Trzeba w końcu wyjść. Rozmowa z Katarzyną Majak
Małgorzata Sikorska-Miszczuk: Przed nami leży prototyp książki Kobiety Mocy. Twoje rozmówczynie, a jest ich 29, opowiadają w niej o swoich doświadczeniach związanych z procesem dochodzenia do źródeł indywidualnej mocy. Integralną częścią książki są towarzyszące każdej rozmowie portrety fotograficzne. Mam wrażenie, że po raz pierwszy słowo moc nie zostało użyte w kontekście świata biznesu, polityki lub jakiejkolwiek innej dziedziny działalności publicznej. Chodzi o zupełnie inną moc. A więc: czy są w Polsce kobiety mocy i o jaką moc chodzi?
Katarzyna Majak: Trochę już odpowiedziałaś na to pytanie. Kobiety Mocy istniały prawdopodobnie od zawsze. Były określane bardzo różnie – jako wiedźmy, uzdrowicielki, szamanki, szeptunki, żerczynie, wołchwynie, zielarki…
Tu ci przerwę, bo czuję, że coś musimy natychmiast wyjaśnić. Każde z określeń kobiet mocy, które wymieniłaś, obrosło masą skojarzeń, często negatywnych i dalekich od dawnego, podstawowego sensu. Wiedźma potocznie oznacza kobietę o złym charakterze, z reguły również brzydką. Uzdrowicielka to (w naszym zdominowanym przez naukę świecie) synonim hochsztaplerki, żerującej na ludzkiej naiwności i bezradności w obliczu choroby. Szamanka kojarzy się głównie z Indianami lub ze światem New Age. Szeptunka i żerczyni – te słowa stały się praktycznie niezrozumiałe, zniknęły z języka. Pozostała nam zielarka. Tu mamy najmniej negatywnych konotacji, oznacza kobietę umiejącą (potencjalnie) leczyć ziołami. Musimy z tym zrobić porządek, bo język staje dęba i nie chce łączyć słów wiedźma lub żerczyni z mocą, prędzej z mocą magiczną. To, co dla ciebie jest takie oczywiste – że moc może oznaczać coś innego niż sukces, sprawczość lub czarną magię – wymaga doprecyzowania. Czym jest ta moc, o której mówią kobiety w twojej książce?
Spróbujmy razem poszukać odpowiedzi. Jak sama powiedziałaś, w naszym naukowym świecie liczy się to, co naukowo udowodnione, sprawdzalne, wymierzalne. Czy można zmierzyć moc?
To zacznijmy inaczej – kto je nazwał Kobietami Mocy?
Ja je tak nazwałam – na potrzeby tego projektu. Wsparła mnie w tym Babcia Caren – członkini starszyzny indiańskiej, która przyjechała do Polski kilka lat temu. Początkowo chciałam użyć słowa wiedźmy, ale złe konotacje, o których mówiłaś sprawiły, że poszukałam innego określenia. Ale to nie jest uzurpacja z mojej strony. Chodziło mi o znalezienie nazwy wprowadzającej te kobiety w obszar widoczności społecznej z nowego, innego miejsca.
Świadome odejście od słowa wiedźma jest jak najbardziej dobrym ruchem. Jako ktoś, kto jest uwrażliwiony na słowa, jako dramatopisarka, mam świadomość, że to słowa stwarzają rzeczywistość. Czy znalezienie tego sformułowania było jakimś przełomem?
Przełomem było stwierdzenie, wypowiedziane, o ile pamiętam, przez Marię Elżbietę Lewańską (uzdrowicielkę i wizjonerkę, prowadzącą Kręgi Kobiet), które brzmiało: „trzeba w końcu wyjść“.
Czyli coming out, ujawnienie się. To była niezgoda na co?
Niezgoda na ukrywanie istnienia Wiedźmy. Na nieistnienie tematu Wiedźmy. Czułam jednak potrzebę znalezienia nowego określenia dla Wiedźmy.
Czyli kobieta mocy oznacza jednak Wiedźmę. Czy to znaczy, że będziemy miały do czynienia ze współczesnymi Wiedźmami?
Tak. W mojej książce znajdziemy ich portrety: są to kobiety w różnym wieku, od bardzo młodych do takich, które określane są Starszyzną. Jest wśród nich artystka, jak Natalia LL, jest Katarzyna – zielarka. Ale są takie kobiety, które nie poddają się łatwo kategoryzacji poprzez wykonywane zawody – jak choćby Larhetta, podążająca ścieżką lewej ręki. Natomiast zawsze są to kobiety, które wybrały określoną ścieżkę duchową – także po to, aby wyjść ze świata jednowymiarowej materialnej rzeczywistości.
Rozumiem, że światem jednowymiarowym jest świat Zachodu, a wielowymiarowym – model świata istniejący w świadomości rdzennych kultur. Według Zachodu taki wielowymiarowy świat istnieje tylko w bajkach. W rdzennych kulturach wszystko jest przepojone duchowością, duchowość posiada kamień, roślina i oczywistym jest, że sfera, którą my, ludzie Zachodu, nazywamy nieożywioną, jest ożywiona. To jest właśnie owa bajkowa wielowymiarowość. To, co Zachód określa podświadomością te kultury nazywają kontaktem z przodkami. Te dwa światy, rdzenny i Zachodu, mają kłopot ze spotkaniem się. Kobiety, które tutaj przedstawiasz, moim zdaniem zdecydowały się na Spotkanie, zdecydowały, ze we własnej duszy skomunikują te światy. Żadna z nich nie mówi jednak, że jej sposób życia jest lepszy czy właściwszy od innego, dominującego na Zachodzie. Przede wszystkim dla nich świat jest przepojony duchowością na wielu poziomach i przez to ożywiony, zaś przejścia do tych poziomów znajdują na swój sposób.
Istotne dla mnie było to, że mamy do czynienia z kobietami zajmującymi się duchowością, gdyż one poprzez duchowość właśnie docierają do swojej mocy. Mają poczucie połączenia z czymś większym od siebie. Te kobiety zdecydowały się pójść pod prąd. Poszukać w sobie, w tym, co zachowało się na naszej ziemi, bądź poprzez czerpanie z innych tradycji o zachowanym przekazie, sposobu na samorozwój – poprzez rozwój duchowy.
Szukając właściwych dla siebie duchowych ścieżek?
Nie przyjmując „gotowców“.
Wróciłam niedawno do książki Dawna mądrość na nowe czasy. Szamani, którzy są rozmówcami niemieckiego dziennikarza są jakby „dwujęzyczni“ – będąc szamanami (buriackimi, lapońskimi, koreańskimi itd.) funkcjonują jednocześnie w „normalnym“, tzn. zachodnim świecie. Pokazują, że nie można ich już łatwo zaszufladkować – „to jest jakiś dzikus, który gdzieś daleko w jakimś plemieniu coś tam pokrzykuje i nas to nie dotyczy”. Kobiety Mocy też to pokazują. Skończył się czas, kiedy my jako zachodni ludzie możemy to wszystko, co robią takie „dziwne“ i inne od nas osoby po prostu zanegować, odkopnąć, mówiąc „to są jakieś prymitywy – z Afryki, Laponii, skądkolwiek, oni z nami nie mają nic wspólnego“.
Kobiety Mocy pokazują, jak bardzo kultura, która jest przez nas określana jako prymitywna, pierwotna, ustna, tradycyjna nas przyciąga. Wiele z tych kobiet czuje to wezwanie i tęskni za nim.
Szukały wzorów właśnie w kulturach rdzennych – choćby Indian amerykańskich…
Nie zapominajmy o tych, które eksplorują czy podtrzymują nasze tradycje sprzed „polania wodą“ – choćby Lesza, żerczyni Rodzimego Kościoła Polskiego, Kasia, doula (duchowa położna), Maria Ela i inne. Kobiety Mocy czerpią także z kultury Nowej Zelandii, Peru i innych miejsc skąd przyjeżdżali nauczyciele. To, co ma tak długą tradycję, często starszą niż cywilizacja Zachodu, okazuje się nieść wartości, których tutaj brakuje.
Ja jako dramatopisarka nie piszę tekstu, jeżeli temat mnie nie porusza. Sprawa musi mnie jakoś dotyczyć, wyrażać w pewnym stopniu moje tęsknoty. Wybieram więc prawdę serca i emocji, a rozum jest dla mnie tylko narzędziem. Za czym ty tęskniłaś? Tęsknisz?
Poprzez kontaktowanie się z kobietami, które nazwałam Kobietami Mocy, docierałam do własnej mocy.
Skąd czerpałaś informacje, gdzie znaleźć rozmówczynie?
Z jednej strony podążałam tam, gdzie kierowały mnie kolejne kobiety. Miałam poczucie, że prowadzi mnie łańcuch kobiet, od jednego ogniwa do kolejnego, i ufałam temu wrażeniu; z drugiej strony prowadziłam własne poszukiwania, dużo czytałam, szukałam kolejnych ścieżek i docierałam do osób nimi podążających.
Miałaś pewną koncepcję spójności przedstawiania tych kobiet poprzez fotografie.
Spójność wizualna była dla mnie istotna. Stworzyłam „podróżny“ system pracy – tło, aparat i system oświetleniowy – czasem pokonywałam ponad 500 km, aby wykonać zdjęcie. Moja wizja wynikała także z tego, jakie wizerunki wiedźm funkcjonują dziś w kulturze. Chciałam, aby kobiety, poprzez swoje przedstawienia, przekazywały moc.
Jak można wykreować na zdjęciu moc? Jak człowiek mocy ma być sfotografowany, żeby ta moc była odczuwalna?
Wiadomo, że nie na każdego zadziała to tak samo. Jeśli któraś z kobiet pracuje z energią – choćby uzdrawiając, prosiłam, by pozując, kierowała ją poprzez aparat w kierunku potencjalnego widza. Widzowie oczywiście bardzo różnie reagowali na same fotografie. Dla jednych emanowały spokojem, inni się ich bali… Zależało mi na neutralnym tle, wycinającym je całkowicie z kontekstu, i nie odwracającym uwagi od ich oczu, na które ustawiona jest ostrość. Ważne było, aby były bez makijażu i miały na sobie stroje, które reprezentują ich ścieżkę duchową. Portrety były na pewno inspirowane portretami królewskimi. Kobiety – boginie siedzą jak królowe, dumne z tego kim są, całość jest dość mocno teatralna…
Znam niektóre z tych kobiet. Widzę choćby Aniję, przewodniczkę kobiet, i dostrzegam w niej jakąś dostojność, której normalnie nie widzę, umyka mi. Kiedy ją przedstawiasz jako Kobietę Mocy, następuje jakby zatrzymanie czasu, i ta jej jakość zostaje wydobyta, widać ją na zdjęciu. Jest w tym pewien rodzaj etycznej surowości zakrapianej miękkością, w końcu to są kobiety. W niektórych czuję też jakość miękkości i słodyczy – słodyczy w rozumieniu jakości kobiecej, a nie w znaczeniu zdjęć zwulgaryzowanych. Nie ma w tych zdjęciach prób przypodobania się, widzowi, schlebiania mu.
Na pewno było dla mnie ważne z punktu widzenia fotograficznego zbadanie co może wypłynąć z modelki/a, zajmującej/go się takim obszarem jak „emanowanie“ na innych swoją mądrością, zdolnościami uzdrowicielskimi, czy też innymi przymiotami. Interesowało mnie, czy może to stać się odczuwalne dla widza.
Na to nie ma odpowiedzi. To znaczy ja jako widz mogę powiedzieć, że czuję emanację tych kobiet. Wiem, bez słów, że są to nietuzinkowe postaci, nie tylko dlatego, że niektóre z nich są ubrane w stroje, które o tym zaświadczają. Przede wszystkim przyciągają mnie ich twarze. Pokazujesz zestaw ról społecznych, które nie do końca były wpisane „w katalog“.
Oczywiście można na nie patrzeć jako osoby wypełniające pewne role społeczne. Gdy w społeczności istnieje potrzeba – choćby potrzeba uzdrowienia – pojawiają się (czy raczej wychodzą z ukrycia) uzdrowicielki.
Potrzeba jest ogromna. Przychodzi moment, kiedy pojawiają się szamani – nie tylko po to, aby kogoś uzdrowić – oni mówią o kryzysie całego zachodniego modelu. Dziś coraz więcej ludzi potrzebuje drogi, a nie kogoś, za kim mają podążać ślepo.
Ciekawe – w dużej mierze te kobiety są indywidualnościami.
Sądzę, że niemal każda z nich powie, że jest częścią czegoś większego od nich, a kult indywidualizmu zakłada, że tego większego już nie ma – jesteś tylko ty i twoje żądania.
A więc mamy tu do czynienia z indywidualnym byciem częścią czegoś większego. Wówczas niekoniecznie indywidualizm musi być czymś oddzielającym.
Ja to widzę banalnie prosto: jesteśmy wszyscy takimi samymi ludźmi, a jednocześnie nie ma i nie będzie kogoś takiego jak każdy z nas. Jak się nad tym zastanowić, to płyną z tego wnioski dotyczące podstawowych pytań o sens życia. Jeśli jestem niepowtarzalną częścią, to jestem niezbędny, moje życie ma sens. Ten sens jest ważny dla mnie i dla ogółu. Budując siebie, buduję dla wszystkich. Im bardziej wiem, kim jestem, tym bardziej widzę swój cel i sens. Twoje rozmówczynie, jak sądzę, ukazują nam moc swojego istnienia.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Katarzyna Majak
- Wystawa
- Kobiety Mocy
- Miejsce
- Galeria Ego, Poznań
- Czas trwania
- 21.03.2014 — 30.04.2014
- Osoba kuratorska
- Agnieszka Żechowska
- Strona internetowa
- galeriaego.pl