Wibracje zostały w powietrzu. Rozmowa z Patrycją Ryłko
Karolina Plinta: Skąd pomysł, żeby pokazać Matt’s Gallery w Gdańsku?
Patrycja Ryłko: Pomysł wystawy rozwijał się dość długo. Znam Robina Klassnika od kilkunastu lat i praca w Matt’s Gallery była dla mnie pierwszym tego typu doświadczeniem pracy w galerii. W trakcie mojej praktyki zajmowałam się właśnie archiwum i katalogowałam jego materiały. Pamiętam, że za każdym razem, gdy powracałam do Matt’s Gallery, jej archiwum powiększało się – najpierw zajmowało przestrzeń biura, później zaanektowało kuchnię i magazyn… i w którymś momencie wydało się oczywiste, że kolejnym etapem będzie projekt związany z archiwum, co równolegle zbiegło się z faktem, że Robin zaczął nad nim pracować i powoli, metodycznie je katalogować.
Jest to temat bliski także Bronwen Buckeridge, która w 2014 roku została zaproszona do zrobienia nowej realizacji na wystawę Revolver II, przygotowywaną wspólnie przez Robina i Michaela Newmana. Jej praca Occasionally Employing Magic mieściła się w magazynie/archiwum galerii, do którego zaprosiła medium. Projekt skupiał się głównie na rozmowie przeprowadzonej pomiędzy Carolyn Thompson, która wtedy zajmowała się katalogowaniem archiwum, i medium – Elaine Thorpe. Dotyczyła przyszłych planów archiwum – teoretyczne dywagacje – kto duchowo opiekuje się archiwum, czy zostanie ono przeniesione do innego miejsca, czy zostanie na przykład zakupione do kolekcji Tate Modern. W tym momencie nikt jeszcze nie przypuszczał, że galeria na Copperfield Road zostanie wkrótce zamknięta, a archiwum faktycznie przeniesione poza Londyn – do Lydney Park Estate w Północnej Anglii, na granicy z Walią.
Dlaczego siedziba galerii na Copperfield Road została zamknięta?
Matt’s Gallery pierwotnie znajdowało się w małej pracowni Robina na Martello Street w Hackney i stamtąd, w 1993 roku, zostało przeniesione na Copperfield Road, gdzie przestrzeń wystawiennicza całkowicie została dostosowana do jego metody pracy. Galeria składała się z dwóch dużych przestrzeni wystawienniczych, magazynu i zaplecza biurowego, w związku z czym naturalnym stał się podział, że w jednej części artyści pracowali nad nową tzw. realizacją site-specific, a w drugiej wystawiana była praca. W związku ze zmianami gentryfikacyjnymi, jakie mają miejsce obecnie w Londynie, a szczególnie we wschodnim Londynie, gdzie kilka lat temu odbyła się olimpiada sportowa, czynsz przy Copperfield Road urósł do tak zawrotnej kwoty, że Art Council, z którego środków galeria jest finansowana, nie przyznał funduszy, aby kontynuować wynajem na takich warunkach. Negocjacje trwały długo i w końcu skończyły się obopólnym porozumieniem – galeria zostanie tymczasowo przeniesiona do południowego Londynu, część archiwum i galerii do Lidney Park Estate. Istnieją plany, że w niedalekiej przyszłości Matt’s Gallery otrzyma przestrzeń na Bankside niedaleko Tate Modern.
Historia Matt’s Gallery zaczyna się w Polsce.
Tak, można powiedzieć, że jej duchowym domem jest Polska. Powstanie galerii bezpośrednio związane jest z poznańską galerią Akumulatory 2, a dokładnie jest wynikiem spotkania i wieloletniej artystycznej przyjaźni pomiędzy Jarosławem Kozłowskim i Robinem Klassnikiem. Galeria Akumulatory 2, założona w 1973 roku przez Jarosława Kozłowskiego oraz studentów Instytutu Historii Sztuki UAM (Piotra Piotrowskiego, Andrzeja Jura i Tadeusza Januszczaka), w odmienny sposób definiowała sztukę – osadzona była pomiędzy pewnego rodzaju prywatyzacją formuły artystycznej a pozainstytucjonalnością. Powstała w oparciu o założenia mail-artowego manifestu Kozłowskiego NET i funkcjonowała jako alternatywa wobec oficjalnej sztuki. Prezentowała program zdecydowanie niezależny ideowo, a swoją tożsamość budowała w opozycji do państwowych instytucji wystawienniczych i konkretnej ideologii państwowej.
Akumulatory 2 były galerią-wydarzeniem, posiadającą efemeryczną formę, natomiast Matt’s Gallery galerią-procesem, tj. taką, w której nieustannie następuje proces twórczy.
Przedłużeniem działalności galerii, a w zasadzie urzeczywistnieniem założeń NET-u było właśnie założenie Matt’s Gallery w Londynie. Galeria ta powstała w 1979 roku z inicjatywy Robina, który będąc współuczestnikiem NET-u, prezentował swoje prace również na wystawie w galerii Akumulatory 2. Z tym że w tym wypadku Matt’s Gallery głównie odnosiło się do modernistycznego założenia zachodniego paradygmatu sztuki oraz budowało swą tożsamość w opozycji do odmiennej struktury instytucjonalnej – związanej z samym obiektem sztuki, muzeum, thatcheryzmem i przede wszystkim rynkiem sztuki.
Co więc łączyło Matt’s i Akumulatory 2?
Pewna niezależność ideowa. Obie galerie funkcjonowały jako laboratorium do badań nad sztuką, promowały określone postawy twórcze tzw. antyinstytucjonalne. Przedmiotem funkcjonowania tych galerii była przede wszystkim konfrontacja postaw twórczych, negocjowanie znaczeń i prawa do prywatnych poglądów w publicznej przestrzeni. To właśnie galeria w sensie przestrzennym i pojęciowym stanowiła o kontekście powstającej tam sztuki. Akumulatory 2, nie mogąc funkcjonować w oficjalnym obiegu sztuki, funkcjonowały w kategoriach pewnej umowności, co było bezpośrednią konsekwencją braku stałej przestrzeni wystawienniczej związanej z obecną wtedy sytuacją społeczno-polityczną. Galeria była, owszem, miejscem spotkań, prezentowania postaw twórczych, ale samo pojęcie wystawy było pewnego rodzaju wydarzeniem, możliwością, sytuacją trwającą tylko kilka dni.
Jak to wyglądało w przypadku Matt’s Gallery?
W początkowym etapie funkcjonowania Matt’s Gallery wystawy również trwały kilka dni, ale pojęcie miejsca było nieco inne. Klassnik otworzył galerię w swoim własnym studio, przez co podkreślił etap procesu twórczego. Galeria była w sposób szczególny związana z miejscem, tj. przestrzenią galerii. Akumulatory 2 były więc galerią-wydarzeniem, posiadającą efemeryczną formę, natomiast Matt’s Gallery galerią-procesem, tj. taką, w której nieustannie następuje proces twórczy. Obaj prowadzący galerie artyści kierowali swoje działanie wewnątrz struktur składowych galerii: w galerii Akumulatory 2 analizowano pojęcie sztuki poprzez konceptualne inspiracje, natomiast w Matt’s Gallery analizowano pojęcie galerii w kontekście sztuki tzw. site-specific.
Jaką sztukę pokazywano w Matt’s?
Robin zapewniał zaproszonym artystom przede wszystkim wsparcie merytoryczne, jak również określoną infrastrukturę – udostępniał swoje ‘studio’, które artyści na czas przygotowania wystawy traktowali jako własne, i oferował nieograniczony czas potrzebny do wyprodukowania nowej realizacji – co średnio trwało około 6 miesięcy. Robin bardzo czynnie uczestniczył w procesie powstawania prac, w związku z czym granice podejmowanych przez niego ról – artysty, kuratora, galerzysty często zacierały się, co niewątpliwie skutkowało w bardzo specyficznym sposobie współpracy, na którą zgadzały się obie strony i obie strony czerpały z niej niejako pewne korzyści. Prace powstałe w galerii określane były w kategoriach tzw. sztuki instalacji.
Możesz podać jakieś przykłady?
Warto wspomnieć chociażby realizację Richarda Wilsona 20:50 (1987), gdzie Wilson napełnił galerię 750 litrami oleju, tworząc czarną refleksyjną taflę na całej jej powierzchni, czy The Coral Reef (2000) Mika Nelsona, który zbudował niezliczoną ilość psychodelicznych pomieszczeń i korytarzy, całkowicie dezorientując widza zaznajomionego z przestrzenią. Interesującą pracą była też Channels (2013) Susan Hiller – audiorzeźba rejestrująca głosy związane z doświadczeniem tzw. bliskiej śmierci.
Jak działalność Matt’s Gallery miała się do tego, co działo się wówczas w brytyjskiej sztuce?
Matt’s Gallery z całą pewnością sytuowała się na przeciwnym biegunie działań związanych YBA i szalonej, galopującej po koniunktury napędzanej przez Charlsa Saatchiego, który ustanawiał nowy porządek dla sztuki brytyjskiej. Galeria cieszyła się sławą miejsca alternatywnego, pozwalającego na formalne eksperymenty, nieformatowane przez bezpośrednie zapotrzebowanie rynku sztuki – choć oczywiście artyści współpracujący z Robinem również pośrednio uczestniczyli w świecie komercyjnym. I wbrew zmieniającym się warunkom społeczno-politycznym Matt’s Gallery kontynuuje swoją działalność, funkcjonując do dziś jako swoista alternatywa.
Tę alternatywność widać także na wystawie w Gdańskiej Galerii Miejskiej. Teoretycznie jest ona pokazem archiwum, ale w praktyce nie pojawiają się na niej właściwie żadne artefakty ani prace.
Biorąc pod uwagę fakt, że galeria funkcjonuje od 30 lat i jej archiwum jest ogromne, są w nim dosłownie wszystkie materiały, które towarzyszyły tworzeniu wystaw – wszelka korespondencja, dokumenty, wycinki z gazet, zaproszenia, rachunki, książki, katalogi, części instalacji, obiekty w różnej skali – naprawdę trudno było znaleźć odpowiedni klucz wyboru. Co dokładnie mogłoby reprezentować tę galerię? Długo się nad tym zastanawialiśmy i przyznam się, że tradycyjna forma prezentacji archiwum – kilku dokumentów i obiektów – nie wydawała nam się w tym konkretnym wypadku adekwatna czy też interesująca. Istotne przede wszystkim dla nas było pokazanie procesu wyboru i refleksja nad samą metodą wyboru prac z archiwum. Cały ten projekt ma też specyficzny rys stylu pracy Klassnika – dzielenie się procesem samego powstawania i całkowicie płynna redystrybucja środków: ja zaprosiłam Robina, Robin zaprosił artystkę Brownen Buckeridge, Brownen zaprosiła medium, medium zaprosiła swoich przewodników duchowych, którzy podczas całodniowego seansu spirytualistycznego pomogli jej w wyborze „prac” na wystawę w Gdańsku. W projekt ten zostało więc wciągniętych wiele osób. Warto wspomnieć, że dodatkowo Jakub de Barbaro zajął się identyfikacją wizualną projektu, Richard Grayson pisze tekst do katalogu, a Phil Baines projektuje małą publikację. Każda z wymienionych osób miała znaczący wpływ na kształtowanie się całości.
Poczucie ciągłego oczekiwania na coś nieoczekiwanego, niesamowitego, nierzeczywistego – przeczącemu logice i racjonalności na pewno wpisane jest w ten projekt.
Z tych względów tę wystawę można również czytać jako meta-pracę dotycząca samego kuratorowania. Jak wiadomo kuratorowanie jest pewnego rodzaju „sztuką wyboru” – podejmując ryzyko i przekazując całą odpowiedzialność doboru prac medium, chcieliśmy zwrócić uwagę na pozornie obiektywne mechanizmy i parametry warunkujące kuratorowanie/ powstawanie nie tylko wystaw, ale określonych narracji.
Kim było medium, czyli właściwa kuratorka wystawy?
Brownen, szukając odpowiedniej osoby, skontaktowała się z lokalnym kościołem spirytualistycznym, który polecił jej Erin. Erin „profesjonalnie” zajmuje się seansami spirytualistycznymi i mieszka w okolicy Lydney, współpracuje z tamtejszym Urzędem Miasta, dla którego „pomaga analizować” materiały historyczne. Była zachwycona propozycją współpracy, choć nigdy wcześniej nie miała kontaktu ze sztuką współczesną, nie wiedziała czym było i jest Matt’s Gallery. Podeszła więc do swojego zadania bez konkretnego nastawiania czy też zdefiniowanych oczekiwań.
Czy Brownen wierzy w duchy?
Hmm, w jakimś sensie pewnie tak… Z całą pewnością Bronwen bierze to wszystko na poważnie, niewiele wrzuca w nawias. Wierzy w tzw. „inny, nieznany wymiar” – pewne przesunięcie czasu i przestrzeni, pracuje w obszarze wyobrażeniowym – w obszarze zacierania prawdy i fikcji, gdzie odmienne rzeczywistości nakładają się na siebie. Jej projekty są często dość efemeryczne, oparte na duchowości, spirytualizmie, szamanizmie, dawnych rytuałach pogańskich bóstw. Podważa istnienie realizmu w wydaniu ontologicznym, semantycznym, jakimkolwiek.
Proces wyboru prac przez medium został zaprezentowany na wystawie właściwie tylko przez nagranie audio. Dlaczego w takiej formie?
Na pewno tym wypadku nagranie dźwiękowe działa intensywniej na naszą wyobraźnię niż oglądanie wideo dokumentacji w skali 1:1. Odsłuchiwanie przebiegu seansu spirytualistycznego w specjalnie przygotowanych do tego warunkach – wyciemnionej sali z zaledwie trzema stanowiskami ze słuchowiskiem sprzyjało bardzo intymnej, prywatnej, nieformalnej recepcji tej pracy. Pozwoliło na w pełni zindywidualizowane doświadczenie podróży w czasie i przestrzeni…
Jakie były reakcje gości galerii na tego typu doświadczenie „seansu z duchami”?
Słuchowisko było dość hipnotyczne i pomimo tego, że trwało stosunkowo długo – ponad pół godziny, większość osób odsłuchiwała je do samego końca. Faktycznie, kilka osób nie zdecydowało się na pozostanie w wydzielonej przestrzeni lub też opuściły galerię w pośpiechu, ale nie wiem czy można się w tym doszukiwać czegoś więcej…
Na wystawie w Gdańskiej Galerii Miejskiej znalazła się tylko jedna praca, a konkretnie fotografia, zawieszona przy wejściu na wystawę. Co ona przedstawiała?
Wystawa wymagała od widzów sporo czasu i skupienia, więc aby zapewnić im optymalny odbiór, potrzebna była odpowiednia aranżacja przestrzeni. Przestrzeń wystawy podzielona została na dwie oddzielne części. Pierwsza z nich jest czymś w rodzaju „poczekalni” – natomiast we właściwej/głównej części znajdują się tylko trzy stanowiska do odsłuchania materiału dźwiękowego. Chcieliśmy również w ten sposób zaznaczyć przejście do tego drugiego – równoległej rzeczywistości. Zdjęcie, o którym wspominasz, przedstawia las w Lidney Estate Park, gdzie obecnie znajduje się archiwum Matt’s Gallery. Można powiedzieć, że funkcjonuje tutaj jako punkt wyjścia.
Obecnie temat archiwum jest bardzo popularny zarówno wśród badaczy, jak i kuratorów. Mówi się nawet o „gorączce archiwów”, czyli fascynacji różnego typu zbiorami, których na dobrą sprawę nie da się przejrzeć, poznać, więc kończy się ona na czysto fetyszystycznym zachwycie. Czym w tym kontekście jest prezentacja archiwum Matt’s Gallery?
Ta wystawa raczej nie wpisuje się w opisywaną przez ciebie gorączkę pokazywania archiwum.
Czyli można na przykład odczytać tą prezentację jako pewnego rodzaju ironię? W zasadzie to nagranie było dość humorystyczne, niby utrzymane w atmosferze niesamowitości, ale spod niej przebijał co chwila absurd sytuacyjny. Przez cały seans spodziewałam się, że medium odkryje coś niezwykłego, ale w zasadzie nic takiego się nie wydarzyło.
Poczucie ciągłego oczekiwania na coś nieoczekiwanego, niesamowitego, nierzeczywistego – przeczącemu logice i racjonalności na pewno wpisane jest w ten projekt. Słuchowisko i cała jego oprawa generuje w słuchającym dużo napięcia, po czym okazuje się, że rezultat jest taki, a nie inny [śmiech]. Jest to też kwestia tzw. sposobów konstruowania percepcji i związanych z nimi oczekiwań. Być może dla wielu osób sam fakt seansu spirytualistycznego wydaje się „nierzeczywisty”, a tymczasem okazuje się, że podczas tego spotkania nie wydarzyło się nic, co wykraczałoby poza granice naszego poznania. Owszem wszystko odbyło się w pewnej „duchowej” konwencji, za sprawą pewnej umowności, więc można założyć, że w tym szaleństwie jest konkretna metoda. Myślę, że chodziło nam o wyznaczenie pewnych granic tego szaleństwa, zwrócenia uwagi na granice rzeczywistości i fikcji, sztuki i rzeczywistości – mechanizmy wyboru i mechanizmy poznania. Można się też zastanawiać się nad wieloma analogiami – niewiadoma to część składowa przestrzeni internetu, która uwarunkowana jest przez różnego rodzaju algorytmy, o których zasadach powstawania i funkcjonowania na dzień dzisiejszy nie mamy wystarczającej wiedzy. A jest to przecież przestrzeń, w której poruszamy się na co dzień. Wybór medium w archiwum Matt’s Gallery był absolutnie subiektywny, tak naprawdę nie wiemy czym ona się kierowała, czy była to prawda czy fałsz…
Na koniec jednak została przedstawiona interpretacja jej wyborów.
Tak, to była skrótowa interpretacja Bronwen, która w pewien sposób starała się wszystko uporządkować i odpowiednio sformatować. Z założenia zupełnie nie wiedzieliśmy, czego możemy spodziewać się po tym duchowym seansie i ta niewiadoma była przecież głównym wyznacznikiem całego przedsięwzięcia, ryzykiem, które wspólnie podjęliśmy… W pewnym jednak sensie nadal byliśmy szczerze zaskoczeni tym, co w rezultacie zostało odnalezione przez medium. Nastąpił więc proces racjonalizacji tego wyboru, co wydaje się chyba zupełnie naturalne w tego typu sytuacjach…
Co ciekawe, po kilku dniach, kiedy emocje opadły, okazało się, że medium wybrała obiekty związane z osobami, które pojawiły się w ostatnim czasie „na tapecie”. Była to np. Melanie Counsell, która akurat poprzedniego dnia przejeżdżała przez Lidney Estate Park i byliśmy wszyscy wspólnie na obiedzie; to był Mike Nelson, kuzyn Bronwen, od którego pożyczyła ona kamerę do rejestracji seansu; był to Jarosław Kozłowski, o którym wiele rozmawialiśmy; Richard Grayson, piszący tekst do publikacji; Roy Vos, który jako ostatni odbył rezydencję w Lydney. Hmm… o tym wszystkim Erwin nie miała pojęcia, ale najwidoczniej wybrane obiekty emanowały pewnego rodzaju „energią”, te wibracje zostały w powietrzu i zostały przez nią wychwycone….
Karolina Plinta – krytyczka sztuki, redaktorka naczelna magazynu „Szum” (razem z Jakubem Banasiakiem). Członkini Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Autorka licznych tekstów o sztuce, od 2020 roku prowadzi podcast „Godzina Szumu”. Laureatka Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy (za magazyn „Szum”, razem z Adamem Mazurem i Jakubem Banasiakiem).
WięcejPrzypisy
Stopka
- Wystawa
- Widziało mnie to, co myślałam, że widzę, widok wystawy
- Miejsce
- Gdańska Galeria Miejska 2
- Czas trwania
- 28.10 - 27.11.2016
- Osoba kuratorska
- Robin Klassnik, Patrycja Ryłko, Richard Grayson
- Strona internetowa
- ggm.gda.pl