W stronę plenerów krytycznych
Sanatorium lęku
tekst: Marcin Polak
Nie wiem, czy też tak macie, że jak jest fajnie, to stawiacie pinezkę na osi czasu, żeby później powspominać ten moment? Podczas pobytu na tegorocznych Kontekstach szedłem bardzo powoli do „cukiernika”, do niedawna jedynego sklepu w Sokołowsku, i cieszyłem się tą chwilą. Kupiłem sobie piweczko trzymane w lodówce na lody, coś niezdrowego do jedzenia, w stylu sałatki jarzynowej, i usiadałem na placyku obok miejscowych i turystów. Myślałem o tym, jak jest fajnie, i że moim jedynym problemem w tej chwili jest to, że jest aż za fajnie. Za dużo dobrych znajomych, za dużo ciekawych wydarzeń, do tego wspaniała pogoda, piękne miejsce, tanie piwo i zabronione jedzenie. Krótko mówiąc, za dużo bodźców. Wiem, że inni też mieli podobne odczucia. Myślę, że stąd się bierze fenomen, a jednocześnie problem Sokołowska – jest tu po prostu zbyt fajnie. A jak jest fajnie, to wiadomo, że wkrótce tak nie będzie.
Akcja gentryfikacja
O artystach często mówi się, że są pożytecznymi idiotami gentryfikacji. Czy to artyści i ludzie kultury sprawili, że mała, spokojna wieś gdzieś na końcu Polski zmienia się w zaskakująco szybkim tempie? Czy za chwilę może stać się kurortem pełnym nowych apartamentowców, bloków, parkingów, tłumów nowych mieszkańców i turystów? Takie pytania wybrzmiewają coraz częściej, nie tylko wśród mieszkańców miejscowości, ale i uważnych obserwatorów z zewnątrz.
Sokołowsko, mimo wizerunku miejsca idyllicznego, ma swoje problemy, i to poważne. Za piękną fasadą kryją się wewnętrzne pęknięcia. Główny problem, czyli postępująca gentryfikacja miejscowości, coraz bardziej się nasila.
By lepiej zrozumieć procesy zachodzące w Sokołowsku, sięgnąłem do tekstów na temat gentryfikacji napisanych kilkanaście lat temu. Wówczas rzadko m.wiło się o tym zjawisku, a jeśli już, to raczej w formie przestrogi. Teraz te niewesołe scenariusze materializują się w całej Polsce, i to w wersji turbo, a pandemia tylko przyspieszyła pewne procesy. Fliperzy, spekulanci, wielkie fundusze i zwyczajni ludzie, którzy chcą jakoś ulokować zjadane przez inflację oszczędności, kupują mieszkania i domy jako inwestycje, co prowadzi do dużego wzrostu cen nieruchomości. Jeśli do tego dodamy nabrzmiewającą w mieszkańcach miast przemożną chęć przebywania bliżej natury, zniwelowania skutków pandemicznego zamknięcia w czterech ścianach i ucieczki „gdzieś na wieś”, otrzymamy gotową receptę na szybką gentryfikację terenów, które dotychczas były od tego problemu wolne. Podobny schemat realizuje się w maleńkim Sokołowsku, które jeszcze niedawno było niezbyt popularnym wśród turystów, i podupadającym, zapomnianym uzdrowiskiem.
Jak do tego doszło? Cofnijmy się aż do 1855 roku, kiedy w Sokołowsku (wówczas niemieckim Görbersdorf ) zostało uruchomione pierwsze na świecie sanatorium leczenia chorób płuc, w którym zastosowano nowatorską metodę leczenia klimatyczno-dietetycznego. Tamtejsze metody terapeutyczne były wykorzystywane nawet w nieco młodszym szwajcarskim Davos. Trwający kilkadziesiąt lat prężny rozwój ośrodka przerwał wybuch wojny. Po 1945 roku dalej funkcjonowało tutaj sanatorium o profilu przeciwgruźliczym, choć władze PRL niechętnie inwestowały w obiekty położone na „ziemiach odzyskanych”. W 2007 roku zrujnowany budynek dawnego sanatorium doktora Hermanna Brehmera zakupiła Fundacja Sztuki Współczesnej In Situ, która tworzy w tym miejscu Międzynarodowe Laboratorium Kultury. Założona przez Zygmunta Rytkę i Bożennę Biskupską fundacja w 2012 roku przeniosła główną siedzibę z Warszawy do Sokołowska, gdzie In Situ zajmuje się realizacją międzynarodowych projekt.w artystycznych, różnorodnych i interdyscyplinarnych działań twórczych, badań i spotkań. Pod kierunkiem prezeski Zuzanny Fogtt organizuje nie tylko Konteksty – Festiwal Sztuki Efemerycznej, ale także Festiwal Filmowy Hommage. Kieślowski oraz festiwal muzyki eksperymentalnej Sanatorium Dźwięku, a poza realizowaniem tych wydarzeń zajmuje się odbudową spalonego sanatorium doktora Brehmera. Na przestrzeni lat stopniowo zmieniał się również charakter pozostałych obiektów leczniczych w Sokołowsku. Dawne sanatoria powoli przekształcane są w ośrodki opieki paliatywnej, które kierują swoją komercyjną ofertę głównie do zamożnych klient.w, zwłaszcza obcokrajowców.
[…]
Sztuka syntezy nad odkrywką. Rocznica pleneru Ziemia Zgorzelecka
tekst: Anna Ptak
Wielka dziura
Podobnie jak w 1971 roku do Opolna zjechano zewsząd – z całej Polski, spoza granic kraju, jak i z nie aż tak odległego Sokołowska w ramach rowerowego Tour de Zdrój. Sednem trzydniowego wydarzenia były postartystyczne działania oparte na widoczności, aktywności i współpracy.
W Opolnie-Zdroju, niewielkiej wsi położonej tuż przy granicy polsko-czeskiej, dawnym Bad Oppelsdorf, minionego lata odbyło się tak wiele wydarzeń kulturalnych, że można by nimi obdzielić niejedno byłe miasto wojewódzkie. W pięćdziesiątą rocznicę pleneru Ziemia Zgorzelecka w Opolnie-Zdroju – legendarnego spotkania neoawangardy w 1971 roku – do miejscowości wróciła sztuka, jednak o zupełnie innym wektorze. Organizowany przez Muzeum Współczesne Wrocław i Akademię Sztuk Pięknych we Wrocławiu program działań artystycznych, rezydencji i warsztatów zatytułowany Odkrywki oraz plener Opolno-Zdrój 2071, zorganizowany z kolei przez Biuro Usług Postartystycznych, przyniosły perspektywę ukazującą publiczności coś więcej niż tylko wioskę w cieniu dymiącego komina elektrowni Turów.
Kiedy wstukamy w Google Maps „Opolno-Zdrój”, wyskoczy przepastna połać czegoś, co okazuje się wielką dziurą w ziemi – to odkrywka Kopalni Węgla Brunatnego „Turów”. Opolno-Zdrój, miejscowość licząca 1 tys. mieszkańców, ma zniknąć, pochłonięta przez kopalnianą odkrywkę. Uchowają się tylko domy stojące wzdłuż ulicy Kasztanowej (ale tylko do boiska i w pasie ochronnym dwupasmowej drogi krajowej biegnącej wokół wyrwy w ziemi). Chodzi oczywiście o tę samą kopalnię, którą rząd Republiki Czeskiej zaskarżył do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. I oczywiście o tę odkrywkę, która do 2044 roku ma zasilać węglem brunatnym elektrownię Turów i wyemituje prawie 6 mln ton CO2 rocznie.
Czy odkrywka oznacza wyłącznie wyrok śmierci? A co, gdyby okazało się, że życie, które rodzi się w Opolnie, ma taką siłę i witalność – w całej swej złożoności – by zakwestionować logikę państwowej korporacji Polska Grupa Energetyczna Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna? I że niemałe znaczenie może mieć tu sztuka? Być może – jak było to widać tego lata – kontrobraz się jednak rozłazi i na wierzch wychodzą szwy; może witalność i siła to określenia na wyrost, ale efekty współdziałania poprzez sploty relacji i interakcji są widoczne. Te są czasem konfliktogenne, ale stwarzają pole dla zaistnienia innej logiki niż ta oparta na powiększeniu obszaru wydobycia węgla brunatnego. Z pewnością jednak wymagają wypracowania innych sposobów na lokowanie praktyki artystycznej w kontekście ruchów społecznych niż oparty na wiedzy eksperckiej, funkcjonujący w wąskim obszarze pola artystycznego. Sztuka musi istnieć wśród wernakularnych form życia, więc powinna spełniać nie tyle funkcję arbitra, działającego ponad lokalnym kontekstem, formującego „słuszne” interpretacje zastanych sytuacji, ile współuczestnika, współtwórcy procesów, których przebieg jest faktycznie otwarty: i w wymiarze faktów, i dyskursu, i wizji przyszłości. Odkrywki i Opolno-Zdrój 2071 pozwoliły taki model przetestować w działaniu.
[…]
Oba teksty są dostępne w 35. numerze Magazynu „Szum”.