Don’t touch too much. Gelatin broi w Krakowie
Przebrzmiały już obecnie, będący daleko za fazą plateau dyskurs o ciele pozostawił po sobie pogorzelisko. Od połowy XX wieku ciało wypada nacinać, podpalać lub zamrażać, a najlepiej upaprać jeszcze wydzielinami i wydalinami, ale tylko w celu egzaltowanego upodlenia. Ciało godne poddania artystycznej kreacji to ciało zdeformowane, chore, upośledzone, stare. Ciało jako źródło piękna i przyjemności znalazło się na śmietniku sztuki. Afirmacyjna strona cielesności została zagarnięta przez rynek serwujący ułudę miłości (pornografia) i nieśmiertelności (reklama). Czy może było na odwrót? To zostawione przez rynek popsute ciało stało się atrakcyjne dla artystów. W każdym razie przyjemności płynące z ciała zostały zepchnięte do strefy artystycznego tabu. Razem z odrzuceniem cielesnej atrakcyjności w niełaskę popadł akt, będący najdonioślejszą formą jej apoteozy. Wśród powojennych artystów tworzących aprobujące fizyczność akty, trudno wskazać takiego, którego nie spowijałaby charakterystyczna mgiełka pornografizującej kiczowatości (Robert Mapplethorpe, Cindy Sherman, Richard Avedon, Pierre et Gilles, Erwin Olaf, Lucian Freud, Jenny Saville czy Helmut Newton, o rasowych kabotynach nie wspominając).
A na krakowskiej ASP jak przed prawie dwustu laty młodzież wciąż studiuje leżących na szmatach wśród starych krzeseł golasów, później wspomnienia z tych zajęć wrzucając do jednej kategorii „Trauma po ASP”. Przypadłość ta zdaje się być typową dolegliwością wśród malarskich tuzów wykształconych w Krakowie. Ten rodzinny smrodek swoim nosem wyczuła Gelatin i postanowiła przyjechać z Wiednia, żeby w krakowskim Bunkrze Sztuki wziąć na warsztat pracownię aktu, która nawet nie tyle jest negowana, co do tego stopnia powszechnie ignorowana, że musieli się o nią upomnieć artyści z zewnątrz.
Wiedeńska Gelatin niczym deus ex machina wyrosła z ojczyzny Egona Schiele i Wiedeńskich Akcjonistów. Żelatyna- klej kostny, galareta, kolagen. Bachiczna, rozbisurmaniona, giętka, wyuzdana, trochę bardziej różowa niż ciało i lepka, jednolita lecz różnorodna w swojej plastycznej masie, odnajdująca radość w penetracji, erekcji, ejakulacji, mikcji i defekacji. Bezgranicznie cielesna i kolektywna, skrajnie odrzucająca współcześnie kreowane fanaberie indywidualizmu. Gelatin tworzy przy udziale swoich czterech ciał prace całkowicie odcinające się od tak wyświechtanej już i sfrustrowanej autodestrukcji. Wolfgang Gantner, Ali Janka, Florian Reither i Tobias Urban z zasady funkcjonują jako jeden twór. Trudno artystycznie rozróżnić ich w tej masie a oni sami odżegnują się od prób indywidualnych wyskoków. Gelatin powstała na letnim obozie w 1978 roku i od tego czasu broi demaskując swoją bezczelnością. I właśnie w październiku przyjechała do Krakowa, by wykorzystać Bunkier Sztuki do zastawienia pułapki na polskich artystów.
Na pierwszym piętrze Bunkra Sztuki Gelatin wybudowała laboratorium-warsztat będący modelem akademickiej pracowni aktu. Zaproszeni zostali głównie polscy artyści, o bardzo różnym stosunku do aktu i cielesności w ogóle. Między innymi specjalista od ziejących zwiędłymi wnętrznościami stworów Jakub Julian Ziółkowski, więżący postacie w zmanierowanych gestach Tomasz Kowalski, stemplujący tropy ciał Bogusław Bachorczyk, Marcin Maciejowski kokietujący że „Wygląd nie jest ważny”, malująca wykwintne w swojej beznamiętności korporacyjne wizerunki Marta Sala, czy stawiający puste czarne lustra Tomasz Baran. Poproszono ich o namalowanie dwóch aktów, które staną się częścią wspólnego dzieła, a jego spoiwem będzie właśnie Żelatyna. W założeniach Gelatin praca ta miała być obrazem przedstawiającym polifoniczny portret krakowian, co wyglądało na pomysł dość śmiały i o zabarwieniu lekko świetlicowym rodem z domu kultury, do którego profilu Bunkier Sztuki zdawał się ostatnio aspirować. W trakcie trwających pięć dni popołudniowo-wieczornych sesji do wypełnionej oparami terpentyny i farb olejnych sali przychodzili pracować zaproszeni artyści. Do aktu w scenerii patchworkowych rekwizytów ze zdekonstruowanych giętkich mebli pozowali modele – zaskakująco chętnie widzowie. Kulminacyjnym momentem całej akcji było zbudowanie z namalowanych obrazów jednej pracy. Żelatyna rozpełzła się po gotowych płótnach. Zamalowywała, domalowywała, przeszczepiała, mieszała i parodiowała. Zaproszeni artyści, szczególnie ci młodsi, z pewnym niepokojem reagowali na spajające w całość ingerencje Gelatin na swoich obrazach, często sprzeczne z budowaną koncepcją własnej estetycznej mitologii. Byli też i tacy, co czuli się zignorowani i niedopieszczeni ze względu na brak lub skromność żelatynowych wykwitów u siebie. Nie zabrakło także radykałów licytujących się na kwoty odszkodowań za zniszczenie swojego arcydzieła, jak i samozwańczych artystów-buntowników domalowujących po godzinach pracy wąsy. O ile starszym artystom zdarzało się ekstatycznie krzyczeć „paint me, paint me everywhere”, to wśród młodego pokolenia słychać było lękliwe pojękiwania „don’t touch too much” lub agresywne pohukiwania „I wanna fuck you in the ass!”.
Ku zdziwieniu wszystkich, i chyba nawet samej Gelatin po pięciu dniach wyłonił się obraz nie tyle przedstawiający krakowian, co biorących udział w wystawie artystów. I jak przystało na pracownię aktu Gelatin pokazała ich na golasa. Co zobaczyli widzowie? Skrajny indywidualizm objawiający się całkowitym brakiem chęci i umiejętności kolektywnej pracy nad wspólnym dziełem połączony z lękiem przed obcym i estetyczną penetracją. Wstydliwie skrywaną bliznę po ASP oraz Kraków, który jako miasto nie jest dla artystów sexy, nie podnieca, z którym zupełnie nie rezonują mimo, że niektórych z nich wychował. Kiedy próżny neoliberalny indywidualizm na świecie zaczyna przebrzmiewać i bywa zastępowany przez wspólną pracę na rzecz rozwoju i ogólnego przyrostu dobra, polskich artystów wciąż uwodzi i nabiera obietnicą osiągnięcia wielkiego sukcesu i sławy.
Gelatin dzięki swojemu działaniu przywróciła aktowi należną mu godność i pokazała, że bez wbijania szpilek w paznokcie i kręcenia kolczastym hula-hop można użyć ciała w artystycznej kreacji. Ciało w akcie nie musi odsyłać do żadnej transcendencji, ma za zadanie schwytanie w pułapkę spojrzenia widza poprzez skrzące się na jego powierzchni organiczne wabiki, co w rezultacie prowadzić ma do obudzenia w odbiorcy skrywanych myśli i pragnień. Gelatin też użyła aktu jako pułapki, z tym, że złapała w nią nie tyle widza, co zaproszonych artystów.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Gelatin (Wolfgang Gantner, Ali Janka, Florian Reither, Tobias Urban)
- Wystawa
- paint me paint me everywhere
- Miejsce
- Bunkier Sztuki, Kraków
- Czas trwania
- 13-26.10.2014
- Osoba kuratorska
- Goschka Gawlik
- Strona internetowa
- bunkier.art.pl
- Indeks
- Adrian Buschmann Ali Janka Bogusław Bachorczyk Cecylia Malik Florian Reither Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztuki w Krakowie Gelatin Goschka Gawlik Jakub Apfelbaum Jakub Julian Ziółkowski Katarzyna Kukuła Kornel Janczy Krzysztof Mężyk Marcin Maciejowski Marcin Zawicki Marek Firek Marta Sala Mateusz Okoński Paweł Althamer Sławomir Shuty Tal R Tobias Urban Tomasz Baran Tomasz Kowalski Wolfgang Gantner