„Żarty żartami” w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski
Zamek Ujazdowski Anno Domini 2020 to instytucja, w której jest i strasznie, i śmiesznie. Z tego względu wystawa o politycznych aspektach humoru mogła byś strzałem w dziesiątkę. Niestety, humor na wystawie Żarty żartami był pozbawiony wywrotowej mocy – nie poruszał żadnego newralgicznego tematu, nikogo nie zranił, nie wywołał absolutnie żadnej reakcji ani dyskusji. Na dobrą sprawę nie był nawet śmieszny. Niewykluczone, że suchary rzucane przez Jana Pietrzaka podczas jego koncertu w CSW były bardziej ożywcze niż zestaw prac zaproponowany przez Slavs and Tatars i Michała Grzegorzka. Chyba wypada pomyśleć dlaczego.
Humor może mieć różne oblicza, ale zawsze należał do sfery profanum. Dzisiaj kwitnie głównie w internecie, gdzie też jest rozrywką przede wszystkim ludyczną, rządzącą się prostą regułą – im grubiej, tym lepiej.
Sprawa jest o tyle zastanawiająca, że sam koncept wystawy – której pierwowzór został przygotowany na potrzeby 33. Biennale Grafiki w Lublanie – prezentował się całkiem słusznie. Zaproszony do kuratorowania słoweńskiej imprezy duet artystyczny potraktował temat grafik jako przyczynek do refleksji nad gatunkiem, który od wieków szedł ramię w ramię z drukiem i prasą, czyli satyrą. Temat wydaje się szczególnie ciekawy w czasach, które można by określić jako postironiczne – w dyskursie kulturowym ironię zdają się wypierać afekt, empatia i dyskusja o politycznej poprawności. Jednak duet Slavs and Tatars wyszedł z założenia, że satyra najlepiej ma się w czasach narastających ekstremizmów i autorytarnej władzy, czyli jak najbardziej ma dziś rację bytu. Więcej, w tym sensie Zamek Ujazdowski jest żywą ilustracją tej tezy – pęczniejącym powolutku balonikiem dobrej zmiany w kulturze, którą chciałoby się przebić jakąś szpileczką. Jednak nic z tego; jedyne szpilki, jakie udało mi się zauważyć, to te wykorzystane w identyfikacji wizualnej wystawy.
Humor może mieć różne oblicza, ale zawsze należał do sfery profanum. Dzisiaj kwitnie głównie w internecie, gdzie też jest rozrywką przede wszystkim ludyczną, rządzącą się prostą regułą – im grubiej, tym lepiej. Nie przez przypadek każdy wyrafinowany żarcik przegra z memem tygodnika „NIE” albo środkowym palcem Margot. Na wystawie w Zamku Ujazdowskim do problematyki profanum nawiązują prace Rafała Dominika, jednego z artystów doproszonych na warszawską odsłonę pokazu. Styl Dominika można określić jako współczesną odsłonę młodopolskiej chłopomanii – artysta od dłuższego już czasu fascynuje się wizerunkami reprezentantów nowoczesnej klasy plebejskiej, czyli dresiarzy, zwykle w towarzystwie swoich narzeczonych blachar. Dominik, bawiąc się w polskiego Poussina, tworzy bukoliczne scenki, które na dobrą sprawę można odczytać jako satyrę na polską kulturę peryferyjną. W CSW zobaczyć można było na przykład takie prace, jak Polski chłop z kwiatkiem, W pizzerii czy Nieinteligent tłumaczy coś inteligentowi. Wedle zapewnień kuratorów przedstawienia Dominika nie są wcale karykaturami klasy ludowej, a artysta podchodzi do tych wizerunków „z ogromną czułością”. Nie zmienia to jednak faktu, że Dominik na dobrą sprawę estetyzuje grupy społeczne o niskim kapitale kulturowym, a jego spojrzenie jest zabarwione typowym dla polskiej inteligencji klasizmem.
[…]
Pełna wersja tekstu jest dostępna w 31. numerze Magazynu „Szum”.
Karolina Plinta – krytyczka sztuki, redaktorka naczelna magazynu „Szum” (razem z Jakubem Banasiakiem). Członkini Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Autorka licznych tekstów o sztuce, od 2020 roku prowadzi podcast „Godzina Szumu”. Laureatka Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy (za magazyn „Szum”, razem z Adamem Mazurem i Jakubem Banasiakiem).
Więcej