„Wpół do jutra” Roberta Kuśmirowskiego w Cricotece
Robert Kuśmirowski, Wpół do jutra
Cricoteka, Kraków
14 października 2021 – maj 2022
kuratorzy: Kamil Kuitkowski, Magdalena Ujma-Gawlik
W krakowskiej Cricotece Robert Kuśmirowski wraca do przeszłości, by opowiedzieć o tym, co może nas czekać. Wpół do jutra to wystawa o poczuciu wyczerpania dotychczasowych wzorców kulturowych oraz kresie modelu rozwoju cywilizacyjnego opartego na paradygmacie wzrostu. O byciu – jak to określił artysta – „pomiędzy wczoraj a jutro” i pozostawaniu w niepewności, czy przyszłość w ogóle nastąpi.
Przy wejściu na wystawę znalazły się resztki ściany domu. Pozostały po niej jedynie belki konstrukcyjne, drzwi i framuga okienna. Wszystko osmalone, jakbyśmy patrzyli na ślady po pożarze. A dalej, za nimi, widać resztki salonu. Na podłodze leży dywan. Jest stół z pozostałościami zastawy i krzesła. Przy jednej ze ścian stoi pianino. Przy drugiej częściowo przeszklona szafa z rzędami książek. Wszystko jest uszkodzone bądź zniszczone. Po niektórych z obrazów pozostały na ścianach jedynie ramy. Z rozbitego pudła fortepianu wypadła część mechanizmu młoteczkowego. Oglądamy świat po katastrofie.
Instalacja, zatytułowana Träumgutstraße, odtwarza mieszczański salon z początku XX wieku. Po raz pierwszy została pokazana w 2014 roku w warszawskim Salonie Akademii. Wpisywała się wtedy w kontekst zniszczonego podczas wojny Pałacu Czapskich (odbudowanego potem na siedzibę ASP). To on w latach 1862–1913 był jednym z centrów życia społecznego, politycznego i kulturalnego Warszawy, a w pałacowej oficynie znajdowało się mieszkanie, do którego w czerwcu 1827 roku wprowadziła się rodzina Chopinów. W Cricotece Träumgutstraße zostało więc użyte wtórnie; umieszczone w całkiem nowym kontekście. Podobnie jak wiele innych prac – nie tylko Roberta Kuśmirowskiego, ale też siedmiu innych artystów.
Jest tu praca Jana Gryki – być może fragment gabinetu jakiegoś badacza, kolekcjonera osobliwości lub… artysty. Na stole leżą dziesiątki kawałków kości z zapisanymi na nich numerami. Inne, oprawione, wiszą na ścianach. Nimi też wyłożono między innymi umieszczoną w szklanej gablocie czaszkę i wiszącą obok marynarkę. Inna, zniszczona, może czeka na swoją kolej. Ściany jednego z narożników galeryjnej sali ukrywają zaś dwie dioramy. Pierwsza skrywa pomieszczenie szczelnie wypełnione rozmaitymi przedmiotami. Jest tu maszyna do pisania i półki ze szpargałami – rzeczami, których nie chciano wyrzucić. Dioramę podpisano: „Andrzej Dudek-Dürer, Wpół do wczoraj”. Druga to przestrzeń jakiegoś laboratorium czy pracowni. Na biurku stoi komputer iMac firmy Apple z początku naszego stulecia. Są też inne urządzenia. Wszystkie powstały nie tak dawno, ale wydają się pochodzić z dość odległej przeszłości. To „wpół do jutra” Daniela Zagórskiego.
Można wypatrzeć także autoportret samego Kuśmirowskiego i prace Mikołaja Smoczyńskiego, w tym jego „półprodukty”, których nie zdążył wykorzystać do stworzenia dzieł.
Na ścianach galerii zawisł obraz Macieja Świeszewskiego Umarła klasa z 1989 roku. Monochromatyczny, utrzymany w szaro-czarnej tonacji, zaskakująco bliski obrazom niemieckich twórców z kręgu „nowej rzeczowości”, ale też pracom zapominanego dziś trochę Bronisława Wojciecha Linkego. Można wypatrzeć także autoportret samego Kuśmirowskiego i prace Mikołaja Smoczyńskiego, w tym jego „półprodukty”, których nie zdążył wykorzystać do stworzenia dzieł, takie jak skrzyneczki z ceratą i ramy. W centrum pomieszczenia stoi natomiast wielka cysterna, która kształtem przypomina łódź podwodną.
W większości przypadków prace pozbawiono tytułów lub nadano im nowe. Oglądający może mieć nawet problem z odnalezieniem nazwisk autorów – zapisanych ołówkiem na ścianie – nie mówiąc już o przypisaniu im konkretnych prac. Jakby chodziło o zwrócenie uwagi przede wszystkim na same dzieła, na to, w jakim kontekście zostały umieszczone i w jaką opowieść się układają. Wszystko inne – ich autorstwo, rola Roberta Kuśmirowskiego i dwójki kuratorów: Kamila Kuitkowskiego i Magdaleny Ujmy – nie jest tu dopowiedziane.
Wpół do jutra to kolejny pokaż możliwości Roberta Kuśmirowskiego. Oferuje, jak podkreśla Ujma w tekście towarzyszącym wystawie, to, co dobrze znamy i lubimy. Prace Kuśmirowskiego, doskonałego kopisty, fałszują przeszłość jak stare piosenki. Artysta potrafi stworzyć imitację każdej rzeczy, od drobnej fotografii czy legitymacji po gigantyczny (3 tys. m2!), opuszczony bunkier z czasów II wojny światowej – dokonał tego w londyńskim Barbican Centre w 2009 roku. Tworzy prace-zagadki, rebusy, wymuszające poszukiwania ukrytych znaczeń, kontekstów, powiązań i zapraszające do zabawy w odkrywanie iluzji oraz wizualnych oszustw, jak na niedawnej wystawie Fotomorgana zorganizowanej w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie (28 maja – 15 sierpnia 2021). W tym ostatnim przypadku Kuśmirowski wcielił się w rolę kuratora i zebrał na wystawie prace artystek i artystów, które na pierwszy rzut oka wydają się klasyczną fotografią, a w rzeczywistości wcale nie są zdjęciami. W samym centrum wystawy umieścił zaś fasadę częściowo zburzonej kamienicy. To jednak tylko iluzja – od tyłu można było zobaczyć, że to fragment teatralnej czy telewizyjnej dekoracji.
Najbardziej intrygujące na wystawie w Cricotece są jednak konteksty – celowe i bardzo przemyślane nawiązania.
Najbardziej intrygujące na wystawie w Cricotece są jednak konteksty – celowe i bardzo przemyślane nawiązania. Wpół do jutra jest nimi wręcz naszpikowana. Kuśmirowski odwołuje się na przykład do pokazu Cargo Marka Chlandy, który niedawno miał tu miejsce, przybierającego formę wystawy-nie-wystawy, działania na pograniczu galeryjnej ekspozycji, instalacji i performansu. Podstawowym punktem odniesienia jest jednak Tadeusz Kantor i jemu poświęcone muzeum.
W rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym” w 2015 roku Kuśmirowski mówił, że Kantor to jeden „z bardziej bezkompromisowych artystów, którego nie miałem możliwości poznać”. Z kolei w wywiadzie przeprowadzonym przez Marcina Wilka przy okazji wystawy w Cricotece podkreśla punkty wspólne z autorem Umarłej klasy, takie jak posługiwanie się destruktem i hybrydyzacja przedmiotów, czyli budowanie ich z kilku różnych rzeczy. I dodaje: „No i […] vanitas, ten trupistan przedmiotowy, on o tym opowiadał”. […]
Pełna wersja recenzji jest dostępna w 36. numerze SZUMU.
Piotr Kosiewski (ur. 1967) – historyk i krytyk sztuki, publicysta. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego” i magazynu „Szum”. W latach 1990-2010 członek redakcji kwartalnika literackiego „Kresy”. W latach 2007-2008 stały recenzent „Dziennik. Polska. Europa. Świat”. Publikował także m.in. na łamach „Odry”, „Przeglądu Politycznego”, „Rzeczpospolitej”, „Więzi” i „Znaku”. Członek Sekcji Polskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyki Artystycznej AICA. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.
Więcej