W strefie przeczuć. Rozmowa z Yulią Krivich
Na Miesiącu Fotografii w Krakowie, wystawie Debuts w ramach łódzkiego Fotofestiwalu i w warszawskim „Super Salonie” przedstawiony został nowy projekt fotograficzny Przeczucie Yulii Krivich, ukraińskiej fotografki, absolwentki warszawskiej ASP. Przeczucie to też nazwa książki Yulii, której kluczowym bohaterem jest Dniepr. Rozmowa została przeprowadzona przed otwarciem wystawy finalistów konkursu „Przetwórnia”, gdzie Yulia zajęła drugie miejsce ze zdjęciami z tego samego projektu.
Arina Radionova: Twój projekt to nie tylko utrwalanie wydarzeń z ostatnich lat, prawda?
Yulia Krivich: Nie, to jest odczuwanie tych wydarzeń. Odczuwanie złożyło się w sekwencje obrazów i znaków. Znaków, które odtwarzałam przy pomocy fotografii.
O czym opowiada ta narracja?
Przede wszystkim o niepokojącym i niewyraźnym odczuwaniu dwoistości. O schizofrenii, której doświadczam przez ostatnie dwa lata, zaczynając od wydarzeń na Majdanie, kończąc na wojnie na wschodzie. Przeczucie jest o dualizmie. Moim własnym, ale także tej rzeczywistości, która nas otacza. Na moich zdjęciach są młodzi ludzie i nieokreślone miejsca ich przebywania. Nie chodzi tu tylko o lokalizację, ale o wymiar egzystencjalny, tożsamościowy. Moje refleksje na temat tego, co się dzieje obecnie, stały się punktem wyjściowym. Wydaje mi się, że wszyscy żyjemy teraz w rozdwojeniu jaźni: staramy się prowadzić normalne życie, pracować, imprezować, podróżować, kiedy wojna rozgrywa się tak blisko.
Czyli chodzi o twoje własne przeczucie?
Przeczucie, które mi towarzyszyło przez kilka ostatnich lat i pojawiło się jeszcze przed Majdanem. Uważam, że wszystko zaczęło się podczas pracy nad moim dyplomem Mój Świat Nie Jest Tam Gdzie Jestem Ja. Fotografowałam wtedy rówieśników niepodległości Ukrainy, moich znajomych poszukujących tożsamości. Nie tylko narodowej, ale też po prostu tożsamości naszego pokolenia. Przecież nie tylko z Ukrainy młodzi ludzie wyjeżdżają w poszukiwaniu swojego miejsca i siebie. Oparłam więc narrację na dyptyku: fotografowałam moich bohaterów w przestrzeniach prywatnych i publicznych. Dyplom składał się z fotografii i wideo. Pracując nad nim, jeździłam do domu na Ukrainie i w pewnym momencie zauważyłam, że moje spojrzenie na kraj ojczysty stopniowo się zmienia.
Na czym polegały te zmiany?
Na przykład kiedy mieszkałam w Dniepropetrowsku nie zauważałam pomników Lenina. Dla mnie to była zwyczajna sprawa. Dopiero gdy zamieszkałam w Warszawie zaczęłam się nad tym zastanawiać. Radziecka przeszłość ugrzęzła gdzieś na poziomie podświadomości. Kiedy zaczęto obalać te pomniki podczas Majdanu, miasto po mieście, urodziło się Przeczucie. Miałam wrażenie, że wszystko przewidziałam. Wydaje mi się, że wszyscy podobnie czuli. Że coś się zmieni. Dyplom pomógł mi wyklarować kierunek mojej drogi. Pojawiło się wówczas wiele zagadnień, nad którym wciąż pracuję.
Dlaczego zdecydowałaś się na studia na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie?
W wieku 13 lat zaczęłam malować i poszłam do gimnazjum artystycznego. Potem rozpoczęłam studia na Akademii Architektury w Dniepropetrowsku, ale zawsze chciałam zajmować się sztuką.
Dlaczego w takim razie architektura? Mogłaś pójść na ASP w Charkowie, Kijowie lub Lwowie.
Wiedziałam, jak wyglądają takie studia na Ukrainie i na jakim są poziomie.
A jak znalazłaś się w Polsce?
Przyznam, że nie był to mój świadomy wybór. Po obronie dyplomu z architektury miałam poczucie, że muszę wreszcie coś zmienić w swoim życiu. Miałam łatwość otrzymania wizy do Polski, ponieważ moja babcia była Polką. Wierzę w to, że wszyscy jesteśmy tam, gdzie powinniśmy być.
Wybrałam sztukę mediów. Obroniłam dyplom w pracowni Narracji Fotograficznej w prof. Prota Jarnuszkiewicza i w pracowni Alternatywnego Obrazowania u prof. W. Szymańskiego. To był dyplom, o którym mówiłam wcześniej i był on wyróżniony na wystawie Coming Out najlepszych dyplomów Akademii.
Otrzymałaś główną nagrodę.
Ta nagroda pozwoliła mi zrealizować Przeczucie. Miałam wystawę indywidualną w Salonie Akademii w grudniu ubiegłego roku, gdzie po raz pierwszy pokazałam tę pracę.
Jak Przeczucie stało się książką?
O książce już dawno myślałam. W tym roku jedną z kuratorek Sekcji ShowOFF Miesiąca Fotografii w Krakowie była Ania Nałęcka. Ona wybrała mój projekt; książkę fotograficzną zrobiłyśmy razem. Dla mnie to było bardzo ważne doświadczenie.
Opowiedz trochę o książce. Skąd ta niezwykła forma?
Projekt książki opiera się na koncepcji fotografii. Tak pracuje Ania i takie podejście jest mi bliskie. Głównym tematem Przeczucia jest dualizm. Na podwójności zbudowana jest również koncepcja książki. Chodziło mi o powstanie niemożliwej lekkości, a jednocześnie zagrożenia. Nieznośnej lekkości bytu, bycia w stanie ciągłego niepokoju. Twarda, oprawiona w płótno okładka przypomina niemalże klasyczną książkę. Postanowiłam połączyć cztery języki na grzbiecie: polski, angielski, rosyjski i ukraiński. Otwierając książkę, widzimy pierwsze zdjęcie, które jednocześnie jest ostatnim. Przy oglądaniu mamy zrobić gest przewracania na 90 stopni. Format zdjęć powiększa się, przypominając gazetę lub zin. Fotografie są zgięte i zszyte gruba nicią, wydaje się, że wszystko może nam się rozpaść na rękach. Sekwencje zdjęć pomógł ułożyć Rafał Milach. Narracja zaczyna się od tej samej nieznośnej lekkości przez agresję i podwójność, a kończy gestem. Książka miała swoją premierę na Miesiącu Fotografii w Krakowie.
Na ostatnim Miesiącu Fotografii ukraińska fotografia była silnie obecna.
Tematem głównym festiwalu był konflikt, więc byłoby dziwne, gdyby Ukrainy w tym nie było. Zgadzam się, że na arenie międzynarodowej ukraińska fotografia – w tym grupa „Shilo”, Golovchenko, Kurmaz – zaczyna być rozpoznawalna. Rodzi to we mnie nadzieję, że coś w końcu ruszyło. Można powiedzieć o eksploatacji tematu Majdanu i wojny na wschodzie, szczególnie w fotografii dokumentalnej. Dobrze to czy źle? Ja osobiście widzę pozytywną tendencje na ukraińskiej scenie fotograficznej. Przecież kiedy jak nie teraz, kto jak nie my? Jednak chciałabym widzieć więcej aktywności ze strony Ukraińców. Wydaje mi się, że wielu z nich nie do końca uświadamia sobie, jaka historia odbywa się na ich oczach. Częściej widzą to zagraniczni artyści, którzy przyjeżdżają na Ukrainę robić swój „gorący temat”.
W twojej pracy temat konfliktu jest również obecny. Opowiedz jak robiłaś zdjęcia Ultras?
Zaczęłam fotografować ich rok temu, kiedy uczestniczyli w Majdanie. Widziałam wszystkie te „piękne” zdjęcia z dymem i ogniem koktajli Mołotowa. Czuję raczej dystans do tego typu estetyzacji konfliktu, więc może zostawmy to na sumieniu fotoreporterów. Teraz na przykład nie mogę znieść „ładnych” fotografii z jakiegokolwiek z konfliktów na świecie, mam na nie uczulenie. Może ze względu na to, że teraz dotyczy mnie to bezpośrednio. Zobaczyłam zdjęcie z Majdanu jednego z kibiców rzucającego kajdanki na drużynę Berkut. Okazało się, że chłopak na zdjęciu to przyjaciel mojego przyjaciela, mogłam więc wejść w to zamknięte środowisko. Niełatwo cokolwiek z nimi ustalić, oni mają własne reguły. Ciężko się z nimi zaprzyjaźnić, ale trzeba przyznać, że byli integralną częścią wydarzeń w Kijowie i w innych miastach. Robiłam im zdjęcia w maskach na starym stadionie u mnie w mieście, co też jest dość charakterystyczne. Dla tych chłopców piłka nożna to coś w rodzaju religii, z drugiej strony żyją normalnie, tak jak ich rówieśnicy. Ubierają się podobnie, wrzucają zdjęcia na Instragramie, podróżują. Są częścią globalnej wioski.
Co się z nimi teraz dzieje?
Wielu z nich poszło służyć w batalionie ochotniczym, np. batalionie „Azow”. Kiedy ostatnio byłam w Dniepropietrowsku, znów się z nimi spotkałam. Z tymi, którzy byli na przepustce. To chłopaki w wieku 18-22 lat. Są już przyzwyczajeni do wywiadów i zdjęć, zachowywali się dość naturalnie przed kamerą. Teraz są bohaterami i lubią być w centrum uwagi. Starałam się zrozumieć jak żyją, jak wygląda codzienność w takim batalionie. Wszyscy wiedzą, że w Azowie walczą nacjonaliści. Chciałam zrozumieć ich punkt widzenia, który nie jest mi bliski, ale krytyka nie była moim celem. Nikt teraz nie wie, czym to się skończy i ile może potrwać, a oni mają świadomość, że mogą być zabici, tam pod Donieckiem. Niektórzy byli już ranni albo nawet stracili przyjaciół na tej wojnie. Z drugiej strony byli przyzwyczajeni do zwierzęcych reguł życia jeszcze w czasach pokoju. Ale w wojsku panuje dyscyplina, ich życie – jak mówią – jest przez to łatwiejsze. Wiesz, kto jest twoim przyjacielem, a kto wrogiem, z którym trzeba walczyć.
Czy wciąż współpracujesz z kibicami?
Tak, zamierzam z nimi jeszcze spotkać, jeśli będzie taka możliwość. Nie mam zamiaru na razie jechać do strefy ATO. Tego „hardkoru” mam wystarczająco dużo, moja rodzina mieszka 200 kilometrów od Doniecka. Wiesz dobrze, jak to jest. Czasami mi się wydaje, że wszystko, co się dzieje teraz na Ukrainie, jest tylko strasznym snem, że wystarczy się tylko obudzić.
Planujesz nowe projekty na Ukrainie?
Planuję wyjazd do domu i mam kilka pomysłów. Wydaje mi się, że sytuacja w tym regionie jest bardzo ważna i to na skalę światową. To jest trochę jak oczekiwanie na wybuch wulkanu. Traumy i problemy historyczne, które długo leżały na dnie morza, nagle zaczęły wypływać na powierzchnię. Młodemu pokoleniu nie pozostaje nic poza dryfowaniem po morzu.
Co jest charakterystyczne dla młodej ukraińskiej fotografii?
Po pierwsze, u nas mało kto pracuje projektowo. Nie wiem na razie, czy to dobrze, czy źle. Słowo „projekt” tak mocno weszło do codziennego słowniczka sztuki, że projektem nazywamy każdą pracę. Każdy artysta ma deadliny, wizytówki, wszyscy zajmujemy się własną promocją, ubiegamy się o stypendia i granty. Na Ukrainie nie ma struktur, które zapewniałyby dofinansowanie. Więc artyści w większości zajmują się sztuką, ponieważ nie mogą tego nie robić, to wynika z ich wewnętrznej potrzeby.
Jakie są tematy i wizualność tej fotografii?
Młodzi Ukraińcy są bardziej zaangażowani w życie społeczne i polityczne. Tematyka polityczna i historyczna wymaga refleksji w obliczu obecnego konfliktu. Jeśli chodzi o wizualność, wydaje mi się, że obecnie poszukuje się pewnej antywizualności i antyestetyki. Wywodzi się to z braku tradycji (chociaż niektórzy starają ją odnaleźć w Charkowskiej Szkole Fotografii), braku porządnych szkół fotograficznych. Nie uczono nas robić ładnych, wielkoformatowych zdjęć, ale to pomogło w wykształceniu nowego, autentycznego podejścia. Na razie jest to surowy materiał i potrzebuje obróbki. Fotografia na Ukrainie ma w sobie teraz potencjał i teraz wreszcie zwrócono na nią uwagę, choć nie brak kwestii problematycznych. Sytuacje komplikuje odizolowanie tego świata, w którym przekraczanie granic państwowych sprawia duży kłopot. To utrudnia wejście do międzynarodowego obiegu. Postkolonialne myślenie rodzi w dodatku kompleksy i przeszkadza operować uniwersalnymi pojęciami. To wszystko charakteryzuje też młode pokolenie i kraj, który ma tylko 24 lata i wciąż szuka swojej tożsamości.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Yulia Krivich
- Wystawa
- Projekt Przetwórnia
- Miejsce
- Galeria Pauza
- Czas trwania
- 19.06-10.07.2015
- Strona internetowa
- projektprzetwornia.com