Człowiek. Z Franciszkiem Orłowskim rozmawia Paweł Brożyński
Twoje portfolio otwiera deklaracja: „przypuszczam, że przyszłość będzie irracjonalna, a emocje będą odgrywać w niej ważną rolę”. Porozmawiajmy zatem o twoich emocjach – co czułeś wymieniając się ubraniami z bezdomnym?
Czułem dominującą wokół powierzchowność. Wszystko zaczęło się od empatii, od ciekawości drugiego i świadomości, jaką trudną drogę trzeba pokonać, żeby zobaczyć cały ten konglomerat uczuć i emocji jakie są w drugim, żeby mu przekazać swoją uwagę, akceptacje dla niego, jako człowieka. Zaproponowanie sobie samemu zamiany ubraniami z osobą bezdomną było gestem skierowanym właśnie w tym kierunku. Wielu z nas jest bezdomnymi, bo nie posiadamy w sobie idei domu. Przebywamy w bardziej lub mniej wygodnych pomieszczeniach, wyposażonych w takie a nie inne sprzęty, przeprowadzamy się do innych mieszkań czy pokoi, lub mieszkamy gdzieś kątem… nawet jeśli to kąt rozwarty (większa wygoda), to zawsze jednak kąt (ograniczenie). Typowe osoby bezdomne są identyfikowane przez nas poprzez swoją powierzchowność i styl życia. Tym, co sprawia, że omijamy je szerokim łukiem jest to, co zauważają nasze oczy, nos, zmysły. Nasza postawa, polegająca na „wycinaniu” ich z naszej drogi jest stymulowana tylko poprzez to, co zewnętrzne. Ja też nie jestem pozbawiony oczu i nosa. Moje zadanie polegało na tym, aby poradzić sobie z emocjami związanymi z estetyką, higieną; aby przekroczyć siebie, odsunąć te emocje, bo tylko wtedy mogę stanąć wobec tego człowieka i okazać mu swoje otwarcie, skoncentrować się na jego oczach, na mim i na jego zawstydzonych ramionach… Tylko wtedy. Pytasz o moje emocje. One dotyczyły w dużej mierze własnej wewnętrznej niezgody i zdyscyplinowania swojego ja. Lęk mnie ogarniał na myśl, że w tym, aby spojrzeć mu w oczy i zobaczyć cokolwiek innego w nim niż to, co zewnętrzne, przeszkodzą mi torsje. Jestem osobą wyjątkowo wrażliwą na zapach – czułem ograniczenie swojego ciała lub raczej to, że ono mnie ogranicza w tak fundamentalnym geście jak stanięcie wobec drugiego i zobaczenie, co kryje się w jego twarzy, mimice, oczach etc. Czułem w sobie wewnętrzną niezgodę na taki stan rzeczy. To stało się dla mnie najważniejsze i wszelkie inne emocje podporządkowałem temu pragnieniu. Zbliżyć się jak najbardziej. Skoncentrowałem się na tym całkowicie. Przedzierałem się do niego. A droga była trudna bo wiodła przez niewyobrażalny smród, przez nienaturalną twardość tkaniny nasączonej nim, jego drogą, jego losem. Czułem podczas tego spotkania wyraźnie, że czas mieści się w zupełnie nieznanych mi dotąd jednostkach. Była też radość… Zawierała się w uśmiechu, w cieple, które znalazłem w jego oczach, w czymś niewyobrażalnym co widziałem w jego twarzy… pragnienie uwagi, skupienia, akceptacji. Pytasz się o emocje. Podczas „dziania się” były bardzo pozytywne, byłem spokojny, czułem, że odrabiam bardzo ważną lekcję. Miałem duże zaległości w kwestii empatii. Czułem spokój i radość z tego spotkania, wielką radość i… serdeczność oraz czułość. Gdy się rozstaliśmy, nie wiedziałem gdzie idę. Pędziłem przed siebie, uciekałem przed tym, co mnie dopadło. Uciekałem przed tym, co niosłem, przed smrodem, który stał się moim cieniem na wiele tygodni. On (mam na myśli smród) był jednak sam dla siebie i nie miał nic wspólnego z tym człowiekiem, tak jakby to odium oderwało się od niego.
A miałeś jakieś informacje zwrotne, co czuła osoba, z którą się wymieniałeś?
To dziwne, ale w momencie kiedy usiadłem koło niego na ławce byłem absolutnie na nim skoncentrowany. Miałem przeświadczenie, że dzieje się pomiędzy nami coś ważnego. Istniał jakiś przekaz, jakiś transfer… Miałem do przekazania to, co najlepszego możne przekazać jeden człowiek drugiemu – mam na myśli intencje, gest. Ten przekaz był obopólny – takie miałem wrażenie. Nigdy się nie dowiem co on czuł. Nawet gdyby doszło do rozmowy na ten temat, to jego słowa mogłyby znaczyć dla mnie coś innego. Na jego słowa składałyby się przecież jego doświadczenia oraz konteksty jego życia. Musimy zadowolić się intencją i gestem lub sekwencją gestów, która może stać się swoistą platformą między nami. To było jedno z ważniejszych moich spotkań z drugim człowiekiem. Siedziałem sobie kiedyś w księgarni Bookarest, podniosłem głowę z nad tak zwanej lektury i zobaczyłem Go. Najpierw – moja kurtka! Zaraz potem wryta głęboko w moją pamięć, przegięta w prawo sylwetka i powłóczenie nogą. Przechadzał się pomiędzy kasetonami obłożonymi książkami, zerkał na nie z ukosa, przypatrywał się im, niczego nie dotykał. Potem wyszedł. Ja cały czas siedziałem i nie bardzo wiedziałem, z czym mam do czynienia. Nieraz myślałem sobie, ze mogę go spotkać, ale księgarnia była ostatnim miejscem, w którym bym się tego spodziewał…
Węch odgrywał ważna rolę w innej z twoich prac. Jaką funkcję chciałeś nadać zapachowi, a raczej smrodowi Wiatrołapu?
Zaproszenie do wzięcia udziału w wielkiej retrospektywnej wystawie tkaniny polskiej było ciekawym wyzwaniem. Kurator Michał Jachuła chciał żebym wykonał pracę specjalnie na tę wystawę. „Wiatrołap – napisał później Jachuła – odwołuje się do szeroko rozumianego <<momentu przejścia>>, ale także przejścia z zamkniętej domeny sztuki w rzeczywistość ulicy i realnego świata” . Zacytowałem ten opis dlatego, że ten aspekt przy tworzeniu Wiatrołapu był dla mnie ważny. Budowałem ogromną tkaninę z ubrań ludzi bezdomnych. Na marginesie powiem, że nigdy nie zdawałem sobie sprawy z tego, ile jest kieszeni w naszych ubraniach. Sam proces powstawania tej tkaniny był trudny i budził moje żywe refleksje.Wiatrołap w latach 50. i 60. ubiegłego wieku był „urządzeniem” stosowanym powszechnie w kinach, restauracjach, a także w domach prywatnych, znajdował się także w Zachęcie. Dla człowieka bezdomnego jego ubranie stanowi schronienie, osłonę i izolację, jak już wspominałem, można by powiedzieć, że pełni rolę zbliżoną do architektury, ale jednak jest bardziej uległa, plastyczna „żywo reagująca” na podmuch, pod wpływem którego rozchyla się, zamyka, nieraz drży. Emitowany przez tę tkaninę zapach sprawia, że zmienia się jej objętość i jej działanie w przestrzeni. Rzeźba w ten sposób poszerza swoje pole. To jedna z cech, jakie ta praca nosi dzięki zapachowi. Sednem jednak nie jest sam zapach, lecz ślad autentycznych ludzi, wyrażająca się w tym wypadku także i w zapachu. Ale nie tylko. Ich życie, trud, miejsca w których bywali, nieraz to, co jedli, ich pot, naskórek. W pociętych kawałkach ich ubrań zapisało się bez wątpienia ich DNA. Ich życia, losy, myśli są nieodgadnione, a ich istnienie w tym miejscu jest jak najbardziej uprawnione.
W innej pracy, Pod skórą, próbowałeś nadać emocje rzeczy – samochodowi ukrytemu pod skórą asfaltu. Dlaczego?
Odłóż to, co trzymasz ręku, wyprostuj nogi, wycisz się, zamknij oczy raz… dwa… trzy… Stajesz się rozluźniony, twoje powieki stają się ciężkie… Jesteś w tym co mówię: wychodzisz z domu, otwierasz drzwi, wkładasz kluczyki do stacyjki, jedziesz z góry ustalona trasą. Za tobą i przed tobą sznur samochodów stymulujących twoją prędkość. Czujesz przyjazność tej koleiny. Przed Muzeum Sztuki Nowoczesnej stoi monumentalna, ale znajoma, bryła. Zbliżasz się do niej, możesz jej dotknąć. Zamykasz oczy, wyczuwasz znajome kształty, twoje palce przesuwają się po niej w schizofrenicznej pogoni identyfikacji, zawierającej się pomiędzy kształtem a materią. Dzięki plastyczności materii asfaltowej kształt samochodu staje się rozpoznawalny, lecz niepokojące jest to, że nie możemy go zobaczyć, poruszyć dotknąć, usłyszeć, że to, co jest jego sednem, czyli silnik, jest głęboko niemy. Pozostaje ci jedynie przeczucie. Ten zaparkowany monument stał się specyficzną naroślą, niepokojącą tkanką, która pojawiła się nagle przed Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Zależało mi, żeby stworzyć abstrakcyjną formę, która byłaby obrazem bezsilności, słabości.
Cały czas zastanawiam się dlaczego umieszczasz emocje w centrum swojego zainteresowania?
W centrum mojego zainteresowania jest człowiek. Ale wywołałeś wilka z lasu. Zadałeś mi konkretne pytanie na temat emocji. Nie na temat budulca mojej sztuki, lecz zaznaczyłeś, że chodzi ci o moje emocje.
Zaraz, zaraz czy uważasz, że emocje, o które pytam, twoje emocje, nie są budulcem twojej sztuki?
Emocje są tylko jednym ze składowych… nie wszystkimi się dzielę i nie wszystkie też warte są przekazania – to jasne.
Łączysz emocje z przyszłością i irracjonalnością, a przecież racjonalizm i logika również są emocjonalne.
Postęp technologiczny prowadzi do tego, że obszar naszego funkcjonowania podlega coraz bardziej zracjonalizowanym zasadom. Człowiek poddany jest coraz to ściślejszym procedurom i wytycznym. Próby uporządkowania i podporządkowania rzeczywistości – doprowadzenia jej do perfekcji, tworzenie coraz to ściślejszych procedur w ramach których mamy się poruszać, pozbawiają nas niezbędnej przestrzeni koniecznej dla indywidualnych reakcji i indywidualnego rozwoju. Tworzone przez nas systemy, zabezpieczenia, uszczelnienia, przerastają nas. Próg popełnienia błędu zdaje się obniżać odwrotnie proporcjonalnie do poczucia wolności, samostanowienia – kumulują się emocje. Wzrasta ciśnienie. Programy i procedury z pozoru pozwalają prawie wszystko przewidzieć, nie uwzględniają jednak tego, co w nas z irracjonalne. Przyszłość może przynieść zmiany. Nasze emocje w szerokim rozumieniu tego pojęcia mogą sprawić, że naprzeciw doskonałości stanie niedoskonałość, a racjonalność zmierzy się z nieracjonalnością… a ona zakłada coś nieoczekiwanego.
Przypisy
Stopka
- Fotografie
- Orłowski Studio