„Psychoanimalja” Izabeli Chamczyk w Centrum Sztuki WRO
Izabela Chamczyk to artystka, która przyzwyczaiła już widzów do swoich “akcji” – a słowo „akcje” nie bez powodu obejmuję w cudzysłów, nawiązuję bowiem zarówno do aktów performatywnych, jak i do akcji w rozumieniu potocznym, jako niekontrolowanego zachowania wynikającego przede wszystkim z faktu bycia kobietą. To oczywiście jedynie językowa prowokacja, ale wydaje się, że nie stanowi nazbyt dalekiego odzwierciedlenia rzeczywistości. Sztuka Chamczyk jest emocjonalna – można wręcz stwierdzić, że jest taka na przekór panującym trendom skłaniającym artystów do intelektualnych rozważań, filozoficznych dygresji i formalnego minimalizmu. Artystka nigdy tego nie ukrywała i po raz kolejny wyjawia nieokiełznaną namiętność do wiwisekcji emocjonalnego życia ludzi w projekcie Psychoanimalja. Zaburzenia odzwierzęce, który na przełomie 2015 i 2016 roku zaprezentowało wrocławskie Atelier WRO Art Center.
Paradoks przyzwyczajenia, o którym wspominam w pierwszym zdaniu, polega na tym, że każdy, wybierając się na wystawę Chamczyk, jest przygotowany na najgorsze: artystka zamknęła już widzów w galerii na wzór Gracieli Carnevale, można więc czekać tylko aż każe nam wyskakiwać przez okna. Efekt zaskoczenia w przypadku twórczości Chamczyk zniwelowany jest zatem do minimum – może się przytrafić ewentualnie, gdy Iza wykombinuje coś nieprzewidywalnie nudnego. Zresztą, podobno krąży wśród warszawskich kuratorów pogłoska, że artystka-performerka, taka jak Iza (a w Polsce można je zliczyć na palcach jednej ręki), jest kimś niezwykle ryzykownym w ustabilizowanym, bezpiecznym świecie sztuki. Zatem jeśli chodzi o utrzymywanie z nią jakichkolwiek relacji, to najlepiej imprezowych, nie zaś powiązanych bezpośrednio z twórczością.
Izabela Chamczyk to jednak nie tylko emocjonalnie rozedrgana, a przez to fascynująca, kobieta, ale przede wszystkim artystka, która nie boi się radykalizmu i wciąż uparcie żyje ze swojej sztuki, choć nie jest to łatwe. W 2013 roku poszła na dwunastomiesięczną wojnę – z sobą samą, ale i z systemem sztuki – i od tej pory znacząco dojrzała i ukierunkowała swoje zainteresowania. To malarka, która do tej pory była głównie performerką, a która ostatnio zaczęła robić wideo, traktowane przez nią dotychczas jedynie jako dodatek do malarstwa. Efektem jest cykl sześciu filmów utrzymanych w konwencji filmu przyrodniczego, w których Chamczyk przygląda się zwierzętom i ich zachowaniu, doszukując się w nich zaburzeń psychicznych. Można te ich gesty i reakcje nazwać „odludzkimi”, jednak w kontekście zwrotu posthumanistycznego należałoby się raczej zastanowić nad wspólnotą doświadczeń psychosomatycznych u ludzi i u innych zwierząt. Wszak w kulturze ludzkie wynaturzenia sprowadzane są w sferę zwierzęcości i działania przeciwko naturze. Poza tym, analiza psychologiczna zwierząt wydaje się we współczesnej humanistyce, odchodzącej od antropocentrycznego paradygmatu, zabiegiem w pełni uzasadnionym.
Psychoanimalja to projekt powstały we współpracy z psycholożką, Renatą Iwaniec, oraz dziennikarką radiową, Agnieszką Obszańską. Przeanalizowawszy charakterystyczne czynności zwierzą,t takie jak rytmiczne kiwanie się flaminga w poszukiwaniu zdobyczy czy żwawe ruchy rzekotki, Iwaniec stworzyła portrety psychologiczne poszczególnych zwierząt. Obszańska natomiast wystąpiła w roli narratorki, która spokojnym, ciepłym głosem opowiada o kolejnych zaburzeniach niczym Krystyna Czubówna w telewizyjnych filmach przyrodniczych. Opowiada nam o ośle robiącym sobie wyrzuty z powodu swojego obżarstwa, o mechanizmach zbiorowego szaleństwa w roju much, o neurotycznej potrzebie miłości u kaczek, o przygnębieniu żaby. My zaś słuchamy i trochę się śmiejemy z tych biednych, pokiereszowanych przez życie postaci, by po chwili zdać sobie sprawę z absurdalnych konotacji ze strachami siedzącymi w naszych własnych głowach.
Koncepcja Psychoanimaljów oparta jest na ezopowej tradycji i zasadza się na wykorzystaniu zabiegu antropomorfizacji zwierząt celem ukazania cywilizacyjnych chorób, jakie współcześnie dręczą ludzkość: depresji, bulimii, schizofrenii. W przewrotnej narracji artystka projektuje na potencjalnie zdrowe zwierzęta swoje własne lęki, które są odzwierciedleniem uniwersalnego lęku współczesności przed psychozą. Jednocześnie, zwierzętom zostaje przypisana zostaje podmiotowość – poprzez użyczenie im głosu przez artystkę i Michała Orzechowskiego, których monologi są niczym głosy w zwierzęcych głowach. Pojęcie zwierzęcia zostaje tutaj rozszerzone, ale być może jest to po prostu jego ugruntowanie jako autonomicznego bytu, tożsamego z bytem ludzkim. Artystka, być może nieco nieświadomie, wkracza tym samym na grunt rozważań o relacji człowiek-zwierzę w sztuce, udowadniając niestety, że taka relacja zawsze będzie relacją nierówną i opartą na dominacji i władzy tego pierwszego. Zwierzę jest elementem ludzkiego działania i jest w nim całkowicie poddane człowiekowi – widoczna w odbiciach szyb kamera artystki tylko podkreśla tę dzielącą nas „niewidzialną” granicę.
Mimo to, widoczna jest w tej realizacji próba opisania spersonifikowanych zwierząt widocznych na filmach i zezwierzęconych ludzi, do których odwołuje nas szczegółowa analiza chorób psychicznych, na tym samym ontologicznym poziomie. Ów zabieg zniesienia podziałów gatunkowych i zakwestionowanie spójnej definicji człowieczeństwa mieści się w duchu posthumanizmu. Wydaje się to tym bardziej interesujące z perspektywy wiedzy, jaką dzisiaj posiadamy na temat zwierząt i ich psychiki. Jak pokazują nam w swoich książkach badacze zajmujący się behawioryzmem, tacy jak Marc Bekoff, Jeffrey Moussaieff Masson czy Virginia Morell, bogate życie emocjonalne, a w związku z tym dolegliwości z nim związane, nie są jedynie domeną ludzi. Zwierzęta cierpią, doświadczają straty, traumy, różnego rodzaju neuroz, podobnie jak umieją cieszyć się, kochać i tęsknić. Z łatwością można sobie zatem wyobrazić, że zwierzęta w zoo – a zostały one przez Chamczyk sfilmowane w zoo warszawskim – posiadają różnego rodzaju choroby psychiczne, które pozostają nie zdiagnozowane.
Efekt wielopoziomowej narracji – w filmach słyszymy narratorkę (Obszańska), ale też głosy pochodzące od zwierząt (Chamczyk i Orzechowski), które ze sobą rozmawiają, zaczepiają się, prowadzą rozważania o naturze istnienia – jest prześmiewczy i niemal komiczny, zupełnie jakby artystka dystansowała się od swojej rozbujałej emocjonalności, którą dotąd wyrażała w zawoalowanych tytułach obrazów i w epatowaniu ego podczas swoich performansów-„akcji”. Taki efekt to oczywiście odczucie niezwykle subiektywne, zrodzone w percepcji kogoś, kto uważa się za jednostkę stosunkowo zdrową, która tylko sporadycznie mówi sama do siebie i miewa stany niewytłumaczalnej melancholii. Zakamarki psyche są jednak nieodgadnione i tę niepewność odzwierciedlać miała scenografia wystawy, na której filmy zaaranżowane zostały w dwóch małych pomieszczeniach podzielonych dodatkowo na mniejsze sekcje za pomocą owiniętych czarną folią ścianek.
Monika Bakke pisała, że sztuka nie jest ilustracją problematyki związanej z posthumanizmem, a co za tym idzie, z zagadnieniem biotransfiguracji, „ale polem badawczym i eksperymentalnym dla transgatunkowych kontaktów cielesnych”. W pracy Chamczyk ten kontakt odbywa się na poziomie psychicznym, ale i fizycznym – widz wkracza do zaciemnionych pomieszczeń i musi poruszać się w dziwnie małych boksach, aby zobaczyć ukryte w nich filmy, a także pochylać się, aby przyjrzeć się mniejszym projekcjom umiejscowionym tuż przy podłodze. Śmieszność rozemocjonowanych zwierząt okazuje się wtedy jedynie naszym własnym, dość wątłym przecież, wyobrażeniem o psychice w ogóle, a fachowe opisy dolegliwości i objawów przypisane do konkretnych zaburzeń stają się jedynie kolejną próbą uporządkowania rzeczywistości.
Chamczyk w Psychoanimaljach, mimo sugestywnego „ja” w tytule, wykracza daleko poza siebie i swoją psyche – może dzięki temu, że realizacja ta jest dziełem zbiorowym, jest w niej siła o wiele większa niż ta przypisywana subiektywnym odczuciom. Projektując emocje na zwierzęta i z powrotem na widza, Chamczyk zrzuca z siebie klątwę ultra emocjonalnej kobiecości na rzecz kobiecości poszukującej odniesień w złożonym świecie natury – poprzez przesycone niecenzuralnymi słowami monologi, które wypowiada w imieniu żółwi, koników morskich i papugi. Trzeba przyznać, że udaje jej się to wyśmienicie i – o dziwo, proszę Państwa – myślę, że udaje jej się zaskoczyć nawet najbardziej zblazowanego odbiorcę. Nie jest wcale nudno, ale nie jest też histerycznie (i nie musimy się bać, że zostanie naruszona nasza cielesność, może jedynie psychika). Ostatecznie, Izabela Chamczyk okazuje się być niewiele groźniejsza od lgnącej do światła muszki, a jej najnowsza realizacja wciąga bardziej niż film z Davidem Attenborough, opowiadającym o wyjątkowości świata natury.
Magdalena Zięba
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Izabela Chamczyk
- Wystawa
- Psychoanimalja
- Miejsce
- Centrum Sztuki WRO
- Czas trwania
- 18.12.2015 - 31.01.2016
- Fotografie
- Michał Kielan
- Strona internetowa
- wrocenter.pl