Co na fotografii każdy widzi. Uzupełnienie podsumowania Culture.pl
W czasach gdy fejsbuk sam robi za nas podsumowania, wyciągając co gorętsze historie z naszych tajmlajnów, poświęcanie czasu na spoglądanie wstecz, by ogarnąć to, co było, wydaje się ekstrawagancką stratą czasu. Niemniej pierwszy impuls, by odpuścić, szybko ustąpił – w moim wypadku: zniecierpliwieniu graniczącemu z irytacją. Wszystko za sprawą nie tyle fejsbuka, ile podsumowania koleżanki po piórze Anny Cymer, która na potrzeby portalu Culture.pl skasowała wszystkie wydarzenia w fotografii polskiej AD 2013 zgrabnym hasłem „kobiet”. Nie mieszczę się w tym podsumowaniu, to oczywista oczywistość, ale poczuwam się do wypunktowania braków, wynikających nie tyle z „ideologii gender”, co raczej dezynwoltury autorki.
Doceniam sukcesy Anny Bedyńskiej i Karoliny Jonderko. Zgadzam się, że rośnie w kraju zainteresowanie Zofią Chomętowską i Marią Chrząszczową czy Zofią Rydet, ale pozostając przy nazwiskach fotografek, Anna Cymer idzie na skróty, to raz, a dwa – opisuje niekoniecznie rok mijający. Na przykład Chomętowska/Chrząszczowa są w programie wystaw i publikacji Fundacji Archeologia Fotografii od lat. Podobnie jest z Rydet, która świetną wystawę w Gliwicach miała w 2012 roku, w Łodzi pokazywana była w 2011, w Krakowie w 2008, podczas gdy w roku 2013 żadnych wystaw nie miała – to jedynie organizacje zajmujące się jej spuścizną zwekslowały wspieraną od lat kilku przez Ministerstwo archiwizację i… uruchomiły wespół w zespół nową stronę WWW. Nareszcie! Można zobaczyć więcej zdjęć Rydet bez ruszania się sprzed redakcyjnego biurka…
Do listy kobiet, które miały co najmniej dobry rok, a zostały pominięte przez autorkę Culture.pl zaliczyłbym Anetę Grzeszykowską ze świetną nową serią zdjęć prezentowaną w warszawskiej Zachęcie i na londyńskim Frieze (o towarzyszącej książce nie wspominając). Ale też Zuza Krajewska ruszyła z miejsca wystawą w BWA Warszawa, warto pamiętać także o Milenie Korolczuk (Raster), Ewie Axelrad (BWA Warszawa) czy Magdzie Hueckel, która wydała Animę. Z kolei z artystek dojrzałych nie można pominąć wystawy Natalii LL w lokalu_30 i nie dostrzec książki wydanej Ewie Partum przez IS Wyspa czy książki Anny Beaty Bohdziewicz (poświęconej w całości jednemu, ale jakże znaczącemu rokowi 1981). Do szeregu artystek, bez których 2013 byłby co najmniej niepełny, zaliczam także Elżbietę Janicką i nie chodzi mi o wstrząsającą dla prawicy, i spóźnioną nieco, recepcję jej Festung Warschau, lecz o wystawione po kilku latach efekty współpracy z Wojciechem Wilczykiem. Nieporozumieniem wydaje się za to faworyzowanie na Culture.pl słabej merytorycznie i źle wyprodukowanej wystawy Łukasza Modelskiego namaszczającego fotografów PRL-u przy jednoczesnym pominięciu krytycznego projektu Inne Miasto Janickiej/Wilczyka.
Zostając na chwilę przy Zachęcie, 2013 uznać należy za pełen intensywnych działań Joanny Kinowskiej, które imponować muszą nawet tym, którzy nie cenią twórczości Jacka Poremby i nie przepadają za quasi-wspólnotowym projektem polskich „fotoikon”. Bez Kinowskiej nie byłoby szeregu arcyciekawych spotkań, „miejsca fotografii” i – w znacznej mierze – dyskusji o książkach fotograficznych. Wśród kuratorek, które nie traciły czasu w 2013 roku, są z pewnością Aleksandra Hirszfeld (nieszablonowa wystawa rocznicowa fotografii w łódzkiej „filmówce”), Karolina Lewandowska (genialny Zbigniew Dłubak na PhotoEspana i w siedzibie FAF) i Anka Mituś, która swoją zwyczajową wrocławską aktywność postanowiła rozszerzyć na zagranicę i przygotowała wystawę Skóra w Lille (wraz z towarzyszącym numerem-katalogiem „Biura”).
To był zatem rok kobiet, ale nie tylko. Przecież i mężczyźni – chyba – dawali radę; oprócz wspomnianych w artykule Cymer Sputnikowców, którzy od lat są na krzywej wznoszącej (Rafał Milach, Michał Łuczak, Adam Pańczuk, Agnieszka Rayss, Jan Brykczyński, Justyna Mielnikiewicz – gratulacjom pod ich adresem nie ma końca…), nową serię zdjęć wraz z książką pokazał Zbigniew Libera, hitem wiosny była autobiografia Krzysztofa Millera, przebojem lata Swell Mateusza Sarełło, a jesieni Stocznia Michała Szlagi, zaś cały rok aktywny był Krzysztof Pijarski, który wydał dwie książki, teoretyczną (Sekula/Struth) i, wraz z wiedeńskim Fotohofem, artystyczną (Żywoty nieświętych), a do tego organizował (m.in. sympozjum w Zachęcie), kuratorował (świetna współpraca z Karoliną Gembarą) i trafił na krótką listę młodych talentów berlińskiego C/O… Krzysztofa Pijarskiego należy też obciążyć współodpowiedzialnością za nowopowstały magazyn „Widok”, który fotografię sytuuje w szerokim kontekście współczesnych sporów teoretycznych. To nadzieja i mocny punkt w dość pustynnym pejzażu polskiej kultury wizualnej (na marginesie można zauważyć zawieszenie w 2013 roku branżowych periodyków „Kwartalnika Fotografia” i „Foto”).
Instytucjonalne raczej niż genderowe cięcie przez 2013 przynosi również zaskakujące rezultaty. Z pewnością mijający rok przyniósł wysyp imprez festiwalowych rywalizujących o pieniądze, widza, pokazujących fotografię nierzadko na wyśrubowanym poziomie. Nie może być mowy o podsumowaniu roku bez choćby wzmianki o „modowej” odsłonie Miesiąca Fotografii z tyleż gęstą, co rewelacyjną wystawą Pawła Szypulskiego w Bunkrze Sztuki. Jeśli Kraków zgarnął pulę promocyjną – co przy temacie „mody” nie było aż tak trudne – to merytorycznie po piętach deptało mu najlepsze od dekady Biennale Fotografii w Poznaniu (z wystawami kuratorowanymi m.in. przez Witolda Kanickiego, Krzysztofa Gutfrańskiego, Karola Radziszewskiego), łódzki FotoFestiwal (z wystawą główną kuratorowaną przez Joana Fontcumbertę), ale też warto choćby wspomnieć organizowany w Bielsku-Białej Foto-Art-Festival, wrocławski TIFF, nieco skromniejsze, ale też ciekawe i ożywcze dla lokalnej sceny fotograficznej białostockie Interphoto czy Opolski Festiwal Fotografii. Nawet jeśli festiwale, biennale, miesiące itp. są organizowane rokrocznie, to ich skala, impet i zaangażowanie środowiska w roku 2013 sprawiają, że medium autentycznie obecne jest w życiu kulturalnym miast Polski. Podkreślam to, gdyż na Culture.pl wzmianki o tym nie znajdziemy, choć jednocześnie opisywany jest przykładowo konkurs na Fotograficzną Publikację Roku; konkurs, który stanowi zaledwie odprysk łódzkiego FotoFestiwalu. W jakiejś mierze konsekwentnie pominięte zostały nie tylko wydarzenia „odległe”, jak Opole czy Białystok, ale i rozgrywające się w centrum imprezy z pewnym rozmachem, jak choćby Warsaw Photo Days, który jesienią wydobył z cienia stojący za jego organizacją Związek Polskich Artystów Fotografików pod wodzą Jolanty Rycerskiej i Katarzyny Majak. To zaskakujące i budujące, że pogrzebana już przez wielu organizacja jest w stanie wykrzesać z siebie energię i działać nie tylko we własnym interesie i własnej siedzibie, ale także organizować pionierskie konferencje w Zachęcie (Krzysztof Pijarski) i ekspozycje w galeriach niezwiązanych ze ZPAF (m.in. Foto-obiekt kuratorowany przez Leszka Golca i Jagnę Olejnikowską w Propagandzie) czy wydać opasłą trzytomową publikację. Dopiero to nieoczekiwane „przebudzenie” tłumaczy sukces Związkowców, którzy wygrali prestiżowy konkurs na prowadzenie Galerii Kordegarda.
W 2013 ruszył się nie tylko konserwatywny ZPAF, ale oznaki pewnego ożywienia dały zauważyć się w zapomnianym przez organizatora i publiczność Muzeum Historii Fotografii w Krakowie. W tej jedynej tego typu placówce w Polsce dzięki wysiłkowi kuratorów Moniki Kozień-Świcy, Marty Miskowiec, Marka Janczyka i Iwony Święch powstała seria wystaw i publikacji Klucz do magazynu. Praca ze zbiorami to raz, a dwa – zaproszenie do eksperymentu artystów współczesnych, nigdy w muzeum nie widzianych, jak choćby Janka Simona (Efekt Φ). Jeśli ZPAF i MHF wzięły się do pracy, to rok 2013 już uznać należy za przełomowy.
Pozostając w temacie galerii, do czołówki warszawskich placówek specjalizujących się w fotografii, czyli Galerii Asymetria i Lookoutu, dołączyły Pola Magnetyczne Patryka Komorowskiego, Fundacja Arton Mariki Kuźmicz oraz nieco mniej artystowska, ale też świetna, Leica Gallery. Ciekawy rok miała również Czułość, która z kolei podsumowała się autorską publikacją i z hukiem przeniosła się na Koszyki, by za chwilę święcić tryumf Janka Zamoyskiego na targach sztuki w Wiedniu. Istny wysyp fotografii na Warsaw Gallery Weekend oraz obecność dilujących fotografią galerii na targach międzynarodowych (w tym stała już obecność Asymetrii na najlepszych na świecie targach Paris Photo) oznacza nowy etap w rozwoju rynku fotografii w Polsce. To przełom dużo poważniejszy niż wzmiankowana na Culture.pl, jakkolwiek udana, aukcja Fotografii Kolekcjonerskiej.
Galerie to nie tylko rynek, ale też wystawy. Oprócz wspomnianych wyżej ekspozycji uwagę zwracały nowe zdjęcia Zbigniewa Libery (Raster, PGS), Tadeusz Rolke kuratorowany przez Witka Orskiego (MOCAK), Bownik w Starterze (do tego publikacja Mundin) czy Michał Bugalski (Galeria Nova). Do niezwykle udanych wystaw – choć mniej widocznych, historycznych i rewizjonistycznych jednocześnie – zaliczyć należy dwie produkcje Wojciecha Nowickiego. Pierwsza, ekspozycja w gliwickiej Czytelni Sztuki, umknęła mi wprawdzie, ale za to na półce w bibliotece eksponowane miejsce zajęła towarzysząca publikacja dedykowana Wilhelmowi von Blandowskiemu. Właśnie Blandowskiego, a także eksponowanego w Muzeum Etnograficznym w Krakowie Michała Greima, Nowicki nie tyle odświeża czy upamiętnia, ile raczej na nowo „czyta”, wpisuje w historię fotografii i sztuki w zaskakujący sposób.
Do galeryjnych tropów nie wypada dorzucać mi zbyt wielu efektów własnej działalności, więc ograniczę się do wystawy Owalnych gabinetów Nicolasa Grospierre’a w PGS Sopot i Pałacu Prezydenckim, retrospektywy Wojtka Wieteski w Atlasie Sztuki oraz pracy nad zbiorową wystawą Zdjęcie miasta. Fotografia warszawska i praktyki pokrewne w Nowym Teatrze.
Rok 2013 był przełomowy dla refleksji nad instytucjonalnym polem fotografii. Wszystko za sprawą dwóch konferencji. Pierwszej, organizowanej przez Fundację Archeologia Fotografii Karoliny Lewandowskiej, która koncentrowała się na współczesnej tożsamości Muzeum Fotografii; i drugiej, organizowanej przez Małgorzatę Grąbczewską z ramienia Biblioteki Narodowej, która odbywała się w ramach programu badań źródeł do historii polskiej fotografii. Do naukowych i dyskursywnych wydarzeń roku można dodać premierę pierwszego tomu długo oczekiwanej publikacji Lecha Lechowicza poświęconej historii fotografii światowej. Wraz ze wspomnianym wyżej seminarium Krzysztofa Pijarskiego to właśnie te wydarzenia organizowały życie fotograficzne na innym niż czysto wizualny poziomie i rozbudziły apetyt na więcej.
Powyższa „korekta” oficjalnego podsumowania Culture.pl, choć obszerna, wciąż nie wyczerpuje tematu. Mam nadzieję, że mimo to nieco bardziej zbliża się do rzeczywistości fotografii w roku ubiegłym i rysuje perspektywę na przyszłość.