„Atomowe love story” w Fundacji Dzielna
Prezentowani na wystawie artyści, reżyserka i anonimowi twórcy pochodzą z różnych stron świata, a ich twórczość w przeważającej większości pokazywana jest w Polsce po raz pierwszy. Prace oraz materiały archiwalne powstały w czasach powojennych sięgając do lat 70. XX, kiedy emancypacja kobiet dopiero kiełkowała, a figura muzy w sztuce była wciąż żywa.
„Atomowe love story” to kompilacja kilku historii miłosnych opowiedzianych za pomocą archiwalnych materiałów fotograficznych, filmowych i kolaży. Obiektywem jest w nich męskie oko, a rejestrowanym obiektem bliska oku kobieta. Obiekt filmowany i fotografowany wymyka się w tych historiach patrzącemu twórcy – staje się autonomiczny, tajemniczy i niedostępny. Wizerunek muzy zostaje uszkodzony i zmącony. Love story z historii miłości dwojga osób przeradza się w opowieści samotnych atomów.
W zeszły wtorek znalazłam na strychu pudełko z rzeczami wuja Paula. Natychmiast wpadła mi w oko niezatytułowana czerwona książka autorstwa niejakiego Paravadina Kanvara Kharjappalego. Wydano ją w Meksyku, w roku 1919. Na pierwszej stronie widnieją słowa: „Bóg też powątpiewa w twoje istnienie.” Zaczęłam czytać i jestem zafascynowana. Oto, co m.in. wyczytałam: „Najsilniejsza więź mogąca łączyć ludzi rodzi się z nienawiści do wspólnego wroga. Dlatego my, mizantropi, tak się wzajemnie uwielbiamy.” „Podczas wojny najzagorzalszy żołnierz jednej strony zdaje się nie rozumieć, że gdyby urodził się i wychował po drugiej stronie, to dla niej walczyłby z tak ogromnym zapałem.” „To, że nie spędzamy całych dni na mordowaniu zdumiewa mnie tak samo, jak to, że nie spędzamy ich na kochaniu się ze sobą.” (…)
Widzieliśmy dziś nad morzem piękną czarną świnię. Właściwie nie „my”, a ja. Léon tylko filmował. Jego obsesja trwa. Na całej wyspie jest dziś fiesta – Léon będzie z morza filmował sztuczne ognie. Wczoraj po raz pierwszy pocałowałam mężczyznę innego niż Léon. Ciągnęło mnie ku niemu tak, że stałam się bezwolna. To Meksykanin, ale mieszka na Majorce. Ma na imię Leonardo. Mówią na niego „Leo”, więc mogę bezpiecznie wymówić przez sen jego imię. Mam wyrzuty sumienia, że nie mam wyrzutów sumienia. Nie umiem nie czuć się szczęśliwa, a przecież powinnam być na siebie zła. Naprawdę. Wolę jednak kierować się radą Kharjappalego: „Pożądanie to coś, czego nie należy marnować.” (…)
Nie rozumiałam nigdy potrzeby wspinania się na górskie szczyty, ale zawsze rozumiałam chęć znalezienia się z dala od wszystkich – pragnienie, by zniknąć bez śladu. Mój wuj Paul pewnego dnia powiedział żonie, że idzie się chwilę przejść i wróci na kolację. Wrócił po 40 latach. Gdy żona zobaczyła go w drzwiach, powiedziała tylko: „Kolacja ci wystygła”. O podejmowaniu życiowych decyzji Kharjappali pisze: „Unikanie złych uczynków z obawy przed Bogiem nie jest oznaką dobroci, tylko tchórzostwa.” O cierpieniu pisze z kolei tak: „Wieczność chwili bólu trwa znacznie dłużej niż wieczność chwili rozkoszy.” K. o śmierci: „W obliczu śmierci my, ludzie ciekawi świata, mamy przewagę.” I dalej: „Gdyby natura ludzka oznaczała życie wieczne, dokładalibyśmy wszelkich starań, by odkryć, jak umrzeć.” (…)
Miejsca pośrodku pustkowia. Miejsca bez duszy. Zapomina się je, nim się z nich wyjedzie. Te miejsca nie oddychają. Nie poruszają się. Nie pachną, nie krwawią, nie kąsają i nie mówią. Mogą przejść przez nas na wylot, wcale nas nie dotykając. Pewien mężczyzna z wyspy Molokai zmarł, nie zobaczywszy morza. Wyspa ma jakieś 600km2. Zafascynowało mnie, że można było żyć tam i nie zobaczyć morza. Myślę, że wszyscy mieszkamy na Molokai otoczeni morzem, którego nigdy nie widzimy. Przypomniałam dziś sobie, co Kharjappali nazywa „słodką śmiercią” – „wszystko wokół nas się porusza, a my pomału odpływamy.” Osobiście doznaję czasem czegoś przeciwnego: tylko ja się poruszam, a wszystko wokół niknie. (…)
Lubię to, że każda wyspa ma w sobie coś dzikiego. Miałam dziś dziwny sen. W tym śnie wiem, że umrę tego samego dnia co papież. O jego śmierci dowiaduję się w Wenecji. Z początku jest mi to obojętne, ale zaraz się orientuję i czuję przerażenie. Wyruszam w podróż, by uciec przed śmiercią. Aż nagle zauważam zbliżającą się śmierć. W końcu mnie dosięga. Babka Leo powiedziała mu kiedyś, że nie widzimy śmierci, bo ta wiecznie gdzieś chodzi. Telefon zadzwonił jakąś godzinę temu. Dzwonił dr Baumann. Powiedział mi, że nowotwór osiągnął zaawansowane stadium rozwoju i nic nie da się już zrobić. Zajęło mu wieczność, by wykrztusić z siebie, że zostały mi 2-3 miesiące życia. Przypomina mi się epitafium Kharjappalego: „Dziękuję Ci za wszystko, Panie, ale nic z tego nie zrozumiałem.” (…)
Fragmenty dziennika Vivian Barrett z lat 40.-60. XX w. wykorzystane w filmie Nurii Giménez „Mój meksykański precel”.
W 1983 roku odkryto, że teksty guru Kharjappalego to plagiaty fragmentów cudzych utworów.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Eugene Von Bruenchenhein, Jorge Alberto Hernández Cadi, Nuria Giménez, Ion Grigorescu, Miroslav Tichy, Archiwum “Margret Chronicles a Secret Love Story”, Polskie Archiwum Filmów Domowych & The Very Polish Cut Outs
- Wystawa
- Atomowe Love Story
- Miejsce
- Fundacja Dzielna
- Czas trwania
- 14.05 – 30.07.2022
- Osoba kuratorska
- Katarzyna Karwańska
- Fotografie
- Karolina Zajączkowska
- Strona internetowa
- dzielna.foundation/program-kuratorski/atomowe-love-story