Sztuka prawicowego buntu
„Polityczne zaangażowanie sztuki współczesnej jest tyleż intensywne, co oderwane od politycznej rzeczywistości” – narzekał Stach Szabłowski na łamach „Dwutygodnika” w tekście o znamiennym tytule Wyborny trup. Jednym z pretekstów do jego napisania była wystawa Strategie buntu, przygotowana przez Piotra Bernatowicza w poznańskim Arsenale.
Stach Szabłowski uznał wystawę za nieporozumienie. „Kurator doprowadził do katastrofy – bomba wybuchła mu w rękach” – podkreśla. Tymczasem Strategie buntu to jedna z najciekawszych ekspozycji ostatnich lat. Pozwala bowiem postawić pytania o obecność w świecie sztuki postaw innych, niż liberalno-lewicowe, o relacje artystów z otaczającą ich rzeczywistością (można wiele zarzucić twórcom pokazanym w Poznaniu, ale na pewno nie oderwanie od tego, co tu i teraz), o model „sztuki konserwatywnej” (cokolwiek to hasło miałoby oznaczać), wreszcie – chociaż ta kwestia wychodzi dalece poza obszar sztuki – o kształt polskiego konserwatyzmu, o to, do jakich wartości on się odwołuje, a jakie odrzuca.
Pięciu buntowników
„Wystawa zaprezentuje sztukę, którą można odczytywać jako wyraz sprzeciwu i buntu wobec współczesnych nurtów społecznych i kulturowych totalizujących myślenie i destruujących wartości. Pojęcie artystycznego buntu zostało dziś pozbawione związanego z nim niegdyś etosu” – można było przeczytać w tekście zapowiadającym wystawę. I dalej: „Bunt spowszedniał. Są jednak obszary współczesności wobec których artyści buntują się rzadko. Obszary, które podporządkowane zostały politycznej poprawności manipulującej językiem i sposobem myślenia o świecie. Na miejsce pojęć i wartości umożliwiających rozumienie świata wprowadza tyranię komunałów”.
Piotr Bernatowicz postanowił zatem pokazać pięciu buntowników – w tym jednego grupowego i jednego nieżyjącego od ponad 30 lat. W znacznej części jest to twórczość wprost odnosząca się krytycznie do rzeczywistości III RP i odwołująca się do wartości konserwatywnych i prawicowych. Twórczość nieuciekającą od ideologicznych, politycznych, a nawet partyjnych deklaracji.
W samym centrum wystawy znalazły się Klocki (2014) Jacka Adamasa. To rodzaj zabawki edukacyjnej: z wielkich sześcianów można układać napisy. Ten, w Arsenale, przywołuje znane hasło z demonstracji prawicowych: „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”. Za nimi zawieszono tkaninę z namalowanym czarnym znakiem będącym połączeniem swastyki oraz sierpa i młota (Dwa totalitaryzmy (inspirowane pracą The Krasnals, 2013). Jest wielka świnia, którą Adamas od pewnego czasu „wystawia” w proteście, np. przed występami rosyjskiego chóru. W Poznaniu jest wersja, w której całe zwierze zostało udekorowane sztucznymi kwiatami (w nawiązaniu do Tęczy Julity Wójcik). Są też zapisy akcji Adamasa, w tym umieszczenia w 2013 roku tablicy na ścianie budynku ówczesnego biura poselskiego Tadeusza Iwińskiego: „Komitet Wojewódzki PZPR w Olszynie Tow. Sekretarz Iwiński”.
Z kolei jedną ze ścian galerii zajęły plakaty Wojciecha Korkucia z jego projektu Ruch Higieny Moralnej. Autor wykorzystuje proste, wyraziste hasła, czasami bardzo sprawnie i pomysłowo łącząc słowo z lakonicznym obrazem. Trzeba przyznać, że bardzo sprawnie odwołuje się do tradycji polskiej szkoły plakatu, grając jednocześnie rozmaitymi stylistykami. Jedne plakaty odnoszą się do aktualnych sporów ideologiczno-politycznych. „Jeszcze Polska nie zginęła… …. ale rząd nad tym pracuje” głosi jeden z nich (z 2013 roku), a na afiszu znalazła się biało-czerwona flaga z przykręconym do niej kranem z którego spływa biało-czerwona stróżka. Inne do sporów światopoglądowych. Na jednym z plakatów widnieje wielki członek oraz hasło „Jesteś homo? OK. Ale nie spedalaj nieletnich”, z dodatkowym dopiskiem „[zwłaszcza za pieniądze]” (praca z 2011 roku). Na innym mały aniołek z poradą: „Feministko, użyj mózgu przed stosunkiem. Nie pieprz bez sensu!” (plakat z 2014 roku).
Antykomunizm, spory o aborcję i prawa mniejszości seksualnych, feminizm, obecność Polski w Unii Europejskiej oraz ocena okrągłego stołu i III RP – to tematy stale przewijające się przez całą ekspozycję. Są tu też pytania o polską pamięć (bardzo dobry plakat Korkucia Wołyń’43 z 2011 roku). Wiele tych wątków jest też obecnych w pracach The Krasnals, od dawna uchodzących za czołowych „buntowników”, zajadle krytykujących „główny nurt” polskiej sztuki. Paradoksalnie, w Arsenale ich prace wydają się jedynie dodatkiem czy dopiskiem do Adamasa i Korkucia. Owszem, powielają stary, popularny wśród skrajnej prawicy koncept Unii Europejskiej jako nowego Związku Sowieckiego (Zatańcz ze mną, 2011), komentują ustąpienie Benedykta XIV czy też słowa Baracka Obamy na temat obozów zagłady. Jednak ich starania wypadają trochę blado wobec radykalizmu połączonego z wyczuciem formy Korkucia czy swoistej „naiwności” Adamasa, z uporem uprawiającego bycie „obywatelem artystą”.
Może nie powinno to dziwić, bo działania The Krasnals od dawna można odczytać jako ofertę w istocie skierowaną do głównego nurtu polskiej polityki i mediów, a ukrywający się za tym pseudonimem stale szukali dostępnych dla nich niszy. To ich twórczość entuzjastycznie opisał „Wprost” w swym prawicowym wydaniu, a nagradzać swym paszportem chciała „Polityka”. Dziś zaś, tak obnosząc się ze swą antyestablishmentową postawą, ilustrują teksty dla „Newsweeka”, będącego przecież – w oczach prawicowej krytyki – ucieleśnieniem establishmentu III RP.
W „Newsweeku” właśnie ukazał się cykl wykonany przez The Krasnals portretów kandydatów w wyborach prezydenckich w 2015 roku pokazany na wystawie (nie wszyscy ostatecznie kandydowali). Jest tu Andrzej Duda i Bronisław Komorowski, Paweł Kukiz i Anna Grodzka. Ich twarzom towarzyszą teksty, niejednoznaczne w swej wymowie. „Przepraszam… kim ja jestem…” (przy Dudzie), „Przepraszam, ja chcę na prezydenta, bo żem Polak wspaniały a mój orzeł jest biały!!!” (przy Marianie Kowalskim), „Sorry…” (przy Komorowskim). Być może niejednoznaczność wymusiło miejsce ich publikacji, ale ostatecznie odstają one od przewidywalnej, The Krasnalsowej sztampy. Dodatkowo tę nieoczywistość podkreśla zawieszenie tych portretów obok cyklu Jerzego „Jurrego” Zielińskiego Helsinki z lat 1979-1980, jednej z najbardziej zaskakujących i trochę tajemniczych prac tragicznie zmarłego w 1980 roku artysty, przedstawiającej uczestników zorganizowanej w 1975 roku Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie.
Zielińskiemu, a także Zbigniewowi Warpechowskiemu przypisano na wystawie rolę „patronów” dzisiejszych buntujących się artystów. Oprócz Helsinek pokazano też jego klasyczne prace, zbliżone do graficznych wyrazistych znaków-emblematów, będące grą płaskich plam, w których przenika się kilka zaledwie kolorów: czerwień i biel, niebieski i zielony. Jedz, pij i popuszczaj pasa (1976), odwołujący się do gierkowskiego konsumpcjonizm, przedstawia pas zapinający, czy też kneblujący usta. Z honorem (1974) przedstawia flagę Polski, a właściwi jej strzępy powiewające na wietrze.
Obrazy „Jurrego” są opowieścią o doświadczeniu PRL-u dobry Gierka, ciekawą krytyką ówczesnych zjawisk, które często dziś uległy nasileniu (jak konsumpcjonizm). Jednak na wystawie jego prace zostają wpisane w aktualne spory. W swym komentarzu Bernatowicz kreśli nawet analogie między latami 70. ubiegłego stulecia a współczesnością, podkreślając pokrewieństwa między dobą Gierka, a współczesnym zagrożeniem miękkim totalitaryzmem, spod znaku lewicowo-liberalnej demokracji. Nie wiem, na ile celowo, ale relatywizuje tym samym PRL, który, nawet w wydaniu gierkowskim pozostawał systemem autorytarnym, z cenzurą, ograniczeniami zrzeszania się i podróżowania, a nawet więźniami politycznymi.
Jest wreszcie na Strategiach buntu twórczość Zbigniewa Warpechowskiego, której niemalże w całości poświęcono osobna salę. To najciekawsza część wystawy, nie ograniczająca się do aktualnych, polityczno-ideologicznych sporów, z walką między PO a PiS-em w tle. Piotr Bernatowicz zdecydował się pokazać prace z ostatnich 25 lat, kłopotliwe i trochę spychane na bok, także na wielkiej retrospektywnej wystawie To, zorganizowanej w 2014 roku w warszawskiej Zachęcie.
Warpechowski potrafi być dosadny. W centrum znalazł się obiekt Co jeszcze (2009) – muszla klozetowa do której przytwierdzono deskę ze spisem słów (odrzucanych?), jak kultura, prawda, wiara, honor, dobro czy patriotyzm. Jednak uwagę przykuwa przede wszystkim akcja Róg pamięci z 1997 roku, podczas której artysta powtarzając gest Mojżesza (i na niego stylizowany) rozbija o podłogę kamienne tablice z przykazaniami. Następnie wyrywał kartki z Biblii i wpychał nimi prezerwatywy. Wreszcie układał z nich na koniec napis New Age.
W tym działaniu, na poły szaleńczym gniewie na współczesność, chyba najpełniej ujawnia się skrajnie krytyczna ocena współczesności, z jej sekularyzacją i odejściem od transcendencji. Jest to gest odrzucenia współczesnej kultury, z jej konsumpcyjnym rysem, dominacją mediów i obyczajowego liberalizmu.
Zbigniew Warpechowski dla tej wystawy jest ważny także z innego powodu, zapewne bardziej zasadniczego: swoich deklaracji programowych. Sam określa się jako „konserwatysta awangardowy”, budując – tak pożądany przez Piotra Bernatowicza – pomost między współczesną sztuką a postawami tradycjonalistycznymi. „Ta wystawa mówi językiem sztuki współczesnej. Językiem awangardowym, którym mówią współcześni artyści, którzy pojawiają się w czasopismach o sztuce współczesnej, w centrach czy galeriach sztuki. Tylko mówią co innego, niż dzieła, które stale są tam obecne” – mówił w wywiadzie dla portalu miastopoznaj.pl., odwołując się przy tym wprost do wartości konserwatywnych czy prawicowych.
Co więcej, artyści pokazani na wystawie, wedle Piotra Bernatowicza sięgają po język sztuki krytycznej . Wpisują się w nurt twórczości, której celem – jak pisał kurator wystawy w polemice z Tomaszem Nyczkiem (niezwykle krytycznym wobec Strategii buntu) , opublikowanej w poznańskim dodatku do „Gazety Wyborczej” – „nie jest afirmacja, ale właśnie krytyka, podważanie utartych schematów myślenia, obnażanie ideologicznych dyskursów władzy, także władzy mediów. Krytyka prowadzona jest różnymi środkami, są to czasem środki drastyczne, prowokacyjne, wykorzystujące obrazy obsceniczne czy manipulacje symbolami różnych grup społecznych”.
Pułapki
Wystawa Strategie buntu dobrze pokazuje pułapki, w które wpadają piszący krytycznie o tej wystawie, jak i jej kurator. Nie chodzi tylko o łatwe stygmatyzowanie pokazanych na niej artystów , jak i samego Bernatowicza. Bardziej zasadnicze pytanie dotyczy granic wolności wypowiedzi. Ma rację Marek Wasilewski zauważając na łamach „Czasu Kultury”, że np. hasło „’Feministko! Użyj mózgu przed stosunkiem! …nie pieprz bez sensu!’, można spokojnie określić jako seksistowskie, chamskie i głupie, obrażające wrażliwość wielu odwiedzających galerię kobiet”. Nie tyko ono zresztą może budzić wątpliwości. Jednak szybko dodaje, „w myśl obowiązującego prawa twórcy tych dzieł powinni ponieść konsekwencje prawne, ale jednocześnie […] kuratorzy, artyści, dziennikarze i intelektualiści powinni stawać w obronie swobody ekspresji twórczej niezależnie od tego, czy zgadzają się z jej przekazem, czy nie”.
Inni piszący nie wahali się stawiać pytania o to, czy w galerii publicznej jest miejsce na prezentacje prac ubliżających innym. To wejście na dość grząskie i niebezpieczne pole, bo może prowadzić do prób, podejmowanych także dzisiaj, cenzurowania twórczości artystycznej. Oczywiście, wolność nie jest bezwarunkowa, ale poza bardzo skrajnymi przypadkami, jak wzywanie do przemocy, do każdej próby jej ograniczania trzeba podchodzić z wielką ostrożnością.
Jest jednak pewne „ale”. Piotr Bernatowicz w tekście towarzyszącym wystawie deklaruje, że chce przywrócić kulturze funkcje, które powinna pełnić, czyli przede wszystkim być przestrzenią wolności. Można zatem całkiem zasadnie zapytać, czy np. w jego galerii znalazłoby się miejsce np. na plakat „Jesteś księdzem? OK. Ale nie spedalaj nieletnich” (owszem, głupi, bo mimo rozmaitych, także niedawnych wydarzeń, to dość prostackie uogólnienie, ale to samo można powiedzieć o dziele Korkucia)? Może się mylę, ale zapewne odmówiłby wystawienia takiej pracy.
Znamienne są słowa wypowiedziane przez Piotra Bernatowicza w rozmowie z „Szumem” na temat zakazu wystawienia spektaklu Golgota Picnic. Powołując się na słowa z 1 Listu do Koryntian – „wszystko wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść” – podkreślił, że także „w sztuce wszystko wolno, wszystko można zrobić, ale nie wszystko przynosi korzyść” (nota bene św. Paweł miał na myśli sferę obyczajową, a nie działalność w sferze publicznej).
Sprzeczność zatem? Z jednej strony domaganie się wolności wypowiedzi, z drugiej zaś zgoda na jej ograniczenie. Niekoniecznie. W przypadku Bernatowicza wolność jest ściśle powiązana ze sferą wartości, mających religijne, ale także ideologiczne podbudowanie (zapewne z użyciem słowa „ideologia” kurator Strategii buntu zapewne by się nie zgodził). Z wizją, w których inne wartości – istotne w demokracji liberalnej – wartościami nie są (gorzej: są antywartościami). Można nie zgadać się z taką perspektywą, ale nie możne jej kompletnie ignorować.
Podobnych, nie tylko semantycznych kłopotów jest więcej. Owszem, niektóre z nich można uznać za wynik przyjętej strategii. Jednym ze słów kluczy używanych przy okazji tej wystawy jest „wykluczanie”. W broszurze towarzyszącej wystawie zostało podkreślone, że np. propagowanie przez Adamasa „zaangażowanej, obywatelskiej postawy stało się powodem wykluczenia artysty z głównego nurtu polskiej sztuki” , tymczasem nawet w notce o artyście opublikowanej przez Arsenał jest długa lista instytucji uznawanych za establishmentowe, w których wystawiano jego prace, z Zamkiem Ujazdowskim na czele, a na jego wystawie w 2012 roku w bytomskiej Kronice nie zabrakło pracy TU-SK 154, będącej niemalże dosłownym zobrazowaniem tezy o odpowiedzialności Donalda Tuska za katastrofę smoleńską. A to dzieło znacznie bardziej „niepoprawnego polityczne” niż np. akcja stygmatyzowania od dawna pozostającego na marginesie polityki posła SLD. Podobnie, trudno za wykluczonego uznać Zbigniewa Warpechowskiego (którego Azja jest jedną z „ikon” kolekcji warszawskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej) czy budzącego coraz większe zainteresowanie Jerzego „Jurrego” Zielińskiego (krakowski Zderzak przygotował właśnie kolejną wystawę jego prac, jest on też obecny na The World Goes Pop w Tate Modern).
Znaczna część polskiej prawicy – co już dawno zauważono – sama siebie chętnie opisuje jako uciskaną mniejszość, wykluczaną, stygmatyzowaną, nawet jeżeli taka samoocena może się wydać zewnętrznemu obserwatorowi lekko osobliwa (ale też w ogóle lista „wykluczonych” w Polsce nieustannie się wydłuża). Owszem, odwoływanie się do retoryki odrzucenia nie jest pozbawione racjonalności. Może świetnie służyć do konsolidacji i umacniania jedności własnego środowiska, wzbudzania sympatii i solidarności z prześladowanym, wreszcie być dobrym pretekstem do abdykacji z odpowiedzialności za własne czyny i słowa. Jednak nie chodzi jedynie o socjo-społeczny zabieg, bo – jak to podkreśla m.in. Ludwik Dorn – problemem systemu zbudowanego po 1989 roku jest redystrybucja prestiżu.
Problem jest wreszcie z samym pojęciem sztuki krytycznej. Stach Szabłowski zarzucił kuratorowi wystawy, że ten nie zrozumiał natury języka sztuki, „który chciał zhakować. Krytyczny wymiar sztuki polega na kwestionowaniu i poddawaniu próbie wartości kultury, w której się uczestniczy. Bernatowiczowi krytyczna postawa pomyliła się jednak z krytykowaniem tych, których się nie lubi.” Tyle, że każdy z nich patrzy na ten problem z innej perspektywy.
Stach Szabłowski i wielu innych za punkt krytyki odbiera w istocie świat zewnętrzny, obszar poza mainstreamem, Piotr Bernatowicz otrze krytyki chce wymierzyć w jego samo centrum, definiowane przez niego jako lewicowo-liberalne i pozostające w kontrze do większości społeczeństwa. Inna sprawa, że główny nurt polskiego życia publicznego z ostatniego ćwierćwiecza odwołuje się przede wszystkim do myśli prawicowej czy konserwatywnej oraz do neoliberalnej myśli ekonomicznej. Zmiany, jakie zaszły w ostatnich latach – stosunek do obecności w sferze publicznej kobiet, czy projekt ustawy o związkach partnerskich to zbyt mało, by mówić o jakiejś radykalnym przedefiniowaniu sytuacji w Polsce.
Sztuka dla prawicy?
Wystawa Strategie buntu to propozycja sztuki odwołującej się do wartości konserwatywnych. Odmiennej niż inne propozycje, chociażby te formułowane przez Macieja Mazurka i redagowanego przez niego kwartalnika „Arttak” czy przez Sławomira Marca i Forum Nowej Autonomii Sztuki, w których istotne jest podkreślanie autonomiczności sztuki i jej odrębności od polityki czy ideologii. Strategie buntu, podobnie jak pamiętna, zorganizowana w 2012 roku w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, wystawa Nowa Sztuka Narodowa skupia się na twórcach jawnie sytuujących się po prawicowej czy konserwatywnej stronie polskich sporów ideowych (inaczej, niż zorganizowana w 2011 roku w toruńskim Centrum Sztuki wystawa Thymós. Sztuka gniewu 1900-2011, której – zasadnie – zarzucano poważne nadużycia interpretacyjne). Jednak – inaczej niż w przypadku warszawskiej ekspozycji – jest to propozycja sztuki odwołującej się do prawicowości czy konserwatyzmu sformułowana niejako od wewnątrz, przez środowisko określające się w ten sposób.
Warto przywołać reakcje, z jakimi spotkała się Nowa Sztuka Narodowa. Marek Horodniczy, redaktor naczelny kwartalnika „44/Czterdzieści i Cztery”, podważał jakość pokazanych na niej prac, a nawet odmawiał im miana sztuki. Karolina Staszak na łamach „Arteonu” podkreślała, że „zgromadzonych przez kuratorów obiektów i projektów nie sposób uczciwie zaliczyć do obszaru ‘sztuka’”. Na jakość zgromadzonych prac narzekała Dorota Jarecka recenzując wystawę w „Gazecie Wyborczej”.
Co więcej, wiele prac pokazanych na warszawskiej wystawie było bliskich twórczości artystów podejmujących kwestie polityczne i społeczne. Jednak zastosowany przez kuratorów Łukasza Rondudę i Sebastiana Cichockiego zabieg, czyli uznanie pokazanych na Nowej sztuki narodowej rozmaitych działań motywowanych przekonaniami ideowymi, politycznymi, ale także religijnymi za sztukę zostało uznane za niebezpieczne, bo jak podkreślała Karolina Staszak, miał on pokazać, że „lewicowa koncepcja sztuki zaangażowanej” ma być „koncepcją uniwersalną.”
Tymczasem Piotr Bernatowicz nie boi się sięgania po język sztuki współczesnej. Przeciwnie, w jego uniwersalizmie widzi szansę, a nie zagrożenie. Zdaje się doceniać jej skuteczność i siłę perswazji. W „Kulturze na Dzień Dobry” w TV Republika mówi nawet o sztuce awangardowej. Podkreślał, że pokazani przez niego „artyści nie odrzucają języka, którym mówi współczesna sztuka”, bowiem „nie można powrócić do języka sztuki XIX wieku, jak wielu konserwatystów, też polityków czy też publicystów do tego dążyło”. Co więcej, „język awangardowy jest językiem”, w którym można znakomicie wypowiedzieć poglądy rozumiane jako konserwatywne.
Piotr Bernatowicz szuka zatem sztuki adresowej do prawicy, nie podważającej jej poglądów, nie starającej narzucić nie-prawicowych wizji. Twórczości lojalnej wobec większości i potwierdzającej jej wartości. Taką ma być twórczość pokazana na Strategiach buntu. Tylko czy proponowany przez niego model sztuki nie wyklucza ze wspólnoty tych wszystkich, którzy nie podzielają konserwatywnych wartości? I czy pokazane na niej dzieła zawsze dają się pogodzić z deklaracją kuratora wystawy, że bliska jest mu kultura, która buduje świat wolny „od przemocy, braku szacunku dla innych”?
Piotr Kosiewski (ur. 1967) – historyk i krytyk sztuki, publicysta. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego” i magazynu „Szum”. W latach 1990-2010 członek redakcji kwartalnika literackiego „Kresy”. W latach 2007-2008 stały recenzent „Dziennik. Polska. Europa. Świat”. Publikował także m.in. na łamach „Odry”, „Przeglądu Politycznego”, „Rzeczpospolitej”, „Więzi” i „Znaku”. Członek Sekcji Polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyki Artystycznej AICA. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.
WięcejPrzypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Jacek Adamas, Wojciech Korkuć, Grupa The Krasnals, Jerzy „Jurry” Zieliński, Zbigniew Warpechowski
- Wystawa
- Strategie buntu
- Miejsce
- Galeria Arsenał w Poznaniu
- Czas trwania
- 28.08-11.10.2015
- Osoba kuratorska
- Piotr Bernatowicz
- Strona internetowa
- arsenal.art.pl