Ředitel a zakladatel
Założyć instytucję, być dyrektorem, zmienić bieg historii sztuki to wyzwanie, któremu sprostało niewielu. To dzieło życia. Przywilej i obowiązek. Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, jak ciężka jest to praca i jak duża odpowiedzialność. Szefować instytucji, o którą się walczyło, dla której poświęciło się rodzinne życie, przyjaźnie i hobby. Kierować galerią, za którą człowiek dałby się pokroić. Być związanym z miejscem bardziej niż z rodzinnym domem. Ba! Traktować – galerię, biuro wystaw, muzeum – niczym jedyne, ukochane dziecko. Znać każdy zakamarek i potrafić rozpoznawać najdelikatniejsze nawet emocje malujące się na twarzy wiernej załogi od sprzątaczy po kuratorki. Do tego patosu jesteśmy przyzwyczajeni, takiego poświęcenia od urzędników sztuki oczekujemy, a nawet wymagamy. I nieważne, czy chodzi o muzeum stołeczne, czy prowincjonalne. Oddanie sprawie, które nam – narkomanom polskiej sztuki – wydaje się naturalne, z dystansu może wydawać się dziwne. Jednocześnie tak mało wiemy o nałogu i życiu codziennym uzależnionych.
Duet czeskich artystów, Lukáš Jasanský i Martin Polák, zaproszony przez Michala Kolečka, kuratora wystawy Rytmika ćwiczeń prezentowanej w 2011 roku w Małopolskim Centrum Kultury Sokół (d. BWA) w Nowym Sączu, stworzył składający się z 52 kolorowych zdjęć cykl Dyrektor i założyciel. Posługując się językiem fotografii dokumentalnej, Jasanský i Polák opowiadają o dniu z życia dyrektora instytucji kultury z niewielkiego, urokliwego byłego miasta wojewódzkiego. Oczywiście, sytuacja jest wzięta w cudzysłów. Wprawdzie dyrektor i artyści starają się zachowywać naturalnie, lecz konwencja fotografii reportażowej z każdym zdjęciem staje się coraz bardziej problematyczna. Fotoreportaż jest jakby żywcem wyjęty z regionalnego tygodnika, urzędowego biuletynu lub informacyjnej gabloty w ośrodku kultury; zbytnio przypomina zabawę w inscenizację lub ponure nawiązanie do socrealizmu. Patrząc na zdjęcia, widzimy, że każdy odgrywa swoją rolę, ale jakby nie do końca się w nią wczuwa. Każdy przywdziewa instytucjonalny kostium, ale wciąż coś uwiera, odstaje i wydaje się tak sobie przylegać do miękkiego ciała suwerena. Dyrektor Antoni Malczak jest uśmiechnięty, uczesany, elegancko ubrany, otoczenie i wnętrza regionalnego centrum kultury uprzątnięte i zadbane. Zaproszeni przez instytucję do udziału w wystawie artyści wykonują swoją pracę taktownie, pozwalając bohaterowi na przyjęcie odpowiedniej pozy i nie przeszkadzają w wykonywaniu prozaicznych czynności biurowych. Bohater cyklu jest typem idealnego dyrektora i założyciela, a artyści starają się wcielić w rolę fotografów doskonale zaangażowanych w realizację artystycznego projektu. Choć ubranie nie najlepiej leży na tytułowym bohaterze (jakby było skrojone na inną osobę), to wyczuwalna sztuczność przedstawienia wydaje się zamierzona i nadaje całości żartobliwy ton. Wszyscy chyba dobrze się bawią i w sumie „rytmika ćwiczeń” sprawia nam – widzom – autentyczną przyjemność.