Aneta Szyłak 1959–2023
Mowa pogrzebowa dla Anety Szyłak
Dorota Monkiewicz
Mam dzisiaj honor i wielki zaszczyt pożegnać Anetę Szyłak, wybitną krytyczkę sztuki, kuratorkę, edukatorkę, dyrektorkę i organizatorkę instytucji sztuki współczesnej na Pomorzu, a także moja przyjaciółkę i towarzyszkę broni w walkach o prawo do wolności wypowiedzi twórczej. Aneta była przyjaciółką lojalną i wierną. Była człowiekiem sprawiedliwym i prawym, a zarazem w swoich poglądach i działaniach konsekwentnym i bezkompromisowym.
Byłam świadkiem i uczestniczką wielu istotnych momentów jej kariery. Gdy w 1998 roku otwierała Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia i polsko-niemiecką wystawą Transfer, ja w projekcie Transfer byłam koordynatorką wymiany artystów i międzynarodowej trasy wystawowej. Gdy otwierała pierwszą feministyczną wystawę sztuki polskiej za granicą Architectures of Gender w Nowym Jorku w 2003 roku – ja zapewniałam jej projektowi logistyczne i merytoryczne wsparcie Muzeum Narodowego w Warszawie. W 2006 roku współpracowałyśmy przy wystawach Ewy Partum w Gdańsku i w Warszawie; a w 2009 przy wystawie Na okrągło we Wrocławiu, celebrującej dwudziestą rocznicę pierwszych częściowo wolnych wyborów w 1989 roku.
Warunki pracy Anety nigdy nie były łatwe. Przez całe życie ponosiła konsekwencje swojej postawy. Byłam świadkiem jej cierpienia po utracie Łaźni, a potem NOMUS-a. Zawsze walcząca z niedofinansowaniem, przez większość tych lat była w sytuacji prekarnej, utrzymując się z honorariów projektowych i zleceń.
To właśnie mi przypomina, że Aneta Szyłak była nie tylko międzynarodową kuratorką, ale także polską i gdańską patriotką. Nieraz o tym rozmawiałyśmy, że jakbyśmy nie były krytyczne w stosunku do naszego kraju, to zawsze będziemy podkreślać, że jesteśmy kuratorkami z Polski, bo to jest dla nas ważne. Aneta była równocześnie aktywną i skuteczną ambasadorką gdańskiej sceny artystycznej. Dzięki niej dowiadywaliśmy się w Polsce i za granicą o ciekawych, ważnych gdańskich artystach i artystkach. Aneta miała przy tym bardzo dobre wyczucie do nowych, młodych talentów wokół siebie. Z jej powodu jeździliśmy też regularnie do Gdańska, żeby uczestniczyć w organizowanych przez nią projektach i wystawach. Działalność kuratorska, organizacyjna i promocyjna Anety Szyłak uczyniła Gdańsk ważnym miejscem na scenie progresywnej sztuki.
Kiedy na bazie Fundacji Wyspa Progres stworzyli z Grzegorzem Klamanem Instytut Sztuki Wyspa w 2004 roku, obydwoje zaprosili mnie do Rady Fundacji. Razem z byłym ministrem Januszem Lewandowskim odbywaliśmy posiedzenie Rady w budynku szkoły budowy okrętów (dzisiejszym NOMUS-ie), w potwornym zimnie i przenikliwej wilgoci – z wodą stojącą w piwnicy. Warunki pracy Anety nigdy nie były łatwe. Przez całe życie ponosiła konsekwencje swojej postawy. Byłam świadkiem jej cierpienia po utracie Łaźni, a potem NOMUS-a. Zawsze walcząca z niedofinansowaniem, przez większość tych lat była w sytuacji prekarnej, utrzymując się z honorariów projektowych i zleceń.
A przecież była wybitną wizjonerką, myślicielką i pionierką w zakresie wiedzy i praktyki kuratorskiej oraz refleksji o sztuce. Idea, żeby prezentować polską sztukę współczesną w Stanach poprzez twórczość artystek, pokazywała – w 2003 roku – że jej stan świadomości wyprzedzał polski mainstream kuratorski co najmniej o dekadę. Jej sposób pracy z dziedzictwem społecznym i historycznym Stoczni Gdańskiej był absolutnie bezprecedensowy. Wystawa Drogi do wolności, autoryzowana przez prowadzoną przez nią Łaźnię, wraz z wystawą rekonstrukcyjną Roberta Rumasa w Sali BHP, przetarła drogi innym projektom, pokazującym namacalne przykłady życia codziennego w PRL-u. Przypadkiem takiego powtórzenia była chociażby aranżacja wystawy stałej w Centrum Historii „Zajezdnia” we Wrocławiu. Bramy Grzegorza Klamana z tej samej wystawy były początkiem rozliczeń z problematyką spuścizny komunizmu, ale i okresu transformacji, tak istotną w działalności Instytutu Sztuki Wyspa.
Pamiętam, jak niesamowite wrażenie zrobiły na mnie takie wystawy, jak BHP (2004) i Strażnicy doków (2005). Czytanie historii Polski przez historię przemysłu ciężkiego i industrializacji otworzyło ciekawą perspektywę na te problemy w świecie sztuki – było to magiczne i odświeżające intelektualnie. W działalności Anety Szyłak było bardzo charakterystyczne to, że przy całej podbudowie teoretycznej miała niesłychane wyczucie, wrażliwość i słuch na zmysłowe jakości materiałów, rękodzieło i wszelkie fenomeny artystyczno-technologiczne. A przecież nie była absolwentką historii sztuki czy akademii. Paradoksalnie to, że była absolwentką polonistyki, słuchaczką wykładów Marii Janion na Uniwersytecie Gdańskim, przygotowało ją znacznie lepiej do konfrontacji ze sztuką krytyczną doby transformacji, niż nas, historyków sztuki. Ona dysponowała już z racji swojego wykształcenia narzędziami krytyczno-literackimi do opisu zjawisk, my tych narzędzi musieliśmy się dopiero uczyć. Była też Aneta w ten sposób pierwszą w Polsce przedstawicielką współczesnego kuratorstwa – zawodu, który wymaga wielu różnych talentów i kompetencji, pochodzących z różnych pozaartystycznych dyscyplin. Teoretyczne opracowania praktyki kuratorskiej były też jedną z głównych dziedzin jej zainteresowań – chociażby wspominając wydana wspólną z Andrzejem Szczerskim pokonferencyjną publikację The Mouse Trap Book (2007) czy ostatnie Hipotezy awangardowe z 2017 roku i – last but not least – nigdy nie ukończoną z braku czasu i środków utrzymania dysertację doktorską Curating Context / The Palimpsest, pisaną na Goldsmith w Londynie pod kierunkiem Irit Rogoff. Dodam jeszcze, że Aneta Szyłak wystawą The Estraingment, prezentującą artystów z Kurdystanu, otworzyła polskiej scenie artystycznej widok na perspektywę postkolonialną i było to już ponad 10 lat temu…
Jak długo bym jeszcze nie mówiła, nie uda mi się dzisiaj wypowiedzieć całego życia Anety Szyłak. Wierzę, że jej dorobek krytyczny dopiero teraz doczeka się spokojnej analizy, zrozumienia i zainspiruje nas do nowych myśli i czynów. Dzisiaj musi nam wystarczyć wiedza, że żegnamy osobę, która wyznaczała kamienie milowe w rozwoju gdańskiej sceny sztuki współczesnej – tworząc i współtworząc kolejne instytucje – Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia, Instytut Sztuki Wyspa, Fundację i festiwal Alternativa, a w końcu NOMUS – gdańską kolekcję sztuki współczesnej oraz nowe muzeum. Nie wiem, czy żyją gdzieś jeszcze tacy olbrzymi, którzy mogliby unieść dalej jej misję.
Żegnaj Aneto! Będzie nam Ciebie bardzo brakowało!
10 listopada 2023
Gość-inność myśli Anety Szyłak
Tomeka Kitlińska
Zmarła 31 października 2023 Aneta Szyłak – oto kuratorka jako autorka wystaw, tekstów i performatyki (tworzenie wykładów kuratorskich, zdarzeń, instytucji); twórczyni obrazów, pism, idei – tudzież ich ucieleśnień; zawsze stawiająca najwyżej podmiotowość dzieł sztuki i artystek – ale także własną podmiotowość. W swych dziełach Szyłak gościła miłość (wystawa Centrum Sztuki Współczesnej w Gdańsku nosiła tytuł All You Need Is Love), płeć kulturową (ekspozycja na Long Island Architectures of Gender: Contemporary Women’s Art in Poland wraz z katalogiem) oraz Agambenowską, Kristevowską, i w końcu Szyłakowską wspólnotę, która nadchodzi (wykład performatywny Kuratorski atlas zdarzeń w szczecińskiej Trafostacji). Tworzyła gość-inne dzieło: oeuvre de l’hospitalité. Gość-inność stanowi ideę różnorodności kultur: od Gilgamesza, Biblii Hebrajskiej, Koranu, Mahabharaty, omotenashi w Japonii – poprzez Immanuela Kanta, Emmanuela Levinasa, Hélènę Cixous, Jacques’a Derridę, Julię Kristevę, Cezarego Wodzińskiego – aż do wystawy Wrogościnność kuratorowanej przez Kamila Kuskowskiego i Jarosława Lubiaka. Jestem zmuszona stworzyć tę listę, aby uświadomić powagę problematyki intelektualnej, którą podejmuje Szyłak.
W mej interpretacji Aneta Szyłak staje się autorką totalną; to jednak autorka zarówno posttotalitarna, jak i posttotalna. Szyłak posttotalnie otwiera się na Inne-Innych-Innx ze swą gość-innością; posttotalitarnie – zmaga się z brutalnością postkomunizmu w naszej części Europy, a także z banalnością postmodernizmu w teorii kuratorstwa. Aneta Szyłak staje się twórczynią – powtórzę – dzieł własnych (niech mi wolno będzie posłużyć się archaizmami) ekspozycyj-i-xiąg-i-zdarzeń! Katalogi wystaw i publikacje, przy których i nad którymi pracowała – to oryginalne myślowo teksty. To także istne dzieła sztuki.
Za modernistycznym dialogizmem Michaiła Bachtina można rzec, że autorka kreuje oryginalne pojęcie „kontekstu kuratorskiego”. To znamienne, iż negliżuje zaprzeszły postmodernizm, a sięga do nowoczesności, do idei, na których wszystkie byłyśmy wychowane. Kontekst kuratorski Szyłak obejmuje czy też – w mej terminologii – gości miejsce praktyki kuratorskiej: fizyczne i materialne, opowieściowe (narracje zamieniły się w Polsce we frazes polityki codziennej) i relacyjne. Jak pisała sama twórczyni, jej stawką było przejście od optyki „epistemologicznej i aksjologicznej do tego, co kuratorskie, co różni się od dialektyki autonomii/zaangażowania”; dialektyka ta jest „nie do rozwiązania”, jak wywodzi Szyłak (przekładam z angielskiego oryginału autorki, napisanego w trakcie jej badań w Goldsmith’s College w Londynie).
W mej interpretacji Aneta Szyłak staje się autorką totalną; to jednak autorka zarówno posttotalitarna, jak i posttotalna. Szyłak posttotalnie otwiera się na Inne-Innych-Innx ze swą gość-innością; posttotalitarnie – zmaga się z brutalnością postkomunizmu w naszej części Europy, a także z banalnością postmodernizmu w teorii kuratorstwa.
Aneta Szyłak podejmuje rękawicę i własno-ręcznie buduje swą koncepcję i realizację Autorki, tudzież ciałoduszę studiów i praktyk kuratorstwa – wbrew Rolandowi Barthesowi: autor zmartwych-wstaje! Aneta Szyłak dekolonizuje i decentralizuje sztukę w Polsce. Wierzy w społeczeństwo obywatelskie, ale też buntownicze osoby artystyczne; analizuje mecenat państwowy, ale i prywatny.
Generalnie, Aneta Szyłak – w mojej closer reading jej dorobku (idąc za pojęciem filozofa tekstu, Geoffreya H. Hartmana) – zaleca ratunek świata, po hebrajsku Tikkun Olam. Sztuka dla niej staje się służbą obywatelską i uchodźczą, performatyką ku zmianie społecznej – oraz pielęgnacją owej zmiany społecznej. Pisarka-kuratora kieruje naszą uwagę ku ośrodkom artystycznym poza stolicą w Polsce i poza centrami na świecie. Szyłak rozwija i kwestionuje zarazem tradycję, a także konfrontuje nas głęboko z pracami, głosami, manifestami naszych Przodkiń i nas samych.
O wystawie Anety Szyłak Architectures of Gender Elżbieta Matynia – socjolożka z New School – pisała, że to projekt EnGendering Democracy: Women Artists and Deliberative Art in a Transitional Society. Matynia dostrzega zatem działania kuratorskie Szyłak jako tworzenie demokracji performatywnej w społeczeństwie-transformacji (transitional society).
Aneta Szyłak gości postpostmodernistyczną teorię kuratorowania Irit Rogoff czy Griseldy Pollock. Jest feministką, artywistką i działaczką społeczeństwa obywatelskiego (zakłada bowiem niezależne przestrzenie kuratorskie). Na gość-inność myśli Szyłak składa się – moim zdaniem – zapraszanie, care, współ-praca i partnerstwo. Filozofka sztuki Ewa Majewska pisze, że dla Waltera Benjamina proces przekładu winien rozwijać się miłośnie. Aneta Szyłak tworzy domy, gdzie gości kobiety, Kurdki i Kurdów, osoby wszelkich płci kulturowych, tożsamości seksualnych i orientacji uczuciowych, wykluczonych ekonomicznie.
To Aneta Szyłak jest następczynią Piotra Piotrowskiego i jego pojęcia oraz praxis muzeum krytycznego, następczynaniami_x zaś Anety stają się wszystkie osoby, które tak jak ona wyznają zasadę gość-inności w sztuce, życiu, pisaniu – myślo-tworzeniu. Szyłak tworzy „atlas” (czyżby za Abym Warburgiem? to wymaga dalszych badań!) „zdarzeń kuratorskich”. Z kuratorstwa-i-tekstów-i zdarzeń Anety Szyłak my wszystkie. Dlatego food artist, Anna Królikiewicz, stworzyła na (chwilowe) pożegnanie Anety ucztę żałobną jako sublimację naszej utraty. Uczta-instalacja Królikiewicz skonstruowała (także na chwilę) wspólnotę wdzięczności dla Anety Szyłak.
O produkcji pasji. List pożegnalny dla Anety Szyłak
Jacek Niegoda
W swoim poście na Facebooku Piotr Wyrzykowski wspominał, że gdy na początku lat 90. siedział z Mikołajem Jurkowskim na podłodze pod ścianą w Galerii Wyspa, chichrając się jak zwykle, pierwszy raz zobaczył Anetę. Wchodziła do galerii z Grześkiem Klamanem, a Piotr i Mikołaj spojrzeli na siebie, kwitując: „Teraz wszystko się zmieni i już nie będzie jak dawniej!”.
I rzeczywiście: od tego momentu wszystko się zmieniło. Do tej pory sztuka krytyczna, zaangażowana, społecznie funkcjonowała w Gdańsku poza oficjalnym obiegiem instytucjonalnym. W Gdańsku w ogóle nie było instytucji, która zajmowałaby się prezentowaniem sztuki współczesnej. Artyści sami organizowali pokazy i wystawy: w krzakach, ruinach i pustostanach.
Nie da się zaprzeczyć, że jesteśmy dosyć zatomizowanym środowiskiem artystycznym, składającym się z wielu różnych osobowości. Mamy swoje gwiazdozbiory, orbity i wolne elektrony. Jako środowisko rozrastamy się jak komórki grzybni: poprzez pączkowanie i podział. Tam, gdzie była jedna grupa – za chwilę są dwie; tam, gdzie była jedna fundacja – są trzy stowarzyszenia. Cechuje nas wielość i różnorodność. I poczucie wyjątkowości. Dzielimy się, pączkujemy, orbitujemy, nawiązujemy i zrywamy nici współpracy, budujemy sieci przepływów i kontaktów.
Tym, co charakteryzowało pracę Anety, jest silnie w niej obecny afekt. Obca jej była postawa kuratora-technokraty na chłodno wypełniającego tabelki Excela. Jej praca była w pełnym tego słowa znaczeniu pracą afektywną – pracą międzyludzkiego kontaktu i interakcji.
W latach 90. Aneta znalazła się w centrum takiej struktury. Jako kuratorka starała się na tej tkance relacji, na tej grzybni, pracować. Ująć ją w ramy instytucjonalne, dzięki którym nasza aktywność artystyczna mogła być pokazana i opisania w szerszym kontekście, polskim i międzynarodowym.
W katalogu do wystawy Public Relations, zrealizowanej w 1999 roku w świeżo utworzonej i kierowanej przez nią instytucji CSW Łaźnia, pisała: „Wystawa ta jest dziełem w procesie o tyle, o ile stanowi jeden z możliwych sposobów opisu tego środowiska, jedną z możliwych do opowiedzenia historii. Pokazuje ona potencjał gdańskiego środowiska artystycznego subiektywnie wyselekcjonowany i będący wynikiem określonych procesów historycznych, politycznych i edukacyjnych. Jako przesłankę spajającą wystawę zdecydowałam się wybrać szeroko rozumiane związki społeczne – od więzi międzyludzkich po skomplikowane struktury społeczne”.
Tym, co charakteryzowało pracę Anety, jest silnie w niej obecny afekt. Obca jej była postawa kuratora-technokraty na chłodno wypełniającego tabelki Excela. Jej praca była w pełnym tego słowa znaczeniu pracą afektywną – pracą międzyludzkiego kontaktu i interakcji.
Istota tej pracy nierzadko miała trudny do zmierzenia charakter. Praca ta polegała na produkcji pasji, podekscytowania i satysfakcji, poczucia łączności i wspólnoty. Podobnie jak sztuka, która manipuluje emocjami, praca Anety polegała w najlepszym tego słowa znaczeniu na manipulowaniu afektami. Aby lepiej zrozumieć emocjonalny charakter jej pracy, odwołać się trzeba do tego, co feministyczne – tego, co wytwarza praca afektywna.
Efektami tej pracy są sieci społeczne.
Aneta w sposób wyjątkowy potrafiła z pasją przekonywać do sztuki współczesnej i tkać sieć popierających jej plany instytucjonalne polityków i polityczek, ale przede wszystkim artystek i artystów. Tę sieć relacji widać było za każdym razem szczególnie wtedy, kiedy w sposób krzywdzący zmuszano Anetę do opuszczenia ledwo co utworzonych przez nią instytucji. Zarówno w przypadku CSW Łaźnia, jak i NOMUS-a artyści pisali w jej obronie apele i podpisywali petycje.
Pomimo tak dotkliwych uszczerbków i strat Aneta nigdy nie utraciła pasji do budowania nowych relacji. Ostatnio pracowała między innymi nad projektami w Brazylii, planowała też start w konkursie na wystawę w Pawilonie Niemieckim w Wenecji w 2026 roku.
Apeluję, abyśmy ze względu na szacunek dla Anety i jej pracy nie ustawali w wysiłkach dokończenia jej dzieła w postaci utworzenia z NOMUS-a pełnowymiarowej samodzielnej instytucji Nowego Muzeum Sztuki w Gdańsku.
Magda Raczyńska napisała w poście pożegnalnym o Anecie Szyłak: mistrzyni pasji, patosu i kreacji, która z poszukiwania miłości uczyniła sztukę. Zostałaś w nas jak grzybnia!
CHAPEAU BAS ANETA!
10 listopada 2023
Tomeka Kitliński — filozofka, artywistka, profesora Akademii Sztuki w Szczecinie. Obroniła dyplom Tekstu i Obrazu pod kier. Julii Kristevej na Uniwersytecie Paryskim 7. Wśród książek: Dream? Democracy! A Philosophy of Horror, Hope & Hospitality in Art & Action, Obcy jest w nas, Parallel Lines (z Angusem Reidem), Love.Hate (z Dariuszem Fodczukiem), a także Miłość i demokracja (z Pawłem Leszkowiczem). Współkuratorowała wystawy Healing War through Art, Wojna & pokój i Gość-inność OPEN CITY. Publikowała w „Art in America”, „dos jidysze wort”, „Social Research”, „Magazynie Sztuki”, Palgrave Macmillan, Routledge, New York University Press, AICA Press, Wydawnictwa IBL, a także IFiS PAN.
Więcej