Co począć z Różą? Rara Kamińska w Galerii Studio
Sto lat po morderstwie Róży Luksemburg Rara Kamińska – sama, podobnie jak słynna działaczka, pochodząca z Zamościa, a obecnie związana z Niemcami jako absolwentka między innymi Akademii Sztuk Pięknych w Lipsku – podejmuje widmową obecność teoretyczki komunizmu na skromnej wystawie w Galerii Studio. Coś od dłuższego czasu rzeczywiście wisi w powietrzu – kto brał udział chociażby w protestach studenckich w ostatnim, dość burzliwym roku, ten wie, że klasycy komunizmu wracają do łask, przynajmniej na sztandarach i transparentach, a samo słowo „komunizm” przestało być w ustach zaangażowanych nasyconym strachem przekleństwem, w Polsce wypowiadanym dotychczas raczej szeptem i z setką towarzyszących przypisów.
Nie dziwi więc wysyp wydarzeń poświęconych dziedzictwu Marksa czy pamięci o działalności innych komunistów, co na zasadzie sprzężenia zwrotnego wzmacnia paranoiczna ambicja rządu na temat dekomunizacji – czyli właściwie niemożliwego do spełnienia projektu wyczyszczenia przestrzeni publicznej z jakichkolwiek oznak starego systemu. Ikonoklastycznej retoryce obalania wrogich pomników czy gwałtownym próbom zmian patronów ulic towarzyszy więc też tendencja odwrotna, do afirmacji działań aktywistów związanych z ruchami socjalistycznymi czy komunistycznymi, których język, optyka i krytyczna perspektywa na kapitalizm faktycznie oferują wciąż aktualne wyjaśnienie i sposoby radzenia sobie z prekaryjną współczesnością.
Kamińska wydaje się zdecydowanie zbyt mocno ufać katalogowanym przez siebie śladom – wierząc jakby, że same w sobie mają moc opowiedzenia historii czy wyjaśnienia. Tymczasem stają się one po prostu estetycznym przedmiotem kontemplacji, nie rzucając żadnego światła na figurę, jaką dziś mogłaby być Luksemburg.
Zjawa Kamińskiej powstaje więc w dość szczególnym kontekście wyraźnego przesunięcia akcentów – Luksemburg może i wciąż jest bohaterką dość niszową, ale jednak już sam fakt poświęcenia jej projektu artystycznego (wystawionego, co przecież ważne, w największym polskim pomniku socrealizmu, Pałacu Kultury) wydaje się świadectwem rzucania nowego światła na historię myśli komunistycznej; mam wrażenie, że jeszcze parę-paręnaście lat temu wystawa taka byłaby w najlepszym przypadku raczej uznana za dość interesujące kuriozum niż realną propozycję ponownego włączenia myśli sprzed wieku do naszej krytyki dzisiejszych warunków pracy, niesprawiedliwości społecznej i wykluczeń.
Dlatego tym bardziej trudno pojąć, dlaczego Kamińska tak dosłownie traktuje tytułową figurę widma, bo i rzeczywiście – w jej pracach to raczej nie o Luksemburg chodzi, ale o ślady obecności czy myśli polskiej działaczki. Najdobitniejszym przykładem takiego ujęcia byłby Portret, filmowe przedstawienie w nieruchomym kadrze domu rodzinnego Luksemburg, dziś podupadłego; lub instalacja z kawałkami betonowych płyt i walców – pochodzących z berlińskiego placu nazwanego imieniem działaczki – powyrywanych z chodnika drążków oraz tabliczki z napisem Rosa-Luxemburg-Straße. Kamińska konsekwentnie śledzi więc pozostałości, nie interesując się zanadto ani realiami historycznymi, ani ich dzisiejszymi potencjami w ruchach politycznych czy filozofii. Dobrą metaforą tego myślenia jest interwencja w przestrzeń widoczną z okien Studio wychodzących na Ścianę Wschodnią – przy skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Złotej stał bowiem dom, w którym Luksemburg przez pewien czas mieszkała. Na linii wzroku zarysowano więc na szybie kontur nieistniejącego budynku. Nawet jeśli to trafne i dość oczywiste powiązanie między rzeczywistością historyczną a aktualną, w zabiegu tym daje się wyczuć pewną bezradność – co mamy zrobić z faktem tego rozpoznania pod tytułem „Tu było, tu stało!”? Niewiele.
Rozumiem, że koncepcja widmontologii, jak chciałby Andrzej Marzec, czy duchologii, w bardziej pop wydaniu Olgi Drendy, jest wciąż atrakcyjna – w końcu żyjemy w czasach stale podszytych widmową obecnością przeszłości. Wystarczy włączyć dowolny serial Netflixa, żeby przekonać się o przyjmowanej trochę bezwiednie, ale niemniej potężnej popularności retro estetyk i trudnej do przecenienia roli nostalgii w kulturze wizualnej. Mogłoby się wydawać, że jeśli o komunizm/socjalizm i jego bohaterów chodzi, retrostylistyka jest naturalnym wyborem – czy trudno wyobrazić sobie kasowy serial o życiorysach Luksemburg czy Trockiego? A jednak takie postawienie sprawy skazuje problem dziedzictwa komunizmu na nieistotność, separując estetyczną satysfakcję od akualnych debat. Kamińska wypatrując szczątków przeszłości w teraźniejszości, ma ambicję reanimacji przekonań, pragnień, dążeń i projektów, które pozostawiło po sobie pokolenie rewolucjonistów sprzed stu lat, jednak w Studio trudno jest oprzeć się wrażeniu, że traseologiczna praktyka artystki skutecznie odciąga jej wzrok od teraźniejszości. Uchwycony sztywnymi ramami kadru dom Luksemburg staje się martwym widokiem, do pewnego stopnia romantyczną nawet widokówką wyrwanych z kontekstu ruin pozbawionych rezonansu ze światem. Kamińska wydaje się zdecydowanie zbyt mocno ufać katalogowanym przez siebie śladom – wierząc jakby, że same w sobie mają moc opowiedzenia historii czy wyjaśnienia. Tymczasem stają się one po prostu estetycznym przedmiotem kontemplacji, nie rzucając żadnego światła na figurę, jaką dziś mogłaby być Luksemburg.
Wystawa w Studio dotyczy tylko skorup przeszłości, które, owszem, noszą na sobie ślady dawnych użyć, praktyk, pragnień, aspiracji, ale nie wiążą ich w żaden sposób z tym, co moglibyśmy zrobić z nimi dziś.
Nie tylko zresztą w zafiksowaniu na śladach przejawia się ten rodzaj obojętności wobec współczesności, dotyczy to też niestety strony formalnej zgromadzonych na wystawie prac. Wszystkie wydają się wariacją na temat dobrze znanych już estetyk – trochę surowego minimalizmu spod znaku Stereo, a trochę organiczno-betonowego brudu jak u Dineo Seshee Bopape, znanego chociażby z ostatniej edycji berlińskiego Biennale. Pod tym względem największym nieporozumieniem wystawy są papierowe reliefy składające się ze splecionych w warkocze gazet. Dające się odczytać nagłówki pokazują, że nie są to materiały wybrane przypadkowo – część odnosi się na przykład do setnej rocznicy uzyskania przez Polskę niepodległości, pomieszane zostają porządki dzienników konserwatywnych i progresywnych. Niemniej w kompozycji tych języków, spleceniu ich w organiczną całość jest coś bardzo naiwnego, żeby nie powiedzieć reakcyjnego. Można tu bowiem znaleźć sugestię, że wszystkie te retoryki są równoważne i znajdują miejsce w pojemnej przestrzeni dyskursu. Tymczasem jeśli zlecone morderstwo Luksemburg może przed czymś przestrzec, to z pewnością przed tolerancją wobec faszystowskiej retoryki przemocy, dziś wygodnie zadomowionej w wielu mediach. Reliefy Kamińskiej są wobec tego rozpoznania w swoim nieznośnym formalizmie bezradne, a do tego wyglądają po prostu bardzo archaicznie.
Zainteresowanie tytułowym widmem doprowadza do przykrego wykolejenia praktyki Kamińskiej. Nawet jeśli widmontologię wziąć na serio, to przecież chodzi w niej o to, aby koniec końców z większą uważnością widzieć to, co teraz, podszyte przez to, czego nie ma, ale co nie do końca zniknęło. Wystawa w Studio dotyczy natomiast tylko skorup przeszłości, które, owszem, noszą na sobie ślady dawnych użyć, praktyk, pragnień, aspiracji, ale nie wiążą ich w żaden sposób z tym, co moglibyśmy zrobić z nimi dziś. Rozczarowanie jest tym większe, że mamy teraz znakomity czas na ponowienie dyskusji nie tylko o Luksemburg, ale w ogóle o emancypacyjnym potencjale komunizmu, który bynajmniej się nie wyczerpał. Przeciwnie, jak pokazuje trudna dekada po kryzysie finansowym 2008 roku, staje się realną inspiracją myślenia o alternatywnych wobec kapitalizmu projektach politycznych. Szkoda, że Kamińską to, co w dziedzictwie Luksemburg najbardziej interesujące, zajmuje tylko na płaszczyźnie dyskursywnej, obecnej w tekście kuratorskim towarzyszącym wystawie. Same prace – podobnie jak przyczepione do ściany w galerii kartki A4 rekapitulujące wyrywki z historii działalności Luksemburg – należą tylko do przeszłości.
Aleksander Kmak – filmoznawca, krytyk i redaktor. Jego zainteresowania ogniskują się na przecięciu kultury wizualnej, filozofii, historii sztuki i współczesnego kina. Stale współpracuje z „Szumem”, „Czasem Kultury” i „Kinem”, publikował także m.in. w „Kwartalniku Filmowym”, „Widoku” i „Ekranach”. Laureat II i III nagrody w Konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych (2022, 2023). Kocha Doktora Faustusa, język japoński i swojego psa.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Rara Kamińska
- Wystawa
- Zjawa
- Miejsce
- Galeria Studio, Warszawa
- Czas trwania
- 17.01–10.02.2019
- Osoba kuratorska
- Barbara Piwowarska, Dorota Jarecka
- Strona internetowa
- teatrstudio.pl