„To jest taki gatunek” Michała Jankowskiego w galerii Arttrakt
Michał Jankowski jest bezlitosnym portrecistą ludzkości. Może raczej tych jej właściwości, które otwarcie albo podskórnie widzimy jako tendencję do destrukcji i zawłaszczania otoczenia, bez względu na koszty. Patrzy chłodnym okiem, nie wahając się opisywać okrucieństwa, niszczenia natury, okrutnej rywalizacji, ślepoty na zasadnicze kwestie. Jednocześnie jest to malarstwo uwodzące swoją estetyką, atrakcyjne tym rodzajem formy, która uwodzi i pozwala na obserwowanie zgnilizny, rozpadu, śmierci jako zjawisk wizualnych. Wypierana z potocznego dyskursu pamięć o nieuchronności ostatecznego końca uzyskuje tu swój kształt, pod którego pięknym (!) wyglądem kryje się mroczna prawda.
Obrazy prezentowane na wystawie w galerii Arttrakt powstały w ciągu ostatnich kilku lat i pokazują różnorodność wizualną tej twórczości, w obszarze której mieszczą się zarówno fragmenty cyklu powstałe pod wpływem prac Alexandra Camaro, niemieckiego artysty związanego z przedwojennym środowiskiem artystycznym Wrocławia, jak i prace w których artysta na różne sposoby odnosi się do naszego Świata. Nie ocenia go, raczej jak nadworny, ale świadomy malarz portretuje – unaoczniając skrywane. Daje nam możliwość odniesienia się do jego opowieści i dystansu w sytuacji, w której może i nie ma nadziei, pozostaje jednak możliwość intensywnej wizualnie refleksji.
To jest taki gatunek – kilka być może zbędnych słów o twórczości Michała Jankowskiego
Ponieważ stan nasz jest taki, że lepiej, by go nie było, zatem wszystko, co nas otacza, nosi tego ślady – dokładnie tak jak w piekle wszystko trąci siarką – albowiem wszystko jest zawsze niedoskonałe i złudne, wszystko, co miłe, splecione z niemiłym, każda rozkosz tylko połowiczna, każda przyjemność sama się niszczy, każdy środek zaradczy, do którego uciekamy się co dzień, co godzinę w biedzie, co chwila nas zawodzi i odmawia służby, stopień, na który wchodzimy, jakże często się załamuje…
Arthur Schopenhauer1
Homo sapiens zmienił bowiem reguły gry. Temu jednemu gatunkowi małp człekokształtnych udało się w ciągu 70 tysięcy lat przemienić globalny ekosystem w sposób radykalny i niespotykany. Nasz wpływ dorównuje już wpływowi epok lodowcowych i ruchów tektonicznych. W ciągu jednego stulecia może on przewyższyć skutki uderzenia asteroidy, która 65 milionów lat temu wybiła dinozaury.2
Yuval Noah Harari
„Jednak kiedy nasza planeta krążyła po wszechświecie zgodnie z niezmiennym prawem ciążenia, gatunek ten znalazł również sposoby na zmniejszenie liczby ofiar przemocy i umożliwienie coraz większemu odsetkowi ludzi tego, aby żyli w pokoju i zmarli z przyczyn naturalnych. Przy wszystkich udrękach w naszym życiu, przy wszystkich trudnościach, jakie na świecie pozostały, spadek przemocy jest osiągnięciem, które powinniśmy docenić, i powodem do hołubienia sił cywilizacji i oświecenia, które to osiągnięcie umożliwiły.3
Steven Pinker
Michał Jankowski wystawia rachunek światu, nie słuchając wybitnych myślicieli. To jest taki gatunek, powiedział mi kiedyś w rozmowie – i w tym sarkastyczno-sardonicznym stwierdzeniu mieści się jego stosunek do obserwowanej rzeczywistości. Maluje o niej (bo nie wprost ją przecież) czy raczej na podstawie tego, co o niej wie, nie dając nam złudzeń, że widzi jakiekolwiek rozwiązania. Jego własne przekonania nie podlegają weryfikacji, są jego, osobiste, subiektywne a jednocześnie wyczuwamy w nich uniwersalne przeczucia co do tego intensywnego okrucieństwa,
o którym opowiada. Nie ma złudzeń. Mimo oświeceniowej wiary w ludzkość, jaką chcielibyśmy podzielać, dajemy się ponieść tej narracji, w której człowiek jest częścią wiru śmierci i odradzania, kosmicznych zapaści wielkich gwiazd i śmierci psa na poboczu drogi. Ale też nie chodzi tu o epatowanie nicością i zgnilizną, to raczej poszukiwanie estetyki dla Nieprzedstawialnego, wyszukiwanie drobnych objawów, ilustracje do wielkiej Księgi, która mogłaby opowiedzieć jak jest naprawdę, ale nigdy nie powstała. W tekście do wystawy w bytomskiej Kronice Stach Ruksza pisze: „Obrazy Jankowskiego są depresyjnymi, podszytymi strachem monochromatycznymi przedstawieniami zwierząt i potworów, kończyn i gnijących roślin, narodzonych z rozlanej na obrazach farby. Zatopione w brunatno-zielonkawym bądź blado różowym szlamie krzyczące hybrydy zwierzęco-człowiecze powalają siłą rażenia, opowiadając o drastycznych relacjach pomiędzy ludzkością i światem zwierząt czy nihilistyczną nieuchronnością losu. Nikt nie jest niewinny. Uczestniczymy w bezlitosnej odsłonie świata, w którym naiwnością byłoby stawiać dobre prognozy. Świat jest zły”.4 Kwiaty rosnące z ucha, wilcze łapy przywiązane sznurkiem do ramy lustra (?) z okiem opatrzności w szczycie, rozczłonkowani ludzie, skóra zwierzęcia rozciągnięta drutami, noga wyrastająca z doniczki pomiędzy liśćmi agawy. Wiadomo – to nie jest naprawdę, to umowność sztuki. Jednocześnie dosłowność tych przedstawień tworzy wrażenie naszego uczestnictwa w wiecznej Treblince5,ugroteskowionej trochę jak w malarstwie Francisa Bacona. Jeśli już o wpływach, które można odnaleźć w twórczości Jankowskiego to przychodzi na myśl Goya, Bosch ale też Andrzej Wróblewski, zwłaszcza jego obrazy abstrakcyjne; ich elementów artysta użył w jednym ze swoich cykli dosłownie. Okrucieństwo i ostateczny rozpad są w tych obrazach malowane z pełną świadomością medium – jest to malarstwo tak przecież atrakcyjne wizualnie, dokładne w szczegółach, wypracowane acz z wirtuozerską lekkością. Jankowski czerpie motywy z internetu, przekształcając je, zmieniając sensy – pornograficzne przedstawienia cyklu kolaży zmieniają sięw, na pierwszy rzut oka, niewinne formy. Dopiero uważne spojrzenie wyławia bazowy punkt wyjścia.
W najnowszym cyklu prac Jankowski zainspirował się motywem zaczerpniętym z twórczości Alexandra Camaro (1901-1992), niemieckiego artysty urodzonego we Wrocławiu i związanego
w młodości z tym miastem. W ramach pobytu rezydencyjnego6 w Camaro Stiftung miał możliwość zobaczenia filmów z jego prywatnego archiwum. Na jednym z nich artysta i towarzyszące mu osoby spacerowali w maskach (zakrywających ich własne oczy) z namalowanym na nich dużym okiem. Jankowski stworzył na tej podstawie cykl portretów, osób znanych czasami rozpoznawalnych i zupełnie przypadkowych, znalezionych w internecie. Można w nich odnajdować elementy osobiste, nacechowujące, ale generalnie twarze są ukryte pod zamaszyście namalowanym okiem. Zabieg ten wydaje się być całkowicie formalny, na pozór, ukrywają się pod nim jednak wielopiętrowe znaczenia. Otwarte oko zakrywa twarze, uniemożliwiając właściwie ich rozpoznanie, zaciemnia odbiór ale też odbiera możliwość „patrzenia” portretowanym. Są zdani na innych. Namalowane oko stwarza złudę patrzenia, ale nim nie jest, pozostaje jedynie ornamentem, maską, elementem eliminującym podstawową cechę portretu, jaką jest możliwość rozpoznania modela.
A przynajmniej zobaczenia jego twarzy, tego charakteryzującego każdego z nas elementu. Cykl ten nosi tytuł Ślepcy co odsyła nas do jego podstawowego sensu. Przywoływany już Stach Ruksza, pisze o tym w tekście do wystawy w szczecińskiej Trafostacji: Jesteśmy ślepi, pełni hipokryzji przywołujemy wartości i wypieramy wiedzę, akumulujemy historię, która nie uczy nas niczego. Ślepcy – zbiory lęków, jawna rzeźnia czasów cynicznego kresu postoświecenia.7
Kiedy zaczynałem pisać ten tekst, w czyjejkolwiek wyobraźni nie zaistniało to, co dzieje się teraz ledwie kilkaset kilometrów od nas. Zbrodniczy rosyjski najazd na Ukrainę dzieje się na terenach najciężej doświadczonych przez II Wojnę Światową. Giną cywile, dzieci, zwierzęta, w domach ostrzeliwanych dokładnie tak samo jak 80 lat temu. Miliony ludzi musiały opuścić swoje domy. Historia nie jest żadną nauczycielką. Ślepo patrzy swoim zimnym okiem. Jednocześnie, pomocowy oddolny zryw Polaków i wszystkich narodów Europy daje cień nadziei na zmianę, jeśli nie diametralną, to przynajmniej potencjalnie stałą. Może używanie empatii w relacjach globalnych stanie się możliwe. Zadawałem też sobie pytanie, czy uprawianie sztuki, pisanie o sztuce jest w tej sytuacji czymkolwiek uzasadnione; i przypomniał mi się opisany gdzieś widok Tadeusza Kantora idącego ulicami okupacyjnego Krakowa z armatnią lufą, rekwizytem do konspiracyjnego spektaklu Powrót Odysa. Tak – tworzyć mimo wszystko, bez względu na okoliczności. Ten romantyczny mit zyskuje dziś moc i odżywa.
Jeśli nawet twórczość Michała Jankowskiego nie daje nadziei to może otwiera nam oczy, budząc grozę pomieszaną z podziwem opowiada o świecie, który jak się okazuje, musimy wymyślać wciąż na nowo.
Zielona Góra 22.02 – 20.03.2022 Wojciech Kozłowski
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Michał Jankowski
- Wystawa
- To jest taki gatunek
- Miejsce
- Galeria Arttrakt
- Czas trwania
- 25.03.-25.04.2022
- Osoba kuratorska
- Wojciech Kozłowski
- Strona internetowa
- www.arttrakt.pl/