Sztuka polityczna. Rozmowa z Piotrem Pawlenskim
Artur Żmijewski: Jesteś artystą wykształconym w Akademii Sztuk Pięknych?
Piotr Pawlenski: Studiowałem w Petersburgu w Akademii Artystyczno-Przemysłowej, kiedyś imienia Muchiny, dziś Stieglitza, na kierunku malarstwo monumentalne. Spędziłem tam pięć lat, wystarczająco długo, żeby zobaczyć, w jaki sposób akademia modeluje ludzi. Tutaj dostają się osiemnastolatkowie, obojga płci, którzy mogą zostać artystami, mogą się rozwijać. Przeważnie są to przyjezdni. Mieszkają w akademiku, dostają stypendia. Z początku w szkole mówi się o sztuce, o artystach. Z czasem te tematy zastępuje się takimi pojęciami, jak: profesja, zawód, zamawiający, praca na zamówienie. Rozpoczyna się ideologiczne kształtowanie, formowanie ludzi. Na trzecim roku studentów wozi się, żeby oglądali sztukę. I tak się jakoś składa, że zazwyczaj znajduje się ona w świątyniach, w jakichś cerkiewnych kompleksach. Buduje się w studentach przekonanie, że tam sztuka osiągnęła najwyższy poziom. Jednocześnie wspiera się stereotyp, że artysta powinien być na haju, powinien umieć pić. Ci studenci, którzy mieli potencjał, mają go coraz mniej. Będą musieli gdzieś mieszkać, zarabiać, a znajomość warsztatu może im to zapewnić, więc podporządkowują się wykładowcom. Tracą krytycyzm.
Co się działo z tobą?
Obserwowałem całą tę sytuację. Zrozumiałem, że wszystko, co się dzieje dookoła, różni się diametralnie od tego, o czym mówi się w szkole. Cały czas dostawałem bardzo dobre oceny, wszyscy mnie chwalili. Ale zrozumiałem, że oceniano mnie nie za dobrze wykonane zadanie, ale za to, że poddałem się tradycji. Zrozumiałem, że cały ten system, ten instytut, to wsobna instytucja, ze swoimi prawidłami, regułami, pojęciami. Zacząłem analizować, jak ona pracuje, jakimi mechanizmami się posługuje.
Skończyłeś tę szkołę?
Zrezygnowałem. Po trzecim roku w zasadzie już nie studiowałem, raczej analizowałem, jak działa system. Wykorzystywałem akademię jako przestrzeń doświadczalną, żeby badać, gdzie są jej granice. Gdy zadano nam temat „Apokalipsa”, narysowałem ogromną waginę. Dlaczego waginę? Gdy dziecko się rodzi, to właśnie jest apokalipsa. Przybiegli jacyś profesorowie, pouczali mnie. Mówiłem, że skoro Courbet mógł namalować w 1866 roku Pochodzenie świata, to dlaczego ja nie mogę zrobić tego dziś? Takimi odwołaniami do historii sztuki łatwo można było ucinać połajanki. Zacząłem świadomie analizować instytucję dyscyplinującą, jaką jest Akademia Artystyczno-Przemysłowa. Taka instytucja przyucza do myślenia w określonym porządku, do kontrolowanych zachowań i przewidywalnych opinii. Oprócz stypendium stosowano jeszcze jeden bodziec dyscyplinujący – nagrodę za szczególne osiągnięcia, czyli za posłuszeństwo. Student już na trzecim roku boi się wyrazić swoje zdanie.
Dlaczego się boi?
Czego potrzebuje człowiek, by żyć? Dachu nad głową, partnera seksualnego, pieniędzy. Wszystko to daje akademia i jej środowisko. Jeśli studenci będą nieposłuszni, nie uzyskają dostępu do tych dóbr. W ten sposób studentów zamienia się w nomenklaturę obsługującą później państwowe instytucje, urzędy, cerkwie, budynki administracji. To tam będzie można projektować piękne, reprezentacyjne wnętrza.
Czego trzeba się nauczyć, żeby dobrze obsługiwać zlecenia władzy?
Co dzieje się z człowiekiem, który wchodzi na przykład do cerkwi? Poddaje się działaniu zapachu, koloru, przyćmionego światła. To wszystko wpływa na jego procesy poznawcze, na myślenie. Ucząc się organizować przestrzeń, artyści pracują na rzecz ideologii. Akademia uczy ludzi, żeby zestawiali kolory tak, by inni się od nich uzależnili. Żeby chcieli w te miejsca wracać. To wszystko jest powiązane, dlatego sztuka i polityka są nierozłączne. Nawet taka sztuka, w której nie ma wyraźnych symboli władzy.
Artyści powinni uświadomić sobie swoją polityczną odpowiedzialność. Sztuka to sfera odpowiedzialności, permanentnej walki.
W Rosji instytucje artystyczne stają się dzisiaj dla artystów nie mniejszym wrogiem niż autorytarne państwo, ponieważ one z tym państwem bezpośrednio współpracują. Państwo uzależnia je od wytwarzanego przez siebie systemu władzy. Instytucje sztuki zajmują się autocenzurą i skupiają na wystawianiu prac neutralizujących świat polityczny. Wolą wystawiać prace neutralne, skupione na formie.
Nie są sceptyczne wobec systemu politycznego w Rosji?
Są jakby krytyczne, ale już nie zaangażowane. Pokazują sztukę o polityce, a nie sztukę polityczną.
Jaka jest między nimi różnica?
Sztuka o polityce skupia się na tym, co na zewnątrz. Wykorzystuje różne atrybuty czy symbole władzy i na przykład poddaje je ironicznej obróbce. Natomiast sztukę polityczną interesuje przede wszystkim, jak działa system władzy, jak działają jego mechanizmy samokontroli. Sztuka polityczna koncentruje się nie na tym, co na zewnątrz, a na tym, jak pracują mechanizmy wewnętrzne, w jaki sposób system zmusza je do pracy. Dzieło sztuki politycznej jest tworzone przez ten właśnie system polityczny. Tworzą je konsekwencje tych wszystkich ustaw, umów, regulaminów, administracyjnych powinności. Sztuka polityczna wchodzi w interakcję z systemem, a sztuka o polityce to powierzchowna gra z atrybutami władzy.
Co sądzisz o działaniach grupy Wojna?
To sztuka polityczna. Wojna pracuje z tematem „przestrzeni”. Co robi państwo? Tworzy bariery, które kontrolują działania ludzi, ustanawia granice tego, co dozwolone. Wojna robiła akcje poza tą granicą. Ich polityczność polegała na tym, że przesuwali sfabrykowaną granicę tego, co dozwolone.
A jak rozumiesz działanie Pussy Riot?
To też sztuka polityczna. Nie chodzi tylko o piosenkę wykonaną w cerkwi Chrystusa Zbawiciela, ale i o konsekwencje tego działania: wszczęcie procedury karnej, zmanipulowany proces i oczywiście protesty przeciw represjonowaniu artystek. Ten fasadowy proces zniszczył Cerkiew prawosławną jako instytucję. Cerkiew otwarcie poinformowała o swoich bezpośrednich związkach z władzą i została jawnym agentem totalitarnej ideologii.
Czy twoim zdaniem był jakiś związek między akcjami Wojny czy Pussy Riot a protestami w Moskwie po wyborach prezydenckich?
Oczywiście, choć nie bezpośredni. Akcje okazały się jednym z czynników, które wpłynęły na przesunięcie granicy tego, co dozwolone. Faktycznie wielu ludzi zaczęło wychodzić na ulice. Akcji nie robi nigdy sam artysta, to proces wspólnotowy. Akcję robi „ciało społeczne”, artysta tylko ją inicjuje.
Czy dziennikarze są ważni w tym procesie?
Dziennikarze, krytycy, sędziowie, posłowie – dzieło zawsze jest wynikiem działania większej liczby ludzi.
A reakcje Władimira Putina?
Putin również bierze w tym udział.
Czy możesz podać inne przykłady sztuki politycznej?
Znaczącym dla Rosji artystą był Awdiej Ter-Oganian. W 1998 roku kupił na jarmarku kopie ikon i proponował ludziom pieniądze za zniszczenie, poniżenie ikony. To jest bardziej radykalne nawet od działań Pussy Riot. On był pierwszy. W owym czasie inteligencja zaczęła flirtować z Cerkwią. Jej przedstawiciele mówili, że skoro Cerkiew była za czasów radzieckich zakazana, to znaczy, że jest dla ludzi dobra. Wielu zaczynało przechodzić na stronę prawicy i coraz mocniej popierać tę cerkiewną ideologię. O tym mówił przez swoje akcje Awdiej Ter-Oganian. Widział, że odbywa się restauracja jakiegoś historycznego totemu, więc wystąpił w radykalny sposób i jako pierwszy skierował na siebie całą nienawiść i agresję aparatu władzy, którego częścią jest Cerkiew. Ter-Oganian przebywa dziś na emigracji, dostał azyl w Czechach.
Jaka przyszłość czeka Rosję? Będzie druga pierestrojka, imperium ponownie się rozpadnie?
Na razie dzieje się raczej coś podobnego, jak na Białorusi, ale z domieszką religijnego fundamentalizmu. Wydaje się jednak, że w ludziach jest potencjał, który pozwoli to zmienić, także poprzez kulturę sprzeciwu – kontrkulturę. Kultura oficjalna, współpracująca z państwem, z jego dzisiejszą ideologią, zostanie zmarginalizowana. Dzisiaj państwo rosyjskie to ideologiczny wrak – opuszczony przez obywateli, ale trwający dzięki nomenklaturze władzy.
Co to jest sztuka i kim są artyści?
Artyści powinni uświadomić sobie swoją polityczną odpowiedzialność. Sztuka to sfera odpowiedzialności, permanentnej walki. Artysta od początku powinien sobie uświadomić permanentny charakter tej walki. Nie ma tak, że można zrobić troszkę, a potem leżeć i odpoczywać. Nie można, ponieważ wszystko znajduje się w ruchu. Kiedy artysta się rozluźnia, zatrzymuje, zaczyna mniej od siebie wymagać i uważać, że już dostatecznie dużo zrobił, to ze wszystkich stron zaczynają się do niego dobierać.
Co artysta powinien robić? Powinien kreować „przestrzeń kultury”, w której te wszystkie protofaszystowskie zalążki nie mogłyby się rozwijać.
Pokazuję, że działanie, akcja, są efektywne, i że strach, nieśmiałość, wstyd to wewnętrzny policjant, który mówi, co robić, a czego nie.
Do tego klimatu dochodzi jeszcze militaryzacja w szkołach. Z podręczników płynie przekaz, że człowiek powinien być gotowy wbić drugiemu nóż, że żyjemy w atmosferze wojny, że otaczają nas wrogowie. Dziś odpowiedzialność spoczywa na tych, którzy pracują w sferze kultury, sztuki. Oni także będą mieli wpływ na to, komu ludzie uwierzą. Ludzie mogą być wystawieni na tę państwową agitację, ale jeśli nie będą w nią wierzyć, ten system nie będzie działać.
Co to jest „polityka”?
Urzeczywistnianie kontroli władzy. To zarówno kontrola władzy, jak i walka o władzę. Polityka to sposoby regulowania relacji konfliktowych.
To, co robisz jako artysta, także jest polityką?
Tak, uprawiam określoną politykę, opartą na inicjatywie i odpowiedzialności. Pokazuję, że działanie, akcja, są efektywne, i że strach, nieśmiałość, wstyd to wewnętrzny policjant, który mówi, co robić, a czego nie. Przeprowadzając akcję, pokazuję, że to, co ogół uważa za wstydliwe, straszne i niebezpieczne, wcale takie nie jest.
A jaki jest kontekst twoich działań?
Posłuszne społeczeństwo. Ludzie chcą mieć mieszkanie, dach nad głową, samochód, i wpisują się w pewien system kontroli. Mają rodziny, chcą utrzymać jakiś poziom życia i zaczynają zaciągać kredyty. Sami poddają się kontroli. Jednak ostatnie wydarzenia pokazały, że konflikt pomiędzy władzą, której ucieleśnieniem jest Putin, a społeczeństwem jest realny. Po sfałszowanych wyborach ludzie wyszli na ulice. Wtedy państwo zdecydowało, że jego system kontroli jest niedostateczny. Dlatego teraz wprowadza nowe standardy normatywności, używając w tym celu kultury. Przykładem jest demonstracyjny, fasadowy proces Pussy Riot. Weszły w życie ustawy o znieważaniu uczuć religijnych, o zakazie propagandy homoseksualnej, o zagranicznych agentach. Kultura ma się stać słuszną ideologią, opartą na prawosławnym fundamentalizmie. To są zalążki kultury protofaszystowskiej.
Protofaszystowskiej – czy to znaczy, że horyzontem jej rozwoju jest faszyzm?
Widoczne są wszystkie przesłanki pojawienia się kultury faszystowskiej. Nie w tym sensie, jak to było we Włoszech, ale w sensie obowiązkowego standardu, w którym wszyscy są tacy sami – jest jedna opinia, jeden Bóg, jedna władza, państwo i naród, jedna dominująca forma zachowania. Wszystko, co od tej normy odstaje, podlega wykluczeniu albo zniszczeniu. Ta polityka wydarza się w przestrzeni kultury, ludzkiego myślenia. Wystarczy zamknąć kilka artystek z Pussy Riot, by pokazać społeczeństwu, że trzeba się bać.
W Rosji artysta musi myśleć jak kryminalista – i żyć tak jak oni – nie zakładać rodziny, nie posiadać majątku, żeby państwo niczego nie mogło nam zabrać. Żeby nie mogło nas szantażować lękiem przed utratą czegoś.
Państwo stara się zawęzić sferę tego, co dozwolone – tak, żeby człowiek zawsze natrafiał na trudności, żeby ciągle musiał się starać, żeby mu było źle przy każdym ruchu, każdej decyzji. Posłuszny obywatel ma być kukłą, nośnikiem państwowej ideologii. Nawet kontrkultura ulega transformacji. To, co jeszcze rok temu uważano po prostu za krytyczny stosunek do władzy, dzisiaj jest traktowane jak skrajna forma ekstremizmu. Pojawi się nowy standard zachowań konformistycznych i nowy standard nonkonformizmu.
A co ze strachem? Boisz się? Przecież twoje akcje są ryzykowne.
Oczywiście, strach to przecież fizjologia. Boję się utraty wolności, kar pieniężnych. To mnie zmusza do analizowania sytuacji, staje się elementem planowania akcji.
W Rosji artysta musi myśleć jak kryminalista – i żyć tak jak oni – nie zakładać rodziny, nie posiadać majątku, żeby państwo niczego nie mogło nam zabrać. Żeby nie mogło nas szantażować lękiem przed utratą czegoś.
A co z bólem związanym z twoimi akcjami? Przecież okaleczałeś swoje ciało.
To, co robię z ciałem, nie powoduje bólu. Zostały mi jakieś blizny, ale ja to okaleczanie trenowałem. Nawet okaleczenie drutem kolczastym jest do zniesienia. To tylko powierzchowne skaleczenia. Adrenalina wypiera ból, człowiek go nie odczuwa.
Opowiedz więc o przygotowaniach do akcji Tusza.
Akcja odbyła się przy głównym wejściu do budynku parlamentu na placu Isaakijewskim w Petersburgu. To symboliczne centrum władzy. Dzień i noc, niezależnie od pogody, plac patrolują milicjanci. Cały czas się poruszają, teren jest spory, i żeby gołe ciało owinięte drutem kolczastym trafiło dokładnie przed główne wejście, trzeba poczynić pewne przygotowania. Najpierw obserwowałem milicjantów, notowałem, jak chodzą, gdzie są zainstalowane kamery monitoringu. Opracowałem plan akcji i plan awaryjny. Plan A wyglądał następująco: znajdujemy na sąsiedniej ulicy klatkę schodową i łamiemy kod do drzwi. Tam owijamy mnie drutem i kilku ludzi niesie kokon z ciałem przed główne wejście do budynku parlamentu. Rzucają kokon i się rozbiegają. To wszystko.
Bardzo ciężko było znaleźć ludzi, boją się. Czułem strach przed tym, co trzeba zrobić, strach przed bólem.
Jak przebiegła akcja?
Dokładnie tak, jak opisałem. Czterech ludzi rzuciło kokon z ciałem przed głównym wejściem i uciekło. Podbiegli milicjanci, którzy od razu stali się uczestnikami akcji. Akcja dotyczyła systemu prawa, systemu administracyjnych zobowiązań, które trzymają człowieka w tym kokonie, są powodem ciągłego poczucia niewygody, dyskomfortu, nieustającego bólu. Milicjanci nie wiedzą, co zrobić, ale muszą zareagować. Wzywają wyższych rangą funkcjonariuszy. Małymi szczypcami próbują rozciąć druciany kokon. Kaleczą się, ktoś krwawi. Drut jest za gruby. Milicjanci przynoszą jakąś narzutę, zakrywają mnie – usuwają z pola widzenia. Myślą, co powinni zrobić, jak rozwiązać problem, którego nie rozumieją. Przyjeżdża grupa ochroniarzy, z nieznanego powodu wszyscy są w hełmach. Zdejmują narzutę, tną drut. Drut się plącze i o nich zahacza. Gdyby mogli, włożyliby owinięte drutem ciało do furgonetki i wywieźli z pola widzenia. Wreszcie rozcinają drut kolczasty i wyciągają ciało.
Dlaczego mówisz o sobie „ciało”?
Dlatego, że podczas akcji jestem zredukowany do ciała – bez ubrania. Ubraniem jest to, co się odbywa wokół: spektakl „ciała społecznego”. Te inne ciała inicjują i wypełniają społeczne zadania – reagują na nietypową sytuację. Wizualizują proces administracyjnych powinności, obowiązków, uwikłania. Gdy zaczyna się interakcja z milicjantami, mocowanie się z drutem kolczastym, widać, że oni też „znajdują się” w tym drucianym kokonie. Muszą robić coś, czego nawet nie rozumieją. Są spętani tym drutem, ale sami siebie spętali.
Co stało się później? Wprowadzili moje nagie ciało głównym wejściem do budynku parlamentu i położyli na dywanie. To dzięki nim z mojej akcji powstała naprawdę doniosła sztuka, wielka sprawa. Zebrało się już sporo ludzi, ale nie wiedzieli, co począć. Każdy przedstawiciel władzy rozumuje po swojemu i próbuje jakoś poradzić sobie z takimi niepożądanymi zachowaniami. Kiedy zaszyłem sobie usta w proteście przeciw skazaniu aktywistek z Pussy Riot, próbowano mnie polewać jakimiś płynami, myśląc, że takie na poły magiczne działanie zmieni sytuację. Nie mogli mnie usunąć z miejsca mojej jednoosobowej pikiety, ponieważ nie naruszałem prawa. Ale jednocześnie został naruszony jakiś ogólny porządek. Nikt jednak nie wiedział, jak go przywrócić.
Jak skończyła się akcja Tusza?
Milicjanci położyli nagie ciało na dywanie i wezwali pogotowie psychiatryczne. Jeśli nie podpadasz pod paragraf Kodeksu karnego, to zawsze zostaje zamknięcie w psychiatryku. Tam przesłuchał mnie jakiś oficer śledczy. Nie znalazł znamion przestępstwa, więc zbadali ewentualną obecność narkotyków w moim organizmie. Chcieli znaleźć coś, co pozwoliłoby im wyjaśnić, jak mogło dojść do takiego zdarzenia. Nic nie znaleźli, więc zawieźli mnie do aresztu i postawili zarzut chuligaństwa, ponieważ pojawiłem się nago w miejscu publicznym. Ale taki zarzut można postawić tylko wtedy, gdy ktoś zgłosi skargę, a żadna skarga nie wpłynęła. Poza tym wszystko działo się bez uwzględnienia procedur, i milicjanci o tym wiedzieli, zwłaszcza że mój adwokat zaczął o tym mówić.
Następnego dnia w sądzie pojawiła się prasa i od razu robił się szum. Sędzia zaczął sprawę i było widać, że proces nie jest manipulowany. W końcu zdecydował o umorzeniu. Gdyby proces był ustawiony, jak nic trafiłbym za kratki.
Warszawa, 2 lipca 2013
Wywiad pochodzi z książki Pawlenski, opracowanie zbiorowe, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa, 2016. Ukazał się pierwotnie w: „Krytyka Polityczna” nr 35-36/2013.
Przypisy
Stopka
- Tytuł
- Pawlenski
- Wydawnictwo
- Wydawnictwo Krytyki Politycznej
- Data i miejsce wydania
- 2016, Warszawa
- Strona internetowa
- wydawnictwo.krytykapolityczna.pl
- Indeks
- Artur Żmijewski Piotr Pawlenski