Zabawa i towarzyskość. Wywiad z Turnusikiem
Michalina Sablik: Turnus czy Turnusik? Czym wy właściwie jesteście? Kolektywem? Grupą kuratorską? Galerią?
Marcelina Gorczyńska: Chętnie używamy określenia Martynki Dagmarki, która w wywiadzie dla Miej Miejsce nazwała nas grupą kuratorsko-turystyczno-artystyczno-zabawową. Tworzymy go my – Kamila, Marcelina i Misia. Zajmujemy się organizacją różnych wydarzeń, głównie na terenie Warszawy, bo tutaj mieszkamy, ale nie tylko. Turnus rozumiemy jako sytuację, w której możemy się realizować, sprawdzać swoje najdziwniejsze pomysły, spełniać marzenia, poznawać i łączyć osoby artystyczne oraz dawać im możliwości zaprezentowania swoich prac w komfortowych i przyjaznych warunkach.
Skąd pomysł na założenie Turnusu?
Kamila Falęcka: Zaczęło się do Michaliny.
Michalina Sobieraj: Działałam wcześniej w BAS-ie, innym kolektywie interdyscyplinarnym łączącym sztukę i muzykę. Rozstaliśmy się jako grupa z różnych powodów, a ja chciałam dalej organizować imprezy i wystawy. Odezwałam się do Marceliny, z którą wcześniej współpracowałam przy okazji kilku wydarzeń, a Marcelina natomiast zaprosiła koleżankę z ASP, Kamę. W grudniu 2019 roku spotkałyśmy się pierwszy raz w trójkę i wymyśliłyśmy Turnus.
Czy od razu miałyście plan działania?
MG: Wtedy nie miałyśmy jeszcze w głowie planu, tylko to słowo – Turnus. Ja wymyśliłam nazwę, bo kojarzyła mi się z czymś lekkim, zabawowym, wakacyjnym. Zresztą często pomysły na wydarzenia pojawiają się w odpowiedzi na jakieś słowo lub frazę. W czasie pierwszego spotkania miałyśmy tylko nazwę i mgliste wyobrażenia. Chodziła nam po głowach grupa, która będzie tworzyć przyjemne wydarzenia. Brakowało nam tego zarówno w Warszawie, jak i w środowisku artystycznym. Miałyśmy negatywne doświadczenia z akademii, a także udziału w open callach w instytucjach, na które wysyła się zgłoszenia i często nie otrzymuje się żadnej odpowiedzi zwrotnej. Turnus zrodził się więc też z poczucia zawodu i smutku.
MS: Turnus powstał z potrzeby działania. Chciałyśmy wypełnić lukę w warszawskiej scenie.
Pierwsza wasza wystawa to Porządek w folderze 2019 w barze Orbita Słońca, która otworzyła się tuż przed pandemią. O co w niej chodziło?
KF: Od początku zgadzałyśmy się co do tego, że sztuka jest bardzo szerokim pojęciem. Pomysł na Porządek w folderze był prosty: każdy może wyszukać swoje ulubione zdjęcie i nim się podzielić.
MG: Był open call, rozdawanie dyplomów, muzyka, projekcja z dziwnym, włoskim kanałem. Była też gwiazda turnusu – Aniela Kiliś, która fotografowała się z różnymi osobami. Przyjęłyśmy wszystkie zgłoszenia, czyli prawie sto. Na początku nie wiedziałyśmy, co dokładnie chcemy robić w ramach Turnusu, ale bardzo dobrze znałyśmy nasze ograniczenia. Podczas tworzenia pierwszego wydarzenia wiedziałyśmy, że nie stać nas na transport prac czy wynagrodzenia. Zastanawiałyśmy się, jak sprawić, żeby ta wystawa była także naszą, mimo że nie prezentowałyśmy naszych prac.
Staramy się unikać wartościowania prac na naszych wystawach. Szczególnie, kiedy bierze w nich udział sto osób.
KF: Dlatego początkowo wystawy krążyły wokół fotografii, bo wysyłanie zdjęć wydawało nam się najbardziej przystępne. Osoby biorące udział w wystawie wysyłały pliki, a my zajmowałyśmy się ich produkcją. Dzięki takiej wymianie robiliśmy wspólnie coś większego w prosty sposób. Pokazywałyśmy reprodukcje, więc mogłyśmy swobodnie je aranżować, bawić się tym i tworzyć coś nowego.
Obecnie toczy się dyskusja dotycząca open calli, konkursów, inkluzywności. Jesteście wyrazistym, radykalnym głosem w tej dyskusji. Dla was kolektywność nie jest sloganem, jak dla wielu galerii, mających jednak ograniczone zasoby finansowe i przestrzenne oraz ustalone struktury.
KF: Dużo rozmawiamy o sensowności konkursów. Według nas konkursy są OK, jeśli wszyscy uczestnicy są równo potraktowani. Jako organizatorki mamy na sobie odpowiedzialność, żeby każda uczestniczka poczuła się zaopiekowana, niezależnie od tego, czy wygrała, czy przegrała. Traktujemy innych tak, jakbyśmy same chciały zostać potraktowane.
MG: Chcemy być zawsze miłe i uważne na to, żeby ktoś nie poczuł się pokrzywdzony. Dbamy o to, żeby komunikacja była na wysokim poziomie. Kiedy każda czuje się zaopiekowana, konkurs jest w porządku.
Dla was ważniejsze są relacje niż “jakość” indywidualnych dzieł sztuki.
KF: Staramy się unikać wartościowania prac na naszych wystawach. Szczególnie, kiedy bierze w nich udział sto osób. Wszystkie rzeczy, które przyjmujemy są jakościowe, ale prezentują różne poziomy. Są osoby, które ukończyły studia artystyczne i takie, które nie mają nic wspólnego ze światem sztuki. Wierzymy, że każda z osób ma do zaprezentowania własną estetykę i oryginalne przemyślenia.
MG: Czasami przyjmujemy wiele osób, bo zależy nam na pokazaniu różnych historii, jak w wystawie Skądinąd. Często organizujemy wystawy stricte fotograficzne i przyjmujemy wiele fotografii, żeby zobaczyć dany temat z różnych perspektyw. Potem mamy szansę wykazać się jako kuratorki i złożyć z tego spójną wystawę.
Do każdej wystawy tworzycie scenografię i oprawę wizualną. Przykładem może być tu Uczta w parku Morskie Oko, którą zorganizowałyście podczas głębokiego lockdownu. Jak postrzegacie swoją praktykę kuratorsko-organizatorską?
KF: Inspiracją do tamtej wystawy był film Ważniejsza od królów, który wspólnie oglądałyśmy w kinie. Główna bohaterka prosiła swojego służącego o pokazywanie zdjęć, które były ustawione w setkach na plastikowych stołach ogrodowych. Też chciałyśmy mieć stół, z którego zwalają się fotografie w ramkach.
MG: Od kiedy powstał Turnus mierzymy się z pandemią. Czasy nie sprzyjają spotykaniu się. Często mamy wątpliwość, czy na pewno jest to dobry moment na zabawę. Mimo lockdownu chciałyśmy działać, dlatego zaczęłyśmy organizować wycieczki na Instagramie, które przyniosły nam pewną popularność w Internecie. Potem wymyśliłyśmy Ucztę, czyli spotkanie tej społeczności w parku w zimie.
MS: “Uczta” była pierwszą wystawą w czasie pandemii, podczas której wiele osób mogło się spotkać w stosunkowo bezpiecznych warunkach. Pytałaś o naszą funkcję kuratorską. Często się nad nią zastanawiamy, kwestionujemy nasze decyzje czy sposoby prezentacji prac.
MG: Uczymy się z wydarzenia na wydarzenie. Podczas wystawy Robi się gorąco na Noc Muzeów, przyjęłyśmy tak wiele osób, że później miałyśmy problem z odpowiednim zaopiekowaniem się nimi i zaprezentowaniem ich prac w indywidualny sposób. Szczególnie ucierpiała fotografia, która była wyprodukowana w podobny sposób, tak, że trudno było odróżnić poszczególnych artystów.
Wierzymy, że każda z osób ma do zaprezentowania własną estetykę i oryginalne przemyślenia.
Mam wrażenie, że przy takich kolektywnych wystawach często zaciera się autorstwo i tworzy się z wielu prac jedna wielka instalacja.
KF: W takich sytuacjach nie może być półśrodków. Lubię turnusową przesadę i to, że odrzucając pewne zasady skracamy dystans pomiędzy nami a uczestnikami wydarzeń. Tworzenie parawanów i foteli ze zdjęciami jest przyjemne. Dzięki takim aktywnościom w czasie pandemii mogliśmy wszyscy spotkać się na plaży pod Zachętą i uśmiechnąć się. Stawiamy wszystkich w jednej roli i robimy kolektywne dzieło-wystawę. Równocześnie staramy się dać każdemu uczestnikowi odpowiednie miejsce, widoczność i naszą uwagę.
MG: Z pojedynczych prac tworzymy całościowe dzieło. Turnusowe doświadczenie. Tworzymy scenografię, architekturę wystawy, taką jak stojaki i stoły wykonane przez Piotra Kowalskiego z używanych płyt meblowych na wystawę Robi się gorąco. Ostateczny wygląd naszych wystaw często jest zaskoczeniem dla samych artystów. Wydaje nam się, że o to właśnie chodzi. Zwykle jest to miła niespodzianka.
Wasze wystawy zwykle dopasowane są do miejsc, którymi w danym momencie dysponujecie. W jaki sposób pozyskujecie te przestrzenie?
KF: Czasami miejsca same do nas przychodzą na przyjacielskich warunkach, jak to był w przypadku Orbity Słońca czy Boogaloo. Czasami ktoś nas zaprasza, tak jak Extinction Rebellion, które na jeden dzień użyczyło nam galerię Officyna, gdzie połączyłyśmy się z Nadią Wierzbicką, aby wspólnie kuratorować wystawę z okazji Nocy Muzeów. Czasami to są nasze wybory, jak park Morskie Oko.
Z pojedynczych prac tworzymy całościowe dzieło. Turnusowe doświadczenie.
MG: Z lokalami na potrzebę imprez jest łatwiej, bo kluby i bary same się do nas zgłaszają. Układ jest prosty. Lokal zarabia na imprezie, więc może dać nam budżet na dekoracje, wystawę i muzykę. Natomiast do organizacji wystaw często same dokładamy ze swoich środków i liczymy, że zwróci się nam to np. dzięki sprzedaży turnusowych gadżetów.
MS: Turnusowe wydarzenia zawsze są bezpłatne. Jakoś wychodzimy na zero, ale jeszcze nie udało nam się na nich zarobić, mimo że wkładamy w nie dużo pracy. Zależy nam w pierwszej kolejności na organizacji wydarzenia czy przekazaniu pieniędzy artystom.
MG: Obecnie szukamy sposobu, żeby Turnus dorósł razem z nami, bo wszystkie skończyłyśmy już studia. Po dwóch latach działalności nadal mamy dużo pomysłów, ale potrzebujemy większego budżetu na ich realizację. Chciałybyśmy zabezpieczyć nasze wynagrodzenia, znaleźć stałe miejsce i finansowanie.
Turnus działa jak instytucja. Odpowiadacie na setki zgłoszeń. Zakładam, że macie tyle pracy, co na etacie w galerii.
MG: Kiedy coś przygotowujemy jesteśmy cały czas ze sobą w kontakcie. Zawsze jest coś do zrobienia, a jak nie ma, to wyszukujemy sobie kolejne zadania. Poświęcamy na to bardzo dużo czasu, co koliduje nieraz ze studiami (niedawno obroniłyśmy się na ASP) oraz pracą. Dlatego będziemy szukały sposobu, żeby Turnus stał się pełnowymiarowym tworem.
W czasie wystawy Jeszcze jeden turnus Krzywego Koła stworzyłyście razem z Kamilem Pierwszym na tydzień instytucję przy ul. Brzozowej. Wystawa obejmowała pięć pięter kamienicy.
MS: To było pierwsze wydarzenie dłuższe niż jeden dzień. Narodowy Instytut Dziedzictwa użyczył nam całą kamienicę. Na początku byłyśmy zachwycone, potem przerażone jej wielkością. Zarządzałyśmy pięcioma piętrami, a w poszczególnych pokojach były mikro wystawy i wydarzenia performatywne zaproszonych artystów. Zorganizowałyśmy też wystawę główną, a oprócz tego parkiet i bar.
We wrześniu 2022 zorganiowałyście kolejną, dużą turnusową wystawę w Cukrach na Pradze i stronę internetową Skądinąd. Ona też wiąże się ze społecznością, którą zebrałyście na grupie na Facebooku i wokół waszych wycieczek.
KF: Naszą misją jest zwracanie uwagi na fakt, że małe miasta są cool. Chciałyśmy stworzyć alternatywny, bardziej osobisty przewodnik po Polsce. Podobają nam się zapiski i przemyślenia zaproszonych osób na temat ich miejsc pochodzenia. Wyszła z nich ogromna, kilkudziesięciometrowa wystawa i strona internetowa, która będzie się rozwijać. Pomysłodawcą wystawy był Michał Żyłowski z naszej grupy na Facebooku, która nazywa się “wszyscy na turnus, wszyscy to turnus”.
MG: To była pierwsza wystawa demokratycznie zarządzana przez osoby członkowskie z grupy. Wymyśliliśmy ją w ten sposób, żeby była przenośna i objazdowa. Wszystkie fotografie i teksty wydrukowałyśmy na tkaninach, a potem zszyłyśmy wszystkie te prace w 13 patchworkowych modułów. Każdy z nich ma wielkość 2×3 metry. Dzięki doszytym wstążkom można tę wystawę dowolnie dopasowywać do miejsca. Zapraszamy na stronę projektu skadinad.turnusik.com i do zgłaszania się do przyjęcia wystawy, a także do podzielenia się historią swojego miejsca pochodzenia.
Skąd u was takie zainteresowanie małymi miastami i peryferiami? Czy same pochodzicie z małego miasta?
MG: Ja pochodzę z Wyszkowa. Kiedy zaczęłyśmy robić wycieczki i publikować zdjęcia z małych miast zobaczyłyśmy wielkie zainteresowanie tym tematem, który był trochę wstydliwy, niedoreprezentowany w internecie. Stworzyła się wokół niego społeczność. Chcemy, żeby ta wystawa podróżowała do takich miejsc.
KF: Michał zwrócił uwagę na to, że małomiasteczkowa tożsamość jest dla wielu osób trudna do przepracowania. Kiedyś nie lubił odpowiadać na pytanie: skąd jesteś. Jego praca miała więc także terapeutyczny charakter, mierzyła się z problemami tożsamościowymi, tym, że pochodzenie nas bardzo definiuje. Oczywiście, nie wszyscy wstydzą się swojego pochodzenia. Wiele osób traktuje te miejsca nostalgicznie.
Nostalgia i estetyka lat 90. oraz 2000. to specjalność Turnusiku! Estetyka waszych scenografii nawiązuje do DIY, szkoły, lekcji plastyki, tanich wydruków, gazetki z Painta.
KF: To podstawówka estetyka, którą pamięta każdy. Zależało nam na czymś bardzo przystępnym, prostym i radosnym.
MG: Nostalgia jest dostępna dla każdego. Szukałyśmy najprostszego sposobu dekorowania wystaw z dostępnych materiałów. Naszym znakiem rozpoznawczym stały się kwiatki z bibuły i materiały w różnych kolorach. Nie pokazujemy swoich prac, ale kochamy tworzyć dekoracje. Upiększamy przestrzeń w absurdalny sposób. Kochamy bawić się w dom i zapraszać gości w nasze progi. Turnus to jedno wielkie przyjęcie.
MS: Właśnie taką estetykę uchwyciła Tosia Kiliś projektując nasze logo. Powrót do lat 90., Arial, typopolo, podstawówka.
Kochamy bawić się w dom i zapraszać gości w nasze progi. Turnus to jedno wielkie przyjęcie.
Muzyka, którą puszczacie też często jest nostalgiczna. Jak dobieracie osoby DJ-skie?
MS: To one dopasowują styl do naszych imprez. Dajemy im zupełną swobodę twórczą. Osób szukamy głównie wśród znajomych.
KF: Nie współpracujemy z nikim na stałe, chociaż naszym faworytem ostatnio jest Filip Figiel, bo kochamy jego sety.
MG: Zresztą nie zawsze gramy muzykę. Mamy różne typy Turnusu: wystawo-imprezy, wystawy, miniwystawy…
KF: Tak jakby-wystawy.
Czyli macie całą klasyfikację działań!
KF: Trudno jasno zdefiniować, czym się się zajmujemy, więc tworzymy sobie nowe kategorie.
Czy waszą strategię można by określić jako postartystyczną?
KF: Definiowanie, nazywanie, dookreślanie działań Turnusu nam nie służy. Czujemy, że nas hamuje i stresuje. Pojęcie dzieła sztuki poszerzamy o zabawę. To, co robimy jest sztuką, ale nie zależy nam na byciu nazwanymi kuratorkami czy artystkami. Wolimy szukać swojej drogi. Czasem tą drogą jest wielki tort ze zdjęciami.
MG: Naszym głównym celem jest spędzanie czasu ze sobą i innymi. Tworzymy turnusową towarzyskość. Naszą siłą jest niemoc zdefiniowania się.
MS: Momenty kryzysu dają możliwość zmiany. Warto zrobić kroku wstecz, przyjrzeć się temu, czym się zajmujemy z innej perspektywy i zareagować. Łatwo jest zostać opacznie odebranym. Często martwimy się, że odbiór naszych wydarzeń i wystaw jest spłaszczony. Pomimo zabawowego charakteru naszych działań traktujemy Turnus poważnie i zawsze staramy się wszystko przygotować na 100%. Stawiamy na mnogość. Pomimo zabawy formą, nie chcemy odbierać powagi pracom i artystkom. Zabawa jest dla nas kluczem do przystępności.
Jaki będzie Turnus w przyszłym roku?
MS: Nie da się tego do końca przewidzieć. Teraz zaczęłyśmy nowy projekt, wynajęłyśmy budki na Bazarze Różyckiego.
MG: Znajduje się tam sporo odnowionych lokali w przystępnych cenach. Zdecydowałyśmy, że zorganizujemy tam biuro i archiwum Turnusu. Nasze dekoracje nie mieściły się już w prywatnych przestrzeniach. Mamy dwie budki z tarasem, co umożliwi nam organizowanie małych wydarzeń. Formalizujemy się i zakładamy stowarzyszenie, które pomoże nam pozyskiwać wsparcie finansowe.
KF: Zależy nam na znalezieniu własnego miejsca, gdzie zmieszczą się wszyscy, którzy zechcą nas odwiedzić. Chętnie przyjmiemy wskazówki i porady.
Michalina Sablik – historyczka sztuki, krytyczka i kuratorka. Doktorantka na Uniwersytecie Warszawskim, członkini AICA. Pracuje w Galerii Promocyjnej w Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie, współpracuje z wieloma magazynami i instytucjami. Więcej info: https://linktr.ee/michalinasablik
Michalina Sablik – historyczka sztuki, krytyczka i kuratorka. Doktorantka na Uniwersytecie Warszawskim, członkini AICA. Pracuje w Galerii Promocyjnej w Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie, współpracuje z wieloma magazynami i instytucjami. Działa w duecie Dzidy. Więcej: linktr.ee/michalinasablik
Więcej