Cień Jacka Kuronia. Wokół muralu Wilhelma Sasnala
Kuroniów dwóch
Warszawa wzbogaciła się o nowy, świetnie zaprojektowany i zrealizowany mural autorstwa Wilhelma Sasnala przedstawiający Jacka Kuronia. Mural znajduje się na budynku przy ulicy Złotej 58, gdzie mieści się CXIX Liceum Ogólnokształcące, którego Kuroń jest patronem. Malowidło robi wrażenie: na narożnych ścianach powstały monumentalne, kilkunastometrowe portrety – Kuronia nieco ponadtrzydziestoletniego, właśnie po raz pierwszy zaaresztowanego (ściana od ulicy Złotej), oraz już starszego, może z lat 80., a może 90. (ściana od ulicy Jana Pawła II).
Kuroń był jednym z „zawodowych opozycjonistów” doby PRL – przedstawicieli antykomunistycznej inteligencji, których zadaniem miało być inicjowanie, koordynowanie, ale także, już w drugiej połowie lat 80., trzymanie w ryzach społecznego oporu. Słowem, Kuroń jest ikoną. Toteż kompletnie nie dziwi iście hagiograficzny wydźwięk większości wzmianek i artykułów prasowych, które ukazały się po odsłonięciu dzieła Sasnala. Jednak – o czym dziś często się zapomina – Kuroń był również jednym z motorów neoliberalnej transformacji. Dlatego gest malarza deklarującego niegdyś, że zawsze czuł się „na lewo”[1], skłania do postawienia pytania o to, czy po krytycznym przepracowaniu neoliberalnego projektu, w dużej mierze również przez środowisko artystyczne, architekci polskiej transformacji zasługują na takie upamiętnienie. A w ogólniejszym planie – pytania o dzisiejszą ocenę procesu polskiej transformacji ustrojowej. Albo inaczej: nawet jeśli Sasnal upamiętnił Kuronia-opozycjonistę z lat 60., 70. i 80. (zasłużenie), to czy można zapomnieć o Kuroniu-zwolenniku terapii szokowej z lat 90.?[2] To pytania aktualne szczególnie w dobie „wojny o pomniki”. Nie chodzi o to, żeby szukać pęknięć albo dziur w systemie aksjologicznym Kuronia, ale uczciwie zrekonstruować jego postawę, publiczne wypowiedzi oraz dokonania po 1989 roku.
Spróbujmy spojrzeć na dzieło Wilhelma Sasnala z perspektywy ludzi skazanych na przemiał (czyli tak zwanych kosztów społecznych przemian ustrojowych), którzy też przecież, spacerując po warszawskiej Woli, muszą mijać mural upamiętniający Kuronia.
Na muralu od strony ulicy Złotej młody Jacek Kuroń rzuca czarny cień – jednak jego transformacyjny „cień” nie został w pracy Sasnala przepracowany. Jest to tym bardziej szokujące, że mamy rok 2020, a nie 2005, i wiedza o transformacji jest już obszerna i łatwo dostępna[3]. W przypadku naszego pokolenia – a należę do tej samej generacji co autor muralu (obaj urodziliśmy się w pierwszej połowie lat 70.) – możemy przecież nawet odwołać się do własnych, indywidualnych doświadczeń z lat 90. Wątpię, by nasze wspomnienia z tamtych czasów były kategorycznie odmienne. Nietrudno było przecież zaobserwować wówczas to, o czym pisał Jarosław Urbański: „Rośnie rezerwowa armia pracowników, bezrobotnych, zatrudnianych na niepełnych etatach, sezonowo, wypychanych na obszary gospodarki nieoficjalnej oraz zmuszanych do samozatrudnienia”[4]. Nawet jeśli bezrobocie i związane z nim poniżenie czy śmieciowe zatrudnienie nie dotknęło nikogo z bliskich artysty, to przecież było ono widoczne choćby na wszechobecnym billboardzie Marcina Maciejowskiego Jak tu teraz żyć? (Galeria Zewnętrzna AMS, 2002).
Spróbujmy więc spojrzeć na dzieło Wilhelma Sasnala z perspektywy ludzi skazanych na przemiał (czyli tak zwanych kosztów społecznych przemian ustrojowych), którzy też przecież, spacerując po warszawskiej Woli, muszą mijać mural. Jacek Kuroń, teoretyk lewicy w latach 60., radykalny rewizjonista, współautor głośnego Listu otwartego do członków POP PZPR, w którym proletariat postrzegany był jeszcze jako siła inicjująca rewolucję przeciw klasowemu panowaniu partyjnej biurokracji, a z powodu którego został zresztą skazany na trzy lata i sześć miesięcy pozbawienia wolności, już w połowie lat 70. zaczął zmieniać poglądy. Myśl Kuronia ewoluowała do tego stopnia, że po 1989 roku – jak pisał David Ost – „ubolewał, że ludzie, ze względu na jego przeszłość, nadal nazywają go lewicowcem”[5]. Jego przekonania z czasem stawały się coraz dalsze od ideałów socjalizmu, coraz bardziej mętne, wręcz pełne sprzeczności i paradoksów. Popierał koncepcje Jeffreya Sachsa (choć sam często przyznawał, że ma niewielkie pojęcie o gospodarce), z którym odbył prywatną rozmowę w swym mieszkaniu, aprobując skrajnie neoliberalne reformy; osłaniał plan Balcerowicza, dążąc do szybkiej prywatyzacji. „Powołanie Jacka Kuronia na stanowisko ministra pracy – pisał Tadeusz Kowalik – było jedną z najbardziej spektakularnych (by nie powiedzieć – chytrych) decyzji personalnych Tadeusza Mazowieckiego. Legenda opozycji demokratycznej, współtwórca Komitetu Obrony Robotników, wówczas jeden z trzech kandydatów Wałęsy na stanowisko szefa rządu, nawet po ostatecznym wyborze Tadeusza Mazowieckiego pozostał jednym z głównych «rozgrywających» na nowej scenie politycznej. Na pewno mógłby stać się niebezpieczny dla władzy, gdyby był poza rządem. Premierem nie został prawdopodobnie dlatego, że postrzegano go (zwłaszcza w konserwatywnych kręgach kościelnych) jako lewicowca. Nie dostrzeżono jeszcze, że był gotów zawiesić swoje lewicowe poglądy na czas tworzenia fundamentów kapitalizmu”[6].
Kowalik pisał o Kuroniu krytycznie, jednak z dużą dozą sympatii i wyrozumiałości – w końcu obaj wywodzą się z tej samej formacji ideowej. Podczas jednej z konferencji nazwał go „anestezjologiem”[7], co Kuroń chętnie zaakceptował. Właśnie w tej roli – „anestezjologa” – już jako minister pracy „komentował aktualne wydarzenia w popularnych, cieszących się wielką oglądalnością cotygodniowych pogadankach telewizyjnych. Były one pełne współczucia dla cierpiących z powodu szokowej terapii”[8], która miała ustabilizować gospodarkę, a „stała się narzędziem tworzenia nowej, kapitalistycznej struktury społecznej, przypominającej pierwotną akumulację kapitału”[9]. Prosocjalne działania Kuronia, których imperatywem była mieszanka współczucia dla wykluczonych połączonego z odrazą wobec przedstawicieli homo sovieticus, „wyrwane z kontekstu politycznego i nieosadzone w żadnym politycznym kursie, osuwały się w dobroczynność”[10], jak zauważył Andrzej Leder.
[…]
Pełna wersja tekstu jest dostępna w 31. numerze Magazynu „Szum”.
[1] Jestem polskim malarzem. Sławomir Sierakowski rozmawia z Wilhelmem Sasnalem, [w:] Sasnal. Przewodnik Krytyki Politycznej, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2008, s. 21.
[2] Na ten temat zob. Jan Sowa, Inna Rzeczpospolita jest możliwa. Widma przeszłości, wizje przyszłości, W.A.B., Warszawa 2015, s. 167.
[3] Zob. na przykład: Jacek Tittenbrun, Z deszczu pod rynnę. Meandry polskiej prywatyzacji, t. 1–4 (Zysk i S-ka, Poznań 2007); Elizabeth Dunn, Prywatyzując Polskę. O bobofrutach, wielkim biznesie i restrukturyzacji pracy (tłum. Przemysław Sadura, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2008); Tomasz Rakowski, Łowcy, zbieracze, praktycy niemocy: etnografia człowieka zdegradowanego (Słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2009); Jane Hardy, Nowy polski kapitalizm (tłum. Agata Czarnacka, Instytut Wydawniczy „Książka i Prasa”, Warszawa 2010); Katarzyna Duda, Kiedyś tu było życie, teraz jest tylko bieda. O ofiarach polskiej transformacji (Instytut Wydawniczy „Książka i Prasa”, Warszawa 2019); Joanna Wawrzyniak, Aleksandra Leyk, Cięcia. Mówiona historia transformacji (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2019).
[4] Jarosław Urbański, Prekariat i nowa walka klas. Przeobrażenia współczes-nej klasy pracowniczej i jej form walki, Instytut Wydawniczy „Książka i Prasa”, Warszawa 2014, s. 257.
[5] David Ost, Klęska „Solidarności”. Gniew i polityka w postkomunistycznej Europie, tłum. Hanna Jankowska, Muza, Warszawa 2007, s. 207.
[6] Tadeusz Kowalik, www.polskatransformacja.pl, Muza, Warszawa 2009, s. 86.
[7] Por. tamże, s. 86–88.
[8] Tamże, s. 87.
[9] Tamże, s. 104.
[10] Andrzej Leder, Prześniona rewolucja. Ćwiczenie z logiki historycznej, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2014, s. 189.