Być razem. Rozmowa z Jadwigą Charzyńską
Jakub Knera: Jak w pandemicznym 2020 roku odnalazło się Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia? Czy teraz, z perspektywy listopada, udało się wypracować nowe formy działania?
Jadwiga Charzyńska: Taka sytuacja zawsze powoduje, że człowiek staje pod ścianą i zastanawia się, co zrobić. Lockdown ogłoszono na tydzień przed wernisażem jednej z naszych wystaw z cyklu Cities on the Edge – otworzyliśmy ją później, po częściowym odmrożeniu, chociaż już bez udziału artysty. Natomiast co do samych działań, to ograniczyła nas sama infrastruktura – nasze budynki są na tyle małe, że nie można było stworzyć dwóch osobnych dróg komunikacji, dla pracowników i dla gości.
Sytuacja zmieniła się po odmrożeniu – jak?
Rozmawiając z dyrektorami różnych instytucji, doszliśmy do wniosku, że przy takim obciążeniu zawodowym, obowiązkami domowymi, dziećmi, które zamiast w szkole są w domu i lękiem spowodowanym pandemią, mało kto w ciągu tygodnia szukał rozrywek – raczej działo się to w weekend. Po odmrożeniu nie gościły u nas co prawda grupy szkolne, ale dziennie, na Dolnym Mieście, jeszcze zanim duża sala galerii została zamknięta (i obecnie jest w remoncie), odwiedzało nas około 30 osób dziennie. Pomimo lęku ludzi i rygorów nie było więc najgorzej, zwłaszcza, że mieliśmy czynną tylko jedną salę ekspozycyjną. Być może galeria sztuki wydaje się bardziej bezpiecznym miejscem w porównaniu do kina czy teatru, w których nie mamy pewności kto wcześniej siedział na naszym fotelu. Nasze ekspozycje były całkowicie bezpieczne.
Najbardziej ucierpiała edukacja – z wyjątkiem wakacyjnych zajęć dla dzieci, które zorganizowaliśmy w plenerze, wszystko trzeba było przenieść do internetu. Szybko udało nam się stworzyć różne koncepcje, w myśl których przeformułowaliśmy działania edukacyjne.
Bardzo trzeba było przeformułować program na 2020?
Nie wszystkie wystawy, które planowaliśmy w tym roku, się odbyły. Niektóre zostały przesunięte na rok następny, jak wystawa Agaty Nowosielskiej czy Elżbiety Jabłońskiej.
Otwarcia odbyły się bez wernisaży – z wyjątkiem wystawy Victorii Vesny, której wernisaż zorganizowaliśmy na zewnątrz – i bez grupowych oprowadzań. Z warsztatami było gorzej. Przejście ze wszystkim do formuły online nie do końca nas satysfakcjonuje, bo chociażby jeden z naszych najstarszych projektów, Lekcje sztuki – oprowadzanie po wystawach i ich tłumaczenie – wypacza trochę sens działania. Nie da się go zrealizować zdalnie. Najbardziej ucierpiała edukacja – z wyjątkiem wakacyjnych zajęć dla dzieci, które zorganizowaliśmy w plenerze, wszystko trzeba było przenieść do internetu. Szybko udało nam się stworzyć różne koncepcje, w myśl których przeformułowaliśmy działania edukacyjne.
Jak?
Chociażby tworząc „E-opowieści Łaźniaka”. Łaźniak to nasz stwór, bohater edukacyjny, który opowiada o sztuce – stworzyliśmy audiobooki i animowane książki. Co prawda myśleliśmy o tym już wcześniej i nie była to bezpośrednia reakcja na pandemię, ale ona przyspieszyła ich powstanie. Za ten projekt zostaliśmy wyróżnieni na X Ogólnopolskiej Giełdzie Projektów Kulturalnych.
Na początku listopada rząd wprowadził drugi lockdown, a CSW Łaźnia otworzyła nową wystawę, Sensory Orders – na chwilę w siedzibie, na dłużej online. Da się ją pokazać w sieci?
Wystawa, kuratorowana przez Erika Adigarda i Chrisa Saltera – powstawała w dwóch formach – strony internetowej, która będzie czynna pół roku i w siedzibie Łaźni w Nowym Porcie, bo w tej chwili tylko ją możemy wykorzystać do dużych wystaw. Poza tym wiosną nie było wiadomo, jak potoczą się dalsze sprawy, więc postawiliśmy na dostępność cyfrową, na wypadek kolejnych zamknięć galerii.
Wystawa Sensory Orders została przygotowana od początku dwutorowo. Kuratorzy dokonali zmian w projekcie już wiosną, po ogłoszeniu stanu pandemii, uwzględniając ograniczenia wynikłe z tej sytuacji. Specjalna strona projektu Sensory Orders odzwierciedla zawartość wystawy zorganizowanej w budynku. Jednocześnie – zgodnie z wymogami ustawy o dostępności oraz umowy z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego – jest w pełni dostępna cyfrowo dla osób z niepełnosprawnościami. Mamy w zespole osobę odpowiedzialną za koordynację prac przygotowujących nasze projekty pod kątem dostępności cyfrowej.
Na czym ta dostępność polega?
Oprócz stale pracującej dla nas osoby przygotowującej deskrypcję materiałów filmowych, zespół PR ma sporo dodatkowej pracy w związku z nowymi wymaganiami w tym zakresie. W przypadku wystawy Sensory Orders musieliśmy dodatkowo zaangażować m.in. Fundację Kultura bez Barier, bowiem trzeba było wykonać audiodeskrypcję wszystkich filmów, pokazanych na wystawie. I to jest wartość dodana wystawy wirtualnej. Ustawa o dostępności cyfrowej stawia przed instytucjami nowe wyzwania, często kosztowne i czasochłonne. My środki z odwołanych wystaw przekierowaliśmy na m.in. dostosowanie strony www, łącznie z archiwami.
W drugiej połowie roku zainicjowaliście sporo projektów na rzecz artystów z Trójmiasta – w programie rezydencyjnym bierze udział Anna Królikiewicz i Kamila Chomicz, a sporo najmłodszych twórczyń tworzyło specjalne projekty w projekcie Windows 2020.
Rezydencje odbywają się w tej chwili w wymiarze lokalnym, bo nie mogliśmy zaprosić artystów spoza Polski. Z kolei Windows 2020 to projekt nowego Działu Sztuki w Przestrzeni Publicznej. Wykorzystaliśmy ciężarówkę LKW Gallery, w której nie mogły się odbyć zajęcia oraz formę podcastów – to próba pomocy lokalnym twórcom, a jednocześnie stworzenie czegoś interesującego formalnie. Zaprosiliśmy tam przede wszystkim twórczynie i twórców młodego pokolenia, co widać po nowym języku ich działalności. Zdaniem kuratorki Ani Szynwelskiej to odpowiedź na to, jak w niektórych programach stypendialnych młodzi twórcy, którzy nie mają rozbudowanego CV, są niedoceniani. Stawialiśmy przede wszystkim na dobre pomysły, a nie na dorobek.
Wyszedł z tego dobry kontrapunkt wobec nieudanej wystawy Gdańsk 2020, którą w sieci zorganizował Instytut Kultury Miejskiej. Windows 2020 został stworzony przez nowy Dział Sztuki w Przestrzeni Publicznej, ale przecież Łaźnia działa w niej od wielu lat. Skąd potrzeba takiego działu?
Zajmujemy się sztuką w przestrzeni publicznej od 2004 roku i przyszedł czas, aby wyodrębnić to zadanie w naszym zespole. Bezpośrednio wniknęło to z powodu zadań związanych z dokumentacją sztuki w przestrzeni publicznej oraz powołania do życia Niefestiwalu, który po raz pierwszy odbył się przed rokiem. To duże działanie, które wymaga sporych nakładów pracy – niestety w tym roku z racji pandemii nie doszło do skutku, więc środek ciężkości przenieśliśmy na rozbudowywanie strony internetowej poświęconej dokumentacji sztuki w przestrzeni publicznej w Gdańsku.
Zostaliśmy wyznaczeni przez miasto jako podmiot odpowiedzialny za jakość sztuki w przestrzeni publicznej. Tworzymy bazę GAPS – co w języku polskim należy odczytać jako Gdańsk Artyści Przestrzeń Sztuka, a w angielskim Gdańsk Art in Public Space. To proces inwentaryzacji, w ramach którego chcemy udokumentować i skatalogować wszystkie tego typu działania.
Przed rokiem Niefestiwal odbył się pilotażowo na Dolnym Mieście, częściowo udany, częściowo nie – jaka jest perspektywa rozwoju tej imprezy?
Chcemy, żeby odbywał się na przemiennie na Dolnym Mieście i w Nowym Porcie. Tegoroczna edycja w tej drugiej dzielnicy miała dotyczyć ekologii. Jej kurator, Paweł Leszkowicz chciał w nią włączyć wiele lokalnych podmiotów, z których każdy miał swoje zadanie do wykonania. Niestety, z powodu pandemii dotacja na ten cel została anulowana. Mamy nieduże środki przeznaczone na działania w przestrzeni publicznej w ramach Galerii Zewnętrznej Miasta Gdańska i przygotowujemy wniosek o dofinansowanie z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Jak zmienia się perspektywa Łaźni na działania w przestrzeni publicznej?
Kolejne wyzwania powodują, że zdobywamy nowe doświadczenia. Chcemy podsumować ten okres funkcjonowania sztuki w przestrzeni Gdańska – zostaliśmy wyznaczeni przez miasto jako podmiot odpowiedzialny za jakość sztuki w przestrzeni publicznej. Tworzymy bazę GAPS – co w języku polskim należy odczytać jako Gdańsk Artyści Przestrzeń Sztuka, a w angielskim Gdańsk Art in Public Space. To proces inwentaryzacji, w ramach którego chcemy udokumentować i skatalogować wszystkie tego typu działania. W przyszłym roku uruchomimy stronę internetową z obszernym katalogiem i stale rozwijaną bazą dzieł sztuki, będzie regularnie uzupełniana i aktualizowana. Jej odbiorcami będą mieszkańcy, ale też turyści, którzy będą mogli wybrać różne dostępne trasy spacerowe szlakiem prac w przestrzeni miasta.
Jak zmienia się kontekst działań CSW Łaźnia na Dolnym Mieście? Kiedy instytucja powstawała, niewiele się tu działo – teraz dzielnica jest zrewitalizowana, powstaje tu mnóstwo nowych lokali gastronomicznych, otwarto wyjazd na Podwale Przedmiejskie, główną arterię, która długo odcinała dzielnicę, a wkrótce w miejscu dawnej zajezdni tramwajowej powstanie osiedle deweloperskie.
Byliśmy pionierami w tych działaniach, a teraz odnajdujemy się w nowej rzeczywistości na kolejnym etapie. Rozmawialiśmy z deweloperem, z którym mieliśmy plany na wspólną realizację naszych projektów w ich przestrzeni publicznej – projekt powstaje w ramach partnerstwa prywatno-publicznego z miastem i są do tego zobowiązani. Niestety z powodu pandemii został wstrzymany.
Mieszkańcy traktują już Łaźnię jak swoją? Dwie dekady temu toczyła się dyskusja na temat ich partycypacji.
Najwięcej na rzecz zaakceptowania naszych działań zrobiły projekty edukacyjne. Osoby, które przychodziły do nas 15 albo 20 lat temu teraz są dorosłe, a nawet mają dzieci. Wiele z nich zupełnie inaczej patrzy na naszą działalność, a w ubiegłorocznym Niefestiwalu wzięli udział młodzi ludzie, osoby z tutejszych organizacji pozarządowych. Od lat współpracujemy z lokalną społecznością i cały czas analizujemy, jak najlepiej jakościowo sprostać ich oczekiwaniom. Czasem się udaje, czasem nie – kiedy ogranicza nas budżet albo liczba miejsc dla uczestników.
Albo pandemia.
No właśnie. Warsztaty na co dzień robiliśmy dla kilkunastu osób, a w czasie pandemii zaledwie dla kilku. Staramy się jednak wychodzić mieszkańcom naprzeciw, dlatego w tym roku chcieliśmy zaprosić każde chętne dziecko do udziału w zajęciach online. Co roku wiele dzieciaków właśnie u nas spędzało wakacje – zapewnialiśmy opiekę, a pracując z artystami rozwijaliśmy ich wrażliwość w najważniejszym okresie dorastania.
Co w działaniach rewitalizacyjnych może posłużyć za dobre praktyki?
Kluczowa jest edukacja dla każdego kolejnego pokolenia. Rozumieją to najmłodsi, ale też rodzice, którzy przychodzili tu wcześniej. Ważna jest regularność spotkań. Przed pandemią mieliśmy zajęcia, które odbywały się w każdy wtorek i piątek – każdy poza długimi weekendami i świętami. Dzieci wiedziały, że bez zapisów w te dni mogą do nas przyjść – porozmawiać zarówno z artystami, jak i z pedagogiem czy psychologiem. To jest ich bezpieczna przystań – liczy się nie tylko sztuka i kultura, ale wspólny kontakt i okazja do bycia razem. Także seniorzy bardzo chętnie zaczęli uczestniczyć w naszych warsztatach.
Uzupełniacie lukę w systemie edukacji?
Skoro jest takie duże zainteresowanie to chyba tak – zgłaszają się do nas nauczyciele, którzy realizują ścieżki edukacyjne tworzone przez nas specjalnie w wymiarze kilku godzin dziennie. Odwiedzają nas nie tylko uczniowie ze szkół z Nowego Portu i Dolnego Miasta, ale z innych dzielnic Gdańska, a nawet z całego Pomorza.
Skoro padło hasło Nowy Port, nie ominiemy tematu drugiego oddziału Łaźni w tej dzielnicy.
Obecnie tam – z powodu awarii stropu w budynku na Dolnym Mieście – jest nasza główna sala wystawiennicza, a do tego kino i biblioteka miejska. Jednak w założeniu to budynek na Dolnym Mieście jest przede wszystkim przeznaczony na wystawy, a Nowy Port uzupełnia tę ofertę. Przede wszystkim poprzez sukcesywnie rozwijający się program rezydencyjny, za który odpowiada Aleksandra Księżopolska. W budynku znajdują się pokoje gościnne i to pozwoliło nam od 2012 roku gościć prawie 100 artystów-rezydentów. Staliśmy się ważnym ośrodkiem kultury w dzielnicy. Dla najmłodszych w sierpniu organizujemy festiwal „Cud nad martwą Wisłą”, który przyciąga rodziny z dziećmi. Teoretycznie festyn, ale z naciskiem na działania artystyczne, bardziej ambitne.
Kiedy tam zaczynaliście, trafiliście na lekko podirytowaną społeczność, bo tuż obok, w Letnicy, miasto postanowiło zbudować stadion na Euro 2012. Były podobieństwa z początkami działań na Dolnym Mieście?
Pewne doświadczenia wykorzystaliśmy, chociaż je weryfikowaliśmy, bo każda dzielnica jest inna. W Nowym Porcie ludzie mieszkają dłużej, na Dolnym Mieście jest większa rotacja. Nowy Port jest na uboczu miasta, a jego mieszkańcy traktują go jako oddzielną miejscowość. Kiedy remontowaliśmy naszą przyszłą siedzibę, biblioteka tam nie funkcjonowała, nie można było dojechać tramwajem a linia kolejowa została zamknięta. Niełatwo było tam dotrzeć, a na miejscu czekali sfrustrowani mieszkańcy, bo odcięto ich od świata.
Oba oddziały w tych dzielnicach stały się miejscami integracji społeczności lokalnej?
Taki był zamysł od samego początku – tę funkcję miała pełnić działalność kulturalna. Prezydent Paweł Adamowicz stworzył pakiety dla lokalnej społeczności – podpisywały je wszystkie liczące się podmioty z rewitalizowanych dzielnic.
Art+Science Meeting wymaga dużego zaangażowania technologii – jeszcze będąc studentką na ASP interesowałam się zagadnieniami z nią związanymi i być może bardziej to czuję. Ważna jest też rola Kluszczyńskiego, który bardzo wcześnie wychwytuje nowe zjawiska, pionierskich twórców i jest bardzo ceniony na świecie.
Pionierskim, i być może ryzykownym, niełatwym pomysłem był cykl Art+Science Meeting. W Polsce nikt tak regularnie i długo jak Łaźnia nie zajmuje się bioartem.
Na początku drugiej dekady XXI wieku Gdańsk ubiegał się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury i zaproponowałam, żeby stworzyć program Art+Science Meeting, który został wpisany w program ESK. W 2011 roku zorganizowaliśmy serię działań: konferencję W stronę trzeciej kultury. Koegzystencja sztuki, nauki i technologii w Dworze Artusa, wystawę Performing data Moniki Fleishmann i Wolfganga Straussa w Łaźni, a w muzeum narodowym ekspozycję Pleasure of Light György Kepesa – artysty, który został naukowcem – i Franka J. Maliny, naukowca, który poszedł w kierunku sztuki. Od tego czasu zaczęliśmy ten kierunek pogłębiać.
Być może wynika to z tego, że z prof. dr hab. Ryszardem W. Kluszczyńskim, dyrektorem artystycznym projektu, współpracuję od czasów studenckich. Gdy w latach 90. pojęcie „nowe media” dopiero się pojawiało, on już pokazywał filmy z Kenem Feingoldem i jego gadającą głową, które pamiętam do dziś. Potem zorganizowaliśmy szereg wykładów, a kolejnym krokiem były cykliczne wystawy i to przyniosło efekty.
Dlaczego tak mało artystycznych podmiotów się tym zajmuje?
Art+Science Meeting wymaga dużego zaangażowania technologii – jeszcze będąc studentką na ASP interesowałam się zagadnieniami z nią związanymi i być może bardziej to czuję. Ważna jest też rola Kluszczyńskiego, który bardzo wcześnie wychwytuje nowe zjawiska, pionierskich twórców i jest bardzo ceniony na świecie. Jego przenikliwość jest ważna w tworzeniu programu, chociaż nie jesteśmy w stanie zaprosić wszystkich, zarówno ze względu na ograniczenia przestrzeni, jak i budżetu. Bardzo wysoko cenione są publikacje towarzyszące wystawom, zarówno przez twórców, jak i przez wykładowców akademickich.
Obserwujecie też wiele rozwijających się karier, pogłębiających działania w tym nurcie.
Ważne jest bycie w procesie – tak było w przypadku Zbigniewa Oksiuty czy Elvina Flamingo, który nie jest już artystą sięgającym po nowe narzędzia ze świata nauki, ale mocno i świadomie osadzonym w bioarcie. Ważne było dla nas zapraszanie uznanych twórców zajmujących się cyfrowymi technologiami – Christa Sommerer i Laurenta Mignonneau, którzy tworzą interaktywne instalacje komputerowe, pokazali u nas w 2012 roku pracę Wonderful Life. Sommerer wykłada w Wiedniu, gdzie trafili do niej młodzi ludzie, którzy najpierw zobaczyli ją w Łaźni – ona sam uważa, że wystawa w Gdańsku była bardzo ważna w rozwoju jej artystycznej kariery. Znacząca była dla nas wystawa Poszerzanie świata. Masaki Fujihata i sztuka hybrydycznych czasoprzestrzeni w roku 2017 autorstwa jednego z ważniejszych artystów działających na polu art & science, sięgającego po najnowsze technologie w swej sztuce.
Albo Damien Hirst w 2015 roku.
Jego wystawa pokazywała silną potrzebę wiary u człowieka, a wiele osób zdecydowało się zobaczyć ją właśnie u nas, a nie w Londynie, bo taniej było tu dotrzeć. Odwiedziła nas czołówka: Stelarc – gwiazda bioartu, Oron Catts czy Ionat Zurr – pionierzy tej dziedziny, zaraz obok Eduardo Kaca, który był u nas już 11 lat temu. W tym roku pokazaliśmy wystawę Victorii Vesny, która zajmuje się ekologią, a zaprezentowany w Gdańsku projekt Noise Aqurium dotyczy zanieczyszczenia oceanów dźwiękiem i tego jak wpływa on na ekosystem. Najtrudniejszy był początek, ale teraz, kiedy mamy tak imponującą listę dotychczasowych gości oraz towarzyszących im publikacji, o wiele łatwiej nawiązujemy współpracę z kolejnymi artystami.
Coraz większa rozpoznawalność jest największym sukcesem, skoro na 20 urodziny Łaźni przyjechał duet Gilbert & George?
Gilbert & George byli na pewno naszym spektakularnym sukcesem – jestem z nimi w stałym kontakcie i ostatnio odwiedziłam ich w styczniu. Budują właśnie swoje muzeum w Londynie. Ale najważniejsza jest edukacja, którą udało się rozwinąć i dzięki niej pozyskać szeroką publiczność.
Niemal wszystkie nasze wernisaże są dostępne dla osób z niepełnosprawnością wzroku i niesłyszących, co także wpływa na frekwencję. W 2012 roku zorganizowaliśmy Międzynarodowy Kongres Kuratorów Sztuki Współczesnej IKT – poprzednio w Polsce odbywał się on w latach 90. w Warszawie, gdzie zorganizowała go Anda Rottenberg.
20 lat działalności CSW Łaźnia, za rok 10 lat Art+Science Meeting, a pani nieprzerwanie dyrektoruje placówką już niemal dwie dekady.
Jestem dyrektorką, a nie kuratorką z uprawnieniami dyrektora – czasem dyrektor popełnia ten błąd, podporządkowując zespół tylko do realizacji własnych pomysłów. To nie jest dobre dla instytucji. Budujemy program w oparciu o propozycje całego zespołu. Oczywiście mam swoje pomysły, ale zlecam je kuratorkom i kuratorom, żeby nie stracić perspektywy całościowej. Jestem przeciwniczką narzucania czegokolwiek z góry. Jeśli ktoś prowadzi instytucję, musi mieć wiele cierpliwości. Jeśli nie będzie cenił ludzi – nic dobrego to nie przyniesie. Wszak to mają być miejsca kształtujące wrażliwość i otwartość. A to wymaga delikatności.
Jakub Knera – dziennikarz i kurator; od 2012 prowadzi stronę noweidzieodmorza.com. Publikuje w „The Quietus”, „Tygodniku Polityka”, „Dwutygodniku” i „Radiowym Centrum Kultury Ludowej”. Współzałożyciel Fundacji Palma.
Więcej