„Przyjdzie noc” Krzysztofa Kowalczyka w Miejscu przy Miejscu 14
Jest taki wiersz – „przeciw nocy” i brzmi tak: „Przyjdzie noc”. Przyjdzie, więc jej nie ma. Czas przyszły użyty w wierszu przewrotnie definiuje nas w ‘teraz’, a teraz nie ma nocy. To dobrze? Symbolika nocy jest gotycka, funeralna. Granica między dniem i nocą jest granicą między sacrum a profanum. Oddziela demoniczny czas chaosu od porządku świeckiego życia. Znane od nieznanego. Noc to lakuna – wyrwa w tekście. Nocą wojska przejmują rządy, a wrogie rządy władzę. Nocą najtrudniej nam odsunąć myśl o śmierci. Nawet nasza fizjologia jest przeciw nocy. Nie widzimy, więc jesteśmy bezbronni. Literatura, sztuki wizualne, muzyka łatwo potwierdziłyby tę pierwszą, najprostszą refleksję, za którą musi przyjść druga: wszystko, co przynosi noc, jest ciekawsze, bardziej ekscytujące, odmienione. A nasza słabość jest przyjemna; pragniemy jej ulec. Pozwala nam na to noc.
Noc na zdjęciach Krzysztofa Kowalczyka prowokuje dezintegrację i jednocześnie nobilituje ją jako dysharmonię, zawsze ciekawszą od harmonii. Noc Kowalczyka to archiwum naszej inercji, entropii dążeń: fotograf odnotowuje wszystko, co zaczęte i porzucone, ledwo zaznaczone w przestrzeni, a już opuszczone. Interesują go rzeczy, które stały się albo zaraz staną się niepotrzebne. Z dnia na dzień zyskały status śmiecia, figury niczyjej. Zwykle miasto wypycha je dyskretnie na przedmieścia albo na wysypiska. Te tutaj jeszcze nie zdążyły się wyszumieć, a może jeszcze ich nie namierzono, nie sprzątnięto. Kowalczyk identyfikuje moment, w którym zmienia się status przedmiotu: z rzeczy pożądanej staje się rzeczą zbędną. Pokazuje smutek, jaki czujemy, patrząc na to, co straciło dla nas wartość: zaniedbane rzeźby, prowizoryczną, funkcyjną architekturę. Wpuszcza nas za kulisy i wreszcie możemy obejrzeć zmęczonego aktora, jego biedę, ból wypisany na twarzy, wyblakły kolor pod szminką. Aktorem jest miasto; podglądane – ujawnia swoją wątłą, niestabilną strukturę.
Kowalczyk wie, że to dowód zaufania, i potrafi się nocy odwdzięczyć: odkrywa i egzorcyzmuje miejsca, w których najpełniej wyraża się noc. Układy przedmiotów, roślin, elementy architektury, które zasysają materię, stają się kulminacjami emocji i znaczeń. Pozbawione rysów, zatarte, niedoskonale piękno jest co do zasady ciekawsze. Piękno nocy to uniwersum tajemnicy (jak przy nim blednie dosłowność dnia!). Pisano o piętnach i stygmatach, że pośredniczą między kreacją, a destrukcją. Kowalczyk tak rozumie język nocy, jej „lekcje ciemności”.
Widzimy obszary heterogeniczne, pozbawione granic, niczyje, jakby ciemność odbierała własność – jakby noc zrównała byty ze sobą. Zdeklasowane przedmioty, budynki, fragmenty miasta przestają być dystynktywne: mrok trawi wszystko. Pozbawia konturów, ujednolica. Kowalczyk tworzy swoje własne imaginarium, ale nie oddziela nas od niego, przeciwnie – sugeruje, że to nasz wspólny świat, że wszystkim nam zdarza się zmęczenie, smutek, bezsenność. Że znamy noc, która jest pośrednikiem między życiem i śmiercią, pasem transmisyjnym tego, co niejasne, irracjonalne, sprzeczne i nieświadome. A co czasem uzyskuje kształt unikalnych, zaskakujących porządków, nowych gramatyk, które ujawniają się w obiektywie fotografa. Noc nam coś daje, nie tylko odbiera:
„Coś jest pod nocą, pod piwnicą coś. / Ostateczna dojrzałość”. Ktoś, kto chce na potrzeby towarzyskiej dyskusji udowodnić perwersyjność Francuzów, może podać za przykład słowo nuit – noc. We wszystkich znanych mu ze słyszenia językach słowo to ma schyłkową kodę: noc, night, nacht. Inaczej mówiąc, zazwyczaj kończąca, zamykająca kadencja – tu wznosi się w figlarnej antykadencji. Tylko we francuskim noc nas o coś pyta, zachęca do akcji, otwiera się na nas. Czegoś chce. Ta lingwistyczna manipulacja, ten komparatystyczny humbug bawi się co prawda brzydko narodowymi stereotypami, ale w gruncie rzeczy przypadkiem pokazuje, jaką siłę może mieć szukanie znaczeń, które zaczyna się od odwracania porządków, kontestowania zasad, szukania niepewności. Punktem dojścia może być w tej zabawie rodzaj przewrotnej psychomachii: światło jest źródłem świata, ale każdą z bitew wygrywa noc.
Kowalczyk podbija dezintegrację, zaburzenie koloru i konturu, zmianę percepcji, którą przynosi noc: używa aparatu kompaktowego i przeterminowanych filmów negatywowych. Starzejąca się, pracująca w nieprzewidywalnym trybie emulsja i niewydolny flash aparatu dają efekt niespodziewanej malarskości. Obraz jest płaski, detal gubi się. Niebieskie, zielone, czerwone dominanty i duże, gęste ziarno przesuwają zdjęcia w kierunku abstrakcji. Czerń, która jest domyślnym tłem, staje się dynamiczna, zmienna. Oto noc przepuszcza ciemny błękit i zieleń, otwiera nowe pola interpretacji. Próbuje nas silniej uwikłać. Jej idiomy są wciąż inne i dlatego wpływowe. Staje się Benjaminowskim fetyszem, który chcemy mieć, poznać. Byle w innym znaleźć coś, co będzie nowe.
Fotograf eksperymentuje z filmami różnych marek. Niektóre są stare, wadliwe. Ale kiepska jakość materiału wyjściowego staje się atutem, punktem wyjścia do pracy na kolejnym etapie procesu powstawania dzieła sztuki. Umożliwia artyście wprowadzenie własnej interpretacji barwnej i tonalnej przy obróbce zdjęcia. Jakiś czas temu Kowalczyk zamówił cztery negatywy Kodaka z 1980 roku. Po ich wywołaniu okazało się, że na żadnym nie utrwalił się ani jeden z fotografowanych obiektów. Na całej długości rolki pojawiły się za to pomarańczowe koła. W ten sposób zdjęcie staje się nośnikiem symboli podpowiadanych przez dewastujący czas i idącą za nim dysfunkcję. Odkryciem jest piękno, o które tak trudno w tym punkcie na osi.
Agnieszka Wolny-Hamkało
Przypisy
Stopka
- Osoby artystyczne
- Krzysztof Kowalczyk
- Wystawa
- Przyjdzie noc
- Miejsce
- galeria Miejsce przy Miejscu 14, Wrocław
- Czas trwania
- 8.08–27.09.2019
- Osoba kuratorska
- Łukasz Rusznica
- Strona internetowa
- facebook.com/MiejscePrzyMiejscu