Czas krzaków, duch zarośli
Pierwsza z dwóch wystaw, jednodniowy Duch zarośli I wieńczący miesięczną rezydencję Imperium Ducha w Otwartym Uniwersytecie Jazdów w Warszawie odbyła się już trzy miesiące temu. Kolektyw-kombajn, w składzie: Aleksandra Korzelska, Piotr Puldzian Płucienniczak, Łukasz Podgórni, Bartek Jurek, zaprezentował na ścianach opuszczonego budynku na Jazdowie konstelację prac skoncentrowanych wokół „karty” Chwastocenu. Wystawie towarzyszyła premiera wydawnictwa Chwastocen, pomyślanego jako pierwszy tom z serii. Była to kolejna, po publikacjach w „Notesie na 6 tygodni” w cyklu USUŃ POEZJĘ i Dożynaniu Chwastozina, odsłona przedsięwzięcia zakrojonego na większą skalę. Na przełomie 2019 i 2020 Imperium otworzyło wystawę Duch zarośli II, która była para-dokumentacją pierwszej, ale i rozwijała niektóre wątki.
Projekt Imperium Ducha lokuje się na wciąż wznoszącej tendencji wyławiania kolejnych nurtów myśli posthumanistycznej. Choć Chwastocen w sposób oczywisty z nimi koresponduje, to „oko sieci” Imperium przybrało wielkość, która nie tylko zatrzymuje chwasty, ale która samo Imperium czyni chwastem, chwasto- przyrostem do serii -cenów. Ich propozycja jest metabolitem roślinnego dyskursu rozciągającego się od filmów rolniczych do takich realizacji jak Endling, instalacji Diany Lelonek prezentowanej w zaszłym roku w lubelskim Labiryncie. Imperium przyjmuje pozycję, w której relacyjność typu anty- nie jest rozwiązaniem ani nawet sensowną propozycją; w Chwastocenie chodziłoby raczej o odpowiednią chwastowi bez-orientację, pulsowanie śluzorośli, mykorytyczny mutualizm, spienianie (lub pieniactwo), skłonność do formowania amorficznych szumowin na obrzeżach systemu. Imperium podkreśla kluczowe aspekty Chwastocenu i jego związek z kapitalistycznie ukierunkowaną działalnością człowieka w taki sposób: „Chwast jest tymczasowo zorganizowanym stosunkiem między teraźniejszością a entropią”, „chwastocenem nazywamy epokę po człowieku i właściwą jej wrażliwość. Chwastom obojętna jest nazwa i umiejscowienie w czasie” i „chwast wyrasta z tej samej wyrwy co kapitał, ale ma inny wektor”.
Wystawa Duch zarośli I miała charakter wizji glokalnej, inscenizacji rozpiętej na egzoramie budynku, który w tym kontekście nie był nie-miejscem, ale przybrał charakter architektury parlante: przyszłej urny lub sarkofagu przechowującego pamięć o wszystkim, co wyłącznie ludzkie, czego miejsce jest pod dachem: zachłanności, akumulowania, wartości.
W przypadku Ducha zarośli I większość grafik pojawiła się pod postacią plakatów, dość swobodnie i prowizorycznie (choć jak się okazało prace i mocowania całkiem nieźle zniosły próbę deszczu) rozklejonych na dostępnych powierzchniach. Wybór medium plakatu nie był całkiem oczywisty, jednak mając świadomość kontekstu i traktując wystawę jako instalację site specific, pozwolił on korzystać z przestrzeni bez całkowitego jej przejmowania. I chociaż niektóre z obiektów zaklejały wcześniejsze warstwy, to była to próba współgrania z istniejącym tam graffiti. Korzystając w ten mało inwazyjny sposób z zastanych warunków, czyniąc z nich obiekt interakcji, Imperium podjęło grę widoczności i pomnażania wymiarów.
Kolaże, w których to, co miałoby przedstawiać jeszcze „naturalne”, współwystępuje z tym, co jest „sztuczne”; zrównane ze sobą zostają: szynki, cycki, złe kreskówkowe drzewa, wesoły budzik, jajka, plamy krzaków, koty w laptopie. Na murze zawisły m.in: quasi-taksononomiczna tablica, green is not a creative color! – plakat krytycznie odnoszący się do przerabiania tematu roślinnych wrażliwości, antropomorfizujące zdjęcie strasznej dziupli, nosorożec z apokaliptyczną, kaznodziejską przestrogą („LUDZIE! / to miejsce jest przeklęte / OPUŚĆCIE JE / Polskę trzeba zbudować od nowa / przejrzyjcie na oczy”), kompozycja duch chwast miś, która wyraża radosną i ciepłą witalność chwastów. Wśród prac pojawiły się także trawestacje wlepek, takie jak antypestycydowa grafika Good Night Farm Pride przedstawiająca symbol wyrzucania śmieci, w którym śmieci zastępuje logo flagowego produktu Monsanto (obecnie część koncernu Bayer), nieselektywnego herbicydu RoundUp (co ciekawe, istnieją rośliny modyfikowane genetycznie odporne na ten środek – noszą one „certyfikat” RoundUp Ready). Przetwarzała ona trzy różne komunikaty w pewną pozytywną całość. Niektóre z prac odwoływały się do kombinacji zjawisk i emocji jak plakat kosiarka/wypalanie – wyciąg z dziejów gniewu, depresji i niszczycielskich impulsów ekstrakcji, które manifestują się w rytualnym wykaszaniu i wypalaniu traw. Natomiast w grafice porównującej powierzchnię Warszawy z kopalni węgla brunatnego i elektrowni Bełchatów (swoją drogą, w herbie Bełchatowa widnieją Ewa i Adam tuż po zerwaniu jabłka, tuż przed zboczeniem na manowce) zastosowanie znalazło skojarzeniowo-śledcze podejście, które także kieruje ku rozpruwającej, wydzierającej, dezintegrującej aktywności człowieka, ale wskazuje jednocześnie pierwszych beneficjentów globalnego ocieplenia, czyli kleszcze.
Ważnym elementem stała się spontanicznie włączona do wystawy wizytówka(-groźba?), jedna z wielu zostawionych dzień przed wernisażem na obiekcie przez jego domniemanego administratora. Była ona symptomem obchodzenia się z, a w zasadzie odtrącania chwastów, zauważalnego także na innych poziomach. Jazdowska rezydencja obfitowała w problemy techniczne i infrastrukturalne. Zaczynając od kwestii komunikacyjnych, przez walkę o prąd, do sytuacji, w której wystawa nie mogła zostać zrealizowana w domku, który Imperium zajmowało. Podobnie problematyczne jest położenie samego Jazdowa, które choć jest określane jako zielona enklawa i przestrzeń dla eksperymentu, znajduje się w prekarnej pozycji; opuszczone i zaniedbane, co najwyżej fasadowo „pudrowane” przez władze miasta. Jazdów niszczeje. Nie dziwi więc, że podczas oprowadzania Puldzian powtarzał, że jako artyści też są chwastami, takimi samymi jak „przedmioty” zainteresowania Imperium. Problematyzacja relacji chwasta i twórczości – pojawiała się zresztą na wystawie i w rozmowach nie raz. Z jednej strony jest to wymuszona kondycja, kiedy wszystko musi być wykonane najtaniej, najmniejszym kosztem, jak tylko to możliwe, z drugiej strony jest to postawa twórczo istotna – gwarantuje spójność czy integralność temu przedsięwzięciu: zainteresowanie odrzutem. Jestem odrzutem – robię odrzuty – robię z robienia odrzutu zajęcie. Patrząc na Chwastocen z takiej perspektywy, owa tekstualność nie powinna być wyłącznie „czytana”. Jest interwencją, jest starciem z warunkami materialnymi, a więc wymaga odpowiedzi w czynie. Wystawa miała charakter wizji glokalnej, inscenizacji rozpiętej na egzoramie budynku, który w tym kontekście nie był nie-miejscem, ale przybrał charakter architektury parlante: przyszłej urny lub sarkofagu przechowującego pamięć o wszystkim, co wyłącznie ludzkie, czego miejsce jest pod dachem: zachłanności, akumulowania, wartości.
Osobną pracę stanowiło wideo zmontowane z zarejestrowanych telefonem przygotowań do wizyty prezydenta Trzaskowskiego, podczas której miano odsłonić kamień przyjaźni warszawsko-düsseldorfskiej. Wideo, prezentowane na tablecie leżącym na mokrej ziemi, zmontowane wcześniej na komórce, to epopeja, skondensowana soap pest opera ze sprzątania Jazdowa. Praca rejestruje zastępy pracowitego roju służb miejskich, które porządkują teren: wyrywają i sadzą nowe, zapewne lepsze, drzewa, grabią liście, które potem pakują w worki, wszystko to w rytmie piosenki C U When U Get There Coolio i 40 Thevz.
Wybrane obiekty Jazdowa wzięto w ochronne objęcia PRAWA DUCHA i oznaczono je stosownymi tabliczkami. Przykłady obiektów: ostatni przyczółek chwastów na Jazdowie, opierający się asfaltozie, betonowe żłobienia regulujących deszczówkę i sąsiadująca z nimi ściółkująca agrowłóknina (mocna, gruba), która zapobiega plenieniu się niechcianego zielska. Punkty te nachodzą na kolejną realizację, którą zaowocowała rezydencja – Kuratorską Mapę Jazdowa. Stała się ona dokumentacją bliskiego bytowania z chaszczami w schyłkowej, późnoletniej fazie. Nie przedstawia jednak wyłącznie realnego i metaforycznego zachwaszczenia terytorium. Nałożyła na przestrzeń wystawy ekran narracji uporządkowaną geo-wydarzeniowo. Lokalne przygody i odkrycia, odniesienia do obecnej polityki historycznej i Żołnierzy Wyklętych (Trzepnięta chata), parafraza Dosko Jacka Łaszczoka Stachurskiego (Studnia ponurej psoty) skontrastowane zostały zwrotnie z geo/hydro/meteo-traumatyczną prawdą, która była przecież poszyciem wystawy.
Nie można zapomnieć o Kapuścianych piesiach, będących zresztą główną inspiracją projektu, z których jeden, stojący wśród drzew, bardzo szybko wrócił do globalnego obiegu energii przez czyjś układ trawienny. Imperium Ducha zaanektowało nawet kompostownik, wieszając na nim dowód kreatywności psiej dwunastnicy. Dopełnieniem aranżacji był spadający transparent z Duchami Imperium (wtedy Duchami zarośli, z których jeden został oznaczony słowem TOY zarezerwowanym dla nowicjuszki graffiti lub osoby, która z jakichś, estetycznych, hierarchicznych, terytorialnych, powodów nie jest w środowisku poważana), który ostatecznie został złożony na ziemi i zdeptany. Jednym z zabiegów spinających wystawę było dramatyczne wykorzystanie oprawy świetlnej, która zmieniała dość radykalnie scenerię. Lampy UV i lampki zwykłe, stroboskopy i race, w zasadzie dodały poślizgu klocowatej wystawie. Klocowatość podyktowana była z jednej strony bryłą budynku, otoczoną obsypanym tynkiem, stertami gruzu, tłuczonego szkła i śmieci, z drugiej technikami, w których wykonano pracę. Noc i oświetlenie zmiękczyło kontury obu i dodało powabu surowemu, nieprzyjaznemu chaosowi. Nie sprawiło to jednak, że unieważniony został motyw kryjówki, schronienia. Transparentność i obsesja doświetlania jest wedle Imperium tym, co zabija życie i inwencję. Z afirmacji dla ciemności, czarnej, wycofanej, tajemniczej materialności wyraja się etyka środowiskowa, która na Jazdowie manifestowała się właśnie w metodzie – podejściu do „eksponowania” w nieprzejrzystym otoczeniu, nieczystej lokacji. Dzisiaj, to o zgubienie trzeba się postarać. Okazją do tego były dwa spacery-oprowadzania kuratorskie, które odbyły się w czasie wystawy.
Praca kolektywu daje wgląd i stawia przed kluczowym rozstrzygnięciem – podjęciem lub nie-podjęciem działania, a także doświadczania i dawania innym przestrzeni, spokoju, przyjemności… Stawiają widza w niezręcznej pozycji wyboru między wykopkami znaczenia, konfudują rozkładem, gniciem, kiszeniem pojęcia sztuki.
Obrazy pokazywane podczas wystawy weszły w skład zina i katalogu: pierwszego tomu Chwastocenu. Zachowawcza forma broszury przez kontrast z treścią uwypuklała zasadę łączenia, którą zastosowało Imperium. Po wyjęciu z kontekstu formy plakatu jeszcze wyraźniej widać różnice między poszczególnymi pracami. Trudno nazwać to różnicą stylistyczną – łączy je przecież metoda tworzenia, w większości przypadków źródło materiałów, czyli internet, który sam w sobie jest systemem, na którego ugorach rozsiewają się jurodliwe, krzewiaste twory oraz estetyka związana z wyszukiwaniem glebogryzarkami internetu. Wszystkie te elementy pozostają w orbicie chwaścianej stylistyki rozrostu stymulowanego ograniczeniami. Pojedyncze obrazy, często dość obleśne, choć nie całkiem odpychające, mają wartość antyestetyczną. Mogą istnieć w taki sposób samodzielnie, jednak zestawienie z ideą Chwastocenu suplementuje je – teraz to obrazy, skażone, skołtunione, splątane zgodnie z anty-UXową filozofią. Imperium Ducha korzysta w równym stopniu z tworzenia dysonansów, indukowania zgrzytów i błędów, co z kopiowania i synkretyzowania. Świadomość zostaje przefiltrowana przez warstwowy interfejs. A jednak Imperium udało się stworzyć przestrzeń, w którym elementy nie rywalizują o uwagę, tylko ją współdzielą i w niej współdziałają. Na Chwastocenie (wystawie) i w Chwastocenie (systemie-świecie) następuje kompleksowa destytucja. Bez ustalonej hierarchii, dozwolone jest, a nawet zalecane, addytywne podejście, branie przykładu ze wszystkiego, co jest dostępne, przerabianie na swoje, adaptowanie na licencji copyleft. Obie publikacje wypełnione są patchworkowo złożonymi, morfującymi formami, w większości wypadków coś się w wyznaczonych ramach nie mieści, coś wystaje, coś w nie wchodzi lub przelatuje-mimo. Razem z kikutami bezlistnych drzew przy emblemu Pomnika Przyrody („Chronionego Prawem Ducha!!!”) stoją kałasznikowy. Taka jest też relacja zina i publikacji Chwastocenu do wystawy. Zin wchodzi na wystawę, wystawa na katalog-publikację, publikacja na piesia, piesio na zina, zin na wystawę, domek na wystawę. Świadome połączenie powierzchniowych elementów świata, które przecież bardzo często znajdują się obok siebie, stykają się, muskają, przylegają lub osmotycznie wymieniają się znaczeniami, pokazuje ich absurd lub okrucieństwo tego, o czym mogą zaświadczyć. Motyw warstwicy pojawia się także bezpośrednio w niektórych, organizujących rysunkach, jedynych elementach wystawy, które można byłoby nazwać oszczędnymi. Tego rodzaju powtórzenia z przesunięciem uzyskane przez zestaw działań: eksport, zrzut, migracja, interferencja, kompresja, dekompresja, transfer, import, puszczony w pętli, pokazują, że nie ma czegoś takiego jak wysycenie. Kumulacja obrazów nie może równać się ilości międzynośnikowych połączeń. Transferowanie otwiera portale między mediami: między lampą a farbą UV, między cegłą, ciałami Kapuścianych Piesiów a meta‑instarelacją, między poszczególnymi warstwami w GIMPie.
Imperium Ducha nie tworzy ani nie przywołuje nowej, innej rzeczywistość, nie o to też chodziło. Praca kolektywu daje wgląd i stawia przed kluczowym rozstrzygnięciem – podjęciem lub nie-podjęciem działania, a także doświadczania i dawania innym przestrzeni, spokoju, przyjemności… Stawiają widza w niezręcznej pozycji wyboru między wykopkami znaczenia, konfudują rozkładem, gniciem, kiszeniem pojęcia sztuki. W kontekście wystawy wystawiającej na próbę granicę między końcem chwasta a początkiem rośliny, analogicznie można spytać o to, gdzie w pracach obecnych na wystawie zaczyna się „śmieć”, a gdzie „sztuka”. Jeśli dzieło sztuki miałoby być tworem, w którego konstytuowaniu udział bierze także obserwator stający się współtwórcą, to hybrydy Imperium Ducha nie mają zbyt wiele wspólnego ze sztuką. W obrazach, które podsuwają, nie ma czego uzupełniać. Niektóre z zestawień wręcz opierają się jakiemukolwiek działaniu zmierzającemu do uformowania koherentnego przedmiotu percepcji. Tak jak „chwast” są bezkształtne, nieokreślone. Zmontowywanie obrazów, których wszystkie części, pochodzące z zupełnie różnych porządków, mieszają się i wzajemnie przenikają, wymykają się prostemu zaszeregowaniu do arsenału logiki akumulacji – rozbiegające się myśli mu przeczą. Tego rodzaju anarchiczna saturacja godzi w leżące u podstaw kapitalistycznego sposobu myślenia kategorie dziedziczności, pochodzenia, rodowodu i sugeruje wyjście poza paradygmat genealogii, dziejów i dziedzictwa; schodzi z końcem hegemonii modusu przedłużania – czasem, kiedy nie będzie niczego wolnego od hulającego GMO. Metoda oddawała barokowy horror vacui nieuregulowanej, cyrkularnej przyrody. Ludzie-ouroborosy ilustrują jedno i wiele, wcielenie alchemicznej zasady hen to pan (ἓν τὸ πᾶν) transformację zarośli, krzaków w chaszcze, ich plastyczność, nieokiełznaną chtoniczną obfitość, jak i jednoczesną kompaktowość i szparkość.
Choć wydawać by się mogło, że Imperium Ducha stworzyło kolaż stricte wizualny, operuje przede wszystkim pojęciami – wystawa jest bardzo gęsta, obciążona różnego rodzaju zrostami – w dużej mierze wynika to właśnie z aplikowanej metody. A w zasadzie tylko częściowo aplikowanej czemuś, a częściowo narzucającej się z samego materiału. Raz są to pojęcia wyprane ze znaczenia, innym razem takie, które przeszczepione na nowy grunt lub permanentnie odgruntowione ujawniają, do tej pory niewidoczne, znaczenie. Pojawiają się także rzeczy, które znaczą dokładnie to, co znaczą, przesunięcie przez ogołocenie z narosłej i zaskorupiałej otoczki codzienności zmienia jednak nabożny lub prosty stosunek do tego, co zagłuszone zostało przez tego czegoś „znajomość”, „familiarność”. W takim kontekście to, że człowiek zalicza się do kategorii gatunków najmniejszej troski, powinno dać więcej do myślenia niż zwerbalizowane zawołanie do bratania się z gatunkami ginącymi. Hasła „dobrze się stało” i „zasłoń silnik firanką i dodaj gazu” podsumowują to może najlepiej: niesamowicie gorzko, ironicznie i subwersywnie oddają złowieszczość połączenia bezmyślności, automatyzmu i sentymentalizmu.
W przypadku Ducha zarośli II, który wychwaścił się tym razem we wnętrzu budynku ASP w galerii Kiedyś to będzie, prowadzonej przez Koło Naukowe Tęcza, Imperium Ducha, owszem, przedstawiło prace z wcześniejszej wystawy, przy czym postarało się zaśmiecić tę przestrzeń tak bardzo jak to możliwe i stworzyć coś w rodzaju zakątka żula (kolektyw zadbał także o odpowiednią oprawę olfaktoryczną). Większość odzyskanych z Jazdowa realizacji turlało się pod nogami. Największą zmianą było tło. Tym razem Imperium samodzielnie zapełniło całą powierzchnię ścian graffiti, wpisami, tagami i rysunkami. Niektóre z nich miały imitować wpisy z publicznych łazienek, obelgi wypisywane na kamienicach wrogów. Pojawiły się też inne, łączące się bezpośrednio z ideą Chwastocenu: „Żyj jak śmieć”, „THCOCEN”, „czyż logo santander banku nie wygląda jak parująca kupa” i centralna czacha „śmierć burżuazji”. Do tego Imperium dołączyło zdeformowaną rzepową maskę na rajstopie, jajo w bezpiecznikach, czitosy przyklejone do sufitu, folię po czteropaku piwka – bezinteresowne wytwory czasu wolnego żula, czasu, któremu im zapalczywiej się oddaje, tym bardziej obniża wartość (czegokolwiek).
Imperium Ducha nie uprawia fikcji ponad-gatunkowej solidarności, która często okazuje się tylko wysublimowaną formą narracyjnego bootstrappingu. Duchy wypychając (tak jak to robią w Kuratorskiej Mapce) narrację na pierwszy plan nie używają jej tylko z intencją grodzenia naszej uwagi i naganiana jej na pole tego, co wspólne, ale po to by pokazać mechanizm (prowadzenia, dodawania, narzucania, wyciągania – wszystko jedno) narracji ciążącej do fikcjonalizacji jako z zasady ludzkiej czynności. Operację, faktycznie jakoś na pograniczu, która dając wrażenia, może uwrażliwiać, ale nie musi. Pokazuje, że budowanie narracji to budowanie auto-narracji, a nie maszyna porozumienia z tym, co inne – pozajęzykowe. Sztuką jest nie tylko czytać i rozmawiać o ławeczce premium, ale posiedzieć na niej w więcej niż jedno zwierzosobę w deszczu, a potem odkoziołkować w dowolnym kierunku. Imperium podkreśla w opisie społeczne role nieużytków, które w magiczny-sympatyczny sposób przyciągają to, co bezużyteczne, nierobotne, próżne, pasożytnicze, bezpłodne.
Duch zarośli nie jest wystawą, która miała by skłaniać do afektowanej reakcji, nawet jeśli znajduje się na niej epitafium dla gryzków psotników, które zostały wyeliminowane z Kiedyś to będzie prawdopodobnie podczas remontu lub malowania. Imperium wskazuje, że godzenie się z, empatyczne współodczuwanie nie wystarczą, by przewodzić pro‑środowiskowej zmianie, być może nie są nawet najlepszymi punktami wyjścia. Cóż nam po empatii – empatyczni czy nie, zarośniemy krzakami, których czas nadchodzi. Chwasty nie potrzebują emancypacji, tylko jakiejkolwiek przestrzeni. W ramach wystawy kolektyw nie wysuwa więc propozycji etyki tworzenia czy bycia z roślinami, tylko wizję przyszłości pod znakiem chwasta, której wysyłamy zaproszenie, wyjaławiając, drenując, upustynniając ziemię. Przy czym Imperium słusznie zauważa, że chwasty umieją przeczekać, przyczaić się. „Są” także bez zaproszenia. Może i nikt nie nawozi ich specjalnie, ale skorzystają z każdego dostępnego zasobu – uprawiają dumpster diving, z tym, że śmiecie: lodówki w lesie, ulotki pizzy w rzece, przybywają do nich „same”.
Przyszłość, jaką ogłasza Imperium Ducha, choć bez nas (jako ludzi), jawi się następująco – im więcej chaszczy, tym więcej przygody („Dział zawiera upcykling treści estetycznych w przygodę”). Idą w krzaki odważnie, stając ramię w cierń, ramię w badyl, ścierając się z ich oporem, siłą i działaniem. Nie empatia, tylko uznanie swojej chwastowości.
Chwast ukazuje się najpierw jako nasze nemesis, nasze lustro. Chwastocen prezentuje wizję świata po-człowieku, kiedy jego miejsce szkodnika świata zajmuje prawdziwy chwast. Kaprawy, quasi‑noocenotyczny świat po śmierci człowieka, na jego ruinach, w zaburzonych, a przynajmniej wysoce przekształconych, niszach biologicznych, może jeszcze przez długi czas utrzymywać odcisk ostatniej formy relacji społeczno-ekonomicznych i charakteru dominacji ustanowionych przez kapitalizm. Chociaż rośliny nie staną się raczej sutenerami świata, jak ludzkość. Z drugiej strony Chwastocen to desant miłości do zielska, „niekochanego kwiatu”, trzebionego fito-szkodnika – co wydaje mi się niesamowicie istotne – nie do ziemi, która w polskim-swojskim urocznym krajobrazie błotnoczesności (mudernity) nie doświadcza okresów bujnej chwastozy tak często ani tak intensywne (na razie), jak mogłoby się wydawać. Chwastocen nie jest jednak przywiązany do konkretnej ziemi. Jest transgraniczny, choć warto chyba zaznaczyć, że (do tej pory) często okazywało się, że jakaś jego odnoga była do ludzi przytroczona, a potem gdzieś zawleczona albo darowana (vide inwazyjny i irytujący mem barszczu sosnowskiego).
Na zaawansowaną i katastroficzną terraformację Imperium Ducha odpowiada semiodeformacją. Narratywizacja nie zmienia tego, że gwałtowne przekształcenie warunków i ewentualna śmierć grozi tylko ludziom. Tragedia innych gatunków może być i jest większa, wyrok w wielu przypadkach nieuchronny, lecz to nie ich „kryzys”. Narracja nie jest tutaj narzędziem interpretacji, tylko kolcem wycelowanym w wertykalną historię, która i tak już ginie pod nawałem dławiących horyzontalnie zorientowanych sił katastrofy i w dymie z palących się wysypisk śmieci; sposobem wskazywania możliwości i tworzenia okazji do aktywnego, przygodowego spędzania czasu. Z życiem należy zjednoczyć odczuwanie, a nie tworzenie sztuki.
Skoro ludzkość działa jako syntezator końca, nic nie stało na przeszkodzie by pobyt w Jazdowie i wystawa w Kiedyś to będzie były po prostu przygodą, radosnym i beztroskim tarzaniem się „w gronie przypadkowych, świeckich obiektów”. Przyszłość, jaką ogłasza Imperium Ducha, choć bez nas (jako ludzi), jawi się następująco – im więcej chaszczy, tym więcej przygody („Dział zawiera upcykling treści estetycznych w przygodę”). Idą w krzaki odważnie, stając ramię w cierń, ramię w badyl, ścierając się z ich oporem, siłą i działaniem. Nie empatia, tylko uznanie swojej chwastowości. Odrzucenie mrzonki o wspólnocie, która nie istnieje i może nigdy nie zaistnieć. Na jej miejsce, przyznanie istnienia relacji we wspólnej przestrzeni, w której można chcieć „wieczerzać w dobrym znaczeniu tego słowa: miejsce konsumpcji, miłości i akceptacji naszych wspólnych ograniczeń”. Chwastocen można potraktować jako zwracanie różnych zwrotów i manifestów i przypomnienie, że twórczynie, jak i akademiczki nie są wyłącznie jamochłonami teorii. Choć wystawa poświęcona była odpadom, beztrosce, trybowi „od niechcenia”, nie odbiera jej to znaczeniowegoij ciężaru, który scedowany był na zadawanie pytań. Pytaniem nie było „co to jest?”, „jak to oglądać?”, tylko „co można z tym zrobić?” i „czy robić coś z tym?”, „jak zamienić lajki na wizytę w barze Źródełko?”, „czy jesteś w stanie pójść, ponieść wydatek energetyczny na wernisaż jednodniowej wystawy na nieoznakowanym budynku?”, „co zrobić, żeby imprezka odbyła się pomimo zastępów policji, która przyjechała poskramiać kibiców Legii, jeśli oprawę wernisażu stanowią race świetlne i dymne?”
W nie-ostatecznym rozrachunku Imperium Ducha formułuje zachętę do patrzenia pod nogi, świadomości lokowania i pielęgnowania zdolności do odpowiedzi; do wymyślania i wprowadzania w życie wzorów giętkiego działania, a nie tylko smarowania kół zębatych kauzalnego rozumowania, które nigdy nie zapewni orientacji w sieci krzyżowych połączeń i mutacji trzymających w kupie system kapitalistyczny. Trzeba rezygnować z ogrodniczego podejścia do świata. Odrzucać plewienie na rzecz tego post-agrarnego scenariusza, który przyjmuje chwasto‑plenienie się holobio(on)ntycznej podstawy bytowej. Akceptować obecność gatunków synantropijnych i synurbizacyjnych. Występować przeciwko karczowaniu błędów językowych przez Grammarly. Wprowadzać nieład i brud.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Imperium Ducha (Bartek Jurek, Aleksandra Korzelska, Łukasz Podgórni, Piotr Puldzian Płucienniczak)
- Wystawa
- Duch zarośli I & II
- Czas trwania
- 28.09.2019, opuszczony budynek, ul. Jazdów 8a, Warszawa; 20.12.2019–2.01.2020, Kiedyś to będzie, oficyna Wydziału Grafiki ASP w Warszawie
- Strona internetowa
- imperiumducha.com