NR 38/2023
21.09.2020

Artystka obecna. Wspomnienie o Teresie Tyszkiewicz

Zofia Machnicka
Tekst opublikowany w magazynie Szum 30/2020
Teresa Tyszkiewicz na wystawie Sola LeWitta, Galeria Studio Warszawa, 1981, fot. Zdzisław Sosnowski, dzięki uprzejmości Zdzisława Sosnowskiego
Artystka obecna. Wspomnienie o Teresie Tyszkiewicz
Teresa Tyszkiewicz na wystawie Sola LeWitta, Galeria Studio Warszawa, 1981, fot. Zdzisław Sosnowski, dzięki uprzejmości Zdzisława Sosnowskiego
Teresa od początku konsekwentnie opierała swoją twórczość na doświadczaniu i konfrontacji z materią, unikając czysto intelektualnych czy ideowych założeń. Głównym medium w ramach jej metody twórczej było ciało, które obdarzała pełnym zaufaniem.

„Wspomnienie”, implikujące przywoływanie osoby, której już nie ma, jest formatem nieadekwatnym do mojego stanu ducha. Zarówno moja wyobraźnia, jak i mój wewnętrzny – zazwyczaj zdyscyplinowany – „zdrowy rozsądek” nie są w stanie śmierci Teresy zaakceptować, choć odeszła już dwa miesiące temu. Mam ją ciągle przed oczyma i bardzo realnie czuję jej obecność. Rozmawiamy poprzez prace, które towarzyszą mi nieprzerwanie od wielu miesięcy – od kiedy zaczęłam pracować nad jej wystawą Dzień po dniu (Muzeum Sztuki w Łodzi).

Nie znałam osoby, której obecność byłaby tak dojmująca.

Myślę, że mój problem z uwewnętrznieniem braku Teresy jest związany z tą właśnie niezwykłą cechą, którą trudno mi inaczej nazwać. Teresa była obecna obecnością zarówno cielesną – ciągle widzę jej piękne i w każdym calu kobiece, ale też silne, ciało – jak i wewnętrzną, związaną zapewne z niezłomną wręcz siłą woli i odwagą.

Całkowita autentyczność i bezpośredniość Teresy, nigdy niezabarwiona nawet cieniem towarzyskich czy środowiskowych gierek, wydała mi się zupełnie niemożliwa, w dzisiejszym świecie absurdalnie nierealistyczna.

Pamiętam nasze pierwsze spotkanie w Sucy-en-Brie pod Paryżem, gdzie artystka pracowała i mieszkała ze swoim mężem i jednocześnie towarzyszem drogi twórczej, Zdzisławem Sosnowskim. Przedstawiła nas sobie Klaudia Podsiadło, była dyrektorka Instytutu Polskiego w Paryżu. Gdy poznałyśmy się w 2014 roku, granica między pierwotnie odrębnymi pracownią i domem była już niewidoczna – Teresa pracowała wszędzie, więc w każdym zakątku budynku prace mieszały się z pamiątkami i przedmiotami codziennego użytku. Jej otwartość i niezwykła życzliwość sprawiły, iż od razu poczułam się pełnoprawną uczestniczką tej rzeczywistości, w której twórczość była splecionym z życiem praktykowaniem, pozbawionym patosu, będącym na równi z prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci materią codzienności.

Całkowita autentyczność i bezpośredniość Teresy, nigdy niezabarwiona nawet cieniem towarzyskich czy środowiskowych gierek, wydała mi się wtedy zupełnie niemożliwa, w dzisiejszym świecie absurdalnie nierealistyczna. Dopiero później, gdy już znałyśmy się dobrze, zrozumiałam, że ta właśnie bezkompromisowa otwartość i bezpośredniość stanowią o sile twórczości Teresy.

Takie są właśnie jej prace, obecne, fizycznie wręcz dojmujące i bezpośrednie.

Teresa Tyszkiewicz, „Ziarno”, 1980

Teresa od początku konsekwentnie opierała swoją twórczość na doświadczaniu i konfrontacji z materią, unikając czysto intelektualnych czy ideowych założeń. Głównym medium w ramach jej metody twórczej było ciało, które obdarzała pełnym zaufaniem. Ciało świadome swojej seksualności, doświadczające przyjemności, bez wstydu manifestujące kobiecość i kobiece doświadczenie. Ale także – a może przede wszystkim – ciało jako medium artystyczne, ciało jako źródło poznania i doświadczania (nierzadko bolesnego).

[…]

Pełna wersja tekstu jest dostępna w 30. numerze Magazynu „Szum”.

Dołącz do grona patronów „Szumu”.

Spodobał Ci się ten materiał? Dziś niezależna krytyka artystyczna potrzebuje Twojej pomocy. Pozwól robić ją nam dalej.

NEWSLETTER

Co piątek w Twojej skrzynce!


Czytaj więcej w magazynie Szum 30/2020

Stopka

Zobacz też