Artyści i artystki w czasach zarazy: Zbigniew Libera
Ten obecny czas przymusowej izolacji od świata zewnętrznego Ewa i ja przechodzimy z zupełnym spokojem. Wszak oboje z osobna byliśmy poddani onegdaj przymusowej izolacji na znacznie gorszych warunkach i zmuszeni do przebywania w znacznie mniej atrakcyjnym towarzystwie i otoczeniu. Teraz przynajmniej kraty w oknach nie szpecą nam widoku.
Zatem nawet sobie tę chwilę wytchnienia od zewnętrza chwalimy, bo wreszcie mamy czas na rzeczy, których nie zdołaliśmy dotychczas zrobić. Na przykład zaległe lektury lub nieobejrzane dotąd filmy, czy też porządek w szafach i w papierach. To także świetna okazja, aby spotkać się ze sobą samym, co przecież większości z nas nie często się zdarza. Zrobić coś dla siebie. Dla tych, którzy ganiają w kieracie i widują się jedynie przy śniadaniu lub wieczorem po pracy, to świetna okazja, aby lepiej poznać swojego partnera czy partnerkę. Przyjrzeć się im z bliska inaczej niż w czasie wspólnego urlopu. Zobaczyć, że osoby, z którymi dzielicie życie, to nie postaci z filmów. Może nawet skończy się to rozwodem, tym lepiej, bo po co tkwić w fałszywej sytuacji. Nas z Ewą to raczej nie dotyczy, bo każdego dnia przebywamy ze sobą prawie bez przerwy już od ładnych kilku lat. Rozpoznaliśmy już wzajemnie nasze słabe punkty i przerobiliśmy jak rozwiązywać konflikty. Teraz Ewa, poza tym, że jak zwykle ćwiczy na saksofonie, może poświęcić więcej czasu na medytacje lub inne ćwiczenia duchowe. Zaś ja piszę zaległe teksty, a także te na przyszłość. Jest tego sporo, ale nie muszę się spieszyć. Myślę, że do jesieni raczej się wyrobię.
No cóż, nie możemy w tych warunkach realizować naszych projektów bardziej artystycznej natury, bo one wymagają kontaktów spoza naszej izolacji. Oboje nie jesteśmy typami twórców w samotnym skupieniu oddających się swojemu rzemiosłu. Do tworzenia potrzebujemy innych. Ale nic to, bo przecież świat jest zaśmiecony sztuką w takim samym stopniu, jak plastikiem i całym pozostałym syfem. Zaśmiecony jest nami i naszą aktywnością. Przyszedł czas, żeby uświadomić sobie, że nawet przez najbliższe 100 lat można by organizować wystawy z dzieł już istniejących, przechowywanych gdzieś w przepastnych magazynach. Latami można by słuchać muzyki, której jeszcze się nie słyszało, a która powstała już kiedyś. Zaś współcześnie produkowane filmy, mam na myśli przede wszystkim produkcje polskie, nie należą do tych, które chciałbym zabrać ze sobą na bezludną wyspę. Zatem powstrzymajcie się! Podjęcie decyzji o niezrobieniu czegoś wymaga takiego samego wysiłku, jak i tej o czegoś zrobieniu. Jeśli nie potraficie powstrzymać się z własnej woli, to wcześniej czy później zrobi to za was ktoś lub coś.
Wraz z Ewą widzimy też inne pozytywy tej sytuacji. Jak donoszą media: powietrze nad Chinami znacznie się oczyściło, może trochę dłużej pożyją zagrożone wyginięciem gatunki zwierząt, no i otrzymaliśmy chwilową przynajmniej dyspensę od przymusu konsumpcji. Skoro ta wielka rozpędzona bez celu maszyna, kierowana przez maszynistów wierzących bynajmniej nie w starca z długą siwą brodą, a w algorytmy, w której wnętrzu żyjemy, nie potrafi samodzielnie zatrzymać się, czy przynajmniej na chwilę zwolnić, to widocznie trzeba było złośliwego wirusa, aby pomógł jej choć na chwilę wytchnąć. Tego typu dramatyczne chwile zawsze wymagają ofiar. Ale „nie czas żałować róż, gdy płoną lasy”, jak napisał wiekopomny poeta. Przypomnę tylko, że w czasie każdego ze świąt w Polsce ginie na drogach więcej osób niż dotychczas zmarło na wskutek zarażenia koronawirusem. O innych śmiertelnych skutkach wirusa naszej cywilizacji już tu nie wspomnę… I takie oto pospieszne myśli przychodzą nam do głowy w czasie obecnej zarazy.