Asuprematyzm. Rozmowa z Robertem Kuśmirowskim
4 października w gliwickiej Czytelni Sztuki odbyło się otwarcie wystawy Architektura w opozycji z udziałem ośmiu polskich artystów, których prace nie mieszczą się na uporządkowanym terytorium architektury tradycyjnej. Jedną z prac, stworzoną specjalnie dla Czytelni, jest instalacja Roberta Kuśmirowskiego pod tytułem Asuprematyzm. Jej powstanie jest momentem historycznym: oto powołany został nowy kierunek w sztuce.
Z Robertem Kuśmirowskim o architekturze, rozumieniu sztuki i nowym kierunku jej rozwoju rozmawia kuratorka wystawy Ola Wojtkiewicz.
Uchodzisz za najlepszego imitatora wśród artystów, tworzysz programowo nietrwałe prace przykładając jednak wagę do narracji i formy. W swojej nowej instalacji głosisz pochwałę namacalności, tradycyjnych metod twórczych. Zdajesz się motywować widza do większego wysiłku w obcowaniu z dziełem sztuki. Na czym polega asuprematyzm?
Tak naprawdę to wszystko przez tego widza, o którego dopytujesz. To dla niego suprematyzm może być nieatrakcyjny w szczególności, kiedy jest zaproszony na degustację wystawionych prac i chowa się przed nim i przed jego wzrocznością wszystko, co tylko jest możliwe. Czasem sama pani pilnująca wystawę jest jedynym tematem odbiorczym, z pewnością by takie nieporozumienie kuratorskie wytłumaczyła, jednak nie może wchodzić w dyskusję z odbiorcą. Przykładem odwracającym taką sytuację jest moja kontrpropozycja do omawianej wystawy, gdzie z jednej strony mamy do czynienia z czystym suprematyzmem, ba!, autorstwa Kazimierza Malewicza, a z drugiej strony ramy przyglądamy się mojej skrajnej wypowiedzi, przezywając ten zabieg „asupremacją”. Malewicz dążył do zminimalizowania wszystkich mechanizmów powodujących powstawanie dzieła, jak i moment jego odbioru, czyszcząc wokół to, co sposobne i zgodne z jego odczuciami. Asuprematyzm jest nagonką na przeżycia i zachowania naturalne, zarówno przy powstawaniu dzieła, jak i podejmowaniu decyzji o jego ukończeniu. Nieobojętny jest w tym przypadku sam sposób prezentacji dzieła, gdzie nadmiar zaproponowanych przedmiotów wymusza ich wyliczenie i wyrysowanie własnej izometrii, najlepiej grafitem własnych doświadczeń. Taki wysyp, poukładanych już przez nas obiektów, pozwala nam na dalsze formowanie i definiowanie zbioru z informacji zawartych w pracach, pozwala przewidzieć także intencje artysty co do przyszłych jego wypowiedzi artystycznych. Nadmiar przedmiotów pozwala przekierować uwagę widza na rzeczy mniej ważne w pierwszym kontakcie odbioru dzieła, dzięki temu możemy sobie pozwolić na więcej ról drugoplanowych i ich nieprzewidywalne odgrywanie.
Podstawą teorii asuprematyzmu wydaje się być teza, która poddaje refleksji zaburzenie sfery odczuwania i pierwiastka rozpoznawalności w kontaktach z dziełem sztuki. W konsekwencji proponuje się odrzucenie lub zredukowanie stosowanych technologii i obowiązujących trendów i zastąpienie ich środkami i technikami tradycyjnymi. Czy pobudką dla stworzenia asuprematyzmu stał się nagminny brak zrozumienia towarzyszący odbiorowi dzieł sztuki?
Może nie nagminny, jednak w przypadku założeń suprematyzmu jest to niemal świadome granie na nosie widza i doprowadzanie wizualności do momentu krytycznego, gdzie ostatecznie oczyszcza nam odbiorcę z wszelkich chęci do odczytywania sztuki. Osobiście kieruję sporo uwagi w stronę sztuki konkretnej oraz szeroko rozumianego konceptualizmu. Cenię eteryczność w wypowiedzi artystycznej i jej minimalizm. Nie ma źle sformułowanej i zaproponowanej sztuki. Pojawiają się natomiast źle wyedukowane „masy odbiorcze” do odbioru takich prac. Nie powinniśmy się jednak cofać w swoich podróżach konceptualnych i estetycznych do wymogów widza. Z pewnością nie tędy droga. Moim zabiegiem jest powracanie do stanów infantylnych, historycznie mi odpowiadających, ale z dzisiejszym bagażem zdobytej wiedzy i aktualną świadomością artystyczną. Wszystko po to, by zwrócić raz jeszcze większą uwagę na sprawy, które w naturalny sposób nie trafiały do mnie jako komunikat, kiedy byłem „nielatkiem”. Podobnie jest z wiecznie oglądaną w zaciszu domowym gazetą lub jakimś magazynem. Najlepiej tego doświadczymy, jeśli ów periodyk towarzyszy nam przez cały okres naszego rozwoju. W pierwszych latach dopadały nas tylko wrzaskliwe propozycje będące stroną graficzną lektury, po kilku latach przeglądając tę samą gazetę odkrywamy, jak kilka cennych i aktualnych dla nas spraw jest w tej samej gazecie, którą poniekąd już znamy. To samo stanie się w chwili nabycia nowych zainteresowań lub zwyżki naszej wiedzy, by pod koniec wieloletniego przerobu oglądanego materiału, raczyć się do woli samym tekstem, do którego nawet nie podchodziliśmy będąc dzieckiem. W moim przypadku jest to bezcenne, gdy raz jeszcze przerabiam swoje życie. Dochodzę do ciekawszych odkryć, które stają się dla mnie niewyczerpanym źródłem wspomnień i dobrze zakodowaną paletą zmysłów, umiejętnie i proporcjonalnie wykorzystywaną w chwili, kiedy z tego nie zdajemy sobie sprawy. Młody odbiorca sztuki, który zdołał się już wykarmić na sosach konceptualizmu, powinien doświadczyć podobnych zamian, choćby takich, jak to miało miejsce w czasach ustanowienia suprematyzmu. Ja im proponuje zasadę odwrotności i zapisuję na potrzebę projektu Asuprematyzm, który nie neguje Suprematyzmu, jedynie się nim żywi i podważa zasadność takich ustanowień. Są z reguły świadectwem tymczasowego pożenienia pewnej myśli z ideą na szerszą skalę. Czy jeśli planuję przez jeden konkretny tydzień ubierać się na żółto, to mam od razu wzywać nazwy nadaremno i ustanawiać yeloweekzm? Moim zdaniem to lekki absurd i pewnego rodzaju nadużycie. Dlatego też sam nadużyłem nadużycie malewiczowskie, by zbadać i wyrównać sprawę.
Pracując, zwykle odnosisz się do konkretnych miejsc, które z kolei determinują charakter twoich realizacji. Jaki jest twój stosunek do architektury, do wnętrz? Czy potrzebujesz ramy w postaci budynku?
Są sytuacje gdzie wprowadzam pomysł na zasadzie inwazji do przestrzeni galerii, bez względu czy ściany mają staż kilkudniowy, czy też konserwator trzyma łapę na dziedzictwie powierzchni płaskiej. Wtedy dokonuje największych zmian, zaraz po wypowiedzianych magicznych słowach „Robercie… rób co Ci w duszy zagra”. Tak powstają zniszczenia, usunięcia zastałej architektury i naddanie własnej. Prawie zawsze nakładam nowe polichromie na szpitalne i mało sugestywne białe ściany. Nawet jeśli wykonuję aranżację szpitalną w pomieszczeniach mi proponowanych, to moja biel jest nakładana laserunkowo i na pewno w tej farbie nie ma czystej bieli. Przecież nie można zapomnieć o wypadkach podczas zajęć z pierwszego poboru krwi, pracy z uryną, płynami, odczynnikami i środkami odkażającymi. To wszystko musi znaleźć swoje miejsca na tych ścianach. Jeśli przyjmuję zaproszenie do miejsc, gdzie w pomieszczeniach wystawienniczych czas swoje już nabroił, wtedy jest ciągła kooperacją z tkanką zastaną, dokonuje natychmiastowego liftingu wcześniejszego zamysłu, ściśle i w oparciu o sytuację widniejącą. Kilkakrotnie się też przekonałem, że do pełnego szczęścia podczas kreacji artystycznej nie potrzebuję galerii i typowych pomieszczeń wystawowych. Artysta pozbawiony ram budynku dokonuje śmielszych zamachów na nowo postawione mu zagadnienie. Architektura już istniejąca? Proszę bardzo! Budynki i pomieszczenia wyszukane specjalnie do podejmowanego tematu? Voilà! Budowa własnych modułów architektonicznych? Czemu nie! Połączenie wszystkich powyższych propozycji? To da się zrobić! Ta ostatnia sytuacja pytająca jest mi od jakiegoś czasu najbliższa, ale wiąże się z nakładem prac przedrealizacyjnych tj. pozwolenia, ogrodzenia czy finansjera. Po pokonaniu wszystkich zapowiadanych i nowo powstałych problemów, radości z wykonywanej pracy instalacyjno-adaptacyjnej nie ma końca. Tak też się stało podczas realizacji wystawy Stronghold, zaproponowanej na Biennale w Lyon w 2011 roku. Na początku są pierwsze rozmowy i korespondencja z kuratorem o idei szykowanej edycji biennale, po czym udaję się osobiście, by zobaczyć wszystkie budynki, jakie będą oddane do rąk i umysłów artystów zaproszonych. Przychodzi też czas na nadesłanie propozycji z uwzględnieniem wszystkich plusów i minusów, które się kryją za każdym z pomysłów. Finalnie dochodzi do ponownego przyjazdu, by ustalić, że w dużej hali, nieczynnej już fabryki cukru, należy wyciąć trzydzieści metrów kwadratowych stropu stalowo-betonowego. Wszystko po to, by widz mógł doświadczyć pracę z najlepszej pozycji optycznej dla takiej realizacji. Od tamtej pory budowany obiekt był tak konstruowany, by właściwy przekaz został zadany w pierś widza, dopiero na właściwym piętrze.
Podobnie jest z muzeum na jednym centymetrze kwadratowym (Muzeum 1cm2), które jeszcze nie ujrzało światła dziennego, a budowane jest w myśl porzucenia wygodnego zasiadania za stołami, drukarkami i innymi „socjalwygodami” oraz, o zgrozo!, pilnowania sal wystawienniczych, by ich nie wynieśli. Wykup gruntu i budynku o mocy jednego centrymetra kwadratowego, by móc prawnie zarejestrować działalność, jest możliwy z prawnego punktu widzenia. Opłata z tytułu odprowadzenia podatku od nieruchomości w skali roku jest w tym przypadku prawie transparentna. Niewygoda wynikająca z niemożności przebywania w takim przyciasnym metrażu uruchamia prace tylko w terenie i w placówkach tymczasowo współpracujących do danej wystawy. Jeśli chcę zrobić w Muzeum pokaz kolekcji na przykład paczek po papierosach, to Muzeum zaczyna dzwonić do Zakładów Tytoniowych (najlepiej podupadłych) z domu, kafejki lub innego miejsca, czy nie podjęliby współpracy w ramach ukazania kolekcji tysięcy paczek na liniach montażowych lub na pasach transmisyjnych, by widz mógł, nie ruszając się z miejsca, doświadczyć chronologiczną migrację paczek papierosowych w kierunku jego wzroczności. Zakład miałby wydarzenie branżowe a artysta i kurator to, co planowali.
Czy nadmiar jest atrakcyjny? Czy sztuka powinna powrócić do narracji i przedmiotowości?
Nadmiar moim zdaniem jest atrakcyjny. Choćby parę tysięcy ludzi, których możemy skondensować szczelnie w dużej i wielopiętrowej galerii tak, by utrudnić lub całkowicie wykluczyć przemieszczanie się osób odwiedzających wystawę i dotarcie do prac. Tylko desperat próbowałby się przeciskać z góry wiedząc, że jak dotrze do upragnionej pracy, to i tak bardziej zapamięta ludzi, przez których musiał prawie stepować, przyjmować ich wzrok oraz intymność częściej od docelowego obrazu czy innego dzieła sztuki (czyt. zasłoniętego). Drugą atrakcją takiego nadmiaru jest oglądanie dwóch stron jednocześnie. Ludzi upchniętych i tych chcących coś zobaczyć. Osoby, które nie odważyły się na taki krok, mogą obserwować zależności i niezgodności osobowe wynikające z ciasnoty i tęsknot za sztuką. Nadmiar to słowo „przylepek”, dla większości z nas nadmiar to na przykład tysiąc sztuk jednakowych młotków. Dla osoby pracującej w fabryce, wykonującej kilka milionów takiego obucha, tysiąc sztuk tego wyrobu to produkcyjna malizna grożąca utratą pracy, jeśli się liczba nie poprawi. Takiemu pracownikowi zabraliśmy pierwszeństwo w użyciu słowa „nadmiar”. Malewicz widział nadmiar w jednostce i zrobił ruch, bez którego nie poukładałby sobie pozostałych spraw i nam nie ułatwiłby życia… inaczej mówiąc, musiał przejść „denominację” swojej estetyki, by znów ją układać od małych wartości. To dość regulujące i oczyszczające działanie, ale musi wynikać z naszej diety.
Nie po raz pierwszy odnosisz się do Malewicza. Co cię pociąga w czarnym kwadracie i czy konceptualizm w wersji ekstremalnej nie bywa drażniący dla artysty, który wierzy w przedmioty?
Myślę, że dopiero konceptualizm w wersji minimalnej zabija nam przeciętnego odbiorcę, w szczególności i pierwszej kolejności na deskach galerii padnie typowy Kowalski a tuż za nim Pan/Pani Nowak. W takich chwilach, gdzie dziewicza myśl artystyczna ma stanąć w obronie własnej przed ścianą i nie być pożartą przez widza, lepiej niech występuję w wersji ekstremalnej vs liczebnej, bo razem raźniej i winę łatwiej na kogoś przelać. Malewiczowi się dostało, bo to przypadek skrajny i aż nadto czytelny. Podejmowałem też dialog z Jacksonem Pollockiem, Warholem i Romanem Opałką. Przy każdym z nich jest jakieś ekstremum, jak nie w postawie artystycznej, to w sposobie kreacji. Andrew Warhol w rozdaniu myśli artystycznej i w jej przerabianiu, nie przemawia do mnie i nawet po winie to mi nie minie. Jednak fenomen socjologiczny, jaki wypływa z jego zapisów biograficznych, skłania do przemyśleń. Zapewne taka notatka jeszcze u mnie poczeka do czasu jej umiejętnego wdrożenia, już jako sprawdzone narzędzie. Tak jest z wieloma przypadkami osobowymi i jej martwymi okolicami, trochę jak w pracy Malewicza z końca 1913 roku Czarny kwadrat na białym tle. Gdyby nie tytuł moja percepcja podpowiedziałaby, że to białe passe–partout zasłaniające czarne tło, lub zauważone w inny sposób, Perfekcyjne wpasowanie czarnego kwadratu w białą ramę.
Jeśli przy jednej rzeczy rodzi się nadmiar interpretacji, to przy wielu rzeczach zaczniemy dopatrywać się tylko tej jednej i zasadniczej odpowiedzi.
–
Po zakończeniu wystawy instalacja Asuprematyzm ulegnie programowemu unicestwieniu. Dokumentacja fotograficzna nie odda jej ulotnego charakteru.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Nicolas Grospierre, Oskar Hansen, Jarosław Kozakiewicz, Robert Kuśmirowski, Kobas Laksa, Monika Sosnowska, Filip Springer, Aleksandra Wasilkowska.
- Wystawa
- Architektura w opozycji
- Miejsce
- Czytelnia Sztuki, Gliwice
- Czas trwania
- 4.10–1.12.2013
- Osoba kuratorska
- Ola Wojtkiewicz