Reprezentuję znaczącą część środowiska artystycznego. Rozmowa z Januszem Janowskim, prezesem ZPAP
Łukasz Białkowski: Jednym z inicjatorów powstania Związku Powszechnego Artystów Polskich, który założono w Krakowie w 1911 roku, był Tytus Czyżewski. Jeśli przyjmujemy, że istnieje ciągłość między ówczesnym i dzisiejszym stowarzyszeniem, czy Tytus Czyżewski byłby dumny z tego, co dzisiaj robi ZPAP?
Janusz Janowski: Jeśli chciałby pan spytać uczciwie, to należałoby spytać, czy Leon Kowalski byłby dumny, bo on jest założycielem stowarzyszenia. Tytus Czyżewski, jako wybitny, wspaniały przedstawiciel awangardy, miał pewnie bardziej jednoznacznie awangardowe spojrzenie na rzeczywistość sztuki. Stowarzyszenie, jakim jest Związek Polskich Artystów Plastyków, jest zrzeszeniem artystów. Sądzę, że Tytus Czyżewski byłby zachwycony, że polscy artyści od ponad 100 lat ciągle są razem w ramach tego stowarzyszenia, którego był członkiem. I myślę, że Tytus Czyżewski jako wybitny intelektualista nie dałby się wkręcić w pułapkę oceniania wartości stowarzyszenia z perspektywy doktryn artystycznych. Ponadto warto przypomnieć, że do końca życia członkiem ZPAP był Jerzy Bereś, ikona polskiej powojennej sztuki awangardowej.
Zanim przejdziemy do współczesności, warto przypomnieć skomplikowane losy ZPAP w latach 80.
Niezrozumienie tego wszystkiego, co wydarzyło się w stanie wojennym, prowadzi do brzemiennych w skutki przekłamań dotyczących historii Związku Polskich Artystów Plastyków. Trzeba wiedzieć, że w 1981 roku ZPAP został zawieszony, a w 1983 zdelegalizowany przez reżim stanu wojennego. Przez osiem lat ZPAP, pod kierownictwem prezesa Jerzego Puciaty, działał w strukturach podziemnych, współtworząc Ruch Kultury Niezależnej i aktywnie wspierał działalność NSZZ „Solidarność”. Następnie po obradach Okrągłego Stołu, wykorzystując kolaborującą z władzami część środowiska artystów, władza komunistyczna zainspirowała rejestrację nowych stowarzyszeń twórczych, tzw. „neozwiązków”, a także stowarzyszenia o nazwie ZPAP, doprowadzając do kuriozalnej sytuacji zaistnienia dwóch stowarzyszeń o tej samej nazwie. Mimo usilnych starań władz prawdziwego ZPAP, którego historia sięgała 1911 roku, o uznanie ciągłości jego działalności 30 czerwca 1990 roku decyzją Ministra Spraw Wewnętrznych Czesława Kiszczaka odwieszono „reżimowy” ZPAP i w lipcu dokonano jego rejestracji. Dzięki zabiegom prawnym władz prawowitego ZPAP 8 stycznia 1991 decyzją Prokuratora Generalnego RP unieważniono tę rejestrację. Na podstawie tej decyzji władze prawowitego, ponownie zarejestrowanego ZPAP przystąpiły do procesu rewindykacji majątku ZPAP po delegalizacji i konfiskacie całego majątku przez reżim stanu wojennego. Mimo skomplikowanej procedury prawnej oraz zabiegów środowiska artystów kolaborujących o przyznanie im prawa do tego majątku, w dniu 21 marca 1994 roku wyrokiem Naczelnego Sądu Administracyjnego podtrzymano orzeczenie Społecznej Komisji Rewindykacyjnej z dnia 19 lipca 1993 roku o wyłącznym uprawnieniu do zwrotu majątku prawowitemu Związkowi Polskich Artystów Plastyków, którego obecnie jestem prezesem.
Jaki jest stan obecny, np. ilu jest członków stowarzyszenia?
Te liczby nie są całkowicie uchwytne ze względu na ciągły proceduralny ruch w stowarzyszeniu. Osoby, które nie płacą składek, po dwóch latach są narażone na wykluczenie ze stowarzyszenia przez władze okręgów. Ten proces przebiega nieustannie, podobnie jak proces przyjmowania do związku. W czasach, kiedy jedynie przynależność do stowarzyszenia pozwalała dokonywać zakupów w specjalnych sklepach dla artystów, w których można było nabyć zagraniczne materiały malarskie, nasze stowarzyszenie liczyło kilkanaście tysięcy osób. W tej chwili ta liczba spadła mniej więcej o połowę. Ale wciąż jest to wiele tysięcy członków i jeżeli chodzi o plastyków, to cały czas nie ma w Europie porównywalnie dużego stowarzyszenia.
Czy zapisuje się dużo nowych osób?
Około kilkudziesięciu miesięcznie. I co ciekawe, zapisują się nie tylko ludzie młodzi, ale też w średnim wieku i osoby starsze. W tym artyści mający już swoją pozycję na rynku sztuki. Wielu profesorów, już bardzo zasłużonych artystów, powraca do związku. Zdarzało się bowiem, że artyści nie płacili naszych niewielkich składek, często z lenistwa. A miesięczna składka waha się od 5 do bodaj 10 złotych, w zależności od okręgu… To jest niewiarygodnie mało, a jednak niektórzy i tej kwoty nie płacą. Potem zdarzało się, że byli po prostu skreślani z listy, ale, ku naszej satysfakcji, wracają. Bardzo mnie to cieszy.
Dzisiaj bez problemu można kupić dowolny sprzęt malarski. Nie potrzeba legitymacji. Co skłania młodych artystów do zapisania się?
Młodzi ludzie zawsze dopytują się wprost: „co będziemy z tego mieli?”. Dzisiaj są takie czasy…
Rozmawiałem z członkami krakowskiego ZPAP. Mówili, że kiedyś korzyści były dużo bardziej wymierne, np. prace laureatów nagrody im. Witolda Wojtkiewicza, przyznawanej przez krakowski okręg ZPAP wędrowały od razu do kolekcji Muzeum Narodowego w Krakowie.
Istnieją trzy takie nagrody. Wspomniana przez pana nagroda im. Wojtkiewicza, ale jest również nagroda im. Jana Cybisa, przyznawana przez okręg warszawski, a ja sam przez 12 lat prowadziłem trzecią taką nagrodę, im. Kazimierza „Kacha” Ostrowskiego, przyznawaną w Gdańsku. Laureatami tej ostatniej, najmłodszej, nagrody byli tak wybitni twórcy, jak Kiejstut Bereźnicki, Jacek Sempoliński, Stefan Gierowski, Tadeusz Dominik, Janina Kraupe, Aldona Mickiewicz, Jarosław Modzelewski, Stanisław Fijałkowski, Zbigniew Makowski. Zabawna anegdota wiąże się ze Stanisławem Fijałkowskim – kiedy po latach został nagrodzony, to, żartując oczywiście, stwierdził: „No, czekałem, kiedy dacie mi tę nagrodę, bo wszystkim moim kolegom już daliście” (śmiech). Sempoliński, Gierowski, Dominik i inni dostali, profesor także więc czekał na tę nagrodę… Jestem więc szczęśliwy, że różni wybitni twórcy i intelektualiści byli przez nas nagradzani w ramach wszystkich trzech wspomnianych nagród: Wojtkiewicza, Cybisa i Kacha.
A co z kolekcjami muzealnymi?
Nie wiem, jak szczegółowo sprawa ma się z Krakowem, generalnie nie istnieje jednak dzisiaj mechanizm, zgodnie z którym wyróżniane w ramach wspomnianych nagród prace wędrowałyby do zbiorów muzealnych, przede wszystkim, jak sądzę, ze względu na ogromne braki powierzchni magazynowych w polskich, także największych, muzeach. Niemniej niektóre muzea się tymi wydarzeniami interesują i w nie angażują. Ja przez lata współpracowałem z Muzeum Narodowym w Gdańsku. W jednym z jego oddziałów, Oddziale Sztuki Współczesnej Pałac Opatów, w salach ekspozycyjnych organizowano wielką wystawę laureata.
Środowisko artystów nie tylko nigdy nie było systemowo uprzywilejowane, ale było i jest systemowo pokrzywdzone poprzez nieuwzględnianie specyfiki pracy artystycznej i ogromnej trudności w pozyskiwaniu wynagrodzenia za pracę artystyczną.
Drobną korzyścią jest również bezpłatny wstęp do muzeów.
Wiele muzeów w dużych miastach wciąż to honoruje. Jest to jednak dobra wola tych placówek.
Krążą też legendy, że składki członkowskie ZPAP pozwalają korzystać z ubezpieczenia zdrowotnego i społecznego. I że jest to wynik silnej pozycji ZPAP-u w okresie PRL-u.
Nie ma takiej formuły, nigdy czegoś takiego nie było. Być może, choć nic mi o tym nie wiadomo, na pewnych etapach funkcjonowania stowarzyszenia był jakiś sposób pośredniczenia struktur związkowych w funkcjonowaniu powszechnego systemu ubezpieczeń. Na pewno jednak nie istniał żaden mechanizm odrębny, inny niż powszechnie funkcjonujący mechanizm ubezpieczeń społecznych. Środowisko artystów nie tylko nigdy nie było systemowo uprzywilejowane, ale było i jest systemowo pokrzywdzone poprzez nieuwzględnianie specyfiki pracy artystycznej i ogromnej trudności w pozyskiwaniu wynagrodzenia za pracę artystyczną.
Korzyści z należenia do ZPAP, zgodnie z tym, co pan mówi, nie są wielkie. Związek ma jednak bardzo silną pozycję. Wasi członkowie zasiadają jako przedstawiciele środowiska artystycznego w komisjach konkursowych, gdy np. decyduje się o wyborze dyrektorów instytucji wystawienniczych. W Krakowie przedstawiciele ZPAP znajdują się komisjach przyznających lokalne stypendia twórcze lub pracownie.
Przepisy nakazują, żeby w takich sytuacjach w komisji zasiadał reprezentant zrzeszeń i stowarzyszeń twórczych. A że ZPAP jest najliczniejszy spośród podobnych stowarzyszeń, to władze np. miejskie – w moim przekonaniu słusznie – uznają, że przedstawiciel ZPAP będzie najlepiej reprezentował środowisko artystyczne. Muszę przy tym dodać, że ZPAP nigdy nie jest jedynym przedstawicielem środowisk artystycznych. Za każdym razem, gdy uczestniczyłem w tego rodzaju komisjach, byli w nich również przedstawiciele innych organizacji podobnego typu. Pamiętam przyznawanie pracowni w Gdańsku, gdzie komisje składały się z dziesięciu osób. Były w nich reprezentowane właściwie wszystkie środowiska, łącznie z różnymi dziedzinami artystycznymi: aktorzy, muzycy, plastycy… Sięganie po przedstawicieli ZPAP wiąże się z jednej więc strony z obowiązującym prawem, z drugiej pewnie także z naturalną rutyną, ponieważ ZPAP zawsze był stowarzyszeniem społecznie aktywnym.
ZPAP posiada też liczne nieruchomości.
Nasze stowarzyszenie jest normalnym stowarzyszeniem i w związku z tym, że istniejemy ponad 100 lat, to rzeczywiście mamy jako Zarząd Główny kilka nieruchomości. Czasami, choć bardzo rzadko, zdarza się, że jakieś okręg wykupuje lokal, o ile posiada takie możliwości finansowe, zazwyczaj wspierając się pożyczką od ZG ZPAP. Modelowym w tej kwestii przykładem jest krakowska siedziba okręgu ZPAP, w której mieści się Galeria Pryzmat. Ten budynek przy ul. Łobzowskiej został zaprojektował i zbudowany przez artystów w latach 30. i jest dzisiaj własnością okręgu, jest też wpisany w rejestr zabytków. Skądinąd środowisko krakowskie jest wzorcowe, poradziło sobie samo. Okręg wrocławski i toruński także dysponują własnym lokalem. Okręg, który posiada własną nieruchomość – a jest ich zaledwie kilka – ma możliwość podnajmowania części swoich lokali, dzięki czemu może lepiej funkcjonować. Ale w większości nasze okręgi nie posiadające żadnych własności, jak w Gdańsku, Zakopanem, Poznaniu i w wielu innych miastach. Takie oddziały wynajmują od miasta zazwyczaj jakąś „kanciapę” na warunkach takich, jak wszystkie inne stowarzyszenia. Niskie składki członkowskie nie pozwalają przy tym na zatrudnienie osoby do prac biurowych. Niektórych lokali, jakie ZPAP posiadało przed jego rozwiązaniem w 1983 roku, nie udało się odzyskać na początku lat 90. po ponownym ukonstytuowaniu się związku. Tak było w Gdańsku, gdzie kiedyś stowarzyszenie posiadało ogromną kamienicę naprzeciwko Dworu Artusa. Nie udało się jej rewindykować. Dzisiaj posiadamy jedynie malutki lokal przy ul. Mariackiej, który jest własnością miasta, tak więc, zgodnie z przepisami, nie można go nawet w najmniejszej części podnajmować i trzeba go we własnym zakresie utrzymywać.
ZPAP dysponuje też domami pracy twórczej w Ustce i Świnoujściu. Na jakich zasadach przyznaje się członkom ZPAP możliwość pobytu w tych miejscach?
Są one własnością Zarządu Głównego i są dostępne dla wszystkich, nie tylko artystów. Inaczej nie bylibyśmy w stanie tych domów utrzymać. Każdy może z nich korzystać odpłatnie, ale te kwoty są bardzo niewielkie. Artyści przez lata bardzo chętnie przyjeżdżali zwłaszcza do Ustki. Są tam dwa przepiękne, wpisane w rejestr zabytków, budynki, które niszczeją i wymagają remontu, ale sami nie jesteśmy w stanie sprostać takiemu wyzwaniu i zabiegamy o inwestycyjne wsparcie w tym zakresie jakiegoś prywatnego lub państwowego inwestora.
Każdy może tam zamieszkać? Nie trzeba wysłać portfolio, opisu projektu?
Nie! Każdy, także nie będąc artystą, może z nich skorzystać. Wszelkie informacje są zamieszczone na stronie internetowej ZG ZPAP.
Czyli działa na zasadzie hotelu. W tym kontekście nazwa „dom pracy twórczej” jest trochę myląca.
Trzeba pamiętać, że dla członków związku są przewidziane preferencyjne warunki finansowe.
Na stronie internetowej ZPAP znajduje się informacja o możliwości starania się o środki ze związkowego funduszu socjalnego.
Związek jako stowarzyszenie posiada swój fundusz socjalny w ramach ZG, ale także w okręgach, dzięki czemu może formułować na poziomie władz głównych oraz okręgowych wewnętrzny program pomocowy. Istnieje przy tym możliwość dla każdego artysty w Polsce, także nie będącego członkiem ZPAP, starania się o środki finansowe w ramach obsługi repartycji, ponieważ nasze stowarzyszenie operuje funduszami pozyskiwanymi systemowo, z tytułu tzw. prywatnego kopiowania, od producentów tzw. czystych nośników, w związku z faktem posiadania przez Zarząd Główny ZPAP licencji Organizacji Zbiorowego Zarządzania.
Pewnie nie dla wszystkich czytelników będzie to jasne. Czy może pan to wyjaśnić?
Obsługiwanie tej licencji oznacza, że ZG ZPAP podpisuje umowy o ochronę praw autorskich z artystami oraz licencje na wykorzystanie konkretnych prac przez osoby i podmioty prawne, otrzymuje także, jak wspomniałem, kwoty od producentów tzw. czystych nośników z tytułu prywatnego kopiowania. A zatem, producenci urządzeń, za pomocą których można powielać różne dzieła sztuki, muszą zapłacić ułamek swoich przychodów na konto Organizacji Zbiorowego Zarządzania, obsługiwane przez wyznaczoną organizację. Opisując tę procedurę jak najprościej można powiedzieć, że wskazana organizacja OZZ gromadzi pieniądze na specjalnym koncie, następnie przesyła je do odpowiednich OZZ-ów, czyli między innymi do ZG ZPAP, wyznaczając kwoty wynikające z badań statystycznych określających procentowy udziału poszczególnych dziedzin sztuki w tzw. rynku kopiowania. Badania tego rodzaju zostały wykonywane dawno temu i nie odzwierciedlają w pełni obecnego stanu kopiowania. Nie uwzględniają także powielania przy użyciu najnowszych technologii, co jednak wymaga ingerencji ustawodawcy.
Jak ZPAP dysponuje tymi pieniędzmi?
W oparciu o regulaminy zatwierdzone wcześniej przez ministerstwo Zarząd Główny ZPAP musi pozyskane systemowo pieniądze redystrybuować. Jedynie bardzo niewielką ich część może przeznaczyć na koszty operacyjne. Redystrybuowane przez ZG ZPAP środki dzielą się na dwie kategorie: repartycje bezpośrednie i pośrednie. Te pierwsze powinny trafiać do osób określonych jako tzw. upoważnieni, wśród których znajdują się między innymi osoby, które podpisały umowę licencyjną na ochronę praw swoich dzieł z OZZ ZG ZPAP. Kategorię tę odpowiednio określa OZZ, a sankcjonuje Minister KiDN. Natomiast repartycje pośrednie muszą być podzielone, zgodnie z wymogami nadzoru czyli MKiDN, na większą część, ok. 80-90%, przyznawaną przez Komisję Repartycji twórcom, wszystkim czyli niezależnie od przynależności do ZPAP, w formie stypendiów artystycznych, dofinansowując rozmaite projekty artystyczne, takie jak wystawy, katalogi etc., oraz na małą część, ok. 10-20%, którą Komisja Repartycji rozdysponowuje w formie zapomogi socjalnej, przeznaczając fundusze artystom, wszystkim czyli niezależnie od przynależności do ZPAP, znajdującym się w szczególnie trudnym położeniu finansowym. Komisja Repartycji OZZ ZG ZPAP dokonuje omówionego podziału wszelkich repartycji każdego roku, a OZZ ZG ZPAP zbiera podania do 31 grudnia każdego roku.
Jakiego rzędu są to kwoty?
W związku z tym, że – jak wspomniałem wcześniej – przez wiele lat dotychczasowi ministrowie nie chcieli zaktualizować rozporządzenia, które enumeratywnie wymienia urządzenia, tzw. czyste nośniki, objęte nakazem odprowadzenia przez ich producentów kwot na rzecz Organizacji Zbiorowego Zarządzania, w celu uwzględnienia nowoczesnych urządzeń tego typu, otrzymywane przez OZZ-ty kwoty są relatywnie nieduże. A zwłaszcza w przypadku takich OZZ-ów jak ZG ZPAP, które mają znikomy udział w rynku kopiowania według starych i nieaktualnych naszym zdaniem badań statystycznych. W ostatnich latach kwoty te oscylowały między 150 a 200 tysięcy złotych. Jak już mówiłem, podział tych środków na repartycje pośrednie w formule grantów i zapomóg socjalnych jest ściśle określony Regulaminem Repartycji sankcjonowanym przez Departament Własności Intelektualnych i Mediów w MKiDN.
O te właśnie środki mogą starać się wszyscy artyści, nie tylko członkowie ZPAP-u?
Dosłownie każdy artysta w Polsce. Do 31 grudnia każdego roku wszyscy mogą składać wnioski o dofinansowanie wystawy, druku katalogu itp. do komisji OZZ ZG ZPAP.
Czy do zasiadania komisjach zapraszają państwo osoby spoza ZPAP?
W komisji znajdują się przedstawiciele głównych władz ZPAP: Głównego Sądu Koleżeńskiego ZPAP, Głównej Komisji Rewizyjnej ZPAP, Rady Artystycznej ZPAP oraz Zarządu Głównego ZPAP. A zatem komisja składa się z członków naszego stowarzyszenia, którego Zarząd Główny posiada licencję Organizacji Zbiorowego Zarządu.
Jeśli chodzi o zmianę ustaw i rozporządzeń – np. przepisów dotyczących urządzeń rozpatrywanych przy repartycji, ale też wielu innych – paragraf 6 statutu ZPAP mówi, że jednym z celów działalności stowarzyszenia jest inspirowanie działań prawnych dotyczących sztuk wizualnych. Jakie działania w ostatnim czasie ZPAP podejmowało?
Związek był w tym obszarze zawsze aktywny. Kilka kadencji temu prezes Zarządu Głównego ZPAP współtworzył Porozumienie Łazienki Królewskie, organizację, która zrzeszała 28 Związków Zawodowych i Stowarzyszeń Twórczych, m.in. Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego, Związku Artystów Scen Polskich, Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Artystów Scen Muzycznych, Stowarzyszenia Architektów RP, Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, Stowarzyszenie Kompozytorów Polskich i wielu innych. Wspólnie wypracowywali 21 postulatów opisujących problemy całej sfery kultury w Polsce, które przekazywali MKiDN i zabiegali o ich wcielenie w życie. Niestety, ta inicjatywa nie spotkała się ze szczególnym zainteresowaniem władz.
To było co najmniej dekadę temu…
Wówczas ta aktywność była na pewno intensywna, była bowiem podbudowana płonną, jak się okazało, nadzieją na polityczną gotowość do przeprowadzenia realnych zmian. Dzisiaj ponownie odradza się ta nadzieja dzięki działaniu obecnych władz państwa, stąd też nasze wielkie zaangażowanie w Ogólnopolską Konferencję Kultury. Oczywiście prezesi ZPAP zawsze starali się kontaktować się z władzą ustawodawczą, aby postulować realizację koniecznych zmian. A głównym problemem jest usytuowania zawodów artystycznych w systemach podatkowym i ubezpieczeń społecznych. Jak dotąd żaden rząd nie był politycznie gotowy, żeby zmieniać przepisy w tych obszarach, w wyniku czego próby wpływu na jakiekolwiek ustawodawstwo w tym zakresie były nieskuteczne. Dlatego osobiście wiążę wielkie nadzieje z Ogólnopolską Konferencją Kultury, wierząc, że tym razem dojdzie do tego typu zmian, bardzo istotnych i podstawowych.
Środowisko, które reprezentuję, a także ja sam, wiąże wielkie nadzieje z Ogólnopolską Konferencją Kultury, licząc na to, że obecna władza będzie miała wolę polityczną wyrwania artystów z tego rynkowego paradygmatu, który wepchnął artystów w nędzę i zepchnął na margines społeczny.
W Czarnej księdze polskich artystów, którą na krakowskiej konferencji często cytowali przedstawiciele ZPAP, w raportach ze spotkań organizowanych wspólnie z przedstawicielami innych stowarzyszeń twórczych i z urzędnikami z MKiDN nie ma śladu po obecności ZPAP.
Nigdy nas nie informowano ani nie zapraszano na takie spotkanie, a gdyby nas o nich informowano, zapewniam pana, że bylibyśmy obecni. Byłem bardzo zaskoczony, że tyle działań organizowano zupełnie z pominięciem naszego środowiska. Nie skierowano do nas żadnego zaproszenia, ani nawet pytania o chęć wzięcia udziału w planowanych działaniach. Przedstawiciele ZPAP zawsze byli i są aktywni. O przeszłości i Porozumieniu Łazienki Królewskie już wspominałem, a dzisiejsze nasze zaangażowanie w Ogólnopolską Konferencję Kultury mówi samo za siebie… I właśnie przy okazji dwudniowej konferencji z cyklu OKK w Krakowie, dotyczącej problemów artystów sztuk wizualnych, odbyła się burzliwa dyskusja z przedstawicielami Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej, wskazująca na kilka ważnych rozbieżności w ujmowaniu potrzeb środowiska artystów plastyków. Zaprosiłem więc na rozmowę przedstawicieli OFSW do siedziby ZG ZPAP w Warszawie.
Jakie są skutki i czego dotyczyły różnice zdań podczas spotkania w siedzibie ZG ZPAP?
Niepokoi mnie to, że środowiska skupione wokół najbardziej dofinansowanych instytucji kultury w Polsce jako swój kluczowy postulat dotyczący statusu artysty wskazują konieczność zastosowania kryterium ekonomicznego. Dla nich artystą jest ten, kto zarabia ze sztuki. W moim rozumieniu i większości artystów jest to szokujący postulat, który powiela przerażający błąd popełniony przez polityków w Polsce po 1989 roku. Wepchnęli oni działalność artystyczną w obszar rynku, interpretując twórczość artystyczną jako działalność czysto ekonomiczną. Środowisko, które reprezentuję, a także ja sam, wiąże wielkie nadzieje z Ogólnopolską Konferencją Kultury, licząc na to, że obecna władza będzie miała wolę polityczną wyrwania artystów z tego rynkowego paradygmatu, który wepchnął artystów w nędzę i zepchnął na margines społeczny. Spotkanie w siedzibie ZG ZPAP z reprezentantami OFSW zakończyło się pozostaniem stron przy swoim punkcie widzenia, wydawało mi się jednak, że istnieje szansa na porozumienie.
25 listopada odbyło się spotkanie Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej w Warszawie…
Nie mogłem uczestniczyć w tym spotkaniu, ale brała w nim udział jako obserwator skarbnik Zarządu Głównego ZPAP. Przykre było to, że rozmowa, którą przeprowadziłem z przedstawicielami OFSW i wysuwane przeze mnie w imieniu środowiska ZPAP podczas jej trwania postulaty kwitowane były szyderstwami na spotkaniu w Warszawie przez tych ludzi. Takie ustosunkowywanie się do postulatów innej strony, przedstawianych na spotkaniu zorganizowanym z mojej inicjatywy, które w założeniu miało łączyć środowisko, na pewno nie ułatwiają komunikacji i budowania jedności. Nie traktuję jednak osobiście tego faktu, ponieważ uważam, że najważniejsze jest dobro artystów i trzeba za wszelką cenę budować jakieś porozumienie, żeby skutecznie zmienić bardzo ciężką sytuację artystów w Polsce.
A jak pan zdefiniowałby status artysty?
W przekonaniu moim i mojego środowiska kryterium wymagane przy uzyskaniu statusu artysty powinno dotyczyć po pierwsze odbytej adekwatnej drogi edukacyjnej. A zatem edukacja artystyczna jako pierwszy i oczywisty stopień kwalifikacji. Zdajemy sobie oczywiście sprawę, że artystą może zostać człowiek, który nie przeszedł nigdy drogi edukacyjnej. ZPAP włącza wszak w swoje szeregi, na podstawie procedury kwalifikacji prac przez komisję artystyczną, wielu twórców tzw. sztuki naiwnej, jak np. Nikifora, czy innych twórców nie posiadających artystycznego wykształcenia. Uważamy w związku z tym, że powinna istnieć droga takiej certyfikacji dodatkowej. Oczywiście to MKiDN miałoby wskazać te podmioty, stowarzyszenia, czy grona eksperckie, które miałyby prawo certyfikacji tych wszystkich, którzy nie ukończyli żadnych uczelni, a jednak są aktywni artystycznie. Zgadzam się co do tego, że aby utrzymywać status artysty, trzeba by było co jakiś czas potwierdzić swoją artystyczną aktywność.
Wielkim nieszczęściem i początkiem dramatu, który dotknął artystów, było uznanie, że sztuką jest wszystko. A jeżeli wszystko jest sztuką, to znaczy, że nic nią nie jest. To jest podważenie rozumienia sztuki jako odrębnej ludzkiej aktywności.
Inny cel statutowy ZPAP to ochrona swobody artystycznej. Czy podejmowali państwo jakieś działania w tym zakresie?
Jako prezes ZPAP urzędujący już trzy lat nie spotkałem się z potrzebą działań w tym zakresie i w konsekwencji nie podejmowałem tego rodzaju działań. Żaden członek naszego stowarzyszenia nie narzekał na fakt ograniczania przez kogoś jego swobody artystycznej. Poza tym prawo polskie gwarantuje swobodę wypowiedzi artystycznej. Oczywiście, pojawia się w przestrzeni społecznej dylemat, który nie wynika z kwestii prawnych, chociaż już zaczyna stanowić zagadnienie prawne, dotyczący tego, czy skandal, mający w gruncie rzeczy cele wyłącznie społeczno-polityczne, a jest realizowany w przestrzeni artystycznej, czyli środkami, które jedynie przy bardzo swobodnej interpretacji można by zaliczyć do artystycznych, jest dopuszczalny prawnie. Tutaj pojawiają się problemy…
Jakie?
Dotyczą one kryteriów sztuki. Wielkim nieszczęściem i początkiem dramatu, który dotknął artystów, było uznanie, że sztuką jest wszystko. A jeżeli wszystko jest sztuką, to znaczy, że nic nią nie jest. To jest podważenie rozumienia sztuki jako odrębnej ludzkiej aktywności. Podstawowym zatem problemem jest to, co rozumiemy pod pojęciem sztuki, a dopiero w drugiej kolejności pojawia się kwestia wolności tej sztuki.
Cenzurowani są ci, którzy sami się o to proszą?
To pan powiedział, ja nie chcę tak tego opisywać. W pewnych działaniach jednak, które ich autorzy określają jako artystyczne, ja dostrzegam cele nieartystyczne jako nadrzędne. Uważam, że środki wyrazu w sztuce muszą mieć całkowicie artystyczny charakter i cel, a wówczas wolność artystyczna powinna być nieograniczona.
Nie dostrzega pan żadnych działań ze strony władz – lokalnych i centralnych – które krępowałyby wolność wypowiedzi artystycznej?
Oczywiście nie możemy naśladować działań władz np. we Francji w czasach postimpresjonizmu, gdy ściągano ze ścian akty Modiglianiego. To jest jedna strona tego medalu, a druga jest taka, że sztukę często wykorzystuje się do bardzo brutalnej akcji politycznej, nierzadko mającej na celu niszczenie tożsamości grupowej, społecznej, narodowej itp. To są dla mnie różne zagadnienia. Czym innym jest „dulszczyzna” – żeby użyć tego myślowego skrótu – i nie wolno na nią pozwolić, a czym innym agresywne podważanie tożsamości, będące celem politycznym, a nie artystycznym.
Mam całkowicie odmienne zdanie w tej kwestii. Ale skoro jesteśmy już przy działaniach władz, to chciałem zapytać, jak to się stało, że ZPAP zostało włączone w organizację wspomnianej Ogólnopolskiej Konferencji Kultury. Tej części poświęconej sztukom wizualnym, która miała miejsce w Krakowie. Osoby związane z ZPAP nadały jej bardzo mocny ton. Otwierał ją pan Stanisław Tabisz, który, będąc rektorem krakowskiej ASP, jest również członkiem ZPAP.
W najbardziej naturalny z możliwych sposobów, jesteśmy przecież największym stowarzyszeniem zrzeszającym artystów w Polsce i posiadając licencję OZZ jesteśmy w stałej relacji instytucjonalnej z MKiDN, także jako naszym nadzorem. MKiDN zwróciło się do nas, uznając oczywistą przecież reprezentatywność ZPAP dla środowiska artystów plastyków, jak i do innych podmiotów, także przedstawicieli OFSW, choćby w osobie Hanny Wróblewskiej, dyrektorki warszawskiej Zachęty, z pytaniem o możliwość współdziałania w zakresie uczestnictwa w OKK. Byłem bardzo szczęśliwy, że pojawia się taka formuła i z wielką pozytywną energią przystąpiłem do działań w ramach tego projektu, oferując wszelkiego rodzaju pomoc. Dla organizatorów było oczywiste, że temat sztuk wizualnych powinien być omawiany w Krakowie, artystycznej stolicy Polski oraz w najstarszej Akademii Sztuk Pięknych… Nie byłem więc tym faktem ani przez moment zaskoczony. Pamiętajmy, że każdy z moderatorów, w tym także ja, pan rektor, pani Hanna Wróblewska, miał prawo do zaproszenia wybranych przez siebie panelistów, których obecność uważał za istotą dla wyczerpującego przedstawienia omawianego problemu. W prowadzonym przeze mnie panelu tylko jedna osoba była członkiem ZPAP, pozostałe to prezes Stowarzyszenia Antykwariuszy i Marszandów Polskich, prawnik specjalizujący się w prawie autorskim, niezależna, niezrzeszona artystka i przedstawicielka ZUS. Zatem fakt, że pan rektor do swojego panelu zaprosił dwóch przedstawicieli naszego stowarzyszenia, wynikał z jego prawa jako moderatora. Byłem bardzo zaskoczony, że niektóre środowiska uznały, że ich nie zaproszono, zwłaszcza związane z OFSW, tym bardziej że należąca do tej organizacji (przynajmniej jakiś czas temu) pani Hanna Wróblewska mogła przecież zaprosić do swojego panelu przedstawicieli Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej. To zależało wyłącznie od jej woli. Zresztą współprowadziłem ten panel, na którego kształt miała istotny wpływ pani Wróblewska – za co jej przy tej okazji bardzo dziękuję, ponieważ z mojej perspektywy to była bardzo dobra i merytoryczna współpraca. Oboje w twórczej wymianie poglądów zdecydowaliśmy się na taki, a nie inny kształt panelu. A jeśli chodzi o ZPAP, to jako stowarzyszenie reprezentujemy znaczącą część środowiska artystycznego i nasz udział w panelach proporcjonalnie odbijał nasz udział w życiu społecznym artystów w Polsce.
Celem OKK były „środowiskowa debata ukierunkowana na wypracowanie pozycji i przygotowanie rozwiązań do wdrożenia odpowiadających na najbardziej ważkie potrzeby artystów i organizatorów życia artystycznego w Polsce”. Jak te propozycje zostaną zebrane, według jakiego klucza i przez kogo?
24 listopada w Poznaniu rozpoczęła się druga tura konferencji w ramach OKK, które mają sumować i uszczegóławiać problematykę zarysowaną podczas pierwszej tury konferencji. Z własnej inicjatywy, nie pełniąc żadnej strukturalnej roli, uczestniczyłem w tym wydarzeniu. Nie będę też pełnił funkcji moderatora w całej drugiej serii konferencji OKK, będę natomiast panelistą spotkania, które jako moderator będzie prowadziła przedstawicielka Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej. Chcę przy tej okazji podkreślić, że w moim odczuciu podczas realizacji OKK wszystko było organizowane z najwyższą starannością i troską o reprezentatywność oraz efektywność tego szczególnie cennego projektu. Ta druga tura spotkań ma odbywać się do końca miesiąca, a po nowym roku ma odbyć się w Warszawie konferencja podsumowująca rozpoznane problemy i postulaty uformowane w dwóch pierwszych turach OKK. Wyobrażam sobie, że wówczas zostaną przedstawione konkretne już projekty zmian ustawowych.
Polskie prawo nie wyodrębnia aktywności twórczej w sposób systemowy i, co za tym idzie, nie interpretuje artysty jako człowieka pracującego na rzecz dobra społecznego. Istnieje zatem konieczność prawnego sformułowania statusu artysty.
Jakie problemy pana zdaniem domagają się rozwiązania przede wszystkim?
Uważam, że pierwszy cykl konferencji przyniósł oczekiwany rezultat, zebrano ciekawy materiał, konieczny do wnikliwego zdiagnozowania kluczowych dla środowisk artystycznych w Polsce problemów systemowych, za co należą się gratulacje pani Wandzie Zwinogrodzkiej, a także dyrektorowi Narodowego Instytutowi Fryderyka Chopina panu dr. Arturowi Szklenerowi, którego instytucja z ramienia ministerstwa pełniła funkcję operatora projektu. A jeśli chodzi o moje zdanie w sprawie najważniejszych do reorganizacji kwestii, to w pierwszej kolejności zwróciłbym uwagę na fakt, że polskie prawo nie wyodrębnia aktywności twórczej w sposób systemowy i, co za tym idzie, nie interpretuje artysty jako człowieka pracującego na rzecz dobra społecznego. Istnieje zatem konieczność prawnego sformułowania statusu artysty. Po drugie, co w wynika też z pierwszej konstatacji, system nie dostrzega, że artyści pracujący na etatach w instytucji, np. w filharmonii czy teatrze, nadal pozostają artystami zajmującymi się pracą twórczą. Trzecią istotną kwestią, która może nie wybrzmiała wystarczająco donośnie jest to, że artyści plastycy, ze względu na specyfikę obecnych rozstrzygnięć prawnych, nie posiadają możliwości tworzenie artystycznych związków zawodowych o charakterze takim, jaki jest możliwy w instytucjach. Jeśli nie jesteśmy związani pracą etatową z instytucją, nie możemy zatem jako artyści uczestniczyć w ustaleniach komisji trójstronnej. Związek zawodowy mogą tworzyć tylko pracownicy, tymczasem nie ma w Polsce instytucji analogicznych do filharmonii, gdzie powiedzmy 80% etatów posiadaliby plastycy. I przez to plastycy tracą rzeczywisty wpływ na kreowanie zmian legislacyjnych, które ich dotyczą, np. w zakresie ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych oraz przepisów podatkowych. A to jest niezbędne do tego, żeby ustawodawca mógł w pełni zrozumieć specyfikę tego rodzaju pracy, a więc także i to, że tworzący dzieła artysta nie jest bezrobotnym parającym się jakimś hobby, tylko człowiekiem pracującym na rzecz wzbogacenia rodzimej kultury. Jest to głębokie zakłamanie rzeczywistości, które spycha w rezultacie twórców na margines systemu społecznego. Te kwestie należy zmienić, żeby móc powiedzieć, że cele OKK zostały efektywnie zrealizowane. Oczywiście mówię to z pozycji reprezentanta środowiska artystów plastyków, wiedząc przecież, że w innych rodzajach aktywności artystycznej pojawiają się inne, specyficzne dla danej grupy artystów problemy. Tancerze na przykład muszą obecnie przechodzić na emerytury dokładnie w takim samym wieku jak każdy inny obywatel, co ze względu na charakter ich działalności artystycznej jest nienaturalne. Trudno przecież, żeby pięćdziesięcioletni tancerz nadal czynnie wykonywał swój zawód… To są absurdy wynikające z tego, że zapisy prawne nie uwzględniają w sposób wystarczający specyfiki aktywności artystycznej w ramach poszczególnych dyscyplin sztuki. Chciałbym żeby system prawny z równą starannością opisywał aktywność artystyczną, jak to robi w odniesieniu do działalności przedsiębiorczej czy rolniczej.
Zastanawiam się, czy MKiDN jest w stanie przeprowadzić reformę, która uwzględnia zmiany w obszarze należącym do kompetencji przynajmniej czterech innych ministerstw. Używa pan trybu kontrfaktycznego, mówiąc „moglibyśmy powiedzieć” albo „byłbym usatysfakcjonowany”. Czy ma pan wątpliwości co do skutków OKK?
Mam oczywiste wątpliwości czy to się uda, ponieważ zmiany, o których mówiłem wymagają współdziałania różnych ministerstw, a zatem decyzji na najwyższym szczeblu rządu. Sam Minister MKiDN nie jest w stanie dokonać koniecznych zmian, choćby był bardzo zdeterminowany. Muszą brać w tym czynny udział ministrowie reprezentujący Ministerstwo Finansów, Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, Ministerstwo Zdrowia, a pewnie jeszcze i kilka innych. Mając tego świadomość boję się oczywiście, że w efekcie naszej ogromnej pracy powstanie jedynie jakiś substytut. A jak to się żartobliwie mówi: prowizorka jest najtrwalsza. Cieszę się, że obecnie jest wola polityczna, aby dokonać zmian, której wcześniej nie było, ale czy ostatecznie uda się ich dokonać, tego rzecz jasna nie wiem, ponieważ główne decyzje nie ode mnie zależą.
Jakie jest pana stanowisko odnośnie do konkursów na stanowiska dyrektorskie?
Uczestniczyłem w kilku takich gremiach wybierających dyrektorów instytucji kultury i uważam, że tego typu formuła jest stosunkowo efektywna. Nigdy nie uczestniczyłem w konkursie, po którym miałbym głębokie poczucie niesprawiedliwości i niesłuszności wyboru. Zawsze dochowywano wymaganej staranności, wybierając najlepszych kandydatów spośród osób ubiegających się o stanowisko. Takie jest moje osobiste doświadczenie, choć wiem, że są sygnalizowane pewne problemy w tej procedurze, na przykład dotyczące prawa komisji konkursowej jedynie do rekomendacji, i być może te zgłaszane wątpliwości są zasadne. Skądinąd uważam, że zatrudnianie dyrektorów na trzy lata to zbyt krótki okres. Nowy dyrektor powinien mieć możliwość zaplanowania swoje pracy na wiele lat.
Znał pan wcześniej magazyn „Szum”?
Przyznam, że wcześniej nie znałem, ale przeglądałem ostatni numer i wydaje mi się interesującym pismem. Oczywiście prezentuje pewien ściśle określony punkt widzenia w obszarze kultury i sztuki, starając się w tym zakresie przedstawiać szeroką perspektywę zjawisk. Rozmawiałem o waszym piśmie z moimi kolegami czy koleżankami i dowiedziałem się, że niektórzy z nich je czytają. Zakładam też możliwość wymiany reklamy pisma „Szum” z naszym związkowym pismem „ArsForum”. Uważam, że powinniśmy o swoich środowiskach więcej wiedzieć, dlatego cieszę się, że zwrócił się pan z propozycją przeprowadzenia tego wywiadu. Chociaż artystów dzieli niemal wszystko w zakresie wykorzystywania środków wyrazu, a ogólnie ludzi kultury dzieli światopogląd i rozumienie sztuki, to jednak nie znaczy, że jako artyści nie mamy spraw wspólnych, jak choćby dobro naszej kultury.