W przytulnych objęciach neonów. O żywej tkance wielozmysłowej sztuki i kultury na Ruskiej 46

Podwórko przy ulicy Ruskiej 46 we Wrocławiu wymyka się porównaniom. AI próbuje znaleźć punkty styku z art hubami w stylu hipisowskiej Christianii w Kopenhadze, oferującym rezydencje artystyczne La Friche de la Belle de Mai w Marsylii czy H33 w Cluj-Napoce – miejscami, gdzie artyści, muzycy i pozarządowe instytucje działają na własnych zasadach. Ruska 46 w równych proporcjach mieści: aktywnie działające pracownie artystyczne, galerie, sale prób muzyki klasycznej, Wrocławskich Kameralistów, świeży, istnie fenomenalny Klub Szalonych z Bandą Debili na czele i całą defiladę fundacji prospołecznych.
Jako beneficjentka miejsca, dzieląca pracownię z graficzką i malarką Beatą Rojek, będę się podwórkiem zachwycać. Nie przeszkadza mi w tym jego niespójność, eklektyzm mentalny czy sprzeczne pomysły na jego funkcjonowanie. Piszę laurkę, jak dziecko, bo tak się właśnie na podwórku czuję – raduje mnie bycie częścią bandy, właśnie takiej, którą formuje wspólny dziedziniec, fizyczna bliskość i sąsiedztwo. Fenomen Ruskiej tkwi w tym, że zachowały się tutaj i nadal rozkwitają lokale samotwórcze, często bez finansowania lub na jego progu, niekomercyjne, działające całą dobę, trochę dzikie i brudne.
Bardzo trudno jest pisać o tym miejscu z podziałem na dyscypliny, choć to właśnie wyzwanie rozplatania wątków przyjęło tegoroczne Święto Podwórka, które trwało od 23 do 29 czerwca pod hasłem Podążaj za zmysłami, a koordynowane przez Wrocławski Instytut Kultury. Finałowy weekend Święta, 27-29 czerwca, podzielony był na trzy części: wizualną, muzyczną i społeczną.








Pierwsza uwagę przykuwa kolekcją świecącego designu z lat 60. i 70. galeria Neon Side; następnie wrocławskie BWA Studio. Oferta jest jednak o wiele bogatsza, głębsza i zaskakująca, co pokazała ostatnia Noc Muzeów. Na Ruskiej nie czujemy środowiskowej przepaści pomiędzy sztuką wysoką a tą, która dopiero się kształtuje lub jest uprawiana dla samej przyjemności malowania martwych natur, co oferują (głównie dla osób dorosłych) Otwarte Pracownie Plastyczne, zajmujące sporą część jednego ze skrzydeł budynku okalającego dziedziniec. Wrocław jest off i bardzo w ruchu – i to również można mocno poczuć na Ruskiej. Galeria u Kosałki czy Galeria Art Brut to miejsca, które w tej intensywności działań zdecydowanie przodują, od 10 marca dołączył do nich przeniesiony z wyspy Tamka kolektyw GUA (dawniej Galeria u Agatki) – miejsce skupiające się na fotografii, inkluzywne i otwarte, wręcz wytchnieniowe, współtworzone przez: Agatę Grzych, Magdalenę Mądrą, Wojtka Chrubasika i Kubę Kochańskiego.
Sama Galeria u Kosałki generuje taki przepływ projektów, artystów i akcji, jak niejedna instytucja z „prawdziwym” budżetem. Jerzy Kosałka, artysta z wybitnym poczuciem humoru, między innymi współorganizator Wrocław OFF Gallery Weekend, też jest jak dziecko, a swoją pracownię zamienił w żywe, osobliwe i wieloosobowe dzieło sztuki. Jego otwartość, potężny entuzjazm i żywotność zarażają i dają odwagę, stwarzają miejsce na projekty niepodlegające cenzurze, jak „Muzeum w podziemiu” czy działania poza kategorią przynależności gatunkowej. Pokazuje artystów debiutujących, wymykających się klasyfikacji – dobrym przykładem jest studencka grupa Styrta – ale i tych dojrzałych, jak Piotr Kmita szukających miejsca, w którym nie trzeba negocjować wizji wystawy.




Galeria ArtBrut w zeszłym roku obchodziła swoje 15-lecie. Jej szefowa Agnieszka Chojnacka, prowadzi niekomercyjną misję kulturalno-społeczną. Sam sposób funkcjonowania ArtBrut zakłada nieprzerwany, intensywny, wypełniający codzienność – a nie tylko urzędowe tabele – dialog z artystami zaangażowanymi, czującymi, otwartymi na eksperyment. Działania, których koordynatorem jest współzałożyciel miejsca, artysta Jacek Zachodny, angażują 20 osób artystycznych z niepełnosprawnościami intelektualnymi w epicentrum awangardowej kreacji. Trochę jak na karuzeli z rozpędzanymi siedziskami na łańcuszkach, trwa wymiana gości-opiekunów artystycznych poszczególnych projektów: wśród nich nieżyjący już Paweł Jarodzki, Tomasz Opania, Ewa Zarzycka, Dominika Łabądź, Dominik Podsiadło, Jarek Słomski, Marcin Derda, Agata Saraczyńska, Katarzyna Kaczorowska, Krzysztof Ćwik, Wojtek Chrubasik, Krzysztof Konik Konieczny i wielu innych. A do tego dodać należy jeszcze m.in. projekt Sztuka Aktywna, oparty na współpracy z ważnymi galeriami i muzeami Wrocławia, czy budowanie poważnej kolekcji sztuki art brut, z której prace znalazły się również w zbiorach dzieł 66P Rafała i Renaty Jarodzkich. Przez ostatnie dwa miesiące z galerią pracowały Zuzana Kutašová i Tereza Sejkova – twórczynie kreatywnej platformy BRUT.TO łączącej osoby z niepełnosprawnościami i profesjonalnych grafików w celu tworzenia odważnych, przemyślanych prac wizualnych i wdrażania ich do obiegu. Ich projekt Big City Life to nie była sztuka „o”, lecz sztuka „z” i „przez” – przestrzeń autentycznego spotkania, która rozgościła się w lokalu pracowni Galerii Miejskiej.
Dźwiękowy krajobraz Ruskiej 46 tworzy symfonia nieprzewidywalności. Związane z grupą Luxus Kormorany, Małe Instrumenty, Galeria Toy Piano – to inicjatywy, które redefiniują pojęcie koncertu. Zaprezentowany podczas Święta Podwórka projekt Transparent Soundglass był nie tylko nazwą wydarzenia, ale też metaforą tego, co dzieje się tutaj muzycznie – przezroczystego szkła, przez które przenikają się różne tradycje i estetyki. Klub Szalonych z Wielką Orkiestrą Improwizowaną i ośmioma składami, jak wspomniana już Banda Debili czy Dead and Delicious, tworzy kontrapunkt dla bardziej kameralnych działań. To muzyka, która nie boi się być głośna, niepokorna, czasem wulgarna – ale zawsze autentyczna. Daffodil Pill dodaje do tego koloryt psychodeliczny, a całość zamyka się w klubokawiarni Recepcja, gdzie vintage market z giełdą winyli przypomina, że muzyka ma też swoją materialność.








Wrocławski Instytut Kultury nie przeszkadza, integruje, animuje promocyjnie i udostępnia w Recepcji scenę dla dyskusji, miejsce debat, prezentacji projektów i idei – w tym cykl Produkt niszowy programowany przez Agnieszkę Jamroszczak, prezentujący obiekty na styku sztuki i designu – jak autorskie porcelanowe masażery intymne Femi Figa Dominiki Drop czy wytwórnię kaset magnetofonowych Istotne Nagr Marcina Przyłęckiego. Jest naprawdę miło.
Ruska 46 realnie obejmuje, przytula i przyciąga – poza turystami wykonującymi obowiązkowe selfie z neonami – naprawdę pokaźną grupę mniejszości: Kalejdoskop Kultur, Fundacja Integracji Społecznej Prom, Stowarzyszenie Przyjaciół Bułgarii z charyzmatycznym Dimczo Angełowem, Fundacja Ukraina, Wrocławskie Stowarzyszenie Głuchych, Centrum Praw Kobiet, Stowarzyszenie Amazonek Femina-Fenix, CUKR (czyli Centrum Ukraińskiej Kultury i Rozwoju), klub nocny Surowiec – queerowe miejsce na mapie Wrocławia z mocną sceną drag show… Lista brzmiąca jak manifest kosmopolitycznej Europy. A i tak nie wymieniłam wszystkich osobowości i inicjatyw realnie przepływających przez pasaż.
Jest we wrocławskiej atmosferze kulturalnej coś z czeskiej lekkości, naturalności spotkań, jak i też coś z powojennej odwagi zaczynania od nowa. W czasach, gdy instytucje kultury borykają się z kryzysem finansowania i sensu, miejsca takie jak Ruska 46 pokazują, że prawdziwie żywa kultura – choć zdecydowanie niewyspana, której niekoniecznie stać na zakupy bioproduktów – trzyma wysoki poziom. Kluczem jest jak zawsze przestrzeń pozwalająca na spontaniczne relacje, niekontrolowane eksperymenty i wolną ekspresję.