Dobra nowina. „Wysiedleni” Rune Erakera w MOCAKu
Do 27 kwietnia w krakowskim MOCAKu trwa nietypowa wystawa – i wcale nie chodzi mi o retrospektywę Władysława Hasiora. Mam na myśli pierwszą wystawę fotografii zaangażowanej w przestrzeniach muzeum, czyli Wysiedlonych Rune Erakera. Opiera się ona na prezentacji wybranych ujęć z cyklu Zapach tęsknoty.
Zapach tęsknoty opowiada o dramatach, które zmuszają ludzi do opuszczenia swoich dotychczasowych domów. Dokumentacja, powstająca skrupulatnie od 1988 roku, ukazuje wydarzenia z 22 krajów, których mieszkańcy doświadczają głodu, represji politycznych czy konfliktów zbrojnych. Mimo różnic geograficznych, czasowych czy sytuacji, w których znajdują się bohaterowie, fotografie są bardzo spójne i opowiadają podobnym językiem. Tytułowe wysiedlenie najczęściej objawia się w bardzo prosty, a zarazem dobitny sposób: autor pozbawia fotografowanych ludzi gruntu pod stopami. Najsilniej widać to na zdjęciu z Burundi, którego fragment pojawia się na plakacie wystawy. Przedstawia ono czarnoskórych mężczyzn, wdrapujących się na linach na konstrukcję przypominającą klatkę z pni czy grubych prętów. Zawieszeni w nieokreślonej przestrzeni na tle jednostajnie jasnego nieba, bez choćby sugestii oparcia na ziemi, zdają się trwać w bezczasie, prawie jak postaci świętych z ikon – są wyabstrahowani z teraźniejszości. Skojarzenia z ikonami, adekwatne w przypadku fotografii podobnych do powyższej, prowokuje pytanie o sferę sacrum – opiszę to szerzej pod koniec tekstu. Wracając do obrazów: inną metodą ukazania wykluczenia ludzi jest oddzielenie ich od widza rodzajem przegrody czy choćby skrzyżowanych pali, jak w zdjęciu z 1988 roku. Co ciekawe, na wielu fotografiach bohaterowie, usytuowani na wprost obiektywu, wręcz weń wchodzący, rozmijają się z widzami wzrokiem, budując tym sposobem najpowszechniejszą międzyludzką barierę. Z tego powodu nie jesteśmy w stanie utożsamić się z ofiarami.
Pomimo przeszkód i zakazów, Eraker podchodzi blisko do portretowanych. Oswajając ich ze swoją obecnością, zyskuje zgodę na dokumentowanie także zwykłego życia uchodźców. Fotograf spędza zazwyczaj jakiś czas w określonym miejscu, kładąc duży nacisk na relacje z bohaterami cykli. Jako fotograf niezależny może sobie pozwolić na większą swobodę. Eraker pozostaje wierny aparatom analogowym i czarno-białym kliszom, które wymagają od fotografa więcej czasu i precyzji. Pracując na obiektywie szerokokątnym, uwiecznia on obszerne sceny, zaś powstające przy okazji lekkie deformacje dynamizują ujęcia. W ten sposób stajemy się pośrednio współuczestnikami posiłków, gier dzieci, scen w szpitalach czy pogrzebów. W Zapachu tęsknoty właśnie codzienność wysiedlonych zajmuje gros ujęć – a nie barbarzyńska przemoc (w postaci dosłownej obecne wyłącznie na zdjęciu ze Sri Lanki), do której tak przywykliśmy dzięki wiadomościom i relacjom w stylu ręka, noga, mózg na ścianie. Odzwierciedla to charakter poszukiwań fotografa, dla którego najważniejszy pozostaje człowiek.
Fotografiom z każdego miejsca towarzyszy krótki tekst Erakera, wyeksponowany w muzeum ponad grupami zdjęć. Ma on na celu zarysowanie sytuacji, w której dane ujęcia powstawały. W zależności od historii, Eraker przybliża charakter niedoli, jaka dotknęła ludzi lub opisuje rodzaj swoich relacji z nimi, długość pobytu, przemyślenia dookoła określonej podróży. Daje w nich także wyraz swoim wątpliwościom natury moralnej – czy można zjawić się w kraju dotkniętym skrajną nędzą, zrobić zdjęcia, po czym wracać wygodnym samolotem do spokojnej Norwegii? Czy może lepiej, uczciwiej, byłoby nie robić nic?
W tym miejscu nasuwa mi się na myśl jednak inne pytanie: czy te zdjęcia mówią bez owych historii i podpisów, którymi są opatrzone? W znakomitej mierze tak. Zabiegi zastosowane przez fotografa pozwalają na rozpoznanie sytuacji i odniesienie się do niej. Teksty Erakera są jednak niezbędne, gdyż dzięki nim rozszerza się pole rozumienia konkretnych ujęć. Bez nich oraz utrzymanych w maksymalnie neutralnym stylu (kto, gdzie, kiedy) podpisów, widz mógłby dojść do błędnych wniosków. Z jedną z owych dwuznacznych sytuacji mamy do czynienia w przypadku zdjęć wykonanych w Zambii, gdzie wszechobecne AIDS zbiera obfite żniwo. Większość mężczyzn uprawia seks przed ślubem w burdelach, gdzie za dodatkową opłatą nie muszą używać prezerwatyw. Wychodząc za mąż, zdrowe kobiety wydają na siebie wyrok, gdyż pożycie małżeńskie również odbywa się bez zabezpieczeń. Tym sposobem praktycznie każdy może być zarażony. Bez tej informacji zdjęcie młodej mężatki w sukni ślubnej mogłoby sprawiać wrażenie idyllicznego. Podobnie z fotografią gromadki dzieci w kuchni. Na pierwszy rzut oka brakuje tylko bagietki albo roweru, a nie byłoby większej różnicy z kadrami Roberta Doisneau. Podpis stanowczo chłodzi zapędy wyobraźni: Sieroty mieszkające z dziadkami po tym, jak ich rodzice umarli na AIDS. Choroba zebrała w Zambii całe pokolenie. Pewien niesmak wzbudziło we mnie na ujęcie z Rwandy, ukazujące na pierwszym planie kilku mężczyzn, w tym jednego z iskrzącym się spojrzeniem. Zdanie pod zdjęciem uświadamia, że mam przed sobą więźniów oskarżonych o krwawą rzeź, przez co automatycznie zmienia się moje podejście do sportretowanych. Jednak cień sympatii pozostaje i ta ambiwalencja jest efektem, na którym Erakerowi najbardziej zależy.
Niestety nie mogę powiedzieć, żeby zdjęcia pokazane w MOCAKu mnie poruszyły – ani pod kątem ukazanej biedy, ani z racji popełnianego na niewinnych barbarzyństwa. Co natomiast było zaskoczeniem i spowodowało pewną przemianę w rozumieniu tych konfliktów to postawa Erakera, emanująca zarówno z fotografii, jak i z tekstów. Norweg z taką samą czułością podchodzi do każdej ze stron konfliktów. Morderca z Rwandy jest tak samo ważny, jak i ofiara. Izraelici tak samo ludzcy jak Palestyńczycy. Pragnienie dostrzeżenia w każdym człowieczeństwa jako podstawowej wartości i wystarczającego warunku, aby okazać komuś szacunek, jest bazą świeckiej dobrej nowiny jego pracy. Właśnie w tym kontekście w Zapachu tęsknoty dostrzegam sferę sacrum. Jeżeli Erakerowi udaje się ukazać równie istotną kwestię, może mimochodem, przy okazji bardziej informacyjnego punktu wyjścia, to usprawiedliwia ona wszystkie wahania fotografa.
Eraker, pracujący na tradycyjnym sprzęcie i osobiście wywołujący klisze, przykłada olbrzymią wagę do estetyki zdjęć. Sytuują się one pomiędzy fotografią dokumentalną a artystyczną, gdyż jakość obrazu jest dla niego równie ważna jak przekazywana informacja. W przypadku wielu fotografii wzrok przykuwa najpierw wyrafinowana, malarska forma obrazu, a dopiero później odczytujemy zgodne z podpisem dane. W związku z wystawą Wysiedleni często pada pytanie, czy muzeum jest odpowiednim miejscem do prezentacji tego typu materiału? Czy nie lepszy, bardziej „na czasie” byłby nośnik cyfrowy? W końcu wszystkie zdjęcia pokazane w MOCAKu można także obejrzeć na stronie artysty.
Mam jednak wrażenie, że w tym wypadku muzeum jest adekwatnym miejscem. Sposób pracy fotografa, który działa nie na tempo, ale systematycznie tka spójny cykl, domaga się bardziej uważnego odbioru jego prac. Nie mają one dla mnie charakteru przede wszystkim ilustracyjnego, ale stanowią subiektywną opowieść o pewnych problemach nękających ludzi na świecie. Jako takie, o precyzyjnej strukturze i kształcie, wymagają więcej czasu od widza niż tylko rzut oka i zjechanie kursorem do kolejnej fotografii (powiększając ją lub nie). W codziennym biegu wypreparowanie kilku chwil na przyjrzenie się zdjęciu zdaje się absurdem. Zaś muzeum, z panującym w nim zatrzymanym czasem, pozwala na niespieszne błądzenie od obrazu do obrazu i poświęcenie im znacznie więcej uwagi niż na ekranie lub w gazecie. Czarno-białe sceny ujawniają całe spektrum szarości.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Rune Eraker
- Wystawa
- Wysiedleni
- Miejsce
- MOCAK, Kraków
- Czas trwania
- 14.02.-27.04.2014
- Osoba kuratorska
- Delfina Jałowik
- Strona internetowa
- mocak.pl