Żadnych bogów, żadnych panów. Rozmowa z Gregorem Różańskim
Jakub Mihilewicz: Tłem do jednej z ostatnich twoich prac stał się głośny konflikt na linii Fundacja Bęc Zmiana – Paweł Matusz (były pracownik Fundacji). Gorąca dyskusja dotycząca warunków zatrudnienia w NGOsach i prekaryzacji pracy rozpoczęła się od powieszenia w siedzibie fundacji twojej pracy, która pokazywana była również we Wrocławiu na wystawie ZACHOWANIE MASY. Logo McDonald’s pojawia się zresztą przy tobie regularnie, choćby na okładce jednego z numerów „Magazynu Szum”. Dlaczego zdecydowaliście się na powieszenie logo korporacji znanej z łamania praw pracowników w witrynie organizacji pozarządowej, która wydaje książki o prekariacie? Co logo McDonald’s mówi nam o polskiej wersji kapitalizmu i transformacji?
Gregor Różański: Częścią tej instalacji był również cytat, który w wersji angielskiej jest też tytułem pracy. „Najpierw cię ignorują, potem się z ciebie śmieją, potem z tobą walczą, a potem wygrywasz”. W przypadku prekariatu i problemu śmieciówek najpierw temat ignorowano, teraz śmieją się, że to problem kawiarnianej lewicy i hipsterów, kaprys millenialsów, którzy nie chcą dostosować się do rynku pracy. Kiedy jednak społeczeństwo zostanie bardziej uświadomione, że to nie marginalna kwestia, to pewnie zacznie się otwarta walka i konfrontacja prawno-polityczna. I może prekariat w końcu wygra.
Odwrócone logo to typowy sposób na tworzenie antytezy. Odwrócony krzyż, odwrócone flagi. Choć zawsze symbol w przewrotnej wersji dalej zachowuje stare znaczenie. Nawet „kapitalizm na odwrót”, nowy lepszy, dalej będzie kapitalizmem. Wyzysk przybierze nowe formy, łagodniejsze w odczuciu, ale relacje władzy pozostają często takie same. Kiedyś wyzyskiwano pracownika etatowego, teraz tego na umowie czasowej. Nie ma od tego ucieczki, akceleracja i nieuchronność cierpienia.
McDonald’s już teraz wydaje się bardziej bezpieczną i stabilną pracą niż np. pracowanie na stażach i praktykach. Zmienił się, próbuje walczyć ze złą reputacją. Oczywiście zaczynając od reformy wizerunku i dizajnu – zrezygnował z czerwonego koloru na rzecz eleganckiej ciemnej zieleni itd. Wszystko się zmienia, a jednak w swojej istocie pozostaje takie samo. Jesteśmy oszukiwani i oszukujemy samych siebie.
Duże znaczenie ma pochodzenie tego obiektu. Wisiał na pierwszym polskim Maku w Sezamie. Jako symboliczna ambasada nowego porządku, naprzeciw ambasady starego reżimu czyli Pałacu Kultury. Na otwarciu był ówczesny minister pracy i polityki społecznej Jacek Kuroń, który cieszył się, że korporacja przeznaczyła pieniądze na cele charytatywne, stąd słynne: „Mogę przecinać taką wstęgę codziennie”. Nawet lewica przyjmowała wówczas zachodnie korporacje z otwartymi ramionami, przekonana, że będzie jakiś kompromis i bonusy z tego tytułu.
„M” jako „W” w galeryjno-muzealnym kontekście można analizować w izolacji od oryginalnego znaczenia. Być może za paręset lat przestanie istnieć McDonald’s, ale pozostanie sam znak „M” jako symbol kultu cargo wyznawanego w dawnej Polsce. Tak jak plemiona bez kontaktu z Zachodem zbierały śmieci i modliły się do puszek Coli, uznając to za coś z niebios, z zaświatów. Zawsze fascynowało mnie jak symbole się rodzą, zmieniają znaczenia w perspektywie stuleci, epok. Niepozorne znaki już teraz obciążone są balastem historycznym lub nawet religijnym. Ciekawe, co stanie się z tymi wszystkimi popkulturowymi symbolami jak McDonald’s, które już teraz reprezentują wiele i określają jakąś epokę i styl życia. Na przykład po katastrofie atomowej, jak z serii gier Fallout, mogą być symbolami anty-ekologicznej rasy mutantów dla której sztuczność, toksyczność i nieorganiczność będą podstawą tożsamości.
Pytam o polską transformację, a ty wspominasz o akceleracjonizmie, co bardzo ciekawie się splata – współcześni akceleracjoniści w dużej mierze sprzeciwiają się powrotom do idei „welfare state”, państwa opiekuńczego, sprzeciwiają się stanowczo budowaniu tożsamości lewicy na przeszłości. Przeszłość już nie wróci, dlatego trzeba zapomnieć o socjalu i przyspieszyć bieg wydarzeń tak, aż na horyzoncie pojawi się technologiczne rozwiązanie naszych materialnych problemów. Jednak mimo szybko rozwijającej się biotechnologii ludzki organizm nadal posiada wrodzone ograniczenia, których nie da się zbić litrami napoju Monster Energy. Ciekawą krytyką myśli akceleracjonistycznej wydaje się praca Eternal After.
Organizm posiada ograniczenia, ale od setek lat w sporcie, w pracy, w medycynie się z nimi walczy. Lepsza dieta, lepsze dopingi, lepsza higiena. Hodujemy coraz lepsze, zdrowsze dzieci (mimo różnych problemów typu próchnica i otyłość i tak obecne dzieci są okazami zdrowia w porównaniu z rachitycznymi niebożątkami z łódzkich fabryk w XIX wieku). A jeśli chodzi o Eternal After, to centralnym obiektem jest tam poimprezowa, wymęczona stara kanapa, na której siedziało się dogorywając. Na projektorze leci scena z Olimpiady w Los Angeles z 1984, gdzie szwajcarska biegaczka dokańcza maraton w stanie ekstremalnej dehydracji, która jest widoczna po jej wykręconych gestach. Mimo tego odmawia zejścia z toru i pomocy ratowników. Zwyciężają priorytety i ambicja. Trzeba biec dalej, dokończyć, to jest konsekwencja i determinacja, która ludziom towarzyszy też w temacie rozrywki. Nie ma spania i zamulania, bawimy się do upadłego, nie ma czasu, nic nie może nas ominąć, wygrywa FOMO (fear of missing out, przyp. J.M).
Chodzi tu o atmosferę „afteru” nie tylko w sensie zabawy, ale ogólnie czasu po karnawałach rewolucyjnych. My mieliśmy karnawał Solidarności, wybuch entuzjazmu i energii społecznej, tak jak we Francji i Niemczech w 68′. Stąd na kanapie hasło „NO GODS NO MASTERS”. Żadnych bogów, żadnych panów. Sam slogan wygląda jak z piosenki punkowej, a de facto ma już 120 lat, pojawił się po raz pierwszy w Poza dobrem i złem Nietzschego, a później stał się popularnym hasłem ruchów feministycznych i strajków związkowych w świecie anglosaskim na początku XX wieku. Przejmujemy kontrolę nad swoim ciałem i działaniem, odmawiamy posłuszeństwa, tak jak biegaczka Andersen odmawia zejścia z toru. Nikt nam nie będzie mówił co mamy robić. Mimo to ciągle mamy zaszczepiony jakiś program wychowawczo- ideowy, a jeśli nie – to i tak musimy uklęknąć przed zwykłą silą biologii i natury. Coś nas w końcu złamie.
Czy zarówno współczesna praca jak i rozrywka nie wymagają od nas nadludzkiego wysiłku? W pracy tyramy nadgodziny bez ubezpieczenia społecznego (umówmy się, że prekariat tyra), a za rozrywkę służą sporty ekstremalne (przynajmniej klasie średniej) lub oglądanie sportów ekstremalnych, ewentualnie granie w coraz bardziej nastawiony na wyniki e-sport.
Nie wiem czy nadludzkiego, choć fajnie by było czasem wyjść poza ograniczenia. Na pewno jakiś nacisk na wydajność pojawia się zarówno w pracy, jak i czasie wolnym. Stąd mój ulubiony motyw energetyków, które używane są w wielu sferach życia. Ale tak ogólnie to już prawie każda czynność została skomodyfikowana, skomercjalizowana, każda interakcja ze światem zewnętrznym jest kopalnią złota dla sieci korporacyjnych. Konsumpcja, używanie netu, nawet spanie jest towarem bo trzeba mieć gdzie (hotele, wynajmy, Airbnb), choć mało dochodowym, więc lepiej nie spać, zwiedzać, pracować, imprezować, czytać, oglądać, klikać, blogować; podtrzymywani przy życiu konsumenci, jak organy wielkiego cielska gospodarki, przetwarzają materię, zapewniają przepływ danych, kapitału. Kapitalizm wydaje się hydrą nie do zabicia, utniesz głowę, wyrosną dwie, rozpoczniesz rewolucję, a twoja rewolucja zaczyna być sprzedawana jako towar, gadżet, najnowszy trend.
Widać to na przykładzie kultury klubowej. Na nic się zdał gest spalenia torby z milionem funtów w 1994 roku przez KLF, większość współczesnego świata klubowego to nie żadne komuny i nomadzi żyjący muzyką, tylko maszynki do zarabiania pieniędzy. Czy powrót do ciężkich brzmień w klubie, ponowne zainteresowanie techno z jednej i hardstylem z drugiej strony może mieć odzwierciedlenie w niestabilnej sytuacji życiowej? John Fiske twierdzi na przykład, że kiedy narastają nierówności społeczne, zwiększa się zapotrzebowanie na przemoc w kulturze popularnej.
Pozostaje pytanie co postulować na polu sztuki i kultury, od dłuższego czasu z tym się konfrontuję. O tym też jest instalacja Spring/Summer 2014 z przezroczystymi transparentami inspirowanymi transparentami Beuysa poświęconymi Baader-Meinhof. Sztuka polityczna wydaje się obecnie cieniem dawnych ideologii. Pozostaje sama post-polityczna estetyka. Na pewno rozwój muzyki, zwłaszcza jej skrajnych i agresywnych gatunków, idzie równolegle do nastrojów. Punk rock tez odzwierciedlał gniew pokolenia. Każda „młodzieżowa muzyka” tak ma. Czasem jest to tylko na pokaz, a czasem wiąże się z realnymi problemami i poczuciem beznadziei, poszukiwaniem doznań, ucieczki od trudnej lub nudnej rzeczywistości.
O eskapizmie traktuje też twoja wystawa w szczecińskiej Zonie.
Tak jest. Wystawa była projektem site-specific. Całe pomieszczenie zostało wyciemnione, tak, żeby przypominało mroczny korytarz klubu. Backroom czyli zaplecze. Zaplecze klubu, zaplecze rzeczywistości. Zawsze interesował mnie ten element w przestrzeniach klubowych, miejsca poza centrum zdarzenia, kuluary, gdzie zdarzają się niespodziewane sytuacje i rozmowy, gdzie można odpocząć na chwilę. Na wystawie w Zonie idziesz przez zupełnie ciemny tunel widząc czerwone światła na końcu. Mijasz ściany wibrujące od basów, centrum dźwięku znajduje się gdzieś poza, tak, jakby właśnie odbywała się gdzieś ogromna techno-berghajnowa impreza.
Na końcu stajesz przed stalowym korytem, poidłem dla bydła, wypełnionym masą różnych płynów. Izotoniki, energetyki, alkohol, kawa etc., popularne substancje pobudzające lub nawadniające. Dalej ściana wyłożona folią izotermiczną do utrzymywania ciepła. Ludzki organizm musi głównie dbać o to, by nie stracić nadmiernie dwóch zasobów – wody i ciepła. Materiały przemysłowe, picie z koryta, zdehumanizowana muzyka elektroniczna to dla mnie motywy rodem z dystopijnych wizji, które ciągle mnie inspirują.
Cykl Ancient Beings ze zwielokrotnionymi jednorazowymi siatkami na zakupy przypomina twoje pierwsze prace internetowe, gdzie przyglądałeś się fakturze wymiętych, pozaginanych siat m.in. z logo Hugo Bossa. Napis na reklamówkach „See you in 2512” w trochę zbyt wyrazisty sposób buduje konteksty – ekologiczny, i ten wspomniany już postapokaliptyczny, postludzki – czy plastikowe siaty będą jedynym co pozostanie po ludzkiej cywilizacji? Twoje prace wyraźnie stawiają na pierwszym miejscu człowieka i jego twory, gdzie umieściłbyś się w kontekście dyskusji o antropocenie, zmianach klimatycznych czy zrównoważonym rozwoju?
Pewnie plastikowe reklamówki nie będą jedyną pozostałością po nas. Ale na pewno za te 500 lat tworzywa sztuczne, niedawno co wynalezione, będą już archaicznym materiałem, jak kamień i drewno. Wszystko kiedyś będzie starożytne. Na podstawie tego, co teraz produkujemy, nasza cywilizacja oceniana będzie z pozycji archeologicznych. Foliówki mówią „do zobaczenia w 2515”, kiedy prawdopodobnie ulegną już rozkładowi (lub nie, to tylko naukowy szacowany czas biodegradacji). Te nikczemne, podłe tworzywa na pewno przeżyją nas o stulecia. Nie tylko wielkie budowle i dzieła, ale nawet nasze zwykłe torby na zakupy mają lepsze perspektywy niż my. Galerie, muzea i sztuka to sfera zachowywania przedmiotów dla potomnych, to nadzieja na wieczne trwanie, dlatego w tym kontekście chciałem umieścić takie obiekty jak ta seria foliówek zabezpieczonych pod plexi.
Uważam, że wytwory człowieka, mimo że określa się je jako sztuczne, są nadal częścią natury. Takiej poszerzonej, hybrydowej Nowej Natury, na którą składają się ekosystemy organiczne, technologiczne i wirtualne. To wszystko nadal opiera się o atomy i cząsteczki, chemię i fizykę, przestrzeń, w której wszystko wzajemnie na siebie wpływa (oikos). Wszystko tym samym procesem, ale w innej skali czasu. Jednocześnie szkodzi to Starej Naturze, która wydaje się być nieuchronnie skazana na katastrofę, bo nie umiemy opanować konsekwencji tych wzajemnych wpływów.
Problem z antropocenem polega na ludzkiej mentalności. Ludzkość nigdy nie dojdzie do zgody i wspólnego działania przeciw degradacji środowiska, istnieje zbyt dużo sprzecznych interesów. Chyba, że wymusi to na nich jakaś wspólna religia, a nie dobrowolny udział. Warto próbować, i tak już dużo się zmieniło w świadomości ekologicznej, przynajmniej w Europie, choć to ciągle za mało. Albo skończymy w post-apokaliptycznym świecie jak Mad Max albo natura nas zdominuje, zaleją tsunami, zniszczą bakterie i wirusy i wrócimy do dzikich lasów. Coś pomiędzy wydaje mi się mało prawdopodobne. Ludzie są z natury niezrównoważeni psychicznie, a co dopiero, gdyby mieli dbać o zrównoważony rozwój otoczenia.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Gregor Różański
- Wystawa
- ZACHOWANIE MASY
- Miejsce
- Mieszkanie Gepperta/ BARBARA
- Czas trwania
- 23.10 – 13.11.2015
- Osoba kuratorska
- Marcin Ludwin
- Strona internetowa
- www.mieszkaniegepperta.pl