Z widokiem. Rozmowa z Magdą Kardasz i Karoliną Bielawską
Jakub Gawkowski: Zanim została pani kuratorką Miejsca Projektów Zachęty, kierowała pani galerią Kordegarda, później — Projektem Kordegarda. Jaka jest historia MPZ w obecnej formie?
Magda Kardasz: Prowadziłam galerię Kordegarda przy Krakowskim Przedmieściu od 2006 roku, a po przeniesieniu programu do siedziby przy ulicy Gałczyńskiego 3, zmieniliśmy nazwę na „Projekt Kordegarda”. Funkcjonowała ona do 2012 roku. Pokazaliśmy w tym czasie cykl wystaw pod wspólną nazwą Pokój z widokiem, które wiązały się z usytuowaniem obu galerii — najpierw na Krakowskim Przedmieściu, następnie tutaj, przy Gałczyńskiego, w lokalu na parterze, z charakterystycznymi dużymi oknami otwartymi na przestrzeń miejską.
Jakie wystawy wtedy powstawały?
MK: Organizowaliśmy wystawy indywidualne i zbiorowe — wszystkie łączyła tematyka miejska. Poruszały one problemy społeczne związane z życiem w mieście, przemianami przestrzeni, architekturą. Czasem dotykały aktualnych miejskich spraw, jak sprzątanie po psach czy ruch rowerowy. Teraz jesteśmy przyzwyczajeni do systemu Veturilo i wszystko jest lepiej zorganizowane, ale kilka lat temu byliśmy ciągle na etapie dyskusji. Tak powstała wystawa Klub rowerowy. Justyna Wencel we współpracy z Marcinem Chomickim oraz inni autorzy wystawy Tu zaszła zmiana odnieśli się do decyzji o zburzeniu ikonicznego budynku Supersamu. Cykl Pokój z widokiem podsumowuje książka o tym samym tytule. W pewnym momencie poczułam, że czas na zmianę i może nie ma potrzeby ciągnięcia na siłę wątków miejskich. Stąd pomysł na bardziej otwartą formułę galerii.
W 2012 roku Projekt Kordegarda stał się w końcu Miejscem Projektów Zachęty.
MK: Chcieliśmy się odciąć się od starej nazwy — Projekt Kordegarda okazywał się dla niektórych mylący, część osób myślała że nadal chodzi o miejsce przy Krakowskim Przedmieściu. Nowa nazwa — Miejsce Projektów Zachęty — była po części próbą spolszczenia terminu project room i jednoczesnym zaznaczeniem, że mamy do czynienia z częścią Zachęty — Narodowej Galerii Sztuki. Miejsce Projektów to przestrzeń laboratorium. Za każdym razem, zarówno kiedy chodzi o artystę z Polski czy zza granicy, zależy nam, by mógł tu przyjechać, zobaczyć miejsce/przestrzeń jaką dysponujemy. Czasem skutkuje to realizacjami typu site specific, czasem nie, ale ważne jest także samo spotkanie przygotowawcze, rozmowa wstępna o warunkach, kontekście lokalnym, a nie tylko wysyłanie zdjęć czy planów galerii.
Ma pani stałych współpracowników?
MK: W MPZ współpracuję z Karoliną Bielawską, wcześniej z Joanną Kinowską, Katarzyną Janus, Krzysztofem Gutfrańskim i Adamem Repuchą. Od początku towarzyszy nam Jakub Jezierski jako projektant druków do wystaw i mebli oraz adaptacji lokalu przy ul. Gałczyńskiego na potrzeby galerii.
Pomimo nazwy MPZ nie jest jedynie project roomem. Jakim kluczem posługuje się pani, układając program galerii?
MK: Jeśli project room rozumieć jako miejsce na indywidualne zmagania artysty w przestrzenią i kontekstem, to rzeczywiście w MPZ odbywają się też projekty innego typu. Od czasu, kiedy rozpoczęło ono działalność, wyklarował się pewien podział. Z jednej strony organizujemy wystawy indywidualne oraz zbiorowe, których uczestników łączy tematyka. Z drugiej, część programu stanowią dialogi dwojga twórców — spotkania dwóch postaw artystycznych.
Jaką formułę przybierają te „dialogi”?
MK: Niekiedy są to artyści współpracujący ze sobą od jakiegoś czasu, innym razem to my ich ze sobą kojarzymy (oczywiście nigdy na siłę). Magda Franczak i Yael Frank przyszły do nas z propozycją przedstawienia rezultatów procesu, wymiany, którą prowadziły, tworząc wspólne prace (rysunki krążyły przez jakiś czas między Lublinem a Tel Awiwem). Na wystawie pojawiły się również ich wspólne dzieła wykonane z myślą o przestrzeni galerii i prace indywidualne.
Karolina Bielawska: Ich współpraca była po części efektem dzielonej przez artystki fascynacji książką Lodowy Pałac Tarjei Vesaasa. Artystki spotkały się przypadkowo w Lublinie i okazało się, że jest między nimi wiele podobieństw: od wątków poruszanych w ich twórczości i poszukiwań artystycznych, poprzez podobieństwo fizyczne, aż do brzmienia nazwisk (stąd wziął się tytuł wystawy: Lód topnieje, pani Frankczak).
MK: Z kolei w przypadku artystów z Ukrainy, Jasi Chomenko z Kijowa i Gamleta z Charkowa, to ja zaproponowałam im wspólną wystawę po wizycie studyjnej na Ukrainie. Nie znali się wcześniej. W odpowiedzi postanowili odnieść się do wspólnego im problemu bycia artystą z Europy, ale spoza Unii Europejskiej, gdzie sztuka jest niedofinansowana i mówiąc zupełnie banalnie — sytuacja wymaga od artystów zwiększonej przedsiębiorczości, zwłaszcza jeśli chcą się ze swoją twórczością przebić za granicę. W ironiczny sposób opowiedzieli o całej generacji ukraińskich artystów.
Artyści spoza Polski pojawiają się w Miejscu Projektów stosunkowo często.
MK: Przy myśleniu o wystawach zagranicznych interesują nas miejsca rzadziej pokazywane w kraju. Jest to próba zaprezentowania czegoś nieoczywistego, stąd pojawienie się w MPZ artystów z Kuby, Estonii, Mołdawii czy Łotwy.
Czy w programie oprócz wystaw indywidualnych, tematycznych i dialogów pojawią się jakieś zmiany?
MK: Od jakiegoś czasu myślimy z Karoliną, jak rozbić utarty, dwumiesięczny cykl wystaw. Jest pomysł, żeby zdynamizować ten rytm i postawić także na „krótsze strzały”. Nie chodzi o sam czas trwania, ale budowanie wystawy wokół konkretnej dyskusji, tak jak było to w przypadku wystawy Niewojenni Zuzanny Sękowskiej i Łukasza Radziszewskiego. W Miejscu Projektów odbyła się wtedy dyskusja z udziałem Agaty Czarnackiej, Katarzyny Kasi i Karoliny Sulej. W planach są także parodniowe działania — na przykład akcja Łukasza Sosińskiego w styczniu 2016.
Oprócz artystów z dorobkiem artystycznym w Miejscu Projektów odbywają się też wystawy świeżo upieczonych absolwentów lub studentów ostatnich lat.
MK: Studenci z Akademii Sztuki w Szczecinie pojawili się w galerii latem 2013 roku. Pomysłodawcą i współuczestnikiem sformatowanej tematycznie wystawy GMO zabija miodek był profesor Łukasz Skąpski. Ze studentami współpracowaliśmy także w 2014 roku przy okazji wystawy Sterownik czasu rzeczywistego vol. II, powstałej we współpracy z Galerią Silverado, którą na strychu Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu prowadziła wówczas trójka studentów sztuk pięknych: Marta Hryniuk, Marta Węglińska, Maciej Nowacki. Po spotkaniu w Silverado w Poznaniu zaproponowałam im przygotowanie – jako kuratorom – wystawy do MPZ. Zaprosili do niej kilku kolegów oraz postać kultową, pracownika poznańskiej akademii — Dariusza Bajdę, który w latach 80. konstruował własny komputer. Wokół jego postaci i komputera krążyła idea tej ekspozycji.
Z chęci poznania nowych artystów odwiedziłam w tym roku Akademię Sztuki w Szczecinie, gdzie spotkałam się z różnymi studentami — między innymi z Karoliną Mełnicką i Rafałem Żarskim, którzy pokazali mi dokumentację swoich najnowszych prac. Dotyczyły one pojęcia egzotyki, podobnie jak projekty, z którymi zgłosili się do mnie w tym samym czasie Alex Urso oraz Tomasz Kopcewicz i Michał Szlaga. Stąd przyszedł mi do głowy pomysł wystawy do Egzotyczne?, poddającej analizie pojęcie egzotyki, wszechobecne w czasie wakacji — szczególnie natrętnie w reklamach biur podróży. W jej ramach pokazaliśmy wybór dzieł z wystawy Tomasza Kopcewicza i Michała Szlagi Odyseja #1 w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie. Zwykle staramy się unikać przenoszeniu gotowych projektów z jednej instytucji do MPZ, ale tym razem część prac z Sopotu zdecydowałam się włączyć do ekspozycji w Warszawie.
A jaką drogę muszą przejść młodzi artyści, by trafić ze swoimi pracami do Miejsca Projektów?
MK: Droga jest prosta — należy po prostu przedstawić pomysł/zaproponować projekt. Nie mówię o wysyłaniu CV, bo niestety wielu młodych artystów tak robi — wysyła nam swoje CV i nie do końca wiadomo, czego się z naszej strony spodziewają. Jeżeli ktoś przedstawia nam jakiś konkretny pomysł, to zawsze jest to pole do dyskusji. Galeria ma oczywiście określony budżet i możliwości techniczne i to się też za każdym razem także bierze pod uwagę.
Czy obecna lokalizacja w jakiej działa MPZ ma dla pani znaczenie?
MK: Budynki pochodzą z lat pięćdziesiątych i pomyślane były jako zaplecze Nowego Światu. Przestrzeń przed domami miała tworzyć aleję spacerową — stąd w pobliżu te piękne drzewa, rzucające latem cień na taras. Według pierwotnych założeń architekta Zygmunta Stępińskiego miała ona płynnie przechodzić w Skarpę Wiślaną — dziś trudno jest to sobie wyobrazić. Tarasy przed budynkami przy ulicy Gałczyńskiego podtrzymują poniekąd ten pasażowy charakter. Lubię nasze sąsiedztwo w postaci Res Publiki Nowej i Wrzenia Świata — razem z Miejscem Projektów tworzą one ciąg instytucji w różny sposób związanych z kulturą, który ma swoją kontynuację na ulicy Foksal.
Artyści wystawiani na Gałczyńskiego niekiedy nawiązują do kontekstu miejsca.
MK: Tak było w jednej z ostatnich wystaw z cyklu Pokój z widokiem, kiedy to Karolina Freino odniosła się do budynku, w którym mieści się galeria. Jest on częścią kompleksu architektonicznego Nowy Świat Wschód autorstwa Zygmunta Stępińskiego, który zaprojektował także Kino Skarpa, które niestety zostało zburzone, a na jego miejscu zbudowano apartamentowiec. Do postaci projektanta odwoływała się na swojej wystawie także Jaśmina Wójcik (powstała seria rysunków).
Oprócz historii miejsca i Zygmunta Stępińskiego jej wystawa Chowanie człowieka między ludźmi bez kontaktu z naturą doprowadza go do wynaturzeń odnosiła się także do wątku zieleni w mieście.
MK: Artystka jako dziecko spędzała wakacje na działce dziadków. Stąd wziął się jej pomysł opowiedzenia o roli ogródków działkowych w mieście. Co dla niej charakterystyczne, zaprosiła do czynnego udziału publiczność — ludzie mogli „adoptować” ustawione w szklarni w galerii rośliny i po zakończeniu wystawy zabrać je do domu. Rzeczywiście się angażowali w tę opiekę. Jak zwykle w wypadku interakcji z widzami, trudno przewidzieć wszystko — okazywało się na przykład, że kilka osób podlewało tę samą roślinę, którą potem każdy z nich chciał zabrać…
A wasi sąsiedzi? Macie z nimi jakiś kontakt?
MK: Do pewnego czasu znałyśmy bliżej tylko kilku z nich. Zmieniło się to, gdy okolicę postarał się ożywić Krzysztof Żwirblis, który realizował w MPZ jedną z odsłon swojego projektu Muzeum Społeczne, w którym postawił na współpracę z mieszkańcami. Sami byliśmy ciekawi efektów jego poszukiwań, ponieważ okolica jest specyficzna, mieszkańcy są bardzo różni — to osoby starsze, mieszkające tu od lat (w tym ludzie kultury), jak również ci, którzy sprowadzili się tu niedawno (i których stać na mieszkanie w samym centrum). Dzięki swoim metodom udało mu się skontaktować z sąsiadami oraz miejscowymi rzemieślnikami. Trafił do wielu osób z najbliższej okolicy ulic Gałczyńskiego, Foksal i Nowego Światu. Pomysł wypalił. Ludzie się otworzyli, prezentowali przedmioty dla nich ważne, pamiątki rodzinne i własne dzieła sztuki, zaprosili swoich gości. Przy okazji objawił się wybitny talent naszej ulubionej sąsiadki — Iki.
Poza wystawami w Miejscu Projektów Zachęty odbywa się także wiele wydarzeń towarzyszących.
MK: Od maja do września organizujemy wydarzenia na tarasie przed galerią. Dzięki temu publiczność wernisażowa nie ucieka tak szybko, a czasem ma do nas szansę trafić ktoś, kto na wystawę by się nie wybrał. Prowadzimy także działania edukacyjne, dyskusje, organizujemy spotkania z artystami i specjalistami z dziedzin, o których mówią wystawy, koncerty i projekcje filmów związanych z tematem ekspozycji, czy po prostu ważnych dla autorów wystaw. Oprócz tego w MPZ odbywają się warsztaty rodzinne i spotkania z seniorami — w ramach prowadzonego przez Zachętę programu edukacyjnego. Wstęp do galerii jest bezpłatny, staramy się by było to miejsce jak najbardziej otwarte i zachęcające do odwiedzenia go, także przez zwykłych przechodniów.
Karolino, jesteś odpowiedzialna między innymi za program muzyczny Miejsca Projektów. Czy traktujesz go jako dopełnienie wystaw, czy osobną działalność mającą po prostu przyciągnąć do galerii ludzi?
KB: Za każdym razem jest inaczej. Niekiedy za pomocą muzyki można oddać nastrój wystawy, jak przy projekcie Ziemia, ziemia Justyny Wencel, przy okazji którego odbył się koncert Oli Bilińskiej. Ola w świecie muzycznym, tak jak Justyna Wencel w sztukach wizualnych, dotyka tematyki rytualności. Koncert Olivera Heima, który zagrał na otwarciu wystawy Egzotyczne?, też wiązał się z tematyką wystawy. Ten grający efemeryczną muzykę Holender mieszkający w Polsce, niektórym może się właśnie kojarzyć egzotycznie, obco. Niektóre koncerty są wydarzeniami niezależnymi, które mają ożywić działalność galerii i wymieszać naszą publiczność, zaprosić do galerii tych, którzy interesują się muzyką/danym wykonawcą, a którzy mogą potem do nas wrócić jako widzowie wystaw w MPZ. Mamy taką formułę, że każdy autor wystawy może zaproponować zespół czy wokalistę.
Duże instytucje mają często to do siebie, że ciężko im nadążać za rzeczywistością, bo wszystkie wystawy muszą być organizowane z dużym wyprzedzeniem. Jak to wygląda u was?
MK: Najbliższy rok ma już swój plan ramowy, który oczywiście będzie się jeszcze trochę zmieniał. Terminy są u nas rzeczywiście krótsze, niż na przykład w gmachu głównym Zachęty, a wiele rzeczy robimy na bieżąco. Nie jest jednak naszym celem, by każda z wystaw odnosiła się bezpośrednio do aktualnych wydarzeń, tak jak nie każdy projekt realizowany w MPZ musi dotyczyć architektury socrealistycznej czy przestrzeni byłego sklepu z antykami, w którym się mieścimy.
Na wystawach w MPZ wyjątkowo często pojawiają się wątki ekologiczne. Cieszy mnie to, ale zastanawiam się, czy jest to wynikiem strategii czy zbiegu okoliczności...
MK: Nie jest pan pierwszym, który zwraca na to uwagę. Może jest to wynikiem odejścia od wątków miejskich? Ja sama w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że wśród wystaw prezentowanych w MPZ zaczynają dominować wątki ekologiczne. Widać to było szczególnie mocno na wystawie GMO zabija miodek czy tegorocznej zatytułowanej Leże autorstwa Natalii Bażowskiej. Bażowska pokazała swoje malarstwo i rzeźby, do tworzenia których wykorzystuje elementy organiczne (roślinne i odzwierzęce) znalezione w lesie. Niektórymi z nich próbuje niejako przywrócić do życia padłe zwierzęta. Punktem wyjścia do całej wystawy był film Luna obrazujący kolejne stadia nawiązywania bliskości między artystką a wilczycą. Natalia jest doktorem psychiatrii i jej pogłębiony wgląd w procesy rządzące organizmem i psychiką człowieka i zwierzęcia/natury widać w jej pracach. Na dole galerii powstała instalacja przypominająca komorę deprywacyjną działającą na zmysł węchu i słuchu. Wchodzący do niej, widz mógł się poczuć jak w ciemnym lesie.
Latem 2014 roku można było oglądać u was wystawę Moje problemy światowe Alicji Łukasiak, gdzie ta tematyka też się pojawiła.
MK: Alicja po kilku latach przerwy wróciła do malarstwa i rzeźby, choć w nieco innej, kameralnej formie. Wątkiem, który przewijał się na wystawie były problemy ekonomiczne, społeczne, a także ekologiczne naszej planety. Alicja przedstawiła okrucieństwo świata przyrody, ale też okrucieństwo ludzi w stosunku do niej. Ekspozycja Ziemia, ziemia także dotykała tematyki przyrody, choć dla Justyny Wencel ważne były przede wszystkim pierwotna rytualność z nią związana, rytuały zaklinające rzeczywistość, a nie sam kontekst relacji człowieka ze środowiskiem naturalnym.Nie myślałam o programie w sposób: kończymy z miastem, zaczynamy z przyrodą — tak to się po prostu ułożyło. Zresztą sądzę, że tej tematyki było na tyle dużo, że nastąpił kolejny przesyt. Trudno mi teraz powiedzieć, czy tego typu wystaw będzie więcej.
Tej jesieni na wystawie Chwasty w przestrzeni galerii pojawił się nawet pokaźnych rozmiarów fragment górskiej łąki — choć akurat nie w kontekście stricte przyrodniczym.
MK: Karolina Grzywnowicz trafiła do nas razem z kuratorem — Zbigniewem Liberą, z którym współpracowała nad projektem w ramach programu Towarzystwa Inicjatyw Twórczych ę. Powstała niezwykle ciekawa wystawa pod tytułem Chwasty. Karkołomny pomysł przywiezienia łąki z wioski w Beskidzie Niskim do galerii w Warszawie zadziałał, a dzięki specjalnym warunkom łąka odżyła fizycznie i odżyła pamięć o zapisanej w niej historii ludzi. Wystawa Karoliny Grzywnowicz przyciągnęła do galerii widzów spoza typowego artcrowdu. Przyszli ci zainteresowani problemem powojennych przesiedleń, osoby starsze, których ten temat dotyczył bezpośrednio, a nawet po prostu miłośnicy botaniki czy ogrodnictwa, którzy dopiero po przyjściu do galerii zrozumieli, że nie do końca chodzi o łąkę czy kwiaty.
Mówiąc o odwiedzających wystawy – kim właściwie jest wasza widownia? Czy macie jakąś własną publiczność?
MK: Mam nadzieję, że ludzie zainteresowani sztuką współczesną zdążyli już oswoić Miejsce Projektów Zachęty w siedzibie przy Gałczyńskiego, a sąsiedzi i przechodnie z okolicy przyzwyczaić się, że w tym miejscu odbywają się akcje artystyczne różnego rodzaju. Staramy się działać jak najszerzej, poszerzać krąg (i wiek) odbiorców przez wspomniane działania dodatkowe. Cieszymy się, że widzów wystaw i uczestników wydarzeń towarzyszących jest coraz więcej i że są oni niezwykle zróżnicowani. Stale promujemy Miejsce Projektów Zachęty z pomocą działu promocji Zachęty. Wcześniej zdarzało się, że osoby zainteresowane danymi wydarzeniami trafiały na plac Małachowskiego, do głównej siedziby Zachęty. Na szczęście takich pomyłek już prawie nie ma.
KB: Działamy od 2012 roku — nie jest to dużo czasu, by utworzyć środowisko wokół miejsca, ale sukcesywnie staramy się to robić. Publiczności szukamy wśród osób na co dzień interesujących się sztuką, lecz także i przechodniów, turystów, najbliższych sąsiadów.
Rozmawialiśmy głównie o tym, co było. A jakie są plany na 2016 rok w Miejscu Projektów Zachęty?
MK: Do 17 stycznia zapraszamy na wystawę Ievy Epnere Piramida i inne historie. Po niej swój projekt zrealizuje Łukasz Sosiński. Będzie to trwająca pięć dni akcja artystyczna i „praca” artystyczna w dosłownym znaczeniu. Nie będzie to typowa wystawa, lecz proces rozwijający się przez kolejne dni. W trakcie realizacji jest projekt Agaty Kus i Michała Dymnego pod tytułem Przetwornik. Będzie to jeden z naszych „dialogów” — tym razem między malarką a muzykiem. Pokażemy obrazy i filmy, a w trakcie wernisażu odbędzie się performans dźwiękowo-malarski. Później zaprezentujemy indywidualną wystawę fotografii Alicji Dobruckiej, zbiorową wystawę przygotowaną przez Romualda Demidenko pod tytułem Niezależnie od miejsca, projekt Eksperyment łysogórski 50 lat później, którego kuratorami są Anna Wiszniewska i Witold Mierzejewski, czyli rzecz dotyczącą historii i współczesności ceramiki. Krótki pokaz będzie miała u nas także Irmina Staś; natomiast w lecie — przy odrobinie szczęścia — ponownie uruchomimy nasz taras.
Chciałabym także podjąć współpracę z innymi project roomami w Europie. Jestem w kontakcie z Uną Popovic która prowadzi program Salonu Muzeum Sztuki Współczesnej w Belgradzie — chcemy zorganizować wymianę wystaw między naszymi placówkami. Innym pomysłem jest zorganizowanie spotkania poświęconego project roomom z różnych krajów, aby porozmawiać o ich programie i relacjach z muzeami czy większymi galeriami sztuki współczesnej, przy których działają. Będzie to próba spojrzenia na różne formuły prowadzenia tych miejsc i okazja, by wymienić się pomysłami, projektami.
Jakub Gawkowski — jest kuratorem i historykiem sztuki, pracuje w dziale sztuki nowoczesnej Muzeum Sztuki w Łodzi. Absolwent Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego w Budapeszcie. Kurator i współkurator wystaw m.in.: Erna Rosenstein, Aubrey Williams. Ziemia otworzy usta (Muzeum Sztuki, 2022), Atlas Nowoczesności. Ćwiczenia (jako część zespołu kuratorskiego, Muzeum Sztuki, 2021), Ziemia znów jest płaska (Muzeum Sztuki, 2021), Agnieszka Kurant. Erroryzm(Muzeum Sztuki, 2021), Die Sonne nie Świeci tak jak słońce (Trafostacja Sztuki, 2020), Diana Lelonek. Buona Fortuna (Fondazione Pastificio Cerere, 2020), Najpiękniejsza Katastrofa (CSW Kronika, 2018). Stypendysta European Holocaust Research Infrastructure oraz programu DAAD theMuseumsLab 2022.
Więcej