Anarcho-konserwatystka. O rysunkach Aleksandry Waliszewskiej
Rysunki Aleksandry Waliszewskiej są dziś wszędzie. Na wystawie w MSN, na okładkach notesów w sklepie Bęc Zmiana, na pulpicie komputera znajomej pisarki. Na Facebooku lubi ją 72 tys. osób. Jak ostatnio odkryłam, jej prace pojawiają się również w formie tatuaży. Nagłówek pewnej strony internetowej głosi: „Artysta z Kanady tworzy efektowne tatuaże. Na liście osób inspirujących tatuażystę znalazła się nawet polska artystka, Aleksandra Waliszewska.” Waliszewska jest więc wszędzie: zarówno w prywatnych galeriach jak i na ścianach najważniejszych publicznych instytucji sztuki. Pojawia się w formie hipsterskich gadżetów, jako inspiracja eksperymentalnych filmów, jako tatuaż zrobiony na urodziny. Jej rysunki doskonale prezentują się zarówno w formie artystycznych książek (ostatnia Złote rączki drżą) jak i jako motyw ozdobny na notesach.
Skąd ta popularność Waliszewskiej? Co takiego jest w tej sztuce, że przyciąga tak wiele osób: kuratorów, Szczepana Twardocha oraz „blogerki modowe”? I czy coś ją łączy z ostatnią książką Michela Houellebecqa Uległość?
Przemoc
Popularność ta jest szczególnie zaskakująca w obliczu faktu, że niewątpliwie głównym tematem sztuki Waliszewskiej jest przemoc: fizyczna, seksualna, emocjonalna oraz psychiczna. Jej postacie są często ukazane w stanach skrajnego udręczenia: na kolejnych rysunkach patrzymy jak są one obdzierane ze skóry, gwałcone, ćwiartowane, rozrywane na strzępy. Ich ciała oraz umysły są otwierane na naszych oczach. Wypełzają z nich wnętrzności oraz kolejne koszmary. Przemoc jest wszechobecna, wydaje się jedyną zasadą rządzącą całym światem. W rzeczywistości Waliszewskiej istnieją przede wszystkim dwie role: ofiary albo kata.
Dlatego też należałoby sprecyzować: tematem rysunków Waliszewskiej jest „mityczna przemoc” czyli przemoc bez wyjścia, wieczna, powtarzająca się, niezrozumiała. Taka jak w mitach greckich lub w czasach przedsokratejskich. Niezapośredniczona przez żadne prawa, instytucje czy sądy. René Girard w swojej książce Sacrum i przemoc zauważa, że taka przemoc jest „podobna do ognia, który ogarnia wszystko, co staje mu na przeszkodzie”, ale moglibyśmy się również odwołać „do burzy, do trzęsienia ziemi, w końcu do dżumy”. Jedna z tez Girarda głosi, że cała kultura powstała jako sposób przeciwdziałania wobec tej pierwotnej żądzy mordu, która za każdym razem grozi rozpadem całego społeczeństwa. Stąd też pochodzi prastary rytuał „kozła ofiarnego”, który miał doprowadzić do przerwania systemu samonapędzającej się przemocy. Kozioł ofiarny musi zostać poświęcony, aby przywrócić równowagę. Ten mechanizm zresztą działa do dziś. W dalszym ciągu w sytuacjach kryzysowych szukamy jakiś winnych, których należy poświęcić. Według Charlesa Taylora żadna świecka cywilizacja nie wprowadziła jak dotąd w stu procentach pewnych „bezpieczników” pozwalających uniknąć uruchomienia się tego mechanizmu w momencie kryzysowym. Co ciekawe, postać kozła jest częstym motywem w rysunkach Waliszewskiej, co można zarówno interpretować jako odniesienia do okrutnej religii greckiego antyku jak i do samego mechanizmu kozła ofiarnego jako symbolicznej figury reprezentującej wszelką ślepą przemoc. W tej perspektywie postać kozła oraz ognia (który również często pojawia się w jej pracach), zlewają się tworząc obraz niezatrzymywanej fali przemocy przetaczającej się przez rzeczywistość.
Jednocześnie trudno pozbyć się wrażenia, że u Waliszewskiej owa przemoc jest ukazana jako potężna siła demaskująca ułudę spokojnej, skodyfikowanej codzienności. Codzienność jest dla mięczaków. Podobnie jak u Lacana – prawda, Realne, „podszewka świata” czyli jedyne rzeczy warte poznania – są bólem zadawanym oraz odczuwanym. Tylko w tych momentach człowiek zbliża się do poznania swojej esencji czy tożsamości. Przemoc oczyszcza świat ze wszystkiego co niepotrzebne, ukazuje jego sedno, które w pracach Waliszewskiej przyjmuje zarówno symboliczną jak i rzeczywistą formę wnętrzności, kości, krwi. W tej perspektywie wyraźnie widać konserwatywny światopogląd Waliszewskiej. Jej rysunki ukazują bowiem wiarę w oczyszczającą siłę przemocowej transgresji, znoszącej świat pozorów. Agata Bielik-Robson w swoim szkicu o Žižku nazywa tę postawę anarchokonserwatyzmem, powołując się na „estetykę szoku” Ernsta Jüngera czy „podróż do kresu nocy” Louis-Ferinand Céline’a. Myślę, że to określenie – anarchokonserwatystka – jest bardzo adekwatne do określenia twórczości Waliszewskiej.
Uległość
Warto chwilę dłużej zastanowić się nad podobieństwem jej twórczości do tekstów Jüngera. Rysunki Waliszewskiej przypominają jego słynny esej O bólu zaczynający się od słów: „Istnieje kilka wielkich i niezmiennych miar, które pokazują znaczenie człowieka. Do tych miar należy ból; jest on najmocniejszą próbą w łańcuchu prób, który zwykliśmy nazywać życiem”. W eseju pada również zdanie: „Zdradź mi jaki masz stosunek do bólu, a powiem ci, kim jesteś!”. Cierpienie okazuje się więc główną miarą człowieka. W dalszej części eseju niemiecki pisarz stwierdza, że najdoskonalsze obrazy udręczonego ciała wyszły „spod pędzla dawnych mistrzów: Hieronima Boscha, Breughla, Cranacha”. Ich precyzja i technika pozwoliły im oddać obiektywny, anatomiczny w swojej dokładności obraz bólu. Mam wrażenie, że ta myśl doskonale współbrzmi z uwielbieniem Waliszewskiej dla starych mistrzów. Zresztą do trzech malarzy wymienionych przez Jüngera należałoby również dodać czwartego: Matthiasa Grünewalda, którego obrazy ukazujące torturowanie Chrystusa były w stanie poruszyć nawet cynicznego i „programowo obojętnego” bohatera Uległości Michela Houellebecqa. Średniowieczny oraz wczesnorenesansowy obraz udręczonego ciała staje się odpowiedzią na współczesny kryzys zarówno demokracji jak i projektu nowoczesności. Dla francuskiego pisarza szczególnie „wieki średnie” okazują się nowym punktem odniesienia dla współczesności zarówno pod względem ideologicznym, politycznym jak i estetycznym. Średniowiecze staje się obiektem fascynacji wraz z jego brutalnością, mistycyzmem, rozmachem polityki imperialnej.
Przez pryzmat fascynacji „wiekami średnimi” można również odczytać rysunki samej Waliszewskiej. Okazują się one bowiem bardzo atrakcyjne dla współczesnego człowieka jako alternatywny projekt wobec „dekadenckiego i słabego” Zachodu. Ukazują świat, w którym projekt nowoczesności się nie powiódł, wręcz rozpadł się na naszych oczach, ustępując pod powracającymi siłami religii, irracjonalności oraz bezpośredniej „nagiej” siły. Liberalizm i humanizm zostają odstawione na półkę z etykietką „passé” ponieważ nie są w stanie nadać dostatecznego sensu życiu jednostek (jak stwierdza bohater Uległości: „humanizm się nie sprawdził, nie łagodzi mojego lęku przed śmiercią ani nie daje mi poczucia sensu”).
Warto się również zastanowić nad religijnym wymiarem prac Waliszewskiej. Jeżeli jednak w jej pracach mamy do czynienia z jakąś religią to według mnie raczej tylko z gnostycyzmem. Ukazują one bowiem rzeczywistość jako złą, skażoną, naznaczoną jakimś fundamentalnym błędem. Nie ma w niej nic do ocalenia, ale wyłącznie do wymazania. Przez ostatnie lata w polskiej humanistyce dużo mówiło się o mesjanistycznym wymiarze różnych odłamów religijnych lub stanowisk filozoficznych. Świat z rysunków Waliszewskiej znajduje się na jego antypodach. Jest to rzeczywistość potwornego ciążenia siły grawitacyjnej, która coraz bardziej wciska wszystkich w błoto. Nikt się nie może z niej wyrwać, nie ma też żadnej obietnicy, na której realizację warto czekać. Co więcej, wygląda na świat całkowicie pozbawiony Boga, który swoją zewnętrzną ingerencją przerwałby zamknięte koło przemocy. A nawet jeżeli jakiś Bóg jest, to jest to niedostępny Bóg gnostyków, który opuścił swoje dzieło.
Pożądanie
Równie ciekawym tematem co sama treść rysunków Waliszewskiej jest sposób, w jaki cyrkulują one w szerszym polu kulturowym. Jak już wspomniałam we wstępie, obok obiegu galeryjnego funkcjonują one w formie gadżetów stając się fetyszem dla klasy średniej. Ten związek przemocy i kapitalizmu jest szczególnie ewidentny jeżeli przyjrzymy się jakie produkty powstają na podstawie jej rysunków. Są to produkty adresowane do zamożnego mieszczaństwa takie jak limitowana seria notesów, unikalne wzory tatuaży czy ubrania z butików. Pragnienie oglądania przemocy łączy się z chęcią posiadania. Uważam, że jest to niepokojący aspekt prac Waliszewskiej: łatwość z jaką wnikają w szeroki obieg, stając się pożądanym dobrem na granicy mody, designu i sztuki współczesnej. Przemoc znajduje poklask, staje się modnym dodatkiem do kawy i nowych wiadomości na Facebooku.
Dlatego też możemy stwierdzić, że w przypadku popularności Waliszewskiej, „estetyczna fascynacja” i tanatyczne zauroczenie śmiercią okazują się silniejsze niż oświeceniowa tożsamość oparta na hasłach racjonalności czy świeckości. Większość konsumentów i tak nie zastanawia się nad kulturowym znaczeniem jej rysunków. Ani nie czyta wywiadów udzielanych przez artystkę. A szkoda. Być może zastanowiłby ich np. fragment wywiadu z Maurzio Cattellano, w którym Waliszewska przyznaje się wprost do swojej fascynacji kulturą skinheadów jako reprezentantów „prawdziwej męskości”. Przywołuje przy tym taki obrazek: „Pamiętam scenę z pewnego parku, gdzie zbierali się ludzie po darmowe jedzenie Hare Kriszna. Nagle zapanował wśród nich popłoch, a zza drzew wybiegła grupa skinheadów. Pięknie wyglądali na tle parku i prześwitującego przez drzewa słońca”. Wspomnienie Waliszewskiej przyjmuje formę gotowego obrazu, tableau, w którym „miękki” liberalno-demokratyczny porządek zostaje zmieciony przez nagłe pojawienie się nowej, zdyscyplinowanej siły. Wtargnięciu temu towarzyszy quasi mistyczne światło jak na średniowiecznych obrazach ukazujących nadejście krzyżowców.
Dlatego też popularność rysunków Waliszewskiej odczytuję równolegle do radykalizujących się tendencji europejskiego (w tym również polskiego) mieszczaństwa. Wzrasta zapotrzebowanie na nowe tożsamości, bardziej zdefiniowane i określone niż te, które charakteryzowały czas „płynnej nowoczesności”. Tamta epoka, lat 90. oraz początku 2000, ma się dziś wyraźnie ku schyłkowi. Według Houellebecqua zmierzamy do nowego średniowiecza spod znaku powrotu religii, silnej władzy centralnej, konserwatywnych wartości oraz imperialnych aspiracji dążących do przeformułowania geopolitycznej roli kontynentu europejskiego. I zjawisko to nie dotyczy jakiegoś marginesu społeczeństwa, ale samego jego centrum czyli klasy średniej. To właśnie ona będzie w następnych latach decydowała o kierunku zmian. Ta perspektywa nie napawa mnie optymizmem.
Otwieram Facebooka. Ostatni rysunek Waliszewskiej zamieszczony 19 stycznia br. ma 988 polubień. 41 razy został udostępniony na prywatnych profilach. Rysunek przedstawia chłopca (?) wpatrującego się w dół. U jego stóp leży dziewczynka – pająk. Chłopiec pali papierosa. Patrzy zafascynowany. Zastanawiam się nad tym jak bardzo ta fascynacja jest niepokojąca.
Dorota Jagoda Michalska – historyczka sztuki, krytyczka i (czasami) kuratorka mieszkająca między Warszawą, Londynem a Wiedniem. Pisała m.in. dla Afterall, Kajet Journal, Post. Notes on Art in a Global Context, L’Internationale, ArtMargins i e-flux. Jej tekstu ukazały się również w katalogach Biennale w Wenecji (2019), Biennale Matter of Art w Pradze (2022) i Narodowej Galerii Zachęta. W 2023 ukończyła doktorat na Uniwersytecie Oxfordzkim a jej zainteresowania badawcze skupiają się na post/de kolonializmie i globalnych historiach sztuki.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Aleksandra Waliszewska