Uratować, przechować, przeprowadzić przez burzliwe dzieje. Rozmowa z Piotrem Oszczanowskim i Barbarą Banaś
Karolina Plinta: Jaka idea stoi za prezentacją kolekcji sztuki współczesnej w Pawilonie Czterech Kopuł i obecną wystawą?
Barbara Banaś: Wrocławskie muzeum od lat 60. XX wieku zajmuje się kolekcjonowaniem sztuki współczesnej. Jest to kolekcja, która przez 30 lat była kształtowana przez poprzedniego dyrektora i kuratora Mariusza Hermansdorfera, miała więc bardzo sprecyzowany profil. Z tego względu nasze działanie bynajmniej nie należało do łatwych. Po pierwsze, musieliśmy zmierzyć się z przestrzenią, po drugie, zaproponować taką narrację, by mogła być ona interesująca dla bardzo zróżnicowanej publiczności. Po analizie naszych możliwości wystawienniczych i zasobów kolekcji, stwierdziliśmy razem z panią Barbarą Ilkosz, że tak naprawdę zależy nam na przybliżeniu historii sztuki tym, którzy niewiele o niej wiedzą. Przygotowałyśmy więc wystawę prezentującą ewolucję polskiej sztuki, następowanie po sobie określonych nurtów oraz ich wzajemne przenikanie. Sam układ ekspozycji jest chronologiczno-problemowy. Postanowiliśmy zrezygnować z szerszej prezentacji sztuki okresu międzywojennego, która pojawiała się w poprzedniej wystawie stałej prezentowanej w gmachu głównym, ponieważ uznałyśmy, że klarowniejsza będzie opowieść o sztuce już powojennej, tym bardziej, że determinuje ją miejsce historyczne. Pawilon Czterech Kopuł, w tym pierwszym okresie funkcjonowania Wrocławia jako miasta polskiego, był przestrzenią dla Wystawy Ziem Odzyskanych. To była bardzo interesująca i problemowa prezentacja, a abstrahując od propagandowego wydźwięku tego wydarzenia, warto podkreślić, że tworzyli ją w obszarze aranżacyjnym i koncepcyjnym wybitni architekci i artyści jeszcze z czasów międzywojennych, tworzący w tradycji modernistycznej. Starałyśmy się więc ten okres zasygnalizować poprzez postaci trzech artystów: Witkacego, Leona Chwistka i Władysława Strzemińskiego. Ich sztuka ma być wprowadzeniem do takich zagadnień, jak forma w sztuce lub rola artysty; ma ona także pokazać, jak te problemy były podejmowane w kolejnych dekadach.
Jak to się stało, że Muzeum Narodowe znalazło się właśnie w Pawilonie Czterech Kopuł?
Piotr Oszczanowski: Ta idea pojawiła się już jakiś czas temu. Ostatnio losy tego budynku były niepewne, zrodził się więc pomysł, żeby przeznaczyć je na muzeum. Więcej – przywrócić mu jego pierwotne funkcje muzealne.
Czy może pan przybliżyć historię Pawilonu Czterech Kopuł?
PO: Po Wystawie Ziem Odzyskanych od 1952 roku działała tu Wytwórnia Filmów Fabularnych. Historia tego obiektu jest więc historią pisaną znakomitymi realizacjami filmowymi – cała Polska Szkoła Filmowa tutaj się rodziła, rozwijała i osiągała największe sukcesy, tutaj pracowali i tworzyli wybitne dzieła Has, Żuławski, Wajda, Polański, Kolski, Chęciński… Trzeba jednocześnie dodać, że ówcześni właściciele podchodzili do tego budynku w sposób bardzo pragmatyczny, czyli był on wykorzystywany w ramach doraźnych potrzeb, przy braku poszanowania jego walorów architektonicznych i zabytkowych. Takie były po prostu wówczas czasy, trudno też temu się dziwić. Dla nas z kolei te walory są bardzo ważne i pawilon sam w sobie jest dla nas wyjątkową atrakcją, którą my tylko dopełniliśmy wybitnymi kreacjami polskiej sztuki współczesnej. Bardzo nam zależy właśnie na takiej formule – proszę pamiętać, że dzisiaj bardzo często mamy do czynienia z takimi przypadkami, kiedy muzealnicy próbują rangą swoich zbiorów lub sposobem ekspozycji zakryć czy też zdominować przestrzeń muzealną. My przed tym się wzbraniamy. W czasach działalności Wytwórni Filmów Fabularnych w pawilonie tworzono wtórne korytarze, dodawano antresole i małe pokoiki, więc to, co było siłą tej architektury – jej przestrzenność, monumentalizm, pewna skrajna prostota i funkcjonalizm – wszystko to zostało zatracone. Po latach, kiedy pawilon okazał się miejscem nierentownym do produkcji filmów, powrócił pomysł, aby przywrócić mu jego pierwotne funkcje, czyli stworzyć tu ponownie muzeum. O samym muzeum polskiej sztuki współczesnej we Wrocławiu mówiło się oczywiście od dawna, tyle że brakowało możliwości realizacji tego pomysłu. Dopiero w 2013 roku pojawiła się realna szansa, aby dzięki absorpcji środków unijnych spełnić marzenie muzealników, historyków sztuki, wrocławian. Możliwość pozyskanie funduszy unijnych z kolei sprawiła, że zarówno Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego zdecydowały się sfinansować rewitalizację tego dawnego budynku muzealnego, a to pozwoliło rozpocząć proces inwestycyjny, czyli remont. Koszt tego przedsięwzięcia zamknął się w niebagatelnej sumie przeszło 84 milionów złotych, z czego 52 przekazało ministerstwo i 32 samorząd województwa. A koniec końców mamy właśnie to, co dzisiaj możemy podziwiać.
Jaką rolę ma kolekcja sztuki współczesnej na tle wszystkich zbiorów muzeum?
PO: Od dawna wiadomo, że ozdobą kolekcji Muzeum Narodowego we Wrocławiu – choć bogactwo jego zbiorów jest imponujące, bo zamyka się ilością 200 tysięcy pozycji inwentaryzacyjnych – jest zbiór dzieł sztuki średniowiecznej. Wszak to jedna z najcenniejszych kolekcji tego typu w naszej części Europy. Nigdy też nie ukrywaliśmy, że okrętem flagowym tego muzeum jest także polska sztuka współczesna. O ile jednak z prezentacją zbiorów średniowiecznych nie mieliśmy problemów, to ze zbiorami sztuki współczesnej, liczącej 20 tysięcy eksponatów, był pewien kłopot. Po prostu brakowało dla nich odpowiedniej, godnej ich rangi i znaczenia, przestrzeni ekspozycyjnej. Wcześniejsza ich prezentacja na strychu gmachu głównego muzeum była wyrazem swoistego kompromisu, by nie rzec ersatzu, poczucia pewnej tymczasowości, nie była czymś, co by nas satysfakcjonowało, a zwłaszcza dawało możliwość, by ta kolekcja pełnią swego potencjału, wartości i możliwości wybrzmiała. Taką szansę daje nam dopiero Pawilon Czterech Kopuł.
Pani Barbaro, w jakim kluczu były kolekcjonowane prace do zbiorów sztuki współczesnej? Pytam tutaj o wizję poprzedniego dyrektora, w której, mam wrażenie, priorytetowe były bardziej tradycyjne gatunki, jak malarstwo, rzeźba…
BB: Oczywiście, to wynika z profilu kolekcji budowanej przez dyrektora Hermansdorfera, który swoją opowieść o polskiej sztuce rozpinał pomiędzy dwoma pojęciami: ekspresji i metafory. Jego wybory, a są to artyści należący dzisiaj do klasyki sztuki polskiej (Władysław Hasior, Jan Lebenstein, Tadeusz Kantor, Magdalena Abakanowicz, Alina Szapocznikow), były o tyle interesujące w kontekście całości widzenia zbioru muzealnego, że on pozyskiwał te prace w bardzo różnych okresach i za każdym razem robił to bardzo świadomie. Nie są to więc przypadkowe dzieła, które trafiają do kolekcji, a tak się niestety często w polskich muzeach zdarza, bo szczupłość finansowa pozwala na zakupienie jednego dzieła, a później nie ma to kontynuacji. Nasza kolekcja, dzięki konsekwentnej idei gromadzenia i kontaktowania się z wybranymi przez Mariusza Hermansdorfera twórcami dała taką spójną opowieść o ich twórczości. Ponadto, podczas pracy nad wystawą w pawilonie zależało nam na tym, żeby pokazać prace, które jak do tej pory nie znajdowały się w ekspozycji, ze względu na jej ograniczoną przestrzeń. Wyciągnęliśmy z zasobów magazynowych prace Józefa Szajny, które wymagają przysłowiowego powietrza. Nie zdecydowaliśmy się na zbudowanie teatralnej scenografii, która w sposób dosłowny odtwarzałby działania artystyczne Szajny. Naszym zdaniem lepszy jest bardziej neutralny ogląd jego prac, a dla bardziej dociekliwych odbiorców jest dokumentacja, która pokazuje tę rzeczywistość scenograficzną, która w działaniach teatralnych Szajny jest szalenie istotna – to jest clou jego myślenia o teatrze. Z nowych rzeczy, wyciągnęliśmy z magazynów prace rzeźbiarskie Zdzisława Beksińskiego – na przełomie lat 50. i 60. XX wieku specjalizował się on w działaniach z pogranicza metaloplastyki. Warto też zaznaczyć, że wystawa będzie się zmieniać, pomimo faktu, że jest to wystawa stała i tak musi być nazywana ze względu na unijne przepisy. Uważam jednak, że kolekcja jest tworem żywym, który ewoluuje.
Jak ona będzie ewoluować?
BB: Z jednej strony chcemy pokazywać publiczności te prace, które ze względów konserwatorskich mają krótki czas ekspozycji. A więc fotografię i grafikę. Mamy świetne zbiory fotografii i ci, którzy je znają, choćby z katalogów, ciągle nas wypytują dlaczego ich nie pokazujemy. Z tego względu ta fotografia musi się tutaj pojawić i już na przyszły rok planujemy wystawę polskiej fotografii po 1945 roku. Trzon główny tej prezentacji będzie pokazywany w gmachu głównym, natomiast tutaj zostaną zaaranżowane pewne specjalne fragmenty, które dotyczą tej fotografii; ekspozycję przygotowuje pan doktor Adam Sobota. Będziemy wprowadzali grafikę, na przykład dzieła Józefa Gielniaka i Jerzego Panka. Myślę, że ta kolekcja powinna się zmieniać także w obszarze nowych nabytków, które ostatnimi czasy były dość skromne, ale za to pozyskaliśmy dzieła autorów, których klasa nie podlega już dyskusji. Ostatnie zakupy dyrektora Mariusza Hermansdorfera to prace: Katarzyny Kozyry, Mirosława Bałki czy Pawła Althamera; w „nowym otwarciu” pozyskaliśmy prace Joanny Rajkowskiej, Piotra Janasa i Jakuba Juliana Ziółkowskiego. Staraliśmy się więc kupować to, co bliskie jest pewnej tradycji malarskiej. Mamy też świadomość, że inne media w sztuce są eksplorowane przez artystów. Warto pamiętać, że mamy kilka muzeów współczesnych w Polsce i każde z nich zajmuje się innymi zagadnieniami. My nie stanowimy konkurencji względem siebie, wręcz przeciwnie, zdaje się, że powinniśmy znaleźć się na płaszczyźnie porozumienia i wzajemnie się uzupełniać. Dla mnie jest to niezwykle ciekawe, co dzieje się u kolegów w Warszawie lub Krakowie, jakimi problemami zajmują się inne placówki, jak tworzone są tam kolekcje? My z kolei chcemy działać tak, by dowartościowywać nasze zbiory, ale nie dublować się z innymi muzeami, tylko uzupełniać. Nie będziemy więc ni z tego, ni z owego rzucać się na coś zupełnie nowego, po to, żeby udowodnić, że jesteśmy bardziej współcześni niż współczesność.
W kontekście działalności innych instytucji i głośnej w ostatnich latach dyskusji o muzeum krytycznym Piotra Piotrowskiego chciałam zapytać, jak państwo widzą rolę wrocławskiego muzeum. Czym według państwa ono powinno być?
PO: Wrocławskie Muzeum Narodowe ma niezmiennie w swoim kodzie – jak każda tego typu i tej rangi placówka muzealna – rys konserwatywny, w tym sensie, że obowiązkiem muzeum jest uratować, przechować, przeprowadzić przez burzliwe dzieje, zabezpieczyć pod względem konserwatorskim, także opracować naukowo i wreszcie zaprezentować publicznie swoje zbiory. Dla mnie najważniejsze w tym wszystkim pozostaje to, co bardzo wyraźnie wybrzmiewa w pawilonie – my ciągle chcemy pokazywać i obcować z oryginałem, chcemy go ocalić dla widza. Czasy są jakie są, popularne stają się formy muzealnicze nastawione na atrakcyjność, która ma – w tzw. muzeach narracyjnych – skutkować przede wszystkim procesem edukacyjnym. Ja oczywiście nie mam nic przeciwko temu, tyle że my akurat jesteśmy w o tyle komfortowej sytuacji, że dysponujemy czymś, co jest bezwzględnie prawdziwe, oryginalne, niepowtarzalne. I tym chcemy przede wszystkim uwieść i zafascynować naszego gościa, odbiorcę. Największą siłą kolekcji sztuki współczesnej są konkretne ich dzieła – i nie chodzi tu tak naprawdę o same nazwiska artystów. Zależy nam także na tym, żeby stworzyć przestrzeń przyjazną widzowi. Stąd tak obszerna strefa rekreacyjna, długie i wygodne, doświetlone światłem naturalnym pasaże, ławki dla zwiedzających, kawiarnia, WiFi, liczne pomoce edukacyjne, łatwość i przejrzystość komunikacji… No i proszę nie zapominać, że znajdujemy się na Wielkiej Wyspie. Nasza inwestycja wiąże się też z ideą wzbudzenia zainteresowania innymi rejonami Wrocławia, który kojarzony jest głównie ze starówką. A na Wielką Wyspę na pewno warto się wybrać, oprócz Pawilonu Czterech Kopuł jest tu przecież Hala Stulecia, Centrum Kongresowe, Park Szczytnicki, Ogród Japoński, Pergola, Fontanna Multimedialna, Ogród Zoologiczny z obleganym Afrykarium – jest wiele możliwości dla spragnionego wrażeń turysty i chcącego tu wypocząć wrocławianina. Myślę, że jest to przestrzeń interesująca dla odbiorców bardzo różnego typu.
BB: Jesteśmy w takim momencie, kiedy nieustannie dyskutujemy, czym ma być muzeum. Propozycja Piotra Piotrowskiego była ze wszech miar interesująca, choć jak wiadomo wzbudziła ogromne emocje, nie zawsze pozytywne. Zastanawiam się, czy ona jest w ogóle możliwa do realizacji w takim muzeum jak nasze? Jemu jako dyrektorowi też do końca nie udało się tej idei zrealizować, z różnych względów. Natomiast to, co dla mnie jest istotne, to pewna elastyczność. Muzeum konstruuje pewien kanon odbioru, a to jest bardzo krucha sprawa i zmienna. Wydaje mi się więc, że priorytetem nie powinno być dla nas budowanie autorytatywnego wykładu na temat sztuki. Widzowie bywają różni. Są ci, którzy są zorientowani i wiedzą jak odbierać sztukę, ale są tacy, którzy nie do końca potrafią się tutaj odnaleźć. My chcemy im pomóc przełamać tę barierę i taka jest nasza rola. Są to więc metody „miękkie”, ale zarazem nie jest to łatwe zadanie, żeby umiejętnie przekonać widza do tego, aby swoje opory przełamał. Naszym zadaniem jest uczyć się, patrzyć, słuchać i wyciągać wnioski z tego, co się dzieje wokół nas.
Mówią państwo, że muzeum nie stara się być konkurencją dla innych tego typu placówek w Polsce. A jak to się ma odnośnie samego Wrocławia? Teraz dużo mówi się o obecnej sytuacji w Muzeum Współczesnym Wrocław.
PO: Naprawdę? Nic nie słyszałem o takiej konkurencyjności. Ja osobiście nie widzę problemu jeśli chodzi o funkcjonowanie różnych placówek muzealnych w samym Wrocławiu. Doprawdy nic nie mam przeciwko idei „stu kwiatów” Mao Tse-tunga, bardzo cenię sobie pluralizm i polifoniczność działań muzealnych, na pewno naszym celem nie jest konkurowanie z kimkolwiek. Po prostu realizujemy swoje plany, wykonujemy zadania, wypełniamy zobowiązania. Proszę też pamiętać, że idea Muzeum Sztuki Współczesnej, funkcjonującego w ramach Muzeum Narodowego, istnieje od kilkudziesięciu lat. Wiadomo, że był to pewien proces, w którym chodziło głównie o pozyskanie nowej siedziby, ale to, że nasze muzeum będzie chciało pokazać zaświadczające o jego potencjale zbiory sztuki współczesnej, było wiadome od dawna. W naszym statucie od 30 lat była zapisana organizacja tego muzeum i w końcu to się stało. Zatem Muzeum Sztuki Współczesnej w organizacji – bo tak stanowił przez lata nasz statut – to już dla nas w tym momencie przeszłość. Nie widzę w tym żadnego problemu, raczej wypada się nam cieszyć, nawet jeśli mamy w przypadku pawilonu poczucie pewnego niedosytu. Przypomnę, że według pierwotnych zamiarów ta monumentalna struktura architektoniczna miała być jeszcze obszerniejsza, a to za sprawą planowanej w pierwotnej koncepcji architektonicznej podziemnej kondygnacji, w której mieścić się miały magazyny muzealne. My jednak i tak cieszymy się przeogromnie z tego, co posiadamy. Nigdy wcześniej bowiem tyle nie mieliśmy. O czym to wszystko świadczy? Cały czas mamy do czynienia z pewnym deficytem jeśli chodzi o nasze możliwości wystawiennicze. Z tego względu będziemy zabiegać o to, aby w przyszłości zoptymalizować tę przestrzeń, którą dysponujemy i nadać jej, a w szczególności temu ogromnemu przeszklonemu dziedzińcowi, charakter wielofunkcyjny. Muzeum jest żywą strukturą i jest tu jeszcze wiele do zrobienia. Każde duże miasto posiada kilka instytucji, które budują określony krąg odbiorców. My mamy nadzieję, że będziemy gościć tu jak najszersze grono odwiedzających, zgodnie z ideą muzeum otwartego, przyjaznego i gościnnego. Bliski jest nam ideał swoistej uniwersalności, i z tego względu mamy w planach także i takie wydarzenia jak pokaz współczesnej sztuki światowej.
Czy mogą państwo powiedzieć coś więcej na temat tych planów?
BB: 23 sierpnia planujemy otwarcie wystawy kolekcji doktora Ericha Marxa z Hamburger Bahnhof w Berlinie. To jest wybór przygotowany przez dyrektora tej placówki, profesora Eugena Blumego wspólnie z kolekcjonerem doktorem Erichem Marxem. Będzie to prezentacja najciekawszych obiektów z tej kolekcji znajdujących się na pokazie stałym, które w zasadzie od początku działania tej instytucji nie opuszczały Berlina. Z tego względu jest to prawdziwe wydarzenie dla tej kolekcji i dla nas. Przyjadą tutaj jedne z pierwszych prac, które Marx pozyskał do swojej kolekcji – Roberta Rauschenberga, Josepha Beuysa, Andy’ego Warhola, z którymi kolekcjoner się przyjaźnił. W kolekcji są także prace polskich artystów, których od niedawna również włącza w swój zbiór, czyli Wilhelma Sasnala i Zbigniewa Rogalskiego. Ze sztuki niemieckiej będzie można zobaczyć bardzo ciekawe obiekty Anselma Kiefera. Nasza wstępna koncepcja polega na połączeniu dwóch wystaw w pewien ciąg opowieści; w momencie, w którym kończy się nasza prezentacja, zacznie się część niemiecka. Będzie to opowieść także o kolekcjonowaniu, w jakimś stopniu kompatybilna z historią wrocławskiej kolekcji, która też jest tworem jednego kuratora, choć działającego z ramienia publicznego. To może być bardzo interesujące zderzenie i cieszymy się, że to jest właśnie nasza pierwsza czasowa wystawa, z takim partnerem jakim jest Hamburger Banhof. Planujemy też kolejne działania na przyszły rok, które będą pozycjonowały nas w relacjach z innymi placówkami europejskimi w zakresie wymiany. Chcemy, żeby także nasza kolekcja miała szansę zaistnieć poza polskimi granicami.
Jak będzie w przyszłości rozbudowywana wrocławska kolekcja? Czy są w planach jakieś nowe zakupy?
BB: Oczywiście, że będziemy kupować nowe prace, ale proces ten jest zależny od pozyskiwanych środków. Obecnie korzystamy tylko z dotacji ministerialnych, dużo więc zależy od tego, jak te środki będą dzielone i na co konkretnie. Natomiast najbliższe plany zakupowe wiążą się z przygotowywaną wystawą fotograficzną. Jesteśmy w trakcie rozmów z kuratorem, który zgłosił nam swoje marzenia, ale z uwagi na to, że prace są na wstępnym etapie, to nie chcę szafować nazwiskami. Mogę jednak powiedzieć, że chodzi o wybitnych twórców naszej awangardowej sceny fotograficznej.
Prowadzą państwo także program naukowy. Nad czym obecnie pracujecie?
BB: Na otwarcie pawilonu przygotowano album prezentujący kolekcję sztuki polskiej, przygotowany przez kuratorkę Barbarę Ilkosz. Nie jest to oczywiście publikacja stricte naukowa, natomiast do końca tego roku będziemy pracowali nad nowym wydaniem katalogu naszych zbiorów – rzecz o tyle istotna, że nakład pierwszego wydania z 2000 roku został już całkowicie wyczerpany i dostajemy mnóstwo sygnałów od osób, które go poszukują. Pracujemy także nad katalogiem wystawy kolekcji niemieckiej, ale jesteśmy dopiero na wstępnym etapie jego realizacji. Ostatnie dwa lata siłą rzeczy musieliśmy poświęcić na skonstruowanie tej przestrzeni i wystawy, co wbrew pozorom jest zadaniem bardzo skomplikowanym logistycznie. Do końca zeszłego roku musieliśmy w końcu utrzymywać naszą stałą wystawę polskiej sztuki współczesnej w gmachu głównym, następnie trzeba ją było zdemontować, poszczególne dzieła poddać zabiegom konserwacyjnym – przy tej ilości obiektów to była ciężka praca. Co ciekawe, najwięcej wysiłku wymagały prace najmłodsze, ponieważ materiały używane przez współczesnych artystów są najbardziej kłopotliwe i trudne w działaniach konserwatorskich. Zabawnym przykładem jest choćby konserwacja pracy Krzysztofa Bednarskiego, który przyszedł do pawilonu i zaczął z podziwem oglądać swoją instalację złożoną z metalowych gwiazd, po czym stwierdził, że tak czyste one jeszcze nigdy nie były [śmiech]. To jest jednak ten atut muzeum – jest to placówka, która zadba o to, żeby dzieło nie podlegało destrukcji.
PO: Ważne w tym kontekście jest może to, że pozyskanie nowego miejsca jakim jest Pawilon Czterech Kopuł bynajmniej nie pozbawia gmachu głównego obecności sztuki współczesnej. Proszę zauważyć, że my bardzo świadomie tutaj właśnie zdecydowaliśmy się na prezentację niezwykłej instalacji malarskiej Lecha Twardowskiego – mam na myśli Krawędź – a w przyszłości planujemy także prezentację współczesnego rzemiosła artystycznego, w szczególności szkła i ceramiki. To wszystko jeszcze tam jest i długo pozostanie, ponieważ znajdują się tam nadal magazyny, w których są przechowywane dzieła sztuki współczesnej. Jestem ostrożny z kategorycznym rozwodem Pawilonu Czterech Kopuł z gmachem głównym, wolałbym raczej, by ekspozycja w gmachu głównym zachęcała do wizyty w pawilonie. Chcielibyśmy, aby widzowie przemieszczali się pomiędzy wszystkimi naszymi oddziałami – gmachem głównym, Panoramą Racławicką, Muzeum Etnograficznym i Pawilonem Czterech Kopuł. I tego wyrazem jest chociażby nasza strategia biletowa.
Muzeum stara się być otwarte na szeroką publiczność, a co z wrocławskim środowiskiem? Jak wygląda relacja pomiędzy muzeum i lokalnymi artystami?
PO: Była pani na wczorajszym otwarciu? Było tam sporo wrocławskich artystów, prawda? Przypomnę też o wystawach artystów współczesnych z ostatnich dwóch lat – byli prezentowani Eugeniusz Miniciel, Jan Jaromir Aleksiun, Bożena Sacharczuk, Beata Stankiewicz-Szczerbik, Barbara Idzikowska, Edmund Witecki, niedawno zakończyła się wystawa śp. Zbigniewa Paluszaka i grafików współpracujących z Ośrodkiem Kalambur, obecnie gościmy wspomnianego już Lecha Twardowskiego, czyli oprócz monograficznych wystaw malarskich mieliśmy także pokazy wrocławskiej fotografii, grafiki, ceramiki… Wydaje mi się, że czytelnym sygnałem chęci współpracy muzeum z wrocławskim środowiskiem artystycznym jest jedna z przedostatnich sal w pawilonie, która została wręcz zdominowana przez miejscowych twórców.
BB: Dodatkowo, jeszcze w październiku tego roku wrocławska Akademia Sztuk Pięknych przygotowuje u nas swoją prezentację młodych artystów, pozostajemy także w relacjach z WRO Art Center. Tak więc można powiedzieć, że relacje z wrocławskim środowiskiem są utrzymywane i systematycznie rozbudowywane. Wiadomo jednak, że trudno jest zadowolić wszystkich, ale naszym zadaniem jest właśnie dokonywanie wyborów. Myślę, że przestrzeń hallu w pawilonie stwarza możliwości dla artystów, którzy będą się mogli tutaj odnaleźć, co oczywiście jest wyzwaniem. Ciągle czekamy też na propozycje, nasz plan wystawienniczy na najbliższe lata jest w dalszym ciągu otwarty.
Karolina Plinta – krytyczka sztuki, redaktorka naczelna magazynu „Szum” (razem z Jakubem Banasiakiem). Członkini Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Autorka licznych tekstów o sztuce, od 2020 roku prowadzi podcast „Godzina Szumu”. Laureatka Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy (za magazyn „Szum”, razem z Adamem Mazurem i Jakubem Banasiakiem).
WięcejPrzypisy
Stopka
- Wystawa
- Kolekcja sztuki polskiej II połowy XX i XXI wieku
- Miejsce
- Pawilon Czterech Kopuł, Muzeum Sztuki Współczesnej, oddział Muzeum Narodowego we Wrocławiu
- Strona internetowa
- www.pawilonczterechkopul.pl