„Działania neutralne” Jerzego Rosołowicza w Galerii Piekary
Jerzy Rosołowicz to artysta dobrze rozpoznany i doceniony. Jego twórczość znana jest z licznych wystaw indywidualnych i zbiorowych organizowanych na przestrzeni dziesięcioleci, obecna jest też w kolekcjach najważniejszych instytucji muzealnych w kraju. Po raz kolejny przypomniała ją poznańska Galeria Piekary na wystawie Jerzy Rosołowicz. Działanie neutralne. Pokazano rzetelny zbiór prac i dokumentacji z najbardziej chyba znaczącego okresu w twórczości artysty związanego z działaniami na gruncie sztuki „niemożliwej”, o silnie konceptualnym charakterze, której Rosołowicz był w Polsce jednym z pionierów. Tak określony zakres nakazał pominąć wczesne prace, wykonane tuszem, gwaszem i akwarelą, oraz kojarzone z malarstwem materii obrazy w technice olejnej z domieszką gipsu i papki papierowej, jak również akwarele z motywami kwiatowymi zrealizowane pod sam koniec życia artysty. Osią wystawy jest „działanie neutralne”, jedno z kluczowych pojęć w twórczości i refleksji Rosołowicza, ukazane tu przez pryzmat prac stanowiących jego wizualny ekwiwalent.
Warto dodać, że wiele obiektów i druków pochodzi ze zbiorów prywatnych. Nie są to zatem wypożyczenia z łatwiej dostępnych publiczności kolekcji muzealnych. Jednak poznańska prezentacja twórczości i przemyśleń artysty z tego okresu pozostawia pewien niedosyt. Najpierw jednak parę słów o tym, co konkretnie zaprezentowano w Piekarach.
Na wystawie uderza skąpość kuratorskiego komentarza na temat prezentowanych prac i tekstów. Towarzyszące pokazywanym obiektom i drukom podpisy ograniczają się do tytułu, daty rocznej i informacji o zbiorach, z których pochodzą. Tekst zamieszczony w broszurze także nie wychodzi poza zakres standardowej noty biograficznej o artyście, jakich wiele odnaleźć można w publikacjach i na stronach internetowych.
Teoretyczny fundament wystawy stanowią przytoczone w całości najważniejsze teksty Rosołowicza: Teoria funkcji formy (1962) i O działaniu neutralnym (1967), w których artysta wprowadza podstawowe pojęcia formułowanej przez siebie refleksji – odróżnia formy o funkcji bezwzględnej od tych o funkcji względnej, ustanawia hierarchię odkrywczej i wtórnej aktywności ludzkiej, kwestionuje pojęcia postępu i rozwoju czy wreszcie dostrzega alternatywę dla działania celowego w „świadomym działaniu neutralnym”, które nie przynosi szkody ani pożytku. Przestrzeń galerii wypełniają obiekty, których materialna forma jest emanacją myśli Rosołowicza. Obraz dwustronny (1967) to jedno z pierwszych dzieł artysty zrealizowanych z użyciem soczewek, z którymi pracował także w późniejszych Neutronikonach, kiedy przekształcał dzieło sztuki w narzędzie do obserwacji świata. Na wystawie doświadczyć możemy generowanego przez nie obrazu, a także – dzięki fotografiom z serii Fotoneutronikon (1972) – przekonać się, co widział przez nie artysta. Słynne działanie Kineutronikon (1975), czyli „nieskończona filmowa antydokumentacja sfery widzialnej”, przywołane zostaje w formie obiektu – worka ze „zneutralizowaną” przez Rosołowicza taśmą filmową – oraz druku dokumentującego tytułową akcję przeprowadzoną w 1975 roku w poznańskiej Galerii Akumulatory 2. Wystawa obfituje również w inne autorskie druki przedstawiające zamysły artysty wpisujące się w nurt „sztuki niemożliwej”, takie jak śmiały architektoniczny projekt Neutrdrom (1967), wizja Kreatorium kolumny stalagnatowej Millenium (1970), nieco autoironiczne Narzędzie do łowienia rosy czy też partytura Koncertu na 28 poduszek i zachód słońca (1968). Imponująco prezentuje się także pokazany w całości późny cykl 19 rysunków Telehydrografiki (1980) będący świadectwem zainteresowania Rosołowicza radiestezją.
Skąd zatem niedosyt? Na wystawie uderza skąpość kuratorskiego komentarza na temat prezentowanych prac i tekstów. Towarzyszące pokazywanym obiektom i drukom podpisy ograniczają się do tytułu, daty rocznej i informacji o zbiorach, z których pochodzą. Tekst zamieszczony w broszurze także nie wychodzi poza zakres standardowej noty biograficznej o artyście, jakich wiele odnaleźć można w publikacjach i na stronach internetowych. Czy to wada? Być może nie, ale pamiętajmy, że mamy do czynienia z artystą, którego twórczość jest już zasadniczo znana i wielokrotnie oglądana przy różnych okazjach. Rosołowicz nie jest twórcą anonimowym, którego dzieła domagałyby się w pierwszej kolejności ogólnej prezentacji i wprowadzenia. Jest jednym z tych artystów, w których przypadku prezentacja twórczości pójść może o krok dalej. Stąd pokusa, by powiedzieć o niej coś więcej: sformułować nowe interpretacje, uwypuklić wąski wycinek i szczegółowo go przeanalizować lub wręcz przeciwnie – usytuować praktykę Rosołowicza w szerszym polu i odnieść ją do koncepcji wywodzących się spoza niej samej czy też zapytać o aktualność jej przesłania.
[…]
Pełna wersja tekstu jest dostępna w 31. numerze Magazynu „Szum”.