Bardzo istotny punkt odniesienia. „Polikolor” Marty Antoniak w BWA Sokół
Niełatwo jest pisać o malarstwie Marty Antoniak… Słowa te, parafrazujące wstęp do pracy magisterskiej kolegi z roku (org. Niełatwo jest pisać o Katedrze Wawelskiej…), zaczęły mi dźwięczeć w głowie natychmiast po otworzeniu pustego pliku wordowskiego. Dłuższą chwilę zastanawiałam się, z której strony ugryźć twórczość Marty Antoniak, jak się zabrać do tej wielowątkowej pracy, żeby nie popaść w powierzchowność i naiwne komentarze.
Tytuł jej obecnej wystawy w nowosądeckim BWA Sokół – Polikolor – kieruje uwagę przede wszystkim na formę i tym tropem warto podążyć. Bezsprzecznie pierwsze, co się rzuci w oczy po wejściu do galerii, to problem sposobu w jaki Antoniak tworzy swoje obiekty. Najbliżej im do malarstwa: większość jej kompozycji powstaje na płótnie, zaś głównymi środkami wyrazu, którymi artystka się posługuje, są barwa i faktura. Prymat należy do koloru: żywego, intensywnego, wręcz jaskrawego. Dopóki nie podeszłam bliżej, byłam święcie przekonana, że grube smugi ciągnące się przez powierzchnie płócien są śladami farby wyciskanej bezpośrednio z tuby. Okazało się, że wyraziste rysy powstały ze stopionego plastiku. Żeby było ciekawiej, nie z byle kawałków, ale tandetnych zabawek, jakie walały się po domach rówieśników autorki. Czasami figurki ulegały zupełnej deformacji, stając się wyłącznie kolorową masą. W innych przypadkach upiorne rączki, nóżki lub wytrzeszczone oczy smerfów, krasnali czy żołnierzyków nadal dawały się rozpoznać.
Zastygła, wielobarwna masa to podstawa takich prac Antoniak jak np. znacznych rozmiarów Apokalipsa I lub Jurassic Park. Ich powierzchnia przypomina pulsującą pulpę, będącą w stałym procesie przeobrażania się. To kontrolowany chaos kojarzący się obrazami malarstwa gestu. Blisko im do reliefów, gdyż wzburzona forma raz się załamuje, raz przekracza dwuwymiarowość podobrazia. Nie bez sensu będzie także przyrównanie powierzchni jej prac do żywych, samodzielnych organizmów, żerujących na podkładzie. Reliefowe są także mniejsze prace, jak Ćmy czy Motyle, również zbudowane z przetworzonych zabawek owadów, ale oszczędniejsze w szaleństwie. Odmienna w wyrazie jest natomiast seria portretów przetwarzająca portrety ludzi z poważnymi zmianami nowotworowymi. Jednobarwne tło i subtelnie narysowany portret skontrastowane zostały z świeżymi w kolorze, miękkimi formami chorobowych narośli.
Mimo młodego wieku Antoniak bardzo dobrze czuje formę. Choć jej prace wskazują na pewien nadmiar, przesyt, nigdy nie sygnalizują tego przemęczeniem materiału. Każda plama, każda kreska są dokładnie tam, gdzie mają się znaleźć dla dobra kompozycji. Sprawność w opanowaniu formy i nieszablonowa technika to tylko jedna strona medalu. Co się kryje pod tym migoczącym fajerwerkiem?
Przede wszystkim upodobanie do opowiadania o ohydzie. Włochate pająki pożerają ćmy, torbiele rakowe deformują ludzi, robactwo toczy czaszkę. Artystka niejako pławi się w tym paskudztwie, posługując się nim ze swadą, rozmachem i fantazją, co po chwilowym namyśle zaczyna niepokoić. Nie oszczędza także banalnych reklam, które nadtapia i rozciąga na płótnach, masakrując w ten sposób ich pierwotny przekaz. Żegnaj uśmiechnięta Aniu P., do widzenia piękne warzywa – wara do pieca! Rozpływające się figurki tak samo tracą na słodyczy, przekształcając się w monstra z wybałuszonymi gałami.
Powyższe zabiegi traktuję jako sposób na rozprawienie się ze spuścizną czasów dzieciństwa. Bezlitosne pastwienie się nad niegdysiejszymi zabawkami może być formą odreagowania i próbą udowodnienia (im? sobie?) kto tu naprawdę rządzi. Zgromadzone na wystawie prace Antoniak widzę przede wszystkim w kontekście wściekłości na to całe badziewie, wśród którego się dorastało, ale które jednak pozostaje, nawet gdy się je topi i rozmywa na płótnie, bardzo istotnym punktem odniesienia. Aż chce się powiedzieć: Czym skórka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Jeśli jednak w porę zdać sobie sprawę z tego balastu i próbować się od niego odciąć? Lub, jeszcze prościej, wypluć go? Stąd moje kolejne skojarzenie, że zastygła magma zdeformowanych zabawek w niektórych kompozycjach Antoniak nieodparcie kojarzy mi się z zaschłymi wymiocinami.
Tego typu zachowania są jednak szczenięcą formą radzenia sobie z własną przeszłością. Dużo doroślejsza jest próba zaakceptowania prawdy o sobie i twórcze korzystanie z posiadanych zasobów, jakiekolwiek by one nie były – co artystka jak najbardziej robi. Zmodyfikowany szajs staje się podstawą wielowymiarowych kompozycji Antoniak, ujawniających równocześnie wrażliwość kolorystyczną artystki.
Na dłuższą chwilę zatrzymałam się przed tondem pokrytym tworzywem z postacią, w której ledwie rozpoznałam popularną aktorką. Piękny, szlachetny format, kojarzący się z Madonnami pędzla Rafaela, upstrzony rozciągniętą powłoką reklamy. Co ma tu przewagę – doskonały kształt podobrazia czy deformacja? Możliwe są także interpretacje tej pracy, jako refleksji nad popkulturą będącą karykaturą dawnej sztuki, by nie stwierdzić, że tandeta stała się nową klasyką.
Powyższe spekulacje sugerują porównanie śmieciowej kultury do choroby niszczącej biernego człowieka, co znajduje potwierdzenie w cyklu portretów Antoniak. W tych wyciszonych wizerunkach tylko zmiany chorobowe tryskają kolorem i wyszczerzonymi zębami krasnali i smerfów z Kindera. Z drugiej strony – bezsprzecznie ożywiają monochromatyczne twarze. Tabloidowe podejście ujawnia się tutaj także w przejaskrawionym, ale i powierzchownym podejściem do choroby. Artystka odnosi się do fotografii dokumentujących zaawansowane stadium choroby, opowiadając o nim jakby mimochodem, żartem. Czemu? Bo mogła, odpowiadając słowami z Ości Karpowicza.
Ambiwalencja w podejściu do dzieciństwa i popkultury, niemożność jednoznacznego określenia się, przede wszystkim z racji bagażu emocjonalnego jaki one niosą, są głównymi wrażeniem jakie wyniosłam z tej wystawy. Dzięki nim otwiera się tak wiele ścieżek interpretacyjnych, z których wskazałam kilka najbliższych mi tropów. I już teraz zastanawiam się gdzie artystka pójdzie dalej; co zdominuje jej uwagę po zamknięciu rozdziału o nazwie „dzieciństwo”?
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Marta Antoniak
- Wystawa
- Polikolor
- Miejsce
- BWA Sokół, Nowy Sącz
- Czas trwania
- 29.08 - 21.09.2014
- Osoba kuratorska
- Łukasz Białkowski
- Strona internetowa
- www.bwasokol.pl