Brakujący dokument z przeszłości. Rozmowa z Wilhelmem Sasnalem (fragment)
Jakub Banasiak: Twoja najnowsza wystawa w Lismore Castle Arts w Irlandii została osnuta na motywach baśni Hansa Christiana Andersena (Take Me To The Other Side, 18kwietnia–21 września 2014). Po raz kolejny wracasz do tego tematu. Dlaczego?
Wilhelm Sasnal: Ponieważ wystawa miała miejsce w zamku położonym z dala od jakiegokolwiek dużego miasta. Sama galeria to typowa przestrzeń wystawiennicza, jak wszędzie indziej, ale czułbym dyskomfort, przywożąc tam coś, co nie odnosi się do tego miejsca. A że Andersen pojawiał się w moich pracach już wcześniej i ciągle uważałem go za ciekawy temat, postanowiłem znowu coś z tym zrobić. Kilka prac inspirowanych rysunkami Jerzego Jaworskiego, Janusza Stannego i Andrzeja Strumiłły – grafików, którzy ilustrowali baśnie Andersena w latach 70. ubiegłego wieku – pokazałem już w Zachęcie, w 2007 roku. Teraz postanowiłem odnieść się również do czasów, w których Andersen żył. Kiedyś byłem na wystawie Christena Købkego, to współczesny Andersenowi duński malarz. Przedstawiał głównie sceny rodzajowe, takie jak kadry z filmów Woyzeck albo Zagadka Kaspara Hausera Wernera Herzoga. Na prezentację w Lismore przemalowałem portrety brata Købkego. Znalazłem też czarno-białą reprodukcję obrazu Caspara Davida Friedricha, który spłonął przed wojną, podczas pożaru Pałacu Szklanego w Monachium w 1931 roku. To był jesienny pejzaż z człowiekiem zbierającym gałęzie. Powtórzyłem ten motyw na jednej ze swoich prac i wykonałem rysunek odnoszący się do spłonięcia wspomnianego obrazu. Z kolei na zielonym obrazie z czaszką jeszcze raz wracam do ilustracji Stannnego, który na jednej z nich narysował skałę w kształcie czaszki, umieszczając w jej oczodołach okienne tralki.
Zwykle nie robisz „tematycznych” wystaw.
To prawda, ale tutaj, z tym zamkiem i w ogóle… Nie mogłem się oprzeć. Chciałem uzyskać klimat – w szerokim znaczeniu tego słowa – andersenowski, a także uchwycić aurę okolicy, gdzie odbywała się wystawa. No i sam temat – baśnie, Andersen – jest totalnie niedzisiejszy, co bardzo mi odpowiada.
Andersen to jednak nie jedyny motyw, do którego stale powracasz.
Często rozszerzam grupy namalowanych wcześniej obrazów o kolejne prace. Co jakiś czas powracam do motywu samolotu, kosmosu. Z kolei kiedy jestem na jakimś wyjeździe, nazwijmy go wakacyjnym, muszę coś z niego przywieźć. Więc po raz kolejny przywożę krajobraz lub wariację na jego temat. Nie mam zamiaru przekonywać się do czegoś na siłę, maluję to, co sprawia mi satysfakcję, a po latach dokładnie wiem, co to jest. Maluję na podstawie zdjęcia w telefonie albo rysunku w szkicowniku. Mimo że malowanie pejzażu sprawia mi czystą przyjemność, to czuję, że za tym widokiem kryje się jakaś ważna historia związana z danym miejscem. Krajobraz może być dla mnie interesujący również dlatego, że pozwala mi jeszcze raz, ale w nowy sposób, zmierzyć się z tym motywem. Tak jak dzisiaj, kiedy po raz pierwszy użyłem na obrazie cyrkla, po to, żeby namalować odwieczny motyw – słońce.
Słońce to kolejny wyraźny temat. I morze.
Tak, nie lubię gór, ich ścian. Ludzie ekscytują się, że widzą góry, że widzą ściany gór. To jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe, to tak, jakbym mieszkał na parterze w bloku i przez okno oglądał ścianę innego bloku. Namalowałem kiedyś góry – to były dwa obrazy – ale do góry nogami, jak opadające pułapki, albo się prześlizgniesz, albo nie. Za to w tym tygodniu na- malowałem obraz na podstawie zdjęcia zrobionego na wczasach w Chorwacji, zobacz [pokazuje na telefonie]. To jest spienione morze, ślad za motorówką. [reszta wywiadu w „Szumie” nr 6]
Przypisy
Stopka
- Fotografie
- Dawid Misiorny