzwoitą pewnością można było stwierdzić, że na obrazach widnieją groby. Wyposażeni w odpowiednie cytaty (z Barthes’a, Blanchota czy Beltinga), tomy rozważań teoretycznych, niemal całe biblioteki (od teologii po psychoanalizę) snulibyśmy jedną z opowieści o obrazie i śmierci, zjawiskach tak często i przekonująco przedstawianych jako bliźniacze. Skupiwszy się na medium fotografii: masce pośmiertnej, grobie – lub na obrazie jako takim: krypcie, nagrobku, grobie pustym, znaku śmierci, braku – moglibyśmy poszukiwać sensów obrazów z serii Dziury w ziemi. Obrazów tak fizycznie dużych, jakby sugerowały widzom możliwość przedwczesnej przymiarki do odpowiedniego otworu w ziemi. W najgorszym razie wypatrzylibyśmy więc sugestywne memento mori. Z pewnością nie musiałoby ono kłócić się z automatycznie narzucającymi się skojarzeniami z kontekstu kultury polskiej – w której nawet niezależnie ziemia i grób wyznaczają jeden z najtrudniejszych do wyeliminowania filtrów czy też narodowych kompleksów wizualnych (te wszystkie mogiły rozsiane po rozmaitych podłożach, ziemi ojczystej i obcej, anonimowe etc.).
Być może w najlepszym razie identyfikacja obrazu-grobu sprawiłaby, że skierujemy uwagę na najbardziej podstawową samozwrotność tych fotografii, ich metaobrazowy charakter. Śmierć przecież ma zwykle w takim równaniu stać się kluczem do zrozumienia nieswojego statusu obrazu. Obraz o śmierci lub obraz w miejscu śmierci jest w tym układzie najbardziej dosłownym owego statusu reprezentantem, a w niektórych wypadkach, nieco paradoksalnie, również opowieścią o nim. Obrazy o obrazach zatem.
2.
Jednak właściwie dlaczego nie groby? Jeśli pięć wysokich na dwa metry, pionowych zdjęć w „niestarzejących się” ramach (drewno trawione kwasem) to rzeczywiście obrazy o obrazach – a które obrazy nie są o obrazach? te jednak nieco silniej niż wiele innych – to może po pierwsze dlatego, że wskazują na podstawowy brak możliwości rozstrzygnięcia, udzielenia jednoznacznej, ostatecznej i obiektywnej odpowiedzi na pytanie „co widać?”. Przypominają, że już pierwszy krok analizy ikonologicznej nigdy nie jest jednoznaczny. Ale niejednoznaczność nie oznacza fałszu. Diagnoza raczej wymierzona jest w niezachwianą prawdę widzenia niż zaplanowana jako radykalna relatywizacja percepcji.
Niewielki, trójobrazowy cykl Orskiego zatytułowany Kamienie (2012) rozgrywał tę właściwość, odwołując się przede wszystkim do tradycji i właściwości fotografii. Na podstawowym poziomie uruchamiał jednak mechanizm ogólnoobrazowy. Kaczka czy królik – iluzja optyczna z satyrycznego pisma „Fliegende Blätter”, przefiltrowana przez Freuda, Wittgensteina, Gombricha, Mitchella, na co dzień towarzysząca nam niegdyś w formie symbolu CPN, a dziś logotypu Carrefoura – to przecież pierwsze, co przychodzi na myśl w reakcji na kamienie „wyglądające jak mięso”. Oczywiście w wypadku Kamieni ta zabawka wizualna została celowo udosłowniona i z góry zdemaskowana, żeby pociągnąć widza ku pytaniom o operacje fotograficzne (zmiana, a może utrata skali, odrealnienie tła, izolacja – przy jednoczesnym echu sformułowania, że fotografia równa się „temu, co było”, które nie tyle się tam podaje w wątpliwość, ile pozbawia gruntu i zawiesza w próżni). Niemniej działa ona w swojej ogólnej zasadzie, jaką jest rozchwianie widzenia, puszczenie go w ruch. Nie prawda/fałsz fotografii zatem, ale kaczka lub królik, mięso lub kamień, nigdy jedno i drugie naraz.
W wypadku serii Dziury w ziemi groby są pewnie w takim ping-pongu pamięci wzrokowej względnie uzasadnionym skojarzeniem; nie sposób odmówić mu w każdym razie wizualnych racji. Jednocześnie niepodobna po prostu przy nim pozostać. Nawet jeśli nie pojawiają się jeszcze wizualne wątpliwości – brak tu przecież prostego albo-albo – z tropu zbija tytuł. Tym razem nie demaskuje (nie mięso – Kamienie), ale uogólnia: Dziury w ziemi. Jest bardziej obszerny i bardziej dosłowny zarazem.
3.
Tytuł bezpośrednio wskazuje na desygnat, niewiele jednak wyjaśnia. Mityczna indeksalna moc fotografii nie odsłania sensów. Kto i po co „kopał i kopał, i tak / mijał mu dzień, mijała noc”[1]? Artysta z łopatą przemierzający kraj w poszukiwaniu różnorodnych odmian podłoża – leśnego z gęstwą korzeni, bagiennej gliny, najczystszego drobnego piasku – „nie stał się mądry, nie wynalazł pieśni / nie wymyślił sobie żadnego języka”[2]. Ale też nie o samo kopanie tu chodzi. Choć należy przypomnieć deklaracje artysty o próbach odróżniania pracy w sztuce od dominujących systemów pracy – wówczas w „bezcelowym” (nieproduktywnym, niedążącym do wytwarzania nadwyżki) kopaniu dziur można będzie doszukiwać się gestów politycznych.
Przede wszystkim jednak trzeba podkreślić, że omawiane fotografie mają u swoich początków właśnie bezsensowne kopanie, nie zaś znaleziony wprawnym okiem obiekt. Inaczej niż w sztuczce z Kamieni tu fotograf nie dostrzega – wzrokiem wrażliwym na detal i wszelkiego rodzaju zakłócenia (oraz spojonym z soczewką aparatu, internalizującym widzenie maszynowe) – w jednym obiekcie obiektu zupełnie innego. Raczej stwarza sobie obiekt, który nie służy niczemu innemu niż ostatecznemu obrazowi. Jest on jednak nie tyle składnikiem efektu, ile etapem, który trzeba przebyć.
4.
W obliczu Dziur w ziemi włączają się rzecz jasna skojarzenia artystyczne. Jednak jeśli najbardziej oczywiste z nich, czyli land art, coś w tym kontekście uruchamia, to dzieje się to niejako wtórnie: jako instalacja sfotografowana, jako fotografia sprowadzająca nieludzkie w swojej skali obiekty do bezpiecznego mianownika i pozwalającego ogarnąć je punktu widzenia, każe zastanawiać się nad kwestią skali oraz operacjami przetwarzania. Przypomina o epoce reprodukcji technicznej, nie strasząc przy tym utratą dostępu do rzeczywistości na rzecz świata obrazów, lecz zwracając uwagę przede wszystkim na najbardziej podstawowe odwrócenie: dla większości „widzów” land art istnieje jako operacja przetwarzania obrazu z papierowego lub ekranowego albumu – jako mentalne działanie polegające na zmianie skali i punktu widzenia, którego punktem wyjścia jest niewielkich rozmiarów, obejmująca wszystko reprodukcja fotograficzna, najczęściej zdjęcie lotnicze.
Analogiczne odwrócenie prowokują skojarzenia z coraz silniej powiązanymi ze sztuką technikami śledczymi (i estetyką śledczą czy – jak chcą niektórzy – „forensyczną”), ale też bardziej tradycyjną pracą archeologów, którą kopanie dziur w ziemi przypomina. To rysunek „odsłoniętego” obszaru badań, ukazujący relacje obiektów, służyć ma archeologom w dalszej pracy analityczno-interpretacyjnej. Tak jak model, rendering, rekonstrukcja, symulacja dostarczają dowodów w wizualnych śledztwach spod szyldu Forensic Architecture.
5.
Wykopane wyłącznie na potrzeby obrazu, niezwłocznie porzucane dziury w ziemi jeszcze bardziej zakłócają tę relację następstwa (co było pierwsze, co poznajemy na podstawie czego). Obiekt zostaje wyprzedzony przez obraz również w sensie dosłownym. Dziury są dziesięciokrotnie większe od negatywów, które później posłużą do stworzenia obrazu – ale tego etapu nie widzimy. Zapisane klisze zostają bowiem użyte do wyprodukowania kolejnych powiększeń, tym razem niepodporządkowanych okrągłym liczbom. Stajemy zatem przed obrazami, dla których „rzeczywistość” – rozumiana tradycyjnie jako źródło czy początek obrazu (zwłaszcza) fotograficznego – nie tyle nie stanowi w ogóle punktu odniesienia, ile jest raczej (zaledwie) jednym z etapów (nie pierwszym zresztą), podporządkowanych całkowicie arbitralnym operacjom przeliczania, których efekt oglądamy na koniec.
Operacje te są matematyczne, ale nieprecyzyjne. Nie zmierzają jednak do zupełnego „odrealnienia” obrazów – można na nich rozpoznać pociągnięcia szpadla, liście, ziarna piasku; można doszukiwać się grobów lub ogólniej i zgodnie z zapowiedzią tytułu: dziur w ziemi. Operacje te nie prowadzą zatem do abstrakcji w znaczeniu odejścia od figuracji. Zrywają oczywiście z rozumieniem reprezentacji jako odniesienia do rzeczywistości pozaobrazowej, od obrazu wcześniejszej. Ale przede wszystkim odbierają naturalność samej procedurze wytwarzania obrazu, podporządkowując ją zupełnie innym, niezrozumiałym, arbitralnym regułom. To w tych procedurach – uruchamiających odległe może echo pozornie przejrzystych zasad ekonomii? – poszukuje się zawsze obecnej w obrazach abstrakcji.
[1] Parafraza fragmentu wiersza P. Celana, ZIEMIA BYŁA W NICH, przeł. J. St. Buras, „Literatura na świecie”, nr 1-2/1997, ss. 262-263.
[2] Jw.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Witek Orski
- Wystawa
- Dziury w ziemi
- Miejsce
- Galeria Arsenał w Białymstoku
- Czas trwania
- 20.01 - 23.02.2017
- Osoba kuratorska
- Sylwia Narewska
- Fotografie
- Maciej Zaniewski
- Strona internetowa
- galeria-arsenal.pl