Artystki i artyści w czasach zarazy #2
Diana Lelonek
Posprzątałam mikro podwórko przy kamienicy gdzie mieszkam, od lat już nikt z niego nie korzystał – będzie azyl na czas lock down, zapoznałam się z kotami z piwnicy i zasadziłam trochę roślin. Cała masa fascynujących odkryć wokół jednego budynku.
Dorota Nieznalska
Po znalezieniu tymczasowej miejscówki w Puszczy Boreckiej na terenie Mazur w jednym z rezerwatów przyrody, razem z jeleniami, sarnami, dzikami, łosiami, żubrami, rysiami, wydrami, bobrami, wilkami, lisami, jenotami, borsukami, tchórzami i piżmakami, zostałam wypłoszona przez straż leśną.
Barbara Gryka
Pierwsze dwa tygodnie kwarantanny spędziłam w ośrodku w Starej Dąbrowej.
W przeciwieństwie do wielu z nas byłam nonstop przez 24 godziny w stałym kontakcie z pięćdziesięcioma pięcioma osobami podejrzanymi o możliwość zarażenia koronawirusem.
Najpierw byłam Anną (polecam rozmowę z nią na wyborczej.pl, Piętrowe łóżka, pięć osób w pokoju. Tak wygląda ośrodek zbiorowej kwarantanny). Później Martą (wp.pl, „Traktują nas jak zarazę”. Marta wróciła do Polski i jest na kwarantannie zbiorowej), i jeszcze Bartkiem (wyborcza.pl Lublin, Koronawirus. Fatalne warunki kwarantanny. „Czy nie powinniśmy nazywać tego miejsca więzieniem?”).
Aneta Grzeszykowska i Jan Smaga
Yulia Krivich
Izabela Koczanowska
Dużo układam, przestawiam, zmieniam, porządkuję, segreguję, potem znowu się robi bałagan i od nowa to samo. Ciężko mi zrobić pranie i posprzątać w kuchni. W kuchni już kilka dni obok noża z resztkami masła jest rozlany, zaschnięty gips . Rozumiem też bardziej swojego kota, który ciągle chce jeść i patrzy się w okno. Wygrzewam się razem z nim popołudniu jak przez chwilę wpada słońce do pokoju. Jak coś robię to sto razy poprawiam, a potem znowu jestem niezadowolona i zmieniam raz jeszcze. Duszno jest i ciepło, więc otwieram okna i zmniejszam ogrzewanie, ale potem robi się zimno i wtedy muszę podkręcić grzejniki i pozamykać okna. Gram też naprzemiennie w domino, szachy oraz bierki. Jak czytam co się dzieje w związku w polityce, to bardzo mi przykro, ale za to nie będzie już potrzeby namawiać znajomych, by poszli wreszcie oddać głos. Boję się kryzysu gospodarczego i w konsekwencji rozpadu Unii. I się zastanawiam, kiedy i czy będę musiała lub chciała wyjechać z kraju – a i kiedy będzie taka możliwość.
https://vimeo.com/403773827
Horacy Muszyński
Przed wybuchem zarazy byłem młodym artystą, a teraz…
Bawię się w młodego chemika.
Mieszam denaturat (spirytusu jest deficyt) w stosunku ⅔ alkoholu ⅓ wody. Dzięki temu mam spray antybakteryjny DIY.
Jestem młodym tatą.
Kilka miesięcy temu założyłem akwarium, skupiam się głównie na skorupiakach. Właśnie w tym tygodniu urodziły mi się pierwsze młode krewetki.
Bywam także młodym ogrodnikiem.
Zasadziłem pomidorki koktajlowe, stewię, bazylię cynamonową no i ostatnio nawet urosła mi sadzonka z pestki cytryny, którą wyłowiłem z herbaty.
Zostałem młodym preppersem.
Uczę się technik survivalowych, biegając po lesie z kolegami. Skorzystaliśmy z kory brzozowej do rozpalenia ogniska i ugotowaliśmy zupę ze świeżo znalezionych grzybów.
W grze wideo.
A jak chcecie, to moje filmy są w necie… https://www.youtube.com/user/hoteevi
Ryszard Grzyb
Maciej Cholewa
Czynności pielęgnacyjne działki i ogródka
Ze statystyk mojego Instagramowego profilu pozdrowienia_z_malego_miasta jasno wynika, że większość odbiorczyń i odbiorców pochodzi z dużych miast. Nie jestem pewien, jak się mają do tego statystyki Magazynu Szum, ale sądzę, że zarówno osoby zamieszkujące metropolie, jak i świadomi czytelnicy oraz czytelniczki kwartalnika kulturalnego powinni znać prawdę o tym jak wygląda obecna sytuacja polskich peryferii i czego możemy nauczyć się od miejsc, które przecież od zarania dziejów trwają w stanie permanentnej kwarantanny. Czy my, mieszkańcy Radzionkowów, Miasteczek Śląskich, Czerwionek-Leszczyn, Orzeszy, Siewierzy, Koszęcin i Łazisk Górnych zostaliśmy jakkolwiek zaskoczeni tymi nowymi wydarzeniami. Otóż nie. Naturalnie nie zdziwiło nas to ani trochę.
Niedawno zwiedzając pewną małą miejscowość, w samym środku górniczego osiedla natrafiłem na urokliwy ogródek otoczony kolorowym płotkiem. Poza zadbanymi grządkami i krzewikami uformowanymi w stożki i kulki, jego wnętrze wypełniały różne tajemnicze artefakty. Wykonane ręcznie chatki dla ptaków umieszczono na czubkach długich różnokolorowych prętów w taki sposób, że z daleka przypominały połączenie karmnika z kopułami Soboru Wasyla Błogosławionego w Moskwie. Na szpiczastych dachach tej mikro-architektury tańczyły Cherubinki podtrzymujące sferyczne obiekty (prawdopodobnie uproszczone przedstawienia kuli ziemskiej), nad głowami których kręciły się wiatraczki wykonane z łyżeczek. Pomiędzy tymi i dziesiątkami innych obiektów: kamyków, aniołków i stoliczków, znajdowała się mini-altanka naprzeciw której siedział niewielki, ale stosunkowo zwyczajnie wyglądający starszy pan. Jej wnętrze było pokryte czymś w rodzaju kolorowej blaszanej intarsji, na pierwszy rzut oka przedstawiającej pole bawełny oświetlone promieniami słońca.
Postanowiłem zapytać jej twórcę o znaczenie tej pracy – no bo skąd pole bawełny w sercu Śląska – ale moja ignorancja została wyśmiana zanim zdążyłem dokończyć zdanie. To, co zinterpretowałem jako pole i kwiaty, po bliższym przyjrzeniu okazało się obrazem masakry totalnej, górą Megiddo, gdzie stosy czaszek zostają nakłuwane przez demoniczne widły spadające z walących się niebios. Autor tego przedstawienia, Pan Marian, okazał się profetą. Małomiasteczkowym prorokiem, który dziejący się obecnie koniec świata przewidział już 30 lat temu. Z powodu nieroztropnych działań różnych polityków oraz woli nieokreślonych sił nadprzyrodzonych niestety nie udało się jej w żaden sposób zapobiec. Nie pozostało mu więc nic innego, jak tylko przyjąć dobrą minę do złej gry i nadal zajmować się przycinaniem bukszpanów oraz odpowiadaniem na oczywiste pytania zadawane przez ciekawskich przechodniów. Najprawdopodobniej nie było ich zbyt wielu (ludzka ignorancja nie zna granic), bo po kilku minutach rozmowy postanowił oderwać się od swoich zajęć i zaprosić mnie do swojej pracowni, gdzie konstruował kolejny element swojego przydomowego sanktuarium. Potężny domek, który planował umieścić na najwyższym z prętów, wraz z wieżyczką mierzył jakieś dwa metry i ważył przynajmniej 50 kg. Zaproponowałem mu pomoc w montażu, ale odmówił z oczywistych przyczyn – to nie miejsce i czas na takie rzeczy. Domek zostanie zamontowany dopiero po końcu świata. Po tym, jak przy ogłuszających dźwiękach trąb zagłady nasze ciała zostaną spalone przez promienie apokaliptycznego słońca, a owinięte w maseczki czaszki przebiją bezlitosne ostrza gigantycznych wideł śmierci. Jednak do tego czasu nie ma się co martwić. Pogody przecież nie zmienimy. Idąc za radą pana Mariana po prostu zachowujmy bezpieczną odległość, zostańmy w domach i pielęgnujmy swoje ogródki aż do końca świata.
Sławek Czajkowski / Zbiok
Rafał Dominik
Bartosz Zaskórski
Internet służy do chwalenia się (co jest bardzo ważną częścią fachu artysty), więc ja chciałbym się pochwalić: pięknym psem, furbym z klusek oraz grą, którą zrobiłem z kolegą Rufusem.
Janek Zamoyski
Karolina Breguła i Dariusz Fodczuk
Kwiecień 2020. Jeszcze niedawno myśleliśmy, że jedno z nas będzie dzisiaj na nartach, a drugie – na planie filmowym. Tymczasem trzeci tydzień siedzimy razem w małej kawalerce. Chcielibyśmy powiedzieć, że mamy tu czas na czytanie książek, oglądanie filmów i rozmyślanie. Niestety, jest inaczej. Całymi dniami prowadzimy zajęcia online, wypełniamy tabele i piszemy raporty z nauczania na odległość. Odpowiadamy na mejle przełożonych i robimy wideokonferencje z innymi wykładowcami, żeby naradzić się, jak lepiej monitorować naszą zdalną pracę. Czasami dzwonimy do znajomych i dowiadujemy się, że u nich to samo. Wykładowcy i nauczyciele z zamkniętych uczelni, liceów, gimnazjów i podstawówek wychodzą z siebie wymyślając zadania. Ucznowie i rodzice zarywają noce, by je wykonać i odesłać, by potem ci sami nauczyciele mogli wpisać wyniki w tabele i raporty. W ten sposób dziesiątki tysięcy ludzi od rana do nocy raportuje, a potem drugie tyle sprawdza i weryfikuje masy szczegółowych formularzy. I wszyscy drżą, że jeśli coś pójdzie nie tak, ze źle wypełnionej tabeli wyjdzie wielki dżin, odbierze im pensję i wyjebie ich z pracy.
Karolina Plinta poprosiła nas, żebyśmy napisali krótki tekst o tym, jak mija nam kwarantanna. Oderwaliśmy się więc na chwilę od tabel i zrobiliśmy sobie obiad. Jedząc, zastanawialiśmy się jak do tego doszło, że wszyscy, którzy pracują w szkolnictwie lub mają dzieci w szkołach są tak potwornie zajęci. Dlaczego daliśmy się wciągnąć w szaleństwo pracy online i uporczywego udawania, że życie się nie zmieniło, choć siedzimy w izolatkach? Dlaczego pomagamy umacniać iluzję, że wszystko zaraz wróci na stare tory? Dlaczego godzimy się grać w reżyserowanej przez kogoś rzeczywistości? Dlaczego? Nie wiemy dlaczego, bo nie mamy czasu zadawać sobie pytań. Jesteśmy przecież zajęci raportami – wszystko zgodnie z planem reżysera.
Od tego myślenia rozbolały nas głowy. Postanowiliśmy olać przymusowe adoptowanie się do nowej sytuacji i przestać udawać, że wszystko jest w porządku. Zamknęliśmy komunikatory, uszyliśmy maseczki ze starej pościeli i poszliśmy na spacer, chyba nielegalnie. Po ulicach Warszawy jeździły wozy policyjne, ogłaszające przez megafony, że niebezpiecznie jest wychodzić z domu. Usiedliśmy na ławce w parku, żeby poczytać wiadomości. Wracając gadaliśmy o tym, jaki będzie świat, kiedy to wszystko się skończy. Zgadywaliśmy też czy w ogóle przeżyjemy. Na wszelki wypadek wieczorem Darek zrobił pojemniki na prochy dla nas i kilku przyjaciół. Jedna z naszych studentek Basia pracuje właśnie nad dyplomem magisterskim o urnach, dla niej też zrobilił jeden.
Honorata Martin
Martyna Kielesińska
Postanowiłam zrobić sobie przerwę od wytwarzania nowych rzeczy. Taki miałam ustalony plan z samą sobą i nie ma to związku z kwarantanną. Obecnie trwa mój połóg (jeszcze niecałe dwa tygodnie), czas który poświęcam na odpoczynek i regenerację po porodzie. Pod koniec lutego urodził się Miron, i dzięki niemu, pierwszy raz od dawna, mam tyle czasu dla siebie. Dni upływają mi poznawaniu się z tym małym człowiekiem. Razem z Cyrylem, tatą Mirona, w miarę możliwości nadrabiamy zaległości serialowo-filmowe, czytamy książki. Jest prosto, miło i przyjemnie. Ja dzięki temu “odpoczynkowi” powoli planuję nowe działania twórcze, pojawiają się pomysły na nowe prace.
Oczywiście nie wszystko było takie miłe i kolorowe.
Informacje o pierwszych zarażeniach koronawirusem i mierzenie się z zaistniałą w kraju sytuacją zbiegły się z tak zwanym bejbi bluesem, który dopada większość kobiet, kilka dni po porodzie. Psychicznie było to ciężkie do wytrzymania. Z reguły, trwa to kilka dni i ma związek z huśtawką hormonalną. Dzięki codziennej rutynie, odpoczynkowi i odpuszczeniu na jakiś czas śledzenia informacji o rozwoju sytuacji, udało mi się w miarę opanować niepokój.
Fragment pracy, mebla, i dywanu, kończonych tuż po porodzie, w związku z planowaną w marcu wystawą i konkursem Gepperta. Ostatnia aktywność twórcza, możliwa dzięki pomocy Cyryla, potem już przerwa.
Cyryl Polaczek
Zgodnie z moim planem przedwiośnie spędzam w domu. To było pewne od miesięcy, że w tym czasie zrobię sobie urlop ojcowski. Nie chodzę do pracowni, nie malowałem od ponad miesiąca. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek miał tak długą przerwę, na dniach pewnie wybiorę się namalować cokolwiek, nie chcę żeby krzywa braku nowych obrazów wciąż rosła i by dopadł mnie kryzys twórczy. Ale co w ogóle malować w czasie tego kryzysu światowego? Jakieś apokaliptyczne wizje, czy może przeciwnie – coś wesołego, krzepiącego. Ciekaw jestem nadchodzących wystaw, w czasach postkoronawirusowych. Trochę jestem ciekaw, nie jakoś bardzo.
W tej chwili zajmuję mnie najbardziej rozwój synka, bardzo fajnego, którego urodziła nam Martyna. Skrolując do góry natraficie na jej relację.
Rozwój nowonarodzonego człowieka, dostrzeganie nowych reakcji na bodźce jest teraz najciekawszym zajęciem.W izolacji zająłem się też montażem filmu, zatytułowanego roboczo „Górale”. Sceny do filmu kręciliśmy z Tomaszem Kręcickim w zeszłe lato w Pieninach. Będzie to film krótkometrażowy, nagrany spontanicznie, przy okazji zdjęć do trochę dłuższego filmu reżyserii Mikołaja Szpaczyńskiego. W filmie Mikołaja, gramy z Tomkiem główne role, w naszym filmie aktorem pierwszoplanowym jest Mikołaj. Obie produkcje obiecujemy pokazać w kinie Potencja, gdy sytuacja się unormuje. W ostatnich dniach założyłem na youtubie label muzyczny, Ukleja Records. Jak wiadomo artyści wizualni często próbują swoich sił w muzyce. Na tę chwilę na kanale Uklei usłyszycie w różnych muzycznych projektach Kamila Kuklę, Piotra Gromniaka i mnie. Czekam jeszcze na obiecane piosenki Tomasza Kręcickiego. Was wszystkich zapraszam też do udziału w Ukleja Records.
Na koniec podzielę się moim sposobem na radzenie sobie z brakiem swobodnych spacerów, wycieczek, obserwacji nadchodzącej wiosny.
Chociaż nie jestem wielbicielem gier, jestem też w nie słaby, od karcianych, przez planszowe, po komputerowe, to zainstalowałem sobie na laptopie grę Wiedźmin 3. Przyroda i pejzaże podobne jak w naszym klimacie umiarkowanym, można chodzić po górach, jeździć konno po lasach i mokradłach, pływać w krystalicznie czystych rzekach, ale też napotykać bandytów i potwory-oby nam to się nie przytrafiło, gdy już wyjdziemy z naszych chałup.
Daniel Kotowski
Martyna Miller
Jak przetrwać? Jednoliniowe domki rysowane od ręki (gry i zabawy, medytacje)
Narysuj domek nie odrywając ręki od kartki. Rysuj jeden obok drugiego, tak długo jak ci się uda. Domki można rysować w dowolnym kierunku. Linie mogą się przedłużać, dzielić pomiędzy ścianami kolejnych domków, ważne jest tylko, aby dążyć do ich ostatecznego ukończenia. Jeśli się nie uda – zacznij od nowa wybierając inną ścianę lub czubek innego domku. Niech zostaną połączone. Ale nie kończ tych, których nie udało ci się zamknąć. Niech sterczą.
Robiąc to skrupulatnie zauważysz jak domek staje się abstrakcją, a zamknięcie wymyka się spod kontroli, rozszerza, rozlewa w kolejne konstelacje, ostatecznie prowadzących do mozaikowatej struktury, tyleż zamkniętej, co porowatej. Korzystaj z tego odczucia, oddychaj głęboko. I dalej rysuj, aż zabraknie kartki.
Jednoliniowy domek rysowany od ręki jest znakiem projektu DOMIE, który współprowadzę. DOMIE to przestrzeń komplementarna wobec domu, który realnie często nie istnieje w prekariackim, nienormatywnym, nomadycznym świecie naszych doświadczeń. DOMIE to miejsce wyobrażone, które mimo wszystko daje namiastkę stałości.
Dzisiaj muszę zostać w domu, co oznacza, że nie mogę być w DOMIE. DOMIE musi pozostać zamknięte, tak jak i ja – w domu. Nie spodziewałam się takiej sytuacji. Myśląc o tym paradoksie i jak go przezwyciężyć, stworzyłam tę grę. Enjoy!
Alicja Wysocka
Hanka Podraza
Nigdy nie czułam się tak globalnie, jak teraz. Pierwszy raz w życiu odczuwam przynależność do ludzkości.
Myślę o prostytutkach, ludziach uzależnionych od solarium, kieszonkowcach itd. Jak sobie teraz radzą?
Nie umiem się skupić i nie mam żadnych przeczuć. Wymyślam rzeczy wolniej.
Nie czytam już w ogóle, co mają mi media do powiedzenia, bo mają odpał, jak w pierwszej godzinie przyjęcia mefedronu.
W pandemii dowiedziałam się, jak łatwo być ekspertem od ekonomii. Wystarczy powiedzieć, że PKB poleci na łeb na szyję, będzie dużo zwolnień, a gospodarka będzie w ruinie.
Nie używam już dat. Myślę: „kiedyś”.
Gdy to piszę, na świecie są już bliźniaki Corona i Covid. Urodziły się w Indiach. Cieszę się, że są. Jestem spokojna o świat. Czekam jeszcze na narkotyki i perfumy o zapachu kwarantanny. I kościół pod wezwaniem koronawirusa.
Zastanawiam się, czy funkcjonująca najmocniej w świadomości społecznej kategoria „ubrań do chodzenia po domu” zostanie w przyszłości, bo będziemy mieć już tak dość siedzenia w domu, że zniknie. A może będą ubrania do chodzenia po domu i do siedzenia w domu. Albo w ogóle „chodzenie” zmieni się na „siedzenie”.
Boję się, że już zawsze będę dzielić czas na „przed epidemią” i „po epidemii”, tak jak „przed Chrystusem” i „po Chrystusie”.
Jestem na detoksie od kupowania ubrań i wydawania pieniędzy. Przez siedem dni stan płatności z mojego konta wyniósł zero. Długo patrzyłam na to zero w mojej aplikacji bankowej i nie mogłam w to uwierzyć.
W mailach zamiast „pozdrawiam”, piszę „bądź zdrowa/y i wesoła/y”.
Oswajam wirusa, myśląc o nim „wirusek”.
Wiktor i Rolf w 2005 r. zrobił kolekcję, inspirując się łóżkiem. Modelki miały poduszki na głowach. Chciałabym mieć zdjęcie w takim ubraniu w dowodzie.
Chciałabym też mieć 95 tys. złotych na karawan, który jest do kupienia na OLX. I robić ekologiczne pogrzeby. Mieć konie do tego karawanu. I żeby wyglądały jak konie, a nie jak te z Rynku Głównego w Krakowie – przebierańce.
Na początku byłam przeoglądana, a potem zmuszałam się do oglądania seriali.
Myję zakupy i nie mogę uwierzyć, że to robię. Patrzę na suszarkę z naczyniami, a tam ocieka z wody 5 puszek sardynek w oleju roślinnym.
Zastanawiam się, czy koronawirus będzie hasłem w krzyżówkach panoramicznych jak papuga ara?
Świat poszedł na metamorfozę do programu Koronawirus. Mam tylko nadzieję, że prowadzącym jest Alexander McQueen.
Chodzenie do sklepu jest najtrudniejsze z całego tygodnia. Jak pójdę do sklepu, to wiem, że w tym dniu już nic więcej nie zrobię.
Oglądam zdjęcia, w czym ludzie chodzą do sklepów na świecie. I jak patrzę na te plastikowe baniaki po wodzie na głowie, staniki jako maseczki itp., to mi się wydaje, że nie mam wyobraźni, albo że jeszcze się tak nie boję.
Boję się za to twórczości artystów zamkniętych i twórczości po epidemii.
Myślę, że jak będę wsiadać znowu do pociągu, to rzucę się w objęcia drużynie konduktorskiej.
Basia Bańda
Agata Zbylut
Kwarantannę miałam zaplanowaną od dawna, bo na 2 marca wyznaczono mi termin operacji ortognatycznej (żuchwa), a po niej czekały mnie 4 lub nawet 6 tygodni zamknięcia. Końcówka lutego była więc nerwowa. Dopinałam sprawy w pracy, planowałam, co przeczytam, napiszę, zrobię w czasie, gdy nie będę mogła wychodzić z mieszkania. Chciałam być produktywna nawet na L4. Nie spodziewałam się jednak, że do mojej kwarantanny dołączy reszta świata.
Do pracy wróciłam już po dwóch tygodniach – oczywiście online. Kontakt ze studentkami i studentkami dobrze mi zrobił. Niemal każda nasza video-rozmowa zahacza o Covid-19, który wypiera tematy, o których rozmawiałyśmy wcześniej i tworzy nowe lęki. Niewiele za to się zmieniło w mojej artystycznej aktywności, bo zawsze pracowałam tam, gdzie mieszkałam, nawet gdy to były niewielkie mieszkanka. Razem z zaleceniem #zostańwdomu dopadły mnie informacje, że i tak wszyscy jesteśmy w uprzywilejowanej sytuacji i nie mamy na co narzekać. Racja, chociaż zapewne nie dotarły one do osób, które są naprawdę uprzywilejowane, ale z łatwością dosięgnęły tych najbardziej rozedrganych, powodując kolejne fale niepokoju i bezradności. No nic, pomyślałam, jakoś to będzie. Zaczęłam się organizować najpierw robiąc zapasy dostosowane do mojego obecnego stanu, a później porządkując to, na co zawsze nie starczało czasu, redagując zaległe teksty, czytając. Zrobiłam wizytówkę na Google Street View z nadzieją, że uda mi się do niej na nowo dołączyć zdjęcia 360, które zrobiłam ponad 3 lata temu (właśnie w miejscu mojej obecnej kwarantanny) i które zostały przez korporację ocenzurowane i usunięte. Niestety nie udało się. Wyciągam aparat fotograficzny częściej niż zazwyczaj mogę to robić w roku akademickim i eksperymentuję, przyglądam się sobie z perspektywy pandemii – też z różnym skutkiem. Jako osoba głęboko introwertyczna chyba znoszę samotność lepiej niż wiele innych znajomych, ale też doskonale rozumiem te/tych, którzy piszą na socjalach, że wirus odbiera im sprawczość i moc tworzenia.
Ale i tak czas kwarantanny – jak dotąd – zdominowały mi wątki dentystyczne. Gdy niemal trzy lata temu zakładałam aparat ortodontyczny, to akurat nadrabiałam braki w serialach i oglądałam Walking Dead. Myślałam o tym, co by było, gdyby nagle świat opanowały zombie, a ja zostałabym z tymi wszystkimi urządzeniami w ustach, z aparatem, który nie pozwala swobodnie gryźć, a którego nie ma mi kto dokręcić albo w końcu zdjąć. I ta apokaliptyczna wizja niemal się sprawdziła, gdy w czasach Covid-19, miesiąc po operacji piszę te słowa z wciąż nieściągniętymi szwami i absolutnym zakazem gryzienia czegokolwiek. Chirurg zamknął gabinet, a ortodontka przełożyła wizytę z marca na końcówkę maja.
Wojciech Ulman
Jana Shostak
Przy okazji korzystając z pierwszych linijek dla tych czytelników/czek, którzy nie dotrą do środka tekstu – dostałam możliwość zrobienia pilota do komercyjnej telewizji, stworzenia codziennej zbiórki wiadomości pandemii wychodzących od ludzi i z ich domów, z wrażliwością nas, artystek i artystów. To byłaby szansa dla ludzi kultury nai przetrwaniowy zarobek. Na pokładzie już są ludzie ze świata filmu i sztuki. Proszę zgłaszać się do mnie mailowo jana.shostak@gmail.com, działajmy!
Albo zorganizujmy akcję (lub kolejny łańcuszek) o #inwestujewsztuke #kupujeodżywych artystek i artystów? W końcu gospodarka za chwilę runie, inflacja, a tu taka okazja, żeby zachować swoje pieniądze i tym samym wesprzeć żywych artystek/ów?
#szerujekulture #zyweartystki
Pierwszą zauważalną sytuacją w czasach ogólnopolskiej kwarantanny było zwiększenie aktywności w social mediach. A po niewinnym łańcuszku „załaduj swoje zdjęcie sprzed lat i oznacz innych znajomych” okazało się (duże prawdopodobieństwo), że to właśnie Mark Zuckerberg trenuje system do rozpoznawania twarzy. Prawda czy spiskowa teoria – nie wiadomo. Ale i tak postanowiłam nauczyć się mechanizmów „łańczuszkowych” w celu popularyzacji sztuki. Cholera jasna, kiedy jak nie teraz mamy pokazywać, że sztuka jest ważna! Make art great again! No i z takimi ambicjami (jeszcze na początku kwarantanny) ruszyłam z postowaniem prac żywych artystek inspirujących do działania ludzi w warunkach #zostanwdomu i oznaczeniu kolejnych osób. W końcu jak nie wyjdzie, to chociaż Zuckerberg nauczy się trochę sztuki albo dojdzie to do nauczycielek plastyki z TVP.
Jednym z celów było przebicie bańki środowiskowej własnego facebooka. Codziennie przez tydzień postowałam kolejne artystki, na 4. dzień widocznie rozpowszechnił się „łańcuszek” – te oznaczone z dnia 1. i 2. zobaczyły na ścianach innych osób i postanowiły zapostować (dziękuję!). Na 5. dzień byłam pewna, że zostanę tylko w tym szerowaniu z 2-3 aktywnymi osobami. Dopiero siódmego dnia znalazłam postowanie nowych prac artystek przez osoby mi nieznane. Ogółem naliczyłam do tej pory co najmniej 47 postów, co już chyba może kategoryzować się jako grupowa wystawa :)
Trochę cieszę się, że w końcu na poważnie zacznie się traktować wystawy online, w mediach społecznościowych, wywiady-wystawy (pozdrowienia dla tych, co krytykowali takie nazewnictwo, które używałam w 2019). Z drugiej strony zgodnie z teorią „medium is the message” Marshalla McLuhana będzie potrzebne wytworzenie nowego języka i dopasowanie swojego przekazu do medium, wciąż nowego dla większości twórczyń/ów.
Wracając do pandemii: Ograniczenia w połączeniu z empatią dla twórczyń/ów powodują ogrom pomysłów powodujący eksplozyjny pogrom w głowie. Przynajmniej tak działa u mnie (może dlatego, że jestem z Białorusi i podświadomie potrzebuję mieć to poczucie niekończących się ograniczeń w powietrzu). Tak na przykład zaczęłam przejmować się dodatkowymi grupami, o których wcześniej nie myślałam – rodzicami z dziećmi. Próbuję stworzyć dla nich cykl prostych gier analogowych:
1. Dorysujka
Reguły gry: rodzic lub osoba obok na kartce a4 stawia bazgroła. Z tego bazgroła robisz przedmiot/osobę/cokolwiek figuratywnego. Obok stawiasz bazgroła dla następnej osoby. Itd.
2. Rolki
Reguły gry: ile papieru toaletowego na swojej głowie utrzymasz. Zwycięża ten, kto utrzyma najwięcej papieru toaletowego.
Podsumowując, starałam się za bardzo nie poruszać tematów, które wprowadzają mnie w unieruchomienie i bezradność: zbliżającej się bomby pandemicznej – wielkanocy, brak zanotowanego koronawirusa w Białorusi, sytuacja nowaków i nowaczek w obozach, jak tu znależć balans w pomaganiu i wspieraniu nowaków/czek, polskich marek, restauracji, fryzjerni, tak żeby nie wydać całej kasy, potrzebnej na przetrwanie. Pomijając sytuacje w polskim rządzie (Od zeszłego roku notowałam linie czasowo-wydarzeniowo-obywatelską, zbierając to, co się dzieje w Polsce, żeby zrozumieć, czy w innych krajach jest podobnie, tylko że nie dochodzą do nas wiadomości. Teraz jednak jestem pewna, że Polska ma „wyjątkowy” rząd)… Jak tu nie zwariować, odkleić się od przeglądania statystyk koronawirusa i zabrać się za sprzątanie twardego dysku, który odkładałaś zawsze na „wolną chwilę”?
Jadwiga Sawicka
Jan Możdżyński
W czasach epidemii staram się nie popaść w paranoję. Dlatego robię to, co robię również gdy zagrożenie wirusem nie szerzy się w powietrzu- maluję, gram w Mario Kart, piszę wiersze, gram na gitarze i w Pokemony.
Zanim rząd wprowadził ograniczenia, przygotowywałem obrazy na wystawę „Wypowiadam się jako nikt konkretny”, którą mieliśmy otworzyć z Kubą Glińskim w galerii lokal_30 20 marca.
Zdarza mi się też uciekać na rolkach przed policją.
Tomasz Kowalski
Zofia Pałucha
Tęsknię za moją pracownią na drugim końcu miasta i za malowaniem. Na początku marca zrobiłam spory zapas kredek i papieru. Od tamtego czasu pracuję w domu nad kolejnymi rysunkami. Jak na razie powstały trzy bezpośrednio nawiązujące do obecnej sytuacji. Zawsze przy pracy słucham audiobooków i podcastów. Jak większość wpadłam na pomysł, żeby przesłuchać coś z pandemią w tle, ale pod tym względem Miłość w czasach zarazy Gabriela Garcia Marqueza nie spełniła moich oczekiwań (polecam, świetnie podnosi na duchu). Moim ulubionym podcastem jest Talkart. Zaczęłam też czytać Księgi Jakubowe i zaległe artykuły z rocznej subskrypcji magazynu Frieze, którą drugi rok z rzędu dostałam w prezencie urodzinowym. Staram się codziennie śledzić bieżące wydarzenia, ale żeby nie zwariować i trochę oczyścić głowę ćwiczę na macie w dużym pokoju.
Myślę, że po tym wszystkim nie będzie tak jak kiedyś, zmiany były potrzebne, ale zdecydowanie nie takim kosztem.
Piotr Janas
Przemysław Kwiek
Anegdota 2020.02.12 śr. Z cyklu „Rozdzielnie Farby od Anegdoty”. Dla zaawansowanych. English below. „Polityka” 7/2020: „KONIEC MIŁOŚCI”. Ja: PORAŻKA! (List otwarty do Red. Nacz. Jakuba Banasiaka).
W magazynie poświęconym wybiórczym wydarzeniom Sztuki Aktualnej „Szum” (nr 8/2015, s. 20), J. Banasiak w tekście „Drugi kanon” słusznie pisał: – „O procesie wykluczenia najważniejszych przedstawicieli Neoawangardy z bieżącego życia artystycznego po 1989 roku już pisałem (»Szum« 2013, nr 2). Pr. Kwiek bez wątpienia jest jednym z twórców, których sztuka nie znalazła należnego jej miejsca w nowej rzeczywistości. Przyczyny takiego stanu rzeczy są złożone i nie ma tu miejsca, by je wymienić. Kwiek sam sobie jest archiwistą, kuratorem, historykiem sztuki i krytykiem. Jego »Awangarda Bzy Maluje« powinna być wyrzutem sumienia krytyki artystycznej lat 90. i nowych instytucji – w tym cyklu mieści się bowiem ocena zarówno porządku instytucjonalnego (czy wręcz polityki kulturalnej państwa), jak i kapitalistycznej rzeczywistości doby przemian. Obu wątków próżno szukać w kanonie sztuki polskiej po 1989 roku”.
Dałeś Jakubie chamom „Złoty Róg”. I co? I g**no. Żadnego rezultatu. Pozytywnej kontynuacji dla dobra społecznego. Pytanie: i po co ten cały magazyn „Szum”? Po co fachowcy, autorytety? Fachowość uzyskujący w pracochłonnym poznaniu prawdy historycznej na podstawie konkluzywnej infiltracji jej faktów? Całkowita porażka, zmarnowane pieniądze. Kłania się pani M. Gessler, która po +- miesiącu sprawdza, jak aktualnie ma się restauracja po Jej wcześniejszej eksperckiej interwencji.
Na wiele lat przed słuszną (drugi raz użyte słowo „słuszne”) „interwencją” Kol. Banasiaka, zdając sobie sprawę jak się rzeczy mają, stworzyłem adekwatną poezję:
„Czuję się lepiej niż wyglądam w lustrze; Bogaty czy biedny; wesoły czy smutny; mądry czy głupi; wyglądam tak samo; Kochany czy nie; najedzony czy głodny; pełen czy pusty; dobry czy zły; wyglądam tak samo; Czerwony czy biały; słaby czy silny; kulturalny czy nie; wyglądam tak samo; Jak cię widzą tak cię piszą; Widzą cię jak lustro; a więc piszą tak samo; że wyglądasz tak samo; bez względu co myślisz; i jak się czujesz; Więc zbiję to lustro; odwrócę się tyłem; by czuć się lepiej; i nie wyglądać w ogóle; Więc zbiłem to lustro; odwróciłem się tyłem i czuję się lepiej; i nie wyglądam w ogóle”.
Zalecam Kol. Banasiakowi, by „oblekł się” w ten wiersz. Niestety jedziemy na tym samym wózku!
Nie? To trzeba zostać w omni banale: terrorze komercu.
Pr. Kwiek ©. Cena 200 000 zł. A co z Farbą? Sprzedam (na czerpanym papierze, osobno)!
Krzysztof Żwirblis
W ostatniej chwili przed zakazem przemieszczania się nagrałem z koleżanką w mieszkaniu wywiad do filmu na temat projektu Maurerspringer (Skoczek przez mur – osoba uciekająca z Berlina Wschodniego), międzynarodowego, kroczącego festiwalu teatru ulicznego, w którego finale wziąłem udział (Faenza, wrzesień zeszłego roku). Prowadziłem tam warsztaty, w wyniku których powstała akcja performatywna i działanie plastyczne na głównym placu miasta. W sobotę 4 kwietnia przeprowadziliśmy online na kanale organizatora konferencję uczestników projektu, która miała odbyć się na uniwersytecie w Bolonii.
Książka Daniela Dafoe, czwarta od prawej, bez obwoluty, teraz w przypadkowym sąsiedztwie, była powodem pracy, która zaczęła się w grupie czterech aktorów Akademii Ruchu w 1988 r. Praca zapoczątkowana analizą tekstu doprowadziła do powstania dwa lata później spektaklu-akcji Armia.
Sięgam po książkę i czytam podtytuł: „DZIENNIK ROKU ZARAZY OPARTY NA OBSERWACJACH LUB ZAPISKACH NAJWAŻNIEJSZYCH WYDARZEŃ ZARÓWNO PUBLICZNYCH, JAK I PRYWATNYCH, KTÓRE ZASZŁY W LONDYNIE PODCZAS WIELKIEGO NAWIEDZENIA W 1665 R.” i nieco dalej „[…] wiadomości nie szerzyły się błyskawicznie wśród ogółu, jak to się dzieje obecnie. Jednakże rząd zadawał się otrzymywać prawdziwe sprawozdania i wiele odbywało się narad, w jaki sposób zapobiec przesiąkaniu tych wieści na zewnątrz; wszystko zachowywano w ścisłej tajemnicy.”
Działamy i mijamy się. Pracujemy z Pawłem Zarębą w Ośrodku Sztuki Lescer w Zalesiu Górnym tak, by nie spotykać się fizycznie. Chcemy doprowadzić do zamierzonego kształtu wspólną wystawę Spotkanie i pokazać jej dokumentację w kwietniu. Później, nie wiem kiedy, chcemy animować opuszczony bar, który tak mógłby się nazywać.
Teraz kończę pisać część merytoryczną aplikacji, by zrobić projekt na starym boisku osiedla.