Dzieje się na Śląsku?
Na początku roku odbyły się na Śląsku dwie debaty, których celem było podsumowanie i opisanie tego, co dzieje się obecnie w sztuce współczesnej w regionie. Pierwsza zorganizowana została przez CSW Kronika, a druga przez nową katowicką galerię Dwie Lewe Ręce. Na pierwszą niestety nie dotarłem, natomiast drugą przygotowałem wspólnie z jej właścicielem, Maćkiem Skoblem. W spotkaniu wzięli udział: kuratorki Marta Lisok i Marta Kudelska oraz artysta Bartek Buczek, całość prowadził Adrian Chorębała (Rondo Sztuki). Wysłuchałem jej przebiegu, który niczym mnie nie zaskoczył. Niestety, wręcz przeciwnie: utwierdził mnie w dotychczasowych przekonaniach, które mógłbym ująć w jednym zdaniu: jesteśmy prowincją, Polską B, jeśli chodzi o sztukę współczesną. Można powiedzieć, że to nic nowego i wszyscy to wiemy – nawet uczestnicy debaty dobrze sobie z tego zdają sprawę…
Przyczyn opisanego stanu rzeczy szukam jednak zupełnie gdzie indziej, niż uczestnicy debaty. A czego się mogłem od nich dowiedzieć podczas spotkania? Jest ciężko. Wszystko jest upolitycznione. Instytucje są martwe. Nikt o nas nie pisze, ponieważ media interesują się tylko Warszawą, a my przecież robimy tak świetne wystawy. Podsumowując: był to spektakl narzekania i poklepywania się po plecach. Żadnych konstruktywnych rozwiązań. Żadnych trudnych pytań. Zupełny brak krytycznego spojrzenia na własne działania. Winni są ci źli „oni”: urzędnicy, media, władze instytucji, natomiast dobrzy „my” w sumie niewiele możemy zdziałać.
Myślę jednak, że wskazane kwestie są drugorzędne i zmagają się z nimi lokalne środowiska w każdym polskim mieście – dużym i małym. Głównym problemem jest natomiast bierność naszego śląskiego środowiska i jego brak zaangażowania w sprawy – nazwijmy to – miejskie. To właśnie przez jego słabość mamy martwe instytucje… Kto, jeżeli nie to środowisko, powinien o nie walczyć, próbować je zmieniać, przejmować, czy po prostu się nimi interesować? Nic takiego nie dzieje się na Śląsku. Tutaj jest ciężko, nie da się nic i koniec kropka. Pytanie tylko, czy w Poznaniu, Warszawie, Wrocławiu jest łatwo? Wszyscy muszą zmagać się z różnymi przeciwnościami, polityką i ekonomią. Niektórzy podejmują mimo to wyzwanie i działają, nawet jeśli efekt często odbiega od ich początkowych wyobrażeń. W Poznaniu walczono o Arsenał, w Krakowie spierano się najpierw o MOCAK, a teraz o Bunkier Sztuki, natomiast w Warszawie młodzi zaczynają wkraczać w miejskie instytucje. Przykład? Patrz: Jarosław Trybuś. Tamtejsze środowisko chce aktywnie uczestniczyć w kreowaniu życia kulturalnego swojego miasta i to jest duża wartość.
Co w tym czasie dzieje się w Katowicach? Nominacja Dominika Abłamowicza na dyrektora Muzeum Śląskiego przechodzi bez większego echa. Nie ma dyskusji, krytycznych wypowiedzi i pytań, chęci rozmowy o przyszłym programie. Sytuacja nie do pomyślenia w innym polskim mieście. Nowy, piękny gmach z ogromną przestrzenią wystawienniczą i całkowity brak zainteresowania środowiska. Czy ktoś z pokolenia 30-40 latków stanął do udziału w konkursie, podjął próbę zmiany, zaproponował inną narrację? Oczywiście, że nie! W takiej sytuacji nie narzekajmy więc, że będziemy mieli kolejną martwą instytucję, która jednak miała duże szanse na stanie się wizytówką regionu. Marta Lisok powiedziała, że czeka na program i na razie nie ma czego oceniać. Uważam, że jest, o czym dyskutować. Rzut oka na dotychczasowe działania Abłamowicza pozwala określić wektor jego pomysłu na Muzeum: na pewno nie będzie to droga ku nowoczesnej instytucji kultury. Oczywiście możemy poczekać… Tak, jak zawsze to robimy. Można wręcz powiedzieć, że to nasza specjalność. W sumie łatwiej jest przejść koło problemu obojętnie i powiedzieć, że ta instytucja już jest martwa, nic z tym przy okazji nie robiąc. Zwracam uwagę, że Muzeum Historyczne w Warszawie też było martwe… Ktoś miał jednak odwagę zaproponować nową narrację w jego przestrzeni i dzisiaj mamy już docenianego Trybusia na stanowisku dyrektorskim.
Co robić? Sami zdecydujmy, która opcja bardziej nam odpowiada. W międzyczasie wybierzmy się do Wrocławia, Poznania czy nawet dużo mniejszych ośrodków jak Zielona Góra, Tarnów lub Nowy Sącz, żeby pooglądać jak się robi prawdziwą sztukę. Zastanówmy się później nad własnymi strategiami, zamiast powtarzać, jacy jesteśmy pokrzywdzeni. Może te „straszne” warszawskie media, które piszą o wspomnianych miastach, omijając przy tym Katowice szerokim łukiem, kiedyś zerkną również w naszą stronę… Tego właśnie życzę wszystkim zaangażowanym w sztukę na Śląsku w 2014 roku.