Sztuka jest dla wszystkich. Rozmowa z Delaine Le Bas
W tej chwili możemy oglądać w Polsce dwie wystawy, w których bierzesz udział. Wystawę zbiorową Domy srebrne jak namioty w warszawskiej Zachęcie oraz wystawę Inne siostry w Gdańskiej Galerii Miejskiej, stanowiącą dialog pomiędzy tobą i polską artystką Iwoną Zając. W obu poruszasz wątek dorastania w społeczności romskiej w Wielkiej Brytanii, wykluczenia, opresji, strachu.
Moje prace czerpią z osobistych doświadczeń. Interesuje mnie również temat inności w różnych wymiarach. Dla osoby, która pochodzi z takiej społeczności jak moja, to może być postrzegane jako oczywisty wybór. Dorastałam w latach 60. i 70. W tym czasie w Wielkiej Brytanii Romowie czy Cyganie wyglądali inaczej niż większość osób. Ja w szkole bardzo odróżniałam się od innych dzieci, więc trzymałam się z tymi, którzy również w jakiś sposób byli inni. Myślę, że stąd wzięło się moje poczucie solidarności z ludźmi, którzy z różnych powodów uważani są za innych. Nigdy też nie bałam się mówić o tym kim jestem. Uczestniczyłam kiedyś w projekcie artystycznym dotyczącym domów. Zrobiłam pracę o wozach, różnych dziwnych, czasem śmiesznych budynkach, w których ludzie żyją. To część mojego doświadczenia. Strach, o którym mówię w swoich pracach, to również część doświadczenia mojej społeczności. Dotyczy on obu stron, ludzie niewiele wiedzą na nasz temat, niektóre osoby mają negatywne doświadczenia związane z Romami, co rzutuje na to, jak postrzegają całą społeczność. Poprzez moje prace staram się stworzyć przestrzeń dla wymiany doświadczeń, albo chociaż dla krótkiej refleksji nad tym, jak to jest być po drugiej stronie.
Jak w takim razie postrzegasz swoją rolę jako artystki pochodzącej z marginalizowanej społeczności, albo szerzej mówiąc, jaką rolę twoim zdaniem odgrywają artyści pochodzący z grup wykluczonych? Czy mogą być na przykład ich rzecznikami?
Myślę, że można ją przyrównać do bycia czymś w rodzaju mostu. Nie chcę być niczyim rzecznikiem,ani mówić w niczyim imieniu. Myślę jednak, że moja społeczność jest tak bardzo demonizowana, że sztuka może być jednym ze sposobów, aby próbować temu przeciwdziałać. Daje mi możliwość, aby rozmawiać z ludźmi. Od 2006 roku podróżuję po Europie i coraz częściej uświadamiam sobie, również tutaj, w Polsce, że ludzie nic nie wiedzą o Romach. Pytają mnie co oznacza słowo „Rom”, albo „Cygan”. Te rozmowy są bardzo ważne, gdyż ludzie nie mają zbyt wielu okazji, aby pytać. Sztuka daje mi możliwość przebywania w obu światach, mogę przenosić moje doświadczenia z jednego do drugiego.
Jak określasz siebie? Jesteś artystką romską, cygańską, brytyjską? Czy w ogóle potrzebujemy w sztuce jasnych podziałów narodowych?
Przede wszystkim jestem artystką. Pochodzę z brytyjsko-romsko-cygańskiej społeczności. To bardzo ciekawe, w jaki sposób ludzie określają siebie. W Europie politycznie poprawnym terminem jest „Rom”, ale nie wszyscy jesteśmy Romami. W niektórych krajach termin „Cygan” ma bardzo negatywne konotacje, ale w innych miejscach tak nie jest. To duża międzynarodowa społeczność, która chce być określana w różny sposób. Podczas pobytu rezydencyjnego w Finlandii przygotowywaliśmy wraz z moim mężem Damianem Le Bas wystawę pod tytułem Gypsy Revolution. Chcieliśmy zgromadzić dokumenty, prace i innych źródła, aby w jak największym stopniu przybliżyć nasze społeczności. Ludzie często nie wiedzą, w jaki sposób odnosić się do nas. Rozumiem, że może to być dla kogoś trudne.
Jak scharakteryzowałabyś sytuację romskich artystek w świecie sztuki oraz na rynku sztuki? Czy płeć i etniczność mają znaczenie?
Myślę, że w świecie sztuki nadal mamy więcej mężczyzn niż kobiet. Najprawdopodobniej, gdybyśmy przyjrzeli się dziesięciu największym muzeom na świecie, kobiety byłyby tam w mniejszości. Widać to zwłaszcza podczas wystaw, które odnoszą finansowy sukces. Ciągle też obracamy się wokół bardzo zachodniego, białego, spojrzenia na sztukę oraz estetykę. W tej chwili w Wielkiej Brytanii zaczynamy o tym dyskutować, odbyło się też kilka świetnych wystaw artystów pochodzących z różnych grup mniejszościowych, ale nadal mamy wiele do zrobienia. Płeć i etniczność wiążą się ze sobą, sprawiając, że sytuacja artystki jest jeszcze bardziej skomplikowana. Innym problemem jest to, że dużo pisze się o nas, jednak nie prowadzi się z nami dialogu. Często artyści i naukowcy, którzy pracują z moją społecznością, dają wykłady na ten temat, ale pewnych rzeczy, na przykład estetyki, nie widzą. Nie rozmawiamy ze sobą.
W projekcie prezentowanym w Gdańsku podejmujesz dialog z polską artystką Iwoną Zając. Projekt nie jest jednorazowym spotkaniem, wasza wspólna praca trwa od 2012 roku. Nie zakończy się również jedną wystawą, będzie kontynuowana. Czym jest dla ciebie i twojej sztuki to doświadczenie?
To niezwykła podróż. Usłyszałam o Iwonie od moich przyjaciół Douglasa i Ross Hunterów, którzy organizują w Wielkiej Brytanii festiwale sztuki polskiej oraz cygańskiej. Opowiedzieli nam o sobie nawzajem, ale w tym czasie nie miałyśmy jeszcze okazji się spotkać. Potem pojawiła się możliwość realizacji wspólnego projektu w Gdańskiej Galerii Miejskiej. W końcu spotkałyśmy się, zaczęłyśmy do siebie pisać i poprzez tę korespondencję przeniosłyśmy się w czasie. Zaczęłyśmy pisać do siebie powracając do okresu, gdy miałyśmy po 10-12 lat. Początek mojej opowieści to rok 1976 i 1977. Zgromadziłyśmy całe archiwum, spotykałyśmy się w Polsce i w Wielkiej Brytanii. Dorastając obserwowałyśmy z różnych perspektyw te same zdarzenia: ruch Solidarności, wizytę Margaret Thatcher w Polsce. W Polsce przedstawiana była jako symbol demokracji, w Wielkiej Brytanii była jednak tą, która rozbiła związki zawodowe.
No właśnie, twoja sztuka jest bardzo polityczna. W pracach prezentowanych w Gdańsku obie z Iwoną Zając bardzo dosłownie poruszacie wątek polityki. Ciekawe jest zderzenie waszych perspektyw i wspomnień z lat 80. Prozachodnich aspiracji Polski, utożsamianie krajów Zachodu z pozytywnymi wartościami: demokracją, wolnością. Ty tymczasem pokazujesz przemoc i opresję, jakiej twoja społeczność doświadczyła w tym czasie ze strony władz Wielkiej Brytanii.
Pamiętam, jak pod koniec lat 70., podczas strajku generalnego, wyłączano nam na noc prąd. Do tej pory czuję zapach świec. Gdy wprowadzono restrykcje dotyczące travellersów, przemieszczających się po kraju w ramach różnego rodzaju festiwali, dotknęły one także społeczności, które żyły nomadycznie. Pamiętam helikoptery, które obserwowały nas w latach 80., eksmisje, policję. W projekcie Witch Hunt, który robiłam w Wielkiej Brytanii, pozwoliłam ludziom doświadczyć czym jest strach i ciągłe bycie obserwowanym. Byli zszokowani.
W 2011 roku przed budynkiem parlamentu w Wiedniu razem z Damianem Le Basem stworzyliście instalację Bezpieczny europejski dom? (Safe European Home?). Czy możesz opowiedzieć o tej pracy?
Myśleliśmy o tym projekcie od dawna. Mój mąż często pracuje z mapami. Śledziliśmy, jak zmieniają się granice państw europejskich, jak przejmowana jest kontrola nad poszczególnymi ziemiami. Obserwowaliśmy migrantów i uchodźców, ludzi którzy nagle tracą dom, stają się bezdomni i muszą się przemieścić. Nigdy nie chcieliśmy, aby ten projekt dotyczył wyłącznie społeczności romskiej. Podkreślamy w nim, że strata domu może dotyczyć każdego. W Wiedniu zbudowaliśmy ogromną instalację przez budynkiem austriackiego parlamentu, coś na kształt domu. Organizowaliśmy w nim wykłady, różnego rodzaju wydarzenia, pokazy filmów. Stworzyliśmy przestrzeń, bibliotekę, w której ludzie mogli przebywać, było tam miejsce do siedzenia, internet, woda. Chodziło o to, aby ludzie, pochodzący z różnych grup społecznych, etnicznych i wiekowych, mogli tam zabrać głos. Chcieliśmy stworzyć dialog, bo to powoduje zmianę. Myślę, że to nam się udało. Przychodziło wiele osób. Rozmowa naprawdę powoduje, że coś się zmienia.
Jaka jest rola odbiorców twojej sztuki?
Chciałabym, aby odbiorca podszedł tak blisko, jak to tylko możliwe. Chcę, aby ludzie mieli okazję doświadczać, spędzić trochę czasu ze sztuką. W galeriach, gdzie wystawiam swoje prace, staram się, aby zawsze było przynajmniej jedno miejsce, gdzie można usiąść.
Twoja sztuka przesycona jest kolorami, wykorzystujesz też różne przedmioty, które znajdujesz. Wykraczasz poza granice tego, co w kulturze Zachodu tradycyjnie uznawane jest za estetyczne, ładne. Jak określiłabyś język, którym się posługujesz?
Posługuję się brikolażem. To mieszanka różnych rzeczy, ale z całą pewnością osadzona w moich doświadczeniach z okresu dorastania. Nauczyłam się, że łączenie różnych przedmiotów zależy na przykład od tego, jakimi środkami finansowymi dysponujesz. Silnie to na mnie wpłynęło. Wiele osób myśli, że świat sztuki jest ekscytujący, tak naprawdę jednak jest trudny. Moim zdaniem nie o to jednak powinno chodzić w sztuce. Chcę, aby moja sztuka dawała ludziom możliwość patrzenia na świat w różny sposób. W projekcie Gypsyland pracowałam ze społecznością romską z Govanhill. Mieszkają tuż obok galerii, ale nigdy w niej nie byli. Zaprosiłam na wernisaż tancerki z tej społeczności, aby wykonały tradycyjny taniec oraz hip-hop. Okazało się, że ludzie z tej społeczności przyszli do galerii, mówili o sztuce i byli podekscytowani, że ona ich dotyczy. Występował ktoś z ich społeczności. Uwielbiam nieoczekiwane połączenia. Pamiętam pierwszą wystawę, którą zrobiliśmy z moim mężem w Londynie. Nikomu się nie podobała. Usłyszałam, że to wystawa robiona przez dwójkę outsiderów, Romów, że może przyprawić o zawał serca. Krytykowano nas między innymi za powieszenie prac przy pomocy klamerek. A przecież w niedługim czasie wiele osób zaczęło tak robić i to już było w porządku. To znaczące, że coś, co do tej pory było postrzegane jako specyficzne dla mniejszości, zostaje zaadaptowane przez większość, wchodzi do mainstreamu i w ten sposób zyskuje uznanie. W takiej sytuacji trzeba mocno wierzyć w to, co się robi. Wiele osób mówi mi, że moja sztuka jest im bliska. Mam świadomość, że nawet jeśli czasem moje prace wydają się zwariowane, są na świecie ludzie, którzy identyfikują się z nimi i widzą w nich jakąś część swojej rzeczywistości. To dla mnie niezwykle ważne, ponieważ uważam, że sztuka jest dla wszystkich. W Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka napisane jest, że każdy ma prawo do życia w kulturze. Każdy, a nie tylko ci, którzy potrafią mówić o sztuce lub tworzyć ją w ściśle określony sposób.
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Delaine Le Bas
- Osoby autorskie
- Monika Popow
- Tytuł
- Inne Siostry
- Miejsce
- Gdańska Galeria Miejska
- Czas trwania
- 18.10.2013- 12.01.2014
- Osoba kuratorska
- Katarzyna Szydłowska i Konrad Schiller
- Fotografie
- Magdalena Małyjasiak i Galeria Narodowa Zachęta