„We Are Awesome” Marcina Maciejowskiego w Galerie Meyer Kainer
Moje wystawy są dla mnie podsumowaniem godzin w pracowni. Narracja rzadko bywa zaplanowana od samego początku, raczej wyłania się z pojedynczych zdarzeń, wiadomości, rozmów, przemyśleń, filmów – te pojedyncze impulsy są dla mnie potencjalnymi obrazami.
W trakcie pandemii świat ograniczał się do mojego studia, ogrodu i życia on-line. Nie było to jednak wielką zmianą mojej codziennej rutyny. Nie czułem izolacji. Ale czułem, że pandemia jakoś mnie blokuje, mimo że jednocześnie dawała mnóstwo twórczych impulsów. Tyle że przez jakiś czas trudno było z nich skorzystać w samym procesie malowania.
Zastanawiałem się, jakie obrazy warto malować w czasach globalnej sytuacji z COVID-19. Najpierw, kiedy odwoływano kolejne wydarzenia kulturalne, pomyślałem, że… żadne. Po jakimś czasie, wydawało mi się, że to powinny być obrazy szczególne, ważne, uniwersalne, znaczące. Zdawało mi się, że sytuacja zamiast o fantazje twórcze woła o praktyczne podejście do rzeczywistości. Bardzo mnie te myśli i założenia dręczyły. Niestety w malowaniu to nie pomagało.
Za to rysowanie było proste, prawie codziennie w trakcie lockdownu coś szkicowałem, powstawały zapiski w dzienniku, na kartkach – intymne, niewielkie, czasem zabawne, zapisywałem aktualną chwilę, coś co robiło mi dzień. Co to było? Do pracowni włamywał się regularnie kot sąsiadów i śmialiśmy się, że łamie kwarantannę. Znajomi zamiast wizyt, wysłali selfie ze swoimi zwierzakami, które ratowały przed samotnością i stresem. Przygody zwierząt zastąpiły przygody ludzi, trochę jak w klasycznych bajkach Ezopa. Te małe radości i emocjonalne relacje ze zwierzętami to był świetny materiał do szkiców. Lepszy niż medialna panika. Świat wirtualny zapewniał, że jest bardzo trudno, a my w social mediach zapewnialiśmy świat, że dajemy radę, czasem się boimy, trochę narzekamy, ale ogólnie to jesteśmy świetni.
W końcu każdy chce być świetny, prawda? Żeby utrzymać formę, kiedy trwał lockdown, regularnie biegałem na własnej bieżni, oglądając filmy dokumentalne. Jednym z nich był Christian Dior: The Refinement of a Lost Paradise. Lubię oglądać filmy wiele razy i ten bardzo mnie wciągnął. Na chwilę wielki krawiec stał się moim artystycznym alter ego, pracowitym perfekcjonistą całkowicie pochłoniętym szkicowaniem własnych fantazji na temat idealnych strojów dla kobiet. Pięknych, bogatych i… niepraktycznych. Ale, jak się szybko okazało, to co niepraktyczne było jednocześnie niezwykle pożądane w skromnej powojennej rzeczywistości. Znajdowałem w tym filmie luźne analogie do współczesności.
Twórcza energia Diora do realizacji własnej wizji była inspirująca. Fascynowała mnie jego zawodowa aktywności i kreska. Projektant bez przerwy rysował własne koncepcje i tworzył dziesiątki szkiców, zanim wcielił coś w życie. To było mi bliskie, bo sam robiłem bardzo dużo wizualnych notatek i prac na papierze, a jednocześnie więcej i więcej rozrysowanych obrazów czekało na mnie w pracowni. To było stresujące.
Od własnych obrazów, z jakiegoś powodu oczekiwałem czegoś więcej niż od rysunków i szkiców, aż do czasu, kiedy wycofałem się z pandemicznej rzeczywistości medialnej i wróciłem do własnego świata. Bez pewności, że pasuję do globalnych spraw bieżących. Zacząłem malować. Znalazłem się w spokojnym miejscu, gdzie najważniejsze decyzje dotyczą tego, co zjeść na obiad i który spośród czekających na mnie szkiców zacząć dziś malować. Myślę, że w tym czasie to było najlepsze miejsce dla twórcy, przynajmniej dla mnie i świetne uczucie.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Marcin Maciejowski
- Wystawa
- We Are Awesome
- Miejsce
- Galerie Meyer Kainer, Wiedeń
- Czas trwania
- 25.06– 25.07.2020
- Fotografie
- dzięki. uprzejmości Galerie Meyer Kainer
- Strona internetowa
- meyerkainer.com
- Indeks