Duch awangardy
Na początku muszę wyizolować ducha, który będzie celem mojego dochodzenia – od wszelkich ujęć, które można znaleźć w pismach mistyków, ludzi wiary i filozofów.
Życie duchowe, obok rozumu, towarzyszy człowiekowi od początku dziejów – od kiedy człowiek zetknął się z tajemnicą istnienia – przez wszystkie mity, religie i głębię poznania przy kontakcie z naturą – łącznie z zanurzeniem się we własną osobę.
Dlatego próbuję przedstawić jakie warunki sprzyjają duchowi awangardy artystycznej. Pominę moje rozważania o innych ujęciach awangardy, nazywanych post- czy neoawangardą.
Nie mogę odmówić życia duchowego żadnemu człowiekowi, nawet temu, który tej sfery życia nie uznaje lub neguje ją jako ateista, marksista czy współczesny lewak.
Nie każdy człowiek w równym stopniu chroni, rozwija i troszczy się o to, aby swojemu życiu duchowemu dostarczyć pokarmu, otworzyć się na tę sferę poznania. Co jest tym pokarmem, każdy może sobie znaleźć sam, nie pretenduję do roli eksperta w tej dziedzinie.
Jestem apologetą sztuki o najwyższych wymaganiach. To można dostrzec w postawach artystów, z których jedni prą do sukcesu za wszelką cenę – z tym wiąże się konformizm – a inni żyją sztuką jak przeznaczeniem życiowym, zniewoleni myślą o sztuce.
Duch awangardy jest duchem intruza, włamywacza do przestrzeni zagospodarowanej i niezagospodarowanej, ale otoczonej zasiekami konwencji, przyzwyczajeń, przesądów, wiedzy nabytej i nienabytej ze świata. W tych zasiekach kryje się sztuka i wszystko co za sztukę uchodzi, co jako sztuka uleżało się w kulturze. Sztuka bezpieczna, zdobyta, która samą siebie konsumuje, wzajemnie douczając się, oswaja swoich odbiorców. W wariantach sztuki bezpiecznej – od kiczu po akademizm – nie może znaleźć się nic, co by nie było już znane, oczekiwane, nawet jeżeli pojawi się „indywidualność” artystyczna, ponieważ ona zawsze będzie uwarunkowana tym co jest, co mieści się w normach przyjętych jako sztuka.
Powtarzany przy różnych okazjach „niepokój twórczy” ma często charakter hipokryzji w kierunku tego co albo kto ma ten niepokój wywołać, komu służyć. Bo on w istocie nic nie znaczy, chyba tylko strach przed jakąś decyzją. Z samego niepokoju nic nie wynika.
Sztuka nie wymaga usprawiedliwienia. Współczuję artystom, którzy się usprawiedliwiają, najczęściej sami przed sobą. Jeżeli nawet sytuacja życiowa sprawia im trudności, to zawsze znajdzie się czas, aby zrealizować swoje postanowienie – być czy nie być artystą.
Miłość do Sztuki może zdarzyć się środowisku ludzi kultury. Taki człowiek może kochać wszelkie sztuki, a może to jest tylko moje marzenie. Artysta kocha tę, której nie może osiągnąć. (Im bardziej zbliża się do niej, tym bardziej ona się od niego oddala). To też jest rzadkość.
Kiedyś napisałem tekst o pojmowaniu sztuki jako bytu. Do artysty należy jak ten byt pojmować, bardziej ziemsko czy bardziej niebiańsko, jako byt rzeczy czy byt zbliżony do absolutu. W tym drugim przypadku można wyodrębnić kilka poziomów umiłowania. Te poziomy uzależnione są od siły życia duchowego artysty, a może nawet od wyobraźni.
Jestem apologetą sztuki o najwyższych wymaganiach. To można dostrzec w postawach artystów, z których jedni prą do sukcesu za wszelką cenę – z tym wiąże się konformizm – a inni żyją sztuką jak przeznaczeniem życiowym, zniewoleni myślą o sztuce.
Upodobanie kształtuje się u artysty (bo o nich tylko mowa) od wczesnej młodości, kiedy zdarzy im się mieć kontakt ze sztuką. Z czasem ono się doprecyzowuje co do charakteru, rodzaju, kierunku w sztuce, odpowiednio do temperamentu, posiadanej wiedzy czy pod wpływem nauczycieli. Upodobanie może dotyczyć tylko tego, co było albo co jest. Nie może dotyczyć tego co będzie albo co jest zamiarem twórczym. Wraz ze sztuką ewoluują też upodobania. W obszarze upodobań nie mieści się żadna awangarda. Nie może podobać się to, co wyprzedza swój czas.
Żeby uściślić moje pojmowanie awangardy, które da się uzasadnić na podstawie faktów historycznych i dzieł, które tę historię współtworzyły – stwierdzam, że awangarda nigdy nie była dziełem zbiorowym. To, co było zbiorowe, grupowe, działanie zespołowe, wszelkie protesty, manifestacje, mody, rewolucje – były rezultatem napięć społecznych, wyzwań, których liderom nie chodziło o sztukę, ale o zaistnienie polityczne, któremu czasami przypisuje się miano awangardy.
W swoim Podręczniku zamieściłem tekst napisany w roku 1984 pt. Awangarda indywiduów, którego pierwsze hasło to „awangarda nigdy nie była dziełem zbiorowym”. Potwierdzam to dzisiaj. Dzisiaj myśli awangardowe zeszły do podziemia. Bo tutaj pozostały strefy wolności, nie kontrolowane przez dominującą ideologię, tutaj może zaistnieć wolny duch.
Twórca zanurzony ciałem i duszą w swoim dziele nie obmyśla tego, jak to dzieło zostanie przyjęte przez świat. Zacytuję najbardziej awangardowego artystę XX wieku w Polsce Bogusława Shaeffera: „Badacz gwiazd nie potrzebuje publiczności”. Zdaję sobie sprawę z tego, że w obecnej literaturze, we wszelkich wypowiedziach o sztuce zniknęło z podziwu godną skrupulatnością słowo DUCH, pojęcie duchowości, a nawet dusza. Nie ma tego u historyków sztuki czy we wstępniakach kuratorskich, ani nawet wysoce intelektualnych wywodach samych artystów. Nie będę ironizował na temat przyczyn tego zniknięcia. Mój umysł został przećwiczony przez 60 lat komunizmu i poczytuję sobie za zaszczyt, że mu nie uległem, a nawet zostałem uodporniony na wszystko, co z „ducha” komunizmu się wywodzi.
Awangarda to z francuskiego straż przednia. W pojęciu straży zawarta jest grupa, zespół, drużyna – to stoi w sprzeczności z tym, co napisałem. Chodzi o tych, co się dopisali do jakiegoś dzieła awangardowego z własnej woli albo zostali dopisani przez historię. W tym znaczeniu awangarda ma sens.
Toteż uświadom sobie artysto, że jesteś sam wobec świata, wobec Sztuki, wobec tego, co cię otacza. Tylko siła duchowa ci to ułatwi. W sile duchowej znajdziesz oparcie, usprawiedliwienie. Bo tylko duch jest nieomylny. Nie daj się zwieść ani uwieść intelektualnym wykrętom, które zawsze są nienasycone satysfakcji, uzasadnienia, akceptacji. To prowadzi do relatywizmu, uzgodnienia. Żadne gremium nie udzieli ci zgody na wyprzedzenie, samodzielność.
Duch awangardy – to duch artysty, który jest wolny od uwikłań życiowych dnia codziennego, który wiedziony szaleńczą miłością do sztuki chce dla niej wykraść kawałek przestrzeni jeszcze nie zagospodarowanej przez artystów, która będzie jego zdaniem, którego jeszcze nikt nie powiedział. Rzeczą, której nikt nie nazwał.
Duch jest nieomylny. Ukrywa prawdę o człowieku, kim on jest w swojej istocie, w swoim istnieniu pośród ludzi, spraw, wiadomości, wiedzy, a także namiętności, uczuć, stosunków do wszystkiego w czym żyje, co go otacza. Duch jest człowiekiem, jego wewnętrzna siłą, osobowością, mądrością.
Wszyscy ludzie na świecie są obdarzeni jakimś darem twórczym. Radość człowieka tkwi w jego predyspozycji do zmiany, do ulepszania czegokolwiek z czym ma do czynienia. Artysta nie jest w tym sensie kimś wyjątkowym.
Człowiek słaby, rozbity, pogubiony w natłoku spraw, problemów, zachęt i awersji, musi opierać się na innych, ufać lub odrzucać. Nie ma czasu zawierzać siebie swojemu duchowi. Nie daje mu pola do działania. Żarłoczny intelektualizm zabija ducha w człowieku. Ambicja posiadania jak najwięcej wiadomości deprecjonuje jego osobę jako myśliciela, jako człowieka wolnego. „Gdzie jest ta mądrość, która ginie w wiedzy, gdzie jest ta wiedza, która ginie w wiadomościach”, pisał T. S. Eliot w poemacie Cztery kwartety. Wybitna intelektualistka Edyta Stein, fenomenolog, znalazła pociechę w Bogu: „Pokój Boży przewyższa wszelki rozum… Królestwo Boże musi wydawać się głupstwem wszystkim, którzy stoją poza nim” (Twierdza duchowa). Edyta Stein, a później Św. Teresa Benedykta od Krzyża, w samotności znalazła więcej niż to wszystko, co oferował jej świat. Czy ja namawiam artystów do świętości? Daję przykład odnajdywania siebie w sobie, pełnię człowieczeństwa. W tym znajduję radość bycia artystą wolnym od nacisków, którymi chce zniewolić nas świat. To, co widzimy aż nadto wyraźnie w dzisiejszej rzeczywistości.
Rozum może umocnić siłę ducha, a może też zniwelować, zanegować, unieważnić. Może mu pozwolić tylko na tyle, ile sam jest w stanie pojąć. To co dla ducha jest oczywiste, rozum w swoim poczuciu dostojeństwa, wyższości – zasiewa wątpliwość. Jest znakiem lęku, aby nie przekroczyć swoich uprawnień. Duch i wiara rzucają wyzwanie rozumowi.
Oświeceniowi czciciele rozumu stali się emisariuszami rewolucji, które zanegowały wszelki rozum. W tym kierunku zmierza świat współczesny, rozkręcając tryby ludzkiej histerii. Napisałem tyle stron, aby przestawić w jakich okolicznościach zewnętrznych nie może zaistnieć, wyjść w świat twórcza awangarda. Jakie postawy ją wykluczają. Aby uzmysłowić, że umysł twórczy nie może liczyć na pobłażliwość.
Wszyscy ludzie na świecie są obdarzeni jakimś darem twórczym. Radość człowieka tkwi w jego predyspozycji do zmiany, do ulepszania czegokolwiek z czym ma do czynienia. Artysta nie jest w tym sensie kimś wyjątkowym. Gorzej jest, kiedy człowiek staje się narzędziem dla innych ulepszaczy, którzy chcą ulepszyć człowieka według swoich zamysłów. Nie mówię tu o nauce, o wychowaniu.
Sztuka jest dziedziną organicznie związaną z twórczością bez granic. Granice wybiera sobie artysta sam. Mnie interesują takie granice, które trudno sobie wyobrazić, które stoją poza zamysłem człowieka. To oznacza szansę dla mnie i chęć nieustającego poszukiwania. Nazwijmy to polem otwartym. W tym polu może pojawić się nowy paradygmat sztuki. Coś, co nie jest obciążone zaszłościami, ale wynika z tych zaszłości jako prototyp nowego myślenia o tym, czym może być sztuka. Takie dzieła niosą ze sobą ducha artysty. Być może duch artysty działa poza świadomością, bo świadomość zamraża ducha swoim lękiem przed upadkiem. A przecież bez awangardy nie ma żadnego ruchu. Ale ruch jest tylko wtedy, kiedy awangarda trafi na odpowiedni grunt, na wyczekiwanie czegoś nowego. Trudno przewidzieć, czy takie coś się zdarzy. Żyjemy w czasie skracania nadziei do czasu teraźniejszego. O przyszłości myślą tylko światowi gracze – jak Bill Gates. Moja nadzieja jest w tym, o czym gracze nie są w stanie pomyśleć, to znaczy w duchu awangardy. Jego pole nie jest zagospodarowane, nie mieszczą się w nim żadne projekty ani przewidywania.
Patrząc na to, co zdarzyło się w sztuce ponad sto lat temu, można wymienić wiele takich dokonań, które zmieniły obraz sztuki i nasze myślenie o niej. Które dały artystom nową przestrzeń do działania, nowe pola dla wyobraźni. Kiedy to piszę, wciąż mam w głowie Czarny kwadrat na białym tle Kazimierza Malewicza. Obraz, który otworzył drzwi dla sztuki XX wieku. Myślę też o Andy Warholu, chłopaku z prostej rodziny słowackiej. On właśnie pokazał to, co było symptomatyczne w cywilizacji amerykańskiej i dlatego drwił z niej swoimi zupami. Joseph Kosuth wyszedł od zdania z analityki Kanta, czym zainspirował ruch konceptualny na świecie. „Nieobecność realności w sztuce jest właśnie realnością Sztuki” – to zdanie Kosutha wprawiło w popłoch malarzy i handlarzy sztuką. Nieśmiało wspomnę o sztuce performans, w której to artyści wystawili się na pośmiewisko „ekspertów od sztuki”. Marcel Duchamp swoim pisuarem wskazał, że to artysta ma prawo decydować co jest sztuką. Stąd gówno Manzoniego, stąd następcy – jak Yves Klein z czekiem Reçu Vingt Grammes d’Or Fin contre une Zone de Sensibilité Picturale Immatérielle czy On Kawara z telegramami I AM STILL ALIVE. W latach sześćdziesiątych duch awangardy ogarnął wielu artystów, których można zebrać pod nazwami sztuki konceptualnej, land artu, arte povera. To niezwykły fenomen sztuki XX wieku. Moje szczęście, że żyłem w tych latach. Chciałbym też wymienić kilku młodszych ode mnie artystów z ducha awangardy, ale mogę być posądzony o stronniczość.