Artyści i artystki w czasach zarazy #3
Sebastian Sebulec
Czas epidemii pomagają mi przetrwać memy, które wysyła mi moja Mama przez aplikację WhatsApp.
Bolesław Chromry
Stach Szumski
Wykonując mało etyczny względem uwięzionych rodaków surfing pandemiczny, w przeddzień zamknięcia granic oraz lotnisk udałem sie na długo planowaną rezydencję do położonej w centrum Jawy Sesamy.
Poniżej m.in.:
– sezamowe maski rozdawane lokalnej społeczności (zbawienne w świetle wszechpanującego w Indonezji nakazu bycia zamaskowanym)
– wysiedlony plemienny resort
– piaszczyste dolary (sand dollars) znalezione na pobliskiej plaży.
Katarzyna Wojtczak
W momencie zamknięcia granic stałam na chodniku w Berlinie, najtańszy lot do domu kosztował moje miesięczne wydatki. Teraz minął już miesiąc odkąd mieszkam w Warszawie, w której nigdy wcześniej nie mieszkałam. Jestem zamknięta w małym mieszkaniu przy Rynku Nowego Miasta, na ulicach pusto, znajomi równie dobrze mogliby tu nie istnieć, bo i tak ich nie widuję. Czasami chodzę po okolicy i patrzę na te pustki i próbuję odnaleźć się w nowym mieście (świecie), w którym działają tylko sklepy spożywcze i apteki. Nowa rzeczywistość w nieznanych murach. Dom został zamknięty w Atenach, nie wiadomo kiedy będę mogła wrócić. Wierzę, że przed czerwcem znajdę jakiś lot, może nie z Polski, ale z jakiegoś kraju obok, który szybciej poradzi sobie z sytuacją pandemii. Liczb ofiar, ozdrowiałych, chorych nie czytam od tygodni. Denerwuję się na polski rząd i patrzę na coraz to bardziej absurdalne słowa i gesty polityków. Nie czuję się jakbym tu żyła, czuję się unieruchomiona, uziemiona, ograniczona, obezwładniona, zahamowana, zatrzymana, zblokowana, zakleszczona, zaklinowana, zatarasowana. Gdzieś na wypadkowej tych słów stoję. Pewnie kiedyś otworzą granice, pewnie kiedyś będę mogła wrócić do swojego mieszkania, gdzie zostały jakieś skrawki moich rzeczy, mam nadzieję, że one tam jeszcze będą. Zastanawiam się, czy obecna sytuacja to nowa normalność czy początek jeszcze czegoś innego. Śnię o Atenach, w których tysiące ludzi mieszka bez domów na co dzień. Czy ci ludzie znikną z ulic jak wrócę? Alex był papugą i przedmiotem badań psycholożki w połowie lat 70. na Uniwersytecie Harvarda. Badany przez trzydzieści lat Alex udowodnił, że ptaki są zdolne do rozumienia słów, a nawet potrafią ich adekwatnie używać do zaistniałej sytuacji. Inteligencja Alexa porównana została do pięcioletniego dziecka, chociaż zmarł przed zakończeniem badań. Alex mógłby latać, ale całe życie siedział w laboratorium i uczył się kolorów i kształtów, tych zauważalnych i ważnych dla ludzi. Jego imię nie było niczym innym jak akronimem od słów Avian Learning EXperiment. Wierzę, że powrót do życia po pandemii zmusi nas do redefinicji życia dotychczasowego, tego, kim jesteśmy jako wspólnota i czy w ogóle nią jesteśmy, bo czy jeśli jesteśmy wspólnotą, to czy warunkowania instrumentalne ludzi (i zwierząt) miałyby miejsce? I jak świadczy o nas nasz system, w którym żyjemy, gdy w momencie paraliżu wirusowego wszystko pada i nic nie spełnia swoich dotychczasowych funkcji? Przy obserwacji świata zawsze towarzyszą mi słowa Hegla, który kiedyś napisał, że jedyne czego możemy nauczyć się z historii, to jest to, że niczego nie uczymy się z historii. A zatem, dedykuję nam wszystkim ostatnie słowa, jakie Alex wypowiedział tuż przed śmiercią: „You be good, I love you. See you tomorrow”.
Maria Toboła i Witek Orski
Zbigniew Rogalski
Wszystkie miejsca,
w których mnie teraz nie ma.
Ludzie, których kocham,
i ci, których pamiętam.
Rzeczy, rozsypują się,
zaraz po dotknięciu.
Duchy,
już prawie fizyczne.
Stałe nic.
Płynne płonne.
Spotkamy się, kiedy chcemy,
kwantowi poganie…
Aleksandra Ska
Dominika Olszowy i Tomasz Mróz
Tomasz Kręcicki
Slow motion
Równo rok temu zrobiłem wystawę o mieszkaniowych impresjach i myślałem, że na jakiś czas wyczerpałem temat domowych obrazów, jednak teraz przymusowe siedzenie w domu z powodu koronawirusa naturalnie skłania do powrotu do niezrealizowanych, mieszkaniowych inpiracji. Taką właśnie jest wolnoopadająca deska sedesowa. Chciałem ją w jakiś sposób wyróżnić za pomocą olejnego przedstawienia na płótnie, jednak nie wiedziałem jak. Dalej nie wiem, może malarstwo to nie najlepsze medium do tego, może jakieś slow-mo wideo albo obiekt. Temat jest jednak wdzięczny. Tak czy inaczej wiadomo, że deska opadnie jednak nie z hukiem, co najwyżej w lekkim stuknięciem. Ale czy jesteśmy gotowi na domknięcie się tej metaforycznej klapy? Nie jesteśmy, tak mówią specjaliści, nie tylko pesymiści. Zresztą, nie wiadomo jak długo będzie ta klapa opadać i co będzie gdy już opadnie? Dotychczas świat pędził a człowiek ułatwiał sobie życie wolną deską, albo cichym domykiem w kuchni, a teraz co się stało? Świat zwolnił – jak deska, koronawirus przyspiesza, a wszyscy muszą siedzieć w domu.
Adelina Cimochowicz
Sporo gotuję i dłubię w ziemi, dużo leżę i gadam z psami. Szczerze wierzę teraz jedynie w gotowanie i ogrodnictwo.
Robert Kuśmirowski
Wylew Śmierci
Cóż za ujmująca sytuacja, co to za chemia, która mnie w tym momencie ogarnia?
Przez dziesiątki lat wyczekiwałem chwili, by móc przechadzać się w pojedynkę po wymarłym metrogrodzie, uległej z przyczyn naturalnych naszej cywilizacji. Ów akt nosiłem z pietyzmem w sobie w zakładce „niemożliwe do zrealizowania”. W pojedynkę mogę przejść jedynie po dawnej elektrowni w Czarnobylu czy obrzeżach Detroit, co też uczyniłem z dziką namiętnością. Jest też kilka miast widmo i naturalnych pozostawieńców na mapie Świata. Jednak wysiedlenie miejsca aktualnie suto zastawionego tkanką ludzką jest karkołomnym przedsięwzięciem, graniczącym raczej z nutą pewnej niewykonalności.
Jak się okazało, możliwą za mojego życia!
Ostatnie problemy z zaborem praw osobowo-wolnościowych (zakaz wychodzenia z własnych kwater w miejsca publiczne – bo jakiś zastęp ułomniuszy utoczył z bezradności kilka zaPISików) pozwoliły mi na cykl wyjść terytorialnych, nielegalnych pielgrzymek w miejsca o obrazach nieprzygotowanych i nieprojekcyjnych dla mojego kompostu zmysłowego. Poznałem kilka cennych odpowiedzi i doznań… uspokoiłem też swoją ciekawość (lekko naddaną jak mniemam), wyprowadzoną z obiegu potrzeb w chwili jej konsumowania. Zostały emocje i fluidy, które skrzętnie odkładam do dalszych sytuacji konurbacyjno-eksploracyjnych z moim udziałem.
Na festiwal Open City w Lublinie kuratorstwa Wojtka Krukowsiego zaproponowałem performans dla wybranej przypadkowo z tłumu osoby, która chodząc po placu wypełnionym ludźmi w pewnej chwili zostałaby sama. Grupa uwikłana w projekt nagabywałaby przechodniów o opuszczenie terenu w trybie pilnym bez panicznego pośpiechu, w ten sposób wybrany plac zostałby zdehumanizowany, a obrana jednostka pozbawiona widzianego towarzystwa. Zostałaby wprowadzona w niecodzienny stan. Stan być może paranoidalny, nie móc zrozumieć, co tak naprawdę się wydarzyło i dlaczego wszystkie sklepy są pozamykane jak i wszystkie wejścia, bramy do budynków?
Zgony całe tony
Kiedy nasączają mnie opuszczone miejsca jakąś aurą nieodwracalności, to na pewno kryją się tam jakieś ciała lub ich kości. Epidemie, masowe zgony, eksterminacje, to one powodują moją ciszę architektoniczną, to one są powodem powrotu do pierwszych stawianych kresek jeszcze niezbudowanego miasta, na chwilę przed pojawieniem się wśród nich człowieka. O ile epidemiologiczny powód zdziesiątkowania populacji jest mi zrozumiały i na swój sposób romantyczny, to powody na tle religijnym wywołane przez krzywdzących tego Świata doprowadzają mnie do szału i bezradności wobec zagarniętych umysłów rzeszy ludzkiej, która stawia tej debilności coraz to wyższy mur. Patafiany i kancelariusze Inkwizycji już dowiedli ułomności instytucji wyznaniowych, mutowanych i konstytuowanych z dziada pradziada pod swoje spaczone upodobania, monowiedzę i nieukrywaną próżność. Całe to klerykalne bagno jest przyczyną mordu ogromu prawych istnień ludzkich, które mogły żyć i być może byłyby cennymi emisariuszami deklerykalizacji społeczeństwa na rzecz choćby nauki. Nie pozwolono im na to. Kościół i jego odłamy wraz z karłami ideologicznej pieśni na chwałę Wielkiego Wymyślonego, są niekwestionowanym liderem ludobójstwa naszych czasów, naszej ery, skurwysant naiwności ludzkiej, gwałciciel ostatniego dobra ludzkiego jakim przeważnie jest dobre serce i chęć bezinteresownej pomocy . Świadomość wyrządzonych krzywd za sprawą miłości do bliźniego doprowadza mnie do gwałtownego wyrzucenia treści pokarmowej, tylko nie widzę twarzy sprawcy by nanieść nań me bolączki i podgrzane strawy.
D.O.M.
Być może opuszczona Wenecja czy wyludniony Rzym leczy rany zadane krzyżem naszej cywilizacji, bo gdzieś podświadomie widzę jak cała sukienkowa frakcja już obumarła, bez pochówku i jakiejkolwiek pamięci o nich.
Weronika Wysocka
Od początku epidemii wzbiera we mnie strach i złość. Strach i złość tylko pośrednio związane z wirusem, bo powodowane przez konkretne decyzje polityków w Polsce i na świecie. Boję się rządu, który poświęca czas epidemii na kwestionowanie demokracji i praw człowieka. Boję się rządu, który zamiast przygotowywać się na ekonomiczno-gospodarcze skutki nadchodzącego kryzysu, skupia się na zachowaniu władzy i prywatnych zyskach. Boję się rządu, który nie wyciąga wniosków z analiz dotychczas funkcjonujących systemów socjalnych. Z każdym kolejnym tygodniem jestem coraz bardziej przerażona. Spirala koszmarnych decyzji, która zdaje się nie mieć końca, budzi we mnie agresję i frustrację. O siebie się nie boję, bo nie mam wiele do stracenia. Jestem przyzwyczajona do finansowej i życiowej hustlerki. Poczucie zbiorowej odpowiedzialności uniemożliwia bezpieczną izolację.
A poza tym to zawsze nad czymś pracuję.
Wideo zostało nagrane w pierwszych dniach izolacji, tuż przed spadkiem cen ropy.
Rafał Bujnowski
W pierwszym emocjonalnym odruchu poczułem wstyd, że jest mi dobrze w społecznym kryzysie. Dalej, że od dawna żyję w kwarantannie, jak dowcipnie powiedziala Julia Poziomecka, zanim ta stała sią modna. Strach, osamotnienie, wstyd, a raczej radzenie sobie z nimi to jest wszak moja codzienność.
W tej oficjalnej i masowej kwarantannie maluję studium dymu i bazgrolę w czasie zoomowych psychoterapii.
Plus, Milena /córka/ tydzień temu zrobiła sobie akrylową paletę z mojego obrazu. Rzecz jasna, odebrałem jej tę palete i na powrót probuję zrobić obraz.
Liliana Piskorska
W tych ostatnich trzech tygodniach izolacji przekształciłam sobie jeden z pokoi w mieszkaniu w tymczasową pracownię i uczę się tam robienia tradycyjnej plecionki. Mam więc oborę, w której pachnie sianem, tymczasową ściankę fotograficzną i roznoszę to siano po wszystkich pokojach. (Bogu dzięki za plecionki, matce boskiej złoty dom bym dała w podziękowaniu za to, że pokazała mi plecionkowanie). Czytam teksty pierwszych polskich emancypantek, pracuję nad wystawą przełożoną na sierpień. Od tych trzech tygodni jestem też częścią nowej grupy, którą współzałożyłam zaraz na początku pandemii, i z którą adminujemy lokalną grupę samopomocy Widzialna Ręka. Czyli nowa grupa, nowe osoby, aktywistyczny czasowy sojusz na czas kryzysu (i kolejny raz w kolejnej grupie zastanawiam się jak rozumiem konsensus i niehierarchiczność).
Cecylia Malik
Swoją kwarantannę spędzam następująco:
1 ) Mamy u nas w CSW Wiewiórka wystawę Obrazy ze Składu.
Stowarzyszenie CSW Wewiórka to formalna organizacja, w ramach której organizujemy takie akcje jak Siostry Rzeki, Wodne Masy Krytyczne, czy Modraszek Kolektyw.
Od roku wynajmujemy przestrzeń w XVIII-wiecznym budynku koło Placu Bohaterów Getta, budynek jest zarządzany przez ZBK (należy do miasta) – od 20 lat pomieszczenia w budynku są wynajmowane przez artystów na pracownie, znajdują się też tam salki prób, od kiedy wprowadziliśmy się tam, w 100% budynek stał się klastrem kulturalnym.
Naszą przestrzeń wspólnie wynajmujemy między innymi z Fundacją Sztuk Wizualnych. My jako Stowarzyszenie – ja i Bartolomeo Koczenasz – mamy tam małe wnęki jako własne pracownie, wspólny magazyn i warsztat, wspólny plac przed budynkiem i sporą wspólną przestrzeń, którą dzielimy z pozostałymi osobami ze Stowarzyszenia i gdzie robimy warsztaty, rezydencje, wystawy i gdzie szykujemy akcję.
Teraz mieliśmy robić w marcu i kwietniu dwie bardzo duże wystawy – grupową wystawę Sióstr Rzek i grupową wystawę na Krakersa, ale koronawirus pokrzyżował nam plany i wtedy Bartolomeo Koczenasz zaproponował, że skoro nie możemy robić wystaw ani się spotykać, to może zapraszajmy artystów z innych pracowni. Co tydzień stawiamy na sztaludze jeden obraz, który można oglądać przez okienko. Bartolomeo i Piotr Bogatka zrobili nawet schodki z palet. W tamtym tygodniu można było oglądać obraz Chłopiec z zapałkami Petera Bogatki. Tu o wystawie opowiadamy Łukaszowi Gazurowi.
2 ) Mam chwilę czasu i kończę obrazy. Maluję duży poliptyk – złożony z małych obrazów przedstawiających studia wody – wychodzę nad rzekę Rudawę koło domu i robię sobie tam mały plener – potem wykańczam obrazy w pracowni u nas w Składzie Solnym.
3 ) Nie ma przedszkola i mój mały 3-letni synek Ignacy jest ze mną – nudzi mu się, ma teraz czas miłość do Spidermana, jest smutny, że nie możemy chodzić na plac zabaw i do ulubionego parku Jordana. W tym roku zamiast marzanny poszliśmy spalić i wrzucić resztki do rzeki Rudawy wszystkiemu winnego Korona Wirusa – zrobiliśmy to w sobotę.
4 ) Wczoraj jako Siostra Rzeka spotkałam się z Leszkiem Naziemcem – człowiekiem, który płynie wpław przez całą Wisłę, pływał wpław w kąpielówkach na Antarktydzie w międzynarodowych zawodach – jest najdzikszym morsem w naszym kraju. Wczoraj przyjechał popływać w Wiśle w Krakowie i ja mu wręczyłam kąpielówki z kolekcji Sióstr Rzek „Moda na Rzeki” z haftem „dzikie pływanie” i na tę okazję zrobiłam sobie maseczkę haftowaną cekinami w motyw wodny.
Łukasz Radziszewski
Od miesiąca przebywam w moim rodzinnym domu na Podlasiu – spoglądam na kryzys przez pryzmat wsi i samowystarczalnej rodziny.
W ostatnich tygodniach wysyłam paczkomatami po kilkadziesiąt porcji Zakwasu chlebowego. Świeże pieczywo i drożdże stały się z dnia na dzień towarem deficytowym – wiejski substytut, wypełnia powstałą lukę. To przyjemne zajęcie i prawdziwe doświadczenie wspólnoty, tak więc jeśli ktoś chciałby piec chleb w domu i potrzebuje Zakwasu, niech śmiało napisze.
Honza Zamojski
W czasie przymusowego lockdownu sprawdzam newsy i z utęsknieniem czekam, aż znowu będzie normalnie.
Zuza Golińska
Zazdroszę kolegom i koleżankom, u których „nic się właściwie nie zmieniło”.
Ja do lipca nie zarabiam, bo wszystkie moje plany zawodowo-finansowe były związane z wyjazdami za granicę.
Polski lockdown zaczełam od pogrzebu, a nie jogi na youtubie i nic mnie w tym dziwnym okresie nie irytuje bardziej niż teksty typu „to jest świetny czas, żeby spotkać się z samym sobą”.
Poza tym staram się skupić i pracować nad przyszłymi projektami.
Uszyłam dużo masek, które przekazałam dalej. Dzisiaj zaczynam szyć kolejną partię – jeżeli ktoś potrzebuje.
Snuję wizje o wyprowadzce z Polski.
Rozmawiam z chłopakiem na Video Messengerze.
Korzystam z pracowni ceramicznej, którą udostępniła mi Julia.
Dziękuję Pani Katarzynie, która ze względu na COVID-19 obniżyła mi o połowę koszty wynajmu mieszkania.
Życzyłabym sobie i wszystkim innym zdrowia, bogatych rodziców i legalnej aborcji.
Paweł Susid
Pyta pan [zwrot do Jakuba Banasiaka – przyp. red.] oraz kilka innych osób, czy mam coś na ten trudny czas, a i sam wcześniej się nad tym zastanawiałem. Najpierw sięgnąłem po niepokazywany jeszcze obraz-transparent Nie czas na sztuki piękne z roku 2017. Poświęcony był co prawda ówczesnej parszywej sytuacji politycznej, rok temu domalowałem nawet panel z napisem „Najwyższy”, ale coś mi jeszcze nie pasuje w kolorach i kształcie liter. Potem pomyślałem o powrocie do lektur i od razu zrezygnowałem z sięgnięcia po Dżumę albo Dziennik z czasów zarazy. Pomyślałem o Dekameronie, choć ten już po paru nowelkach wydał mi się zwietrzały w swojej erotyce zbyt błahej jak na dzisiejsze standardy. Przeczytałem kilka innych książek, ale lepiej ich nie wymienię, aby nie psuć dobrego nastroju. Ponieważ skończyły mi się gotowe blejtramy, a żona zabrania mi bywania w sklepach, postanowiłem nabić na stare ramy walające się gdzieś płótno i przygotować grunt z jeszcze starszych składników, według akademickich receptur. W międzyczasie zapisałem kilka zdań, być może do przyszłych obrazków, grunt jest chyba zbyt chłonny i schnie bardzo długo. Jedno z zapisanych zdań brzmi:
„Czyhając przy radiu i telewizorze, jako jeden z pierwszych, odebrałem wiadomości o śmierci J. F. Kennedyego i J. P. Drugiego”.
Dostrzegam też jasne strony zaistniałej sytuacji. Na przykład; powszechne oczekiwanie, że po raz kolejny to nauka nas wyzwoli, kiedy uczeni wynajdą szczepionkę i lekarstwo, a także zakaz gromadzenia się w świątyniach, co oby weszło ludziom w nawyk, a na pewno wyjdzie im na zdrowie.
Kacper Szalecki
Cezary Poniatowski
Róża Duda
Irmina Rusicka i Kasper Lecnim
Irmina:
Gdyby było normalnie, zobaczyłybyśmy się wczoraj na wernisażu The New Dictionary of Old Ideas w TRAFO w Szczecinie. No ale nie jest. Z tęsknoty za Aninem oglądam kręcone tam filmy, np. Porwanie Agaty (bardzo śmieszne). Z tęsknoty za Madrytem, oglądam Dom z papieru. Niby gramy w gry, oglądamy filmy, czytam książki (nr 1 Wolność, równość, przemoc Agaty Sikory i nadrabiam zaległości — Śmierć na gruszy Witolda Wandurskiego), łażę z Sonią po polach i ogrodzie. Organizuję nielegalne pogrzeby wróbelków i innych zwierzątek (życie na wsi bywa okrutne) i projektuję dla nich groby. Mój ulubiony cytat z Barańczaka — Piękno naszej rzeczywistości tak zapiera dech, że ktoś bardziej wrażliwy może się udusić — stał się jeszcze dziwniejszy.
Prowadzę zajęcia online. A z Kasprem próbujemy namówić babcię na założenie Instagrama. Jak to się skończy, pójdziemy nad Świder i zobaczymy się na grillu w Aninie.
Kasper:
Siedzimy z Irminą na wsi i uczymy się oszczędzać internet. Ja robię wykazujące inteligencję szczotki, zasilane bateryjnie. Irmina coś mądrzejszego. Ostatnio naprawiłem też myszkę, warto było, polecam. #naprawse #niewyrzucaj
Marta Krześlak
Obudziłam się w nocy przekonana, że muszę ruszyć się z łóżka, bo inaczej przestrzeń się zapadnie. Zrobiłam cztery kroki i położyłam się na kanapie, zimno mi było, uznałam, że wracam do łóżka. Powlokłam za sobą śpiwór z kanapy. Może on mnie przekona, że sytuacja w łóżku się zmieniła i można już do niego bezpiecznie wrócić. W momencie zapadania w sen obudziłam się znowu. Wtedy zaczęłam szturchać Piotra oświadczając, że przenoszę się do innych światów i błagam o pomoc. Powiedział: „weź kindla z szafki, coś poczytaj”. Nie wiem jak włącza się kindla, więc mi włączył, zmniejszyłam jasność ekranu i czytam jakiś wywiad à propos Covid-19. Jestem śpiąca, staram się szybko zasnąć, kindle opada mi na poduszkę i znów budzę się w tym samym momencie, mówię Piotrowi, że przenoszę się do innych światów, mam atak klaustrofobii i będę panikować, jeżeli zaraz przestrzeń wokół się nie zmieni. Znów idę na kanapę. Wracam do łóżka po kilku minutach, rozczarowana. Budzę się rano. Ostatnio mieliśmy wykład prowadzony w grze Second Life. Jednocześnie połączyłam się na Zoomie bo był Artysta Zawodowiec prowadzony online. Podążałam za setką pytań zadaną wykładowcy na AZ, jednocześnie patrząc jak mój kolega Mikołaj lata po sali wykładowej w Second Life. Zapewne nie wie, że ja to ja, bo nazwałam siebie przetowlosa. Nie wiem jak nauczył się latać już na pierwszych zajęciach. U mnie kilka nieudanych prób poprzedzało zajęcie miejsca na latających w sali wykładowej świecących poduszkach. W końcu się udało, siedziałam naprzeciw profesora z UJ mówiącego do nas z błyszczącego drzewa, wysyłał nam linki do youtuba.
Bożna Wydrowska
Uznałam, że jednak nie podzielę się z wami wierszem ani wideo, które nagrałam ponad 2 tygodnie temu. Piszę więc tę krótką wypowiedź. Nie musisz jej czytać, nie wiem czy będzie interesująca.
Szczerze mówiąc, nie czuję się zbyt produktywna a fakt, że muszę dostosować swoją twórczość do parametrów ekranu komputera lub telefonu nie zachęca mnie do bycia produktywną.
Od początku kwarantanny jestem tylko ze sobą.
Co wieczór postanawiam, że od jutra się zmienię, nieudolnie. Lawiruję pomiędzy byciem i nie byciem. Bardzo dobrze radzę sobie z tworzeniem nowych wymówek. Przyzwyczaiłam się do swojego lenistwa, nie mam już wyrzutów sumienia. Codziennie udaję, że śpię i że nie czuję się samotna. Udaję też, że interesuje mnie Instagram i Fejsbuk. Udaję przed sobą wiele rzeczy, ostatnio myślałam, że jestem inną osobą – trwało to jeden dzień. Po wielu latach zaczęłam znowu tańczyć dla siebie. W każdym z 4 luster wyglądam inaczej oraz inaczej pozuję. Jem głównie węglowodany, ogólnie jem bardzo dużo. Czas odczuwam jako coś abstrakcyjnego, abstrakcyjna też wydaje mi się ilość obowiązków, które spadają na mnie z czeluści 3 kont poczty internetowej oraz Fejsbuka. Nie wiem czy jestem bardziej zależna od swojego ciała czy od komputera. Nie wiem też co zrobię jutro, nie stosuję się do planów, które sobie wyznaczam. Czasami gadam do siebie, czasami do telefonu. Za oknem widzę jedynie puste biura. Często śpiewam. Wszystko wydaje mi się dziwnie ironiczne, a wyprawy do Biedronki i na Halę Mirowską nadzwyczaj ekscytujące.
Zastanawiam się nad podsumowaniem.
Nasze podobieństwo jest teraz jeszcze bardziej widoczne.